Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mięta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mięta. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 stycznia 2018

Coleslaw z czerwonej kapusty i buraków


Coleslaw to imprezowy hicior o czym przekonałam się już wielokrotnie. Dzisiaj założyłam różowe okulary i postanowiłam nadać mu trochę więcej koloru niż zwykle. W misie wylądował burak z czerwoną kapuchą, razem utaplali się w majonezie i mleku kokosowym. Wydaje mi się, że to już całkiem wybuchowa mieszanka, ale do prawdziwej eksplozji smaku potrzebny był jeszcze granat!
Przyjemnie czasem poczuć miętkę, więc dodałam jeszcze trochę zielonego. Różówy Kolosław wygląda i smakuje kapitalnie, więc od razu sugeruję nałożyć podwójną porcję!

Coleslaw z czerwonej kapusty i buraków
  • 400 g czerwonej kapusty
  • 300 g tartych buraków*
  • mała czerwona cebula
  • 4 łyżki majonezu
  • 4 łyżki mleka kokosowego lub jogurtu
  • soku z 1/2 pomarańczy (u mnie z czerwonej)
  • ząbek czosnku
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • pestki granatu
  • świeża mięta
  • sól, pieprz
  1. Kapustę drobno siekamy, mieszamy z tartymi burakami. Dodajemy posiekaną w kosteczkę cebulę, chilli i przeciśnięty przez praskę czosnek.
  2. Dodajemy majonez, mleko kokosowe, sok z pomarańczy, sól, pieprz. Całość dokładnie mieszamy, w razie potrzeby doprawiamy.
  3. Tak przygotowaną surówkę odstawiamy na 20 minut, aby się "przegryzła".
  4. Serwujemy z pestkami granatu i miętą.
* Buraka owijamy w folię aluminiową i pieczemy 40 minut w 200 stopniach. Następnie obieramy i ścieramy na tarce. Mogą to być także ugotowane buraki, ewentualnie gotowe "ze słoika".

 Tosia

środa, 18 maja 2016

Orzechowe gratin z kalarepy


Jeśli po odwiedzinach w warzywniaku słyszycie wewnętrzny krzyk "O rety! Cóż mam zrobić z kalarepy?" - to przychodzę z pomocą :)

Świeżą kalarepę oczywiście fantastycznie sobie pochrupać, ale można z niej wyczarować znacznie więcej. Rok temu robiłam z niej delikatny krem, przepisu teraz nie podam, ale myślę, że możecie ją pokroić i potraktować dokładnie tak samo jak Śliwka we wczorajszym przepisie na szparagowy krem. Kalarepa zastąpiła także świeżego ogórka, którego hejtuje Paweł i tym sposobem powstało tzatziki, które było świetnym dodatkiem do mielonych w chrupiącej panierce i parmezanowego puree ziemniaczanego (swoją drogą właśnie nabrałam ochoty na mielone!). Polecam także dodać ją do curry jak w tym przepisie w wersji z dorszem.

Kalarepkowych eksperymentów nie zabraknie i w tym roku. Co prawda "Sezon na" mamy we wtorek, ale teraz każda wizyta w warzywniaku jest tak ekscytująca, że sezonowe przepisy na blogu będą tak naprawdę pojawiały się w prawie każdym wpisie. Trzeba się nimi nacieszyć, póki są!

Postanowiłam potraktować plastry kalarepy jak ziemniaki, które sposobem francuskim zapieka się z kremówką, masłem, gałką muszkatołową. Pod  nazwą "gratin" i podobną metodą można także przygotować inne warzywa, kiedyś robiłam tak buraki z fetą i pestkami dyni.

Dziś sobie wymyśliłam kalarepę, jednak zamiast kremówki sięgnęłam po schłodzone mleko kokosowe (można powiedzieć, że "śmietankę"). Wymieszałam ją z masłem orzechowym, sokiem z cytryny, dodałam posiekany czosnek i masą zakryłam kalarepę. Piekłam 25 minut, aby plasterki zmiękły, ale pozostały wciąż jędrne. Aby danie nie było nudne, dodałam chrupiącej tekstury za sprawą prażonych orzeszków ziemnych, do tego listki mięty, posiekany koperek i uczta dla miłośników kalarepy gotowa!



Orzechowe gratin z kalarepy/ 2-4 porcje
  • 2 kalarepy
  • 2 łyżki masła *
  • 165 g schłodzonego mleka kokosowego
  • 2 łyżeczki masła orzechowego
  • 1/2 łyżeczki syropu klonowego
  • sok z 1/2 cytryny
  • posiekany ząbek czosnku
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • sól, pieprz
  • Dodatki:
  • 4 łyżki orzechów arachidowych
  • 2 łyżki posiekanego koperku
  • listki świeżej mięty 
  1. Kalarepę obieramy i kroimy w plastry (liście warto zachować!). 
  2. Żaroodporną formę smarujemy łyżką masła i układamy na około plastry kalarepy.
  3. Schłodzoną (gęstą) śmietankę kokosową mieszamy z masłem orzechowym, sokiem z cytryny, syropem klonowym, chilli i czosnkiem. Przyprawiamy solą i pieprzem do smaku. 
  4. Wykładamy masę na kalarepę zakrywając je dokładnie, zostawiamy w kilku miejscach maślane wiórki i wstawiamy formę do rozgrzanego piekarnika.
  5. Zapiekankę pieczemy w 200 stopniach przez 25 minut.
  6. W tym czasie na suchej patelni prażymy orzechy.
  7. Upieczone gratin z kalarepy posypujemy orzechami, koperkiem i listkami mięty. Serwujemy na ciepło lub na zimno.
* W wersji wegańskiej wystarczy masło zastąpić olejem kokosowym.
Tosia

wtorek, 19 kwietnia 2016

Sezon na rabarbar: Strir fry z rabarbarem, wołowiną i granatem


Ah, właśnie dla takich chwil warto było rozpocząć nowy cykl na blogu. Wiosna coraz bardziej się rozkręca, a dzięki temu na straganach i na naszych talerzach robi się piękniej. W tym tygodniu już w niektórych warzywniakach można natrafić na różowo-zielonkawe łodygi, ale także botwinkę i szparagi!

Wróciłam z całą trójką do domu i miałam problem, które warzywo ma dziś zostać bohaterem. Zapytałam nawet Was na Instagramie (@tochabrcoha) czy zrobić botwinkową lemoniadę, stir fry z rabarbarem, czy pieczone szparagi z jajkiem w koszulce i cytrynowym aioli lub kolendrowym sosem holenderskim. Zdania były podzielone, pewnie prędzej czy później zrobię wszystko, ale o dziwo w tym rozdaniu wygrał niespodziewanie rabarbar!

Rabarbar najczęściej występuje pod maślaną kruszonką, na kruchych spodach i w domowych kompotach. To świetnie połączenia, ale gdy pierwsze łodygi trafiły do mojej torby, jakoś nie miałam ochoty na deser. Wymarzyłam sobie za to orientalny chutney o słodko-kwaśnym posmaku.

Chutney fantastycznie komponuje się np. z wołowym burgerem, serami, czy krewetkami. Idąc dalej tym tropem, pomyślałam, że można by wykorzystać rabarbar do stri fry z woka, więc ciesze się, że pomysł się spodobał!

Patrząc na danie może i nie widać głównego bohatera, ale jest nim jak najbardziej rabarbar, który w połączeniu z syropem klonowym i limonką tworzą smak przewodni dania. Przygotowanie potrawy zajmie sprinterom może nawet kwadrans, ale żeby nie skłamać powiem, że 20 minut.

Wystarczy podsmażyć szalotkę, czosnek, imbir, chilli, dodać rabarbar pokrojony w słupki, potem syrop klonowy (miód też się nada), limonkę, sos rybny (można zastąpić syropem klonowym). Potem już tylko cieniutko pokrojona wołowina (rostbef, antrykot lub polędwica) i makaron ryżowy. Na koniec danie posypujemy pestkami granatu oraz świeżą miętą i możemy rozkoszować się lekkim, wiosennym obiadem :) To tak naprawdę kilka prostych składników, a danie jest kompletne i już nic więcej do szczęścia mu nie potrzeba.

Ps. W wersji wege proponuję tofu lub ser halloumi.



Strir fry z rabarbarem, wołowiną i granatem/ 2 porcje
  • 2 ząbki młodego czosnku
  • łyżka posiekanej papryczki chilli
  • 2 cm korzenia imbiru
  • 2 szalotki lub mała cebula
  • 150 g rabarbaru (1,5 łodygi)
  • 250 g rostbefu lub innej wołowiny (np. polędwicy lub antrykotu)
  • łyżeczka świeżo startej skórki z limonki
  • sok z limonki
  • łyżka sosu rybnego (można zastąpić sosem sojowym)
  • 50 ml syropu klonowego (czyli kilka łyżek, można zastąpić miodem)
  • 1/2 owocu granatu
  • świeża mięta
  • łyżka oleju kokosowego/masła klarowanego/oleju roślinnego
  • 100-150 g makarony ryżowego
  1. Makaron ryżowy przygotowujemy według instrukcji na opakowaniu, gotowy zostawiamy na sicie.
  2. W woku rozgrzewamy olej kokosowy, wrzucamy posiekane chilli, czosnek, imbir, szalotkę. Podsmażamy niecałą minutę.
  3. Wrzucamy rabarbar pocięty na słupki, zwiększamy ogień i podsmażamy 2 minuty.
  4. Dodajemy skórkę z limonki, sok z limonki, sos rybny i syrop klonowy. Całość karmelizujemy ok. 3 minuty.
  5. Wołowinę kroimy w drobne plasterki i wrzucamy do woka. Przyprawiamy solą i pieprzem, smażymy ok. 5 minut, aż mięso się zetnie.
  6. Na koniec próbujemy dania, w razie potrzeby przyprawiamy dodatkowo sokiem z limonki, syropem klonowym lub solą.
  7. Wrzucamy przygotowany makaron ryżowy i krótko podsmażamy jedynie do połączenia składników.
  8. Połowę granatu trzymamy nad miseczką i stukamy drewnianą łyżką, aby wyleciały pestki.
  9. Danie podajemy z cząstkami limonki, pestkami granatu i świeżą miętą.
 Tosia

czwartek, 24 września 2015

Obiady czwartkowe #18: Kurczak w sosie słodko-kwaśnym z ananasem i cynamonem


 To nie tak miało być! Dzisiaj na "burczy" miały debiutować pierogi z kaszanką, masłem jabłkowym i sałatką miętową, niestety zabrakło mi czasu. Danie na pewno jeszcze przygotuję, może za 2 tygodnie, bo za tydzień czwartkowy dyżur Śliwki :)

Nic jednak straconego, na blogu nie będzie pustki, ponieważ dwa dni temu sfotografowałam w razie czego swój szybki obiad. Chętnie podzielę się przepisem, ponieważ jest niczego sobie!

Wstyd się przyznać, ale kurczak w sosie słodko-kwaśnym to jedno z moich ulubionych dań, mniej więcej sprzed 10-15 lat. Właściwie to nic wstydliwego, to niezwykle smaczne danie, ale w tamtych czasach przygotowywałam je zazwyczaj ze słoika, czyli korzystałam z gotowego sosu. Korzystanie z tego typu gotowców to zdecydowanie siara, bo o wiele smaczniej i zdrowiej można je przygotować samodzielnie. Na szczęście z czasem gdy pięłam się w nabywaniu nowych umiejętności kulinarnych, zaczęłam go robić sama i to szybko zrozumiałam :)

Do dania podchodzę z lekkim sentymentem i od czasu do czasu nabieram ochoty na słodko-kwaśne smaczki. Kiedyś wykorzystywałam do tego ananasa z puszki, a cały sos zagęszczałam zupełnie niepotrzebnie mąką ziemniaczaną (przepis z 2011 roku). Teraz już nie robię takich rzeczy, sięgam po świeży owoc i eksperymentuję ze smakiem np. dodając do dania jeszcze szczyptę cynamonu. Wyszło super! Kurczaka serwowałam z podpłomykami na zakwasie, ale śmiało można do tego wykorzystać ryż/makaron ryżowy lub tortille.

Ps. Tak, będę monotematyczna i ostatni raz przypomnę o głosowaniu, które trwa do północy. Będę wdzięczna jeśli ten ostatni raz kliknięcie tutaj i na mnie zagłosujecie. Z góry dziękuję :)

Kurczak w sosie słodko-kwaśnym z ananasem i cynamonem/  (3-4 porcje)
  • 3 pojedyncze piersi kurczaka
  • cebula
  • ząbek czosnku
  • 2 cm korzenia imbiru
  • 1/2 papryczki chilli
  • papryka
  • marchewka
  • 1/3 świeżego ananasa
  • puszka pomidorów
  • 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
  • pomidor (opcjonalnie)
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • łyżeczka sosu ostrygowego
  • łyżeczka sosu rybnego
  • 2 łyżki octu ryżowego lub sok z limonki lub sok z 1/2 cytryny
  • 2 łyżki miodu
  • 1/4 łyżeczki cynamonu
  • łyżeczka ostrej papryki
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • sól, pieprz
  • mięta, kolendra
  • podpłomyki/ryż/makaron ryżowy
  • 2-3 łyżki oleju roślinnego
  1.  W woku rozgrzewamy łyżkę oleju. Wrzucamy posiekaną w piórka cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek, posiekany imbir i chilli. Chwilę smażymy.
  2. Dodajemy posiekaną w kostkę paprykę oraz pokrojoną w pół-plastry marchewkę. Smażymy kolejne 3 minuty, po czym wrzucamy pokrojonego w kostkę ananasa oraz pomidora (opcjonalnie).
  3. W tym czasie mięso myjemy, osuszamy, oczyszczamy z błonek i kroimy w kostkę.
  4. Po ok. 2 minutach odgarniamy na bok warzywa i owoce, dodajemy dodatkową łyżkę oleju i wrzucamy mięso. Przyprawiamy solą, pieprzem, ostrą i słodką papryką, cynamonem. Podsmażamy chwilę.
  5. Następnie dodajemy sos sojowy, sos ostrygowy, sos rybny, ocet ryżowy i miód. Krótko karmelizujemy.
  6. Dodajemy puszkę pomidorów z koncentratem pomidorowym, zmniejszamy ogień i całość dusimy jeszcze ok. 7 minut.
  7. Na koniec próbujemy dania i w razie potrzeby przyprawiamy solą, ostrą papryką, octem ryżowym lub miodem. Podajemy z podpłomykami/ryżem/makaronem ryżowym.
Tosia

poniedziałek, 27 lipca 2015

Pieczona kukurydza z masłem czosnkowo-pistacjowym


Tegoroczne lato w Trójmieście jest wyjątkowo złośliwe. Budzę się  wcześnie rano, świeci słońce, zadowolona przebiegam kilka kilometrów w morskiej scenerii i liczę na piękny dzień. Kilka godzin później obserwuję szarugę przez okno, a wychodząc z domu znów nie mogę zapomnieć o parasolu. To nie tak miało być!

Rozpoczął się sezon kukurydziany i przypominam sobie, że rok temu pierwsze kolby zjadłam prosto z grilla, w trakcie wypadu pod namiot na Kaszuby. W tym roku na takie wyprawy trochę nie ma czasu, ale też pogoda do planowania biwaków nie zachęca.

Na poprawę humoru sięgam po kukurydziane kolby wierząc, że jeszcze zjem je tego lata w pełnym słońcu nad grillem.

Na szczęście w wersji domowej mam dwa sprawdzone patenty na kukurydzę: gotuję ją w wodzie z solą i cukrem lub marynuję np. w maśle czosnkowym i opiekam krótko w piekarniku. Dzisiaj wybrałam drugą metodę, a masło czosnkowe wzbogaciłam o miętę oraz pokruszone kawałki solonych pistacji, które przyjemnie podkręcają smak słodkawej kolby :)

Pieczona kukurydza z masłem czosnkowo-pistacjowym/ (3 szt.)
  • 3 kolby kukurydzy
  • 100 g miękkiego masła
  • 50 g obranych pistacji
  • łyżeczka miodu lub syropu z agawy
  • ząbek czosnku
  • garść świeżych listków mięty
  • szczypta soli, świeżo mielony pieprz
  1. Kukurydze obieramy z niteczek, a zewnętrzne liście zostawiamy i odwracamy je na drugą stronę kolby.
  2. W pojemniku malaksera umieszczamy masło, pistacje, miód, posiekany czosnek, zioła i przyprawy. Miksujemy krótko do połączenia składników, pilnując, aby kawałki pistacji nie zostały w pełni rozdrobnione.
  3. Masłem smarujemy kukurydze i kładziemy je na blasze. Wstawiamy do rozgrzanego piekarnika.
  4. Pieczemy przez 20 minut w 190 stopniach. 
  5. Po upieczeniu kładziemy na każdej kolbie jeszcze po łyżeczce kukurydzy i dekorujemy listkami mięty. Serwujemy na ciepło.
Tosia

poniedziałek, 13 lipca 2015

Kisiel wiśniowy z kardamonem i miętą


Mam wrażenie, że przed chwilą zaczął się czerwiec, a okazuje się, że mamy już połowę lipca! Raduję się latem, ale jednocześnie odczuwam pewnego rodzaju strach, że nie zdążę się nacieszyć wszystkimi sezonowymi produktami i wakacyjną atmosferą.

Na straganach i w warzywniakach można znaleźć obecnie tak wspaniałe dary natury, że aż trudno się ograniczyć do kilku owoców i warzyw. Po dzisiejszej wyprawie na pobliski ryneczek, wróciłam do domu między innymi z wiśniami. Już wczoraj pojawiły się u mnie na śniadaniu w formie chutney, a konkretnie na grzankach z camembertem (zdjęcie na Instagramie). A dziś przyszedł czas na prawdziwą wiśniową klasykę - KISIEL. Latem wszelkie opcje z proszku są moim zdaniem zabronione!

Domową wersję robi się naprawdę szybko, a można serwować praktycznie o każdej porze dnia. Na śniadanie z granolą i kaszą jaglaną, na obiad z makaronem jako owocową zupę, na podwieczorek zupełnie zwyczajnie, a na kolację z jogurtem i listkami mięty.

Poniżej szybki klasyczny przepis, który podkręciłam dodatkowo kardamonową nutą. Jeśli jednak nie przepadacie za specyficznym posmakiem tej korzennej przyprawy to można z niej śmiało zrezygnować :)


Kisiel wiśniowy z kardamonem i miętą/ (2-4 porcje)
  • 500 g wiśni z pestkami
  • 3-4 łyżki cukru
  • 2 i 1/2 szklanki wody (625 ml)
  • strąk kardamonu
  • łyżka soku z cytryny
  • 3 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
Dodatki:
  • granola
  • ugotowana kasza jaglana
  • mięta
  1. Wiśnie drylujemy i wrzucamy bez pestek do rondla. Zostawiamy 1/2 szklanki zimnej wody, resztą zalewamy owoce. Dodajemy cukier.
  2. Kardamon wrzucamy do moździerza, rozgniatamy, a otrzymaną przyprawę delikatnie ucieramy i dodajemy do wiśni. Gotujemy przez ok. 5 minut. 
  3. Do 1/2 szklani z wodą dodajemy mąkę ziemniaczaną, intensywnie mieszamy, aby nie powstały grudki.
  4. Do mącznej mikstury dodajemy 2 łyżki soku powstałego w trakcie gotowania owoców. Mieszamy i wlewamy go gotujących się wiśni.
  5. Całość gotujemy jeszcze przez ok. 2-3 minuty, w tym czasie cały czas mieszamy kisiel i pilnujemy, aby zgęstniał bez grudek.
  6. Kisiel podajemy na ciepło lub na zimno. Deser podałam z listkami mięty, granolą i kaszą jaglaną.
Tosia

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Salsa truskawkowa


Początek miesiąca nie zaczął się dla mnie idealnie, ale podobno mężczyznę nie poznajemy po tym jak zaczyna, a jak kończy. Panie Czerwcu, bądź łaskawy!

Przez ostatnie dni, skrzydeł dodawała mi na szczęście piękna pogoda, w końcu można było naprawdę zjeść lody dla ochłody, smarować spalony od słońca nos kremem i grillować na świeżym powietrzu do późnych godzin.

Grillowanie prawie zawsze biorę na serio, gdy ktoś rzuci hasło "grill" już tworzę w głowie listę rarytasów, które można położyć na rozgrzanym ruszcie. Nie zapominam też o dodatkach, ostatnio przygotowałam dwie orzeźwiające salsy, świetnie pasowały do grillowanych piersi kaczki, ale także klasycznego kurczaka.

Pierwsza z nich to moja ulubiona lekka sałatka, składa się głównie z pachnących (nareszcie!) pomidorów, soku i pestek z granatu. Druga powstała trochę spontanicznie, z tego co znalazłam pod ręką, ale okazała się być intrygującą kompozycją. Salsa zebrała pozytywne recenzje, dlatego postanowiłam podzielić się przepisem na blogu. Może ktoś będzie miał ochotę jej spróbować i zaskoczyć znajomych w trakcie grillowania.

Sekretem salsy jest połączenie truskawek z melonem, papryczką chilli, serem typu feta, granatem i miętą. Robi się ją szybko, ale potrzebuje chwili, bo najlepiej smakuje schłodzona.

Salsa truskawkowa
  • 200 g truskawek
  • 1/4 melona (u mnie miodowy - Galia, można wybrać inny)
  • 50 g sera feta
  • 1/2 owocu granatu
  • 1/2 papryczki chilli
  • listki świeżej mięty
  • 2 łyżki oliwy (wybrałam oliwę z dodatkiem chilli)
  • 2 łyżki syropu daktylowego/klonowego/melasy/syropu z agawy
  • świeżo mielony pieprz
  1. Umyte truskawki obieramy z szypułek i kroimy w ćwiartki lub plasterki, wrzucamy do miseczki.
  2. Kawałek melona obieramy ze skórki i kroimy w kosteczkę. Mieszamy z truskawkami.
  3. Granat umieszczamy nad miseczką i uderzamy drewnianą łyżką lub łopatką, aby wydobyć z owocu sok z ziarenkami.
  4. Dodajemy pokrojone w paseczki chilli, oliwę, syrop oraz pieprz, całość dokładnie mieszamy.
  5. Sałatkę chłodzimy minimum 30 minut w lodówce. Przed podaniem dekorujemy kostkami pokrojonej fety oraz świeżą miętą.
Tosia

środa, 10 grudnia 2014

Czekoladowy likier z miętą



Bardzo lubię przygotowywać prezenty, chociaż nie zamierzam udawać św. Antoniny i się przyznam - jeszcze bardziej lubię je dostawać :) Miło dostać drogocenny prezent o którym marzy się cały rok, chociaż uważam, że podarunki robione od serca mają znacznie większą wartość. Dlatego zawsze staram się robić dla bliskich osobiste i przemyślane prezenty, to może być własnoręcznie zaprojektowana książka kucharska, spersonalizowana gra planszowa, albo jadalny prezent.

W tym roku już po raz trzeci wzięłam udział w akcji Mikołajkowe prezenty, organizowanej przez Marysię z art attack. Zabawa inspirowana jest mikołajkowym losowaniem z czasów podstawówki i obiera się na podobnej zasadzie. Na podstawie 3 haseł miałam skomponować prezent dla zupełnie nieznanej mi osoby. Zasugerowałam się hasłem czekolada i przygotowałam paczkę z czekoladowymi przysmakami.

W zeszłym roku obdarowywałam znajomych domową cytrynówką oraz likierem przypominającym w smaku Baileys. W tym roku postanowiłam zaszaleć i zrobić czekoladowy likier z miętą, który był przy okazji jednym z moich podarków w tajemniczej paczce. Coś czuję, że jeszcze kilka takich butelek zrobię przed świętami.

Czekoladowy likier z miętą*
  • 150 g gorzkiej czekolady
  • 250 g mleka skondensowanego słodzonego
  • 150 ml śmietanki kremówki
  • 200 ml wódki
  • 3 łyżki ekstraktu z mięty/kropli miętowych
  • 1/2 łyżeczki mielonej kawy
  1. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej z 5 łyżkami śmietanki kremówki. Krótko studzimy.
  2. Do misy wlewamy mleko skondensowane, przestudzoną czekoladę, pozostałą kremówkę, mieloną kawę i ekstrakt z mięty.
  3. Powoli wlewamy wódkę i mieszamy trzepaczką. 
  4. Likier przelewamy do wyparzonej butelki. Przechowujemy w lodówce.
  5. Jeśli po schłodzeniu likier będzie za gęsty, rozcieńczamy go dodatkową kremówką lub mlekiem kokosowym.
*Inspiracja

Tosia

środa, 20 sierpnia 2014

Faszerowane kwiaty cukinii w cieście piwnym


O spróbowaniu kwiatów cukinii marzyłam od kilku lat. W dzisiejszych czasach wydaje się, że wszystko można kupić, jeśli posiada się pieniądze, ale okazało się, że nie jest to prawdą. Nadal istnieją produkty trudno dostępne, o których marzy prawie każdy kulinarny smakosz.

Gdy już się je zdobędzie, nadchodzi moment pewnej nieśmiałości wynikającej z szacunku do produktu.  I tysiąc myśli w głowie, jak go wykorzystać, aby nacieszyć się smakiem.



Z kwiatami cukinii wiążą się dwie historie. Akcja pierwszej z nich miała miejsce mniej więcej 10 lat temu, kiedy na balkonie w moim rodzinnym domu rosła cukinia. Pewnego dnia pojawił się na niej piękny kwiat, który zerwałam i włożyłam do wazonu. Po kilku dobach kwiat zwiądł i musiałam go wyrzucić.

Kilka lat później dowiedziałam się, że kwiaty te są jadalne, a wręcz prawdziwym przysmakiem. Poczułam ból, bo nie lubię wyrzucać jedzenia i obiecałam sobie, że pewnego dnia, gdy znów w moje ręce trafi kwiat cukinii, wykorzystam go w apetyczny sposób.



Rok temu kwiaty cukinii udało się kupić Śliwce. Była tak podekscytowana tym faktem, że przekładała ich przygotowanie z dnia na dzień. Tak bardzo chciała zrobić z nich coś fantastycznego, że pewnego dnia znalazła je w lodówce spleśniałe.

Gdy wczoraj rośliny trafiły w moje ręce, postanowiłam szybko je wykorzystać. Nie chciałam kombinować za bardzo, bojąc się, że znów się z nimi coś złego stanie, więc postawiłam na pierwsze skojarzenie.

Kwiaty nafaszerowałam ricottą z kozim serem, ziołami, skórką cytrynową i czosnkiem. Obtoczyłam w prostym cieście piwnym i krótko usmażyłam na patelni. Po szybkiej sesji fotograficznej w końcu usiadłam spokojnie przy stole i rozkoszowałam się chwilą. Warto było czekać.

Faszerowane kwiaty cukinii w cieście piwnym/10 sztuk
10 kwiatów cukinii
100 g ricotty
10 g (2-3 łyżki) tartego koziego sera lub parmezanu
mały ząbek czosnku
łyżeczka soku z cytryny
łyżeczka skórki startej z cytryny
kilka listków bazylii i mięty
sól, pieprz
olej roślinny do smażenia - kilka łyżek
Ciasto:
100 g mąki pszennej
100 ml piwa
1/2 łyżeczki soli
  1. Z kwiatów cukinii wykrawamy pręciki i płuczemy środki wodą. Następnie osuszamy ręcznikiem papierowym.
  2. W miseczce łączymy ricottę z tartym kozim serem, skórką i sokiem z cytryny, przeciśniętym przez praskę czosnkiem, porwanymi listkami ziół, solą i pieprzem.
  3. W drugiej miseczce łączymy mąkę i sól. Wlewamy powoli piwo i ucieramy ciasto trzepaczką, aby było lejące i bez grudek. W konsystencji powinno przypominać jogurt.
  4. Środki kwiatów faszerujemy po łyżeczce ricotty mniej więcej do połowy wysokości. Zamykamy kwiat i zanurzamy w piwnym cieście.
  5. Kwiaty smażymy na rozgrzanym oleju, po 2-3 minuty z każdej strony.
  6. Gdy ciasto będzie rumiane, odsączamy je z tłuszczu przy pomocy ręcznika papierowego i serwujemy na ciepło. 
Tosia

wtorek, 19 sierpnia 2014

Wtorek z kaszą #21: Jaglane tabbouleh



Szybki pomysł na kaszę? W okresie letnim świetnie sprawdzi się tabbouleh. Tę sałatkę klasycznie przygotowuje się z użyciem kuskusu, lub kaszy bulgur, ale ja jak zwykle stawiam na moją ukochaną jaglankę. Świetnie smakuje w towarzystwie świeżych, letnich warzyw, a dodatkowe orzeźwienie zapewni jej świeża mięta.

To już kolejna odsłona naszego cyklu "wtorek z kaszą", a ja nie mogę już zliczyć osób, które w tak krótkim czasie rozkochałam w kaszy. Znajomi z pracy przynoszą ją na obiad, a ja bezczelnie ich z kaszy objadam. Inna koleżanka błaga kaszę o litość, bo od tygodni nie jest w stanie zjeść nic innego. Niezmiernie mnie to cieszy! Jeśli jeszcze nie dołączyliście do "okaszałych", nie wahajcie się dłużej!

A teraz wybaczcie, zmykam na koncert Justina. Jeśli nie zobaczycie więcej moich przepisów, wiedzcie, że dałam mu się porwać i będę gotować już na zawsze tylko jemu:)

Jaglane tabbouleh (4 porcje)

-150 g kaszy jaglanej (waga suchej kaszy)
- 400 ml wody
- 4 porządne szczypty soli

- 300 g pomidorków koktajlowych
- 1 ogórek szklarniowy
- 7 rzodkiewek
- 15 g posiekanej świeżej mięty
- 15 g posiekanej świeżej natki pietruszki
- 40 g posiekanego szczypiorku
- 1 ząbek czosnku
- sok z połówki cytryny
- 1 łyżka miodu
- pół ostrej chilli (na przykład habanero)
- 3 łyżki oliwy
- sól
- pieprz

  1. Ugotuj kaszę w wodze z solą. Gotuj aż pochłonie całą wodę, przemieszaj i odstaw do ostygnięcia. 
  2. Pokrój pomidorki w ćwiartki, ogórka obierz ze skórki i poszatkuj.Wrzuć do miski. 
  3. Poszatkuj rzodkiewki i dorzuć do miski. 
  4. Dodaj posiekane zioła, przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku i posiekane chilli.
  5. Dopraw sokiem z cytryny, miodem, oliwą, solą i pieprzem. 
  6. Dodaj wystudzoną kaszę i wszystko dobrze wymieszaj. 
  7. Podawaj na zimno. 
Śliwka

czwartek, 10 października 2013

Tydzień z Lunchboxem #4: Sałatka w słoiku z komosą ryżową


Kolejna propozycja lunchowa powstała z myślą o osobach, dla których smaczne jedzenie idzie w parze z troską o zdrowie. Spożywanie dań, które są dla nas jednocześnie pokarmem dla ciała i duszy może być naprawdę przyjemne. Oczywiście pod warunkiem, że zostały przygotowane ze smakiem, a jest to możliwe.

Czwarty dzień cyklu Tydzień z LunchBoxem to idealny moment, by poruszyć temat sałatek. Na pewno znajdą się takie osoby, które od razu pomyślą sobie, że nie da się najeść sałatką, która nawet nie zawiera mięsa. Wszystko zależy od przyzwyczajeń żywieniowych i planu dnia, ale uwierzcie mi na słowo, że komosa ryżowa potrafi dodać skrzydeł!

Quinoa, czyli komosa ryżowa zwana jest też złotem Inków i Azteków, ponieważ była podstawowym pokarmem prastarego ludu. Obecnie przechodzi odrodzenie, bowiem zaczyna się robić popularna i być doceniana. Nic dziwnego, jest prawdziwym superpokarmem.
Wzmacnia i rozgrzewa organizm, wspomaga eliminację tkanki tłuszczowej, działa przeciwalergicznie, przeciwzapalnie i przeciwgrzybiczno.
Komosa zawiera też bardzo dużo białka (dlatego jest wskazana w diecie bezmięsnej), magnezu, żelaza (myślę, że jadł ją Popeye) oraz witaminy z grupy B. Do tego wszystkiego jest jeszcze bezglutenowa i zawiera więcej wapnia niż mleko!
Niestety nikt nie jest idealny, wadą komosy ryżowej jest dosyć wysoka cena, ale i tak staje na podium moich ulubionych superpokarmów razem z kaszą jaglaną.

Z quinoa można przygotowywać przeróżne dania, gotować z mlekiem kokosowym na śniadanie, podawać do mięsa na obiad, ale najbardziej kojarzy mi się z lekkimi sałatkami. Sałatki te można robić w podobny sposób jak te z kaszą jaglaną. , czy kuskusem. Wystarczy kilka ulubionych składników i pyszny dressing.


Sałatka z komosą ryżową/1-2 porcje
  • 150 g quinoa (komosy ryżowej) (ok. 3/4 szklanki)
  • woda (2 razy więcej niż komosy)
  • plaster imbiru
  • pomidor
  • 1/2 papryki
  • 1/2 owocu granatu
  • garść natki pietruszki
  • liście świeżej mięty (można pominąć lub zastąpić szczypiorkiem)
  • łyżka sezamu
  • łyżka nasion babki płesznik (można pominąć lub zastąpić siemieniem lnianym)
  • łyżka nasion słonecznika
  • sól
  • Dressing:
  • sok z 1/2 pomarańczy (50 ml)
  • łyżeczka skórki startej z pomarańczy
  • łyżeczka płynnego miodu
  • łyżka soku z cytryny
  • 50 ml oliwy 
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • kilka kropel tabasco (wersja pikantniejsza)
  • sól, kolorowy pieprz
Komosa ryżowa:
  1. Komosę ryżową wsypujemy do szklanki i przesypujemy do rondelka. Szklankę wypełniamy wodą podwajając jej ilość w stosunku do kaszy (na 150 g będzie to mniej więcej 1,5 szklanki płynu).
  2. Dodajemy 1/2 łyżeczkę soli oraz plaster imbiru. Gotujemy według wskazówek na opakowaniu, mniej więcej 7-15 minut. Następnie garnek przykrywamy pokrywką i odstawiamy jeszcze na kilka minut.
Sałatka i dressing:
  1. Pomidor i paprykę kroimy w drobną kostkę. Granat trzymamy nad miseczki i uderzając drewnianą łyżką wydobywamy ze środka pestki.
  2. W słoiczku lub miseczce mieszamy wyciśnięty sok z pomarańczy, sok z cytryny, miód, oliwę, słodką paprykę i tabasco (w wersji pikantniejszej). Słoik potrząsamy lub składniki dressingu mieszamy energicznie trzepaczką w miseczce. Całość przyprawiamy solą i pieprzem do smaku.
  3. Ugotowaną i ostudzoną komosę ryżową mieszamy z pomidorem, papryką, pestkami granatu, posiekaną natką pietruszki, listkami mięty i nasionami. Wlewamy dressing, wszystko dokładnie mieszamy i przekładamy do pudełka lub słoika.
  4. *Składniki sałatki można też ułożyć w słoiku warstwami i zalać dressingiem.
Tosia

czwartek, 19 września 2013

Butter chicken


Już kilka razy wspominałam na burczymiwbrzuchu, że nasi przyjaciele prowadzą blog podróżniczy Live a Life. Rok temu mieli nawet u nas gościnny wpis o trochę kontrowersyjnym temacie "Kulinarna podróż do Wietnamu, czyli jak smakuje mysz" - zainteresowanych smakiem myszy, węża i krokodyla zachęcam do lektury!

Niedawno wrócili z kolejnej wyprawy do Azji. Po raz drugi podróżowali po Indiach, przeżywając przygody i odkrywając hinduskie smaki na nowo. Zawsze, gdy wracają przepytuję ich ze szczegółami o popularne lub intrygujące dania i mogę liczyć na prezent w postaci przypraw. 
Po pierwszej wyprawie do północnych Indii i Nepalu nie byli zbyt oczarowani jedzeniem. Tym razem jednak zwiedzili południe, rozkoszując się na każdym kroku aromatycznymi, świeżymi owocami morza i chrupiącymi chlebkami naan prosto z pieca tandoor. W ich kulinarnych wspomnieniach nie zabrakło też popularnego dania - butter chicken.

Kilka minut po przywitaniu, usłyszałam pytanie kolegi o przepis na to danie. Obiecałam przygotować swoją wersję i tak też zrobiłam. 
Nie oszukujmy się, dania hinduskie nigdy nie będą smakowały tak jak w Azji, nawet mimo cudownych przypraw z tamtego świata. Dlatego nie będę twierdzić, że tak smakuje naprawdę, to po prostu moja interpretacja znanego dania, przystosowana do polskich warunków. 
Butter chicken podałam z domowymi chlebkami naan. Może nie smakują tak samo jak oryginalne z pieca tandoor, ale upieczenie ich domowej wersji w piekarniku jest naprawdę możliwe! 
Danie można również podać z ryżem.

Ps. Gdyby ktoś miał ochotę się skusić na ten przepis, ale przeraża go ilość przypraw, to służę pomocą w komentarach z czego można zrezygnować lub co, czym zastąpić.

Butter chicken/ 2-3 porcje
  • 0,5 kg mięsa z kurczaka (np. pierś, u mnie udka bez skóry i kości)
  • Marynata:
  • garść orzechów nerkowca
  • łyżeczka kuminu
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • łyżeczka płatków chilli (lub pieprzy cayenne)
  • łyżeczka mieszanki garam masala (tutaj podawałam przepis na domową przyprawę)
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 cm korzenia imbiru
  • łyżka soku octu ryżowego (można zastąpić sokiem z cytryny)
  • 80-100 ml jogurtu naturalnego
  • 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
  • sól, pieprz
  • Sos:
  • 2 łyżki masła klarownego (lub zwykłego)
  • 2 małe cebule (u mnie biała i czerwona)
  • ząbek czosnku
  • 2 cm korzenia imbiru
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • 2 strąki kardamonu
  • kora cynamonowa (lub 1/2 łyżeczki cynamonu)
  • łyżeczka kolendry
  • łyżeczka mieszanki tandoori masala (lub garam masala)
  • 2 pomidory
  • 80 ml śmietany 12% lub śmietanki kremówki 30%
  • sól, pieprz
  • limonka
  • garść orzechów nerkowca
  • chlebki naan (polecam domowe)
  • świeża mięta lub liście kolendry
 Marynata:
  1. Na suchej patelni prażymy orzechy nerkowca, kumin, kolendrę, płatki chilli, garam masalę. Po kilku minutach, gdy przyprawy zaczną wytwarzać intensywny zapach, przekładamy je do wysokiego moździerza. Dodajemy posiekany czosnek, imbir, ocet ryżowy, koncentrat pomidorowy i jogurt naturalny. Całość miksujemy blenderem na gładką pastę.
  2. Umyte i osuszone mięso kroimy w kostkę, przyprawiamy solą i pieprzem, zalewamy marynata i dokładnie mieszamy. Zamarynowane mięso wkładamy na noc do lodówki lub zostawiamy na minimum 30 minut.
Butter chicken:
  1. Rozgrzewamy patlnię z grubym dnem. Na maśle podsmażamy posiekaną w piórka cebulę. Po 3 minutach dodajemy posiekany czosnek, chilli i imbir. 
  2. Następnie płaską stroną noża miażdżymy strąki kardamonu i wrzucamy je na patelnię. Dodajemy korę cynamonową, kurkumę, kolendrę i tandoori masala. Składniki smażymy 2 minuty.
  3. Mięso odsączamy z marynaty i wrzucamy na patelnię, smażymy 5 minut, w połowie czasu przerzucając kawałki kurczaka na drugą stronę.
  4. Do wysokiego naczynia przekładamy pozostałą marynatę. Dodajemy pokrojone dwa pomidory i miksujemy blenderem na gładką masę.
  5. Marynatę dodajemy do mięsa, mieszamy i dusimy na średnim ogniu przez kolejne 5 minut. 
  6. Do miseczki ze śmietaną dodajemy kilka łyżek gorącego sosu pomidorowego. Dokładnie mieszamy i przelewamy na patelnię. Sos dusimy jeszcze chwilę.
  7. Gotowe butter chicken podajemy z ryżem lub chlebkami naan. Danie podałam dodatkowo z prażonymi orzechami nerkowca, limonką do skropienia oraz świeżą miętą (nie miałam kolendry).

Tosia

wtorek, 10 września 2013

Sałatka z kaszą jaglaną, granatem i miętą


Ostatnio zakochałam się po uszy! Moje życie uczuciowe nie zmieniło się wcale, ale do naszego mieszkania wprowadziła się nowa lokatorka - kasza jaglana. Przemycam ją do śniadaniowych puddingów, placuszków i sałatek.
To zdecydowana królowa wśród kasz, a oprócz tego, że jest niezwykle zdrowa, jest po prostu bardzo smaczna i stwarza wiele możliwości w kuchni.
Nie chcę nikogo zanudzać, tym bardziej, że nie jestem ekspertem, ale w wielkim skrócie chciałam wymienić jej walory zdrowotne.

Nigdy nie byłam na diecie, bo nie musiałam, ale staram się zdrowo odżywiać, dlatego słowo dieta kojarzy mi się ze stylem życia. Kiedy zapominam dbać o zróżnicowany jadłospis, najczęściej sięgam po pieczywo, mięsa, cukier i nabiał, czyli wszystko co kwasotwórcze, popijając to jeszcze dodatkowo kawą. To może prowadzić do kwasicy metabolicznej, co jest istotną przyczyną chorób nowotworowych.
Nie jestem w stanie zrezygnować z tych wszystkich rarytasów, dlatego w trosce o zdrowie, aby zachować harmonię spożywam kaszę jaglaną. Oprócz właściwości oczyszczających i odkwaszających, kasza ta zawiera szereg substancji mineralnych, witamin, a nawet lecytynę. Jest lekkostrawna, dostarcza sporo energii, do tego wszystkiego jeszcze zalecana jest w diecie bezglutenowej. Jednym słowem - samo zdrowie!

Najłatwiej przekonać się do jej jedzenia, robiąc pyszne danie. Dzisiejsza sałatka poza kaszą zawiera też sporo innych i wartościowych dla zdrowia składników. Najważniejsze przy tym, że jest przepyszna.
Na talerzu znajduje się także roszponka, pomidor, rzodkiewka, papryka, zamarynowana w soku z cytryny cebula, mięta, ziarenka granatu i ziarna prażonego słonecznika. Całość polana miodowo-limonkowym dressingiem. Mam nadzieję, że nie muszę Was dłużej namawiać do jej spróbowania.

A jeśli zachęciłam Was do jedzenia kaszy lub od dawna ją lubicie, koniecznie zajrzyjcie na blog Gotuj zdrowo!


Sałatka z kaszą jaglaną, granatem i miętą/2-3 porcje
  • 100 g suchej kaszy jaglanej (dwa razy tyle wody i plasterek imbiru)
  • garść roszponki
  • owoc granatu
  • pomidor
  • papryka (u mnie pół czerwonej i pół żółtej)
  • mała czerwone cebula
  • sok z 1/2 cytryny
  • kilka rzodkiewek
  • garść ziaren słonecznika
  • listki świeżej mięty
  • Dressing:
  • sok z 1/4 cytryny
  • sok z 1/2 limonki
  • łyżka startej skórki z limonki
  • 2 łyżki płynnego miodu
  • 4-5 łyżek oliwy
  • 2 łyżki soku z wyciśniętego granatu
  • szczypta suszonych płatków chilli
  • sól, pieprz
  1. Kaszę wsypujemy na sitko, przepłukujemy zimną woda, przekładamy do szklanki i sprawdzamy dokąd sięga. 
  2. Jaglankę przesypujemy do rondelka, a szklankę wypełniamy wodą zajmując płynem dwa razy tyle objętości co kasza (czyli gotujemy w proporcjach 1:2). 
  3. Do rondelka wlewamy wodę, dodajemy plaster imbiru i pół łyżeczki soli, podgrzewamy. 
  4. Gdy woda zacznie się gotować zmniejszamy ogień i gotujemy kaszę, aż wchłonie wodę, a na jej powierzchni zaczną pojawiać się bąbelki (w zależności od grubości kaszy będzie to trwało od 5 do 10 minut). Dalej zestawiamy ją z ognia, przykrywamy rondelek i zostawiamy jeszcze na kilka minut.
  5. Ugotowaną kaszę studzimy.
  6. Do małego słoika wyciskamy sok z cytryny i limonki. Dodajemy szczyptę soli i mieszamy do rozpuszczenia. Następnie dodajemy skórkę z limonki, miód, oliwę, sok z granatu, oraz płatki chilli. Słoik zamykamy i potrząsamy nim, aby składniki dressingu się dobrze wymieszały.
  7. Ostudzoną kaszę mieszamy z roszponką. 
  8. Pomidora i rzodkiewki kroimy w plastry, paprykę w kostkę. Dodajemy do sałatki. Czerwoną cebulę kroimy w plastry, skrapiamy sokiem z 1/2 cytryny i odstawiamy na kilka minut, następnie dodajemy do miski.
  9. Granat kroimy wzdłuż na pół, uderzamy owoc nad miseczką drewnianą łyżką w skórkę, aby uzyskać ziarenka. Dodajemy je do pozostałych składników.
  10. Na suchej patelni prażymy kilka minut ziarna słonecznika i wrzucamy je do sałatki razem z listkami mięty. Całość mieszamy i polewamy dressingiem. Podajemy od razu.
Tosia

sobota, 20 lipca 2013

Słodka sobota #110: Cytrynowo-miętowy "bałagan"



Wypoczywam przez wielkie W. Dawno nie czułam się tak wspaniale, gdyż moich myśli nie zaprząta absolutnie NIC. Budzę się, nie myślę o tym co "muszę", a o tym co "mogę" zrobić. I jest to najlepsze uczucie na świecie!

Co najlepsze, za brakiem obowiązków idzie totalny brak samokontroli. W związku z tym w mojej kuchni królują słodycze- różnorodne wypieki, lody, sorbety i całkowity bałagan. Zainspirowana nim stworzyłam deser a la popularny angielski "Eton mess". 

Podoba mi się idea "bałaganu" w szklance. Krem przełożony owocami i pokruszonymi bezami tworzy różnorodność smaków i struktur. Ja jednak tradycyjnie używane truskawki postanowiłam zamienić na cytrynowo-miętowy smak kremu- idealny jako letnie orzeźwienie. Czy miało to sens? Sprawdźcie sami. 


Cytrynowo-miętowy "bałagan" (5 porcji)

Bezy:
- 3 białka
- 2 łyżki soku z cytryny
- 1 szklanka cukru

Krem:
- 4 cytryny (skórka i sok)
- 3 żółtka
- 2 całe jajka
- 100 g cukru
- 90 g masła
- 2 łyżki mąki
- szczypta soli
- 250 mascarpone

- liście świeżej mięty ogrodowej

  1. Przygotuj bezy. Rozgrzej piekarnik do 100 stopni z funkcją termoobiegu.
  2. W misce pomieszaj białka z sokiem z cytryny. Na boku przygotuj cukier w szklance, aby móc go dosypywać.
  3. Ubij białka przez kilka minut tak, aby po przewróceniu miski do góry nogami trzymały się w misce. Od tego momentu zacznij dosypywać cukier małymi porcjami. Miksuj i dosypuj aż masa osiągnie lepką, świecącą konsystencję. 
  4. Białka wyłóż na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Wykładaj małe porcje w kształcie kółek. 
  5. Wsadź do piekarnika i piecz ok. 1,5 godziny w 100 stopniach, następnie zmniejsz temperaturę do 60 stopni i piecz jeszcze 1 godzinę. 
  6. Wyjmij bezy i ostudź. 
  7. Przygotuj krem.Umyj dokładnie cytryny i zalej wrzątkiem. Do metalowej lub szklanej miski zetrzyj skórkę z cytryny a następnie połącz z wyciśniętym z nich sokiem. Dodaj masło, cukier i szczyptę soli. Umieść miskę na garnku z odrobiną gotującej się wody, aby stworzyć kąpiel wodną. Podgrzewaj aż masło i cukier się rozpuszczą mieszając co jakiś czas.
  8. W innej miseczce pomieszaj żółtka, jajka i mąkę. Roztrzep trzepaczką, aby połączyły się w jednolitą masę.
  9. Powoli zacznij dolewać masę jajeczną do gotującej się w kąpieli wodnej masy cytrynowej. Cały czas mieszaj trzepaczką masę cytrynową aby krem się nie ściął. Po wlaniu masy jajecznej gotuj połączoną masę, cały czas mieszając trzepaczką aż krem zgęstnieje (powinno to potrwać kilka minut). Zdejmij miskę z garnka i odstaw do ostygnięcia. Mieszaj co jakiś czas. Gdy krem wystygnie dodaj mascarpone i zmieszaj trzepaczką na jednolitą masę. 
  10. Bezy pokrusz na małe kawałki. Odstaw 1/4 w oddzielnej miseczce a resztę pomieszaj z kremem. 
  11. Do szklanek włóż liście mięty, zalej warstwą kremu, następnie znowu ułóż na nim liście mięty i powtarzaj czynność do wypełnienia szklanki. Wsadź do lodówki.
  12. Przed podaniem na wierzchu ułóż liście mięty i posyp pozostałymi, odłożonymi, pokruszonymi bezami. 

Śliwka

wtorek, 2 lipca 2013

Arancini - ryżowe krokieciki z cukinią i mozzarellą


 Kuchnia włoska to nie tylko pasty i pizze, ale o tym już przecież wecie, tym bardziej, że regularnie staramy się to na blogu udowodnić (więcej włoskich przepisów tutaj). 
Okazuje się, że kuchnia ta potrafi mnie jeszcze zadziwiać, bo natrafiłam niedawno na prawdziwą perełkę wśród włoskich przystawek!
Moja kulinarna pasja nie zaczyna się i nie kończy tylko na gotowaniu i jedzeniu. Uwielbiam przeglądać godzinami blogi, książki i magazyny kulinarne. Kulinarne inspiracje można znaleźć wszędzie i zupełnie przez przypadek, tak dowiedziałam się o dzisiejszym daniu.

Czy da się zrobić coś lepszego z ryżu arborio niż risotto? Trudno konkurować z klasycznym daniem, ale można przygotować coś równie pysznego!
Wyobraźcie sobie kremowe risotto w formie kulki z cukiniowo-miętowym farszem, usmażone w chrupiącej panierce. Do tego wszystkiego, w środku ryżowego krokiecika jest jeszcze roztopiona mozzarella, która z każdym gryzem cudownie się ciągnie :)
Żałuję, że ryżowe krokieciki nie są moim autorskim pomysłem, ale przynajmniej zrobiłam je sama od podstaw, improwizując z proporcjami. 

Nazywają się Arancini i pochodzą z kuchni sycylijskiej. Ich nazwa powstała od słowa "arancia", bo z wyglądu przypominają pomarańcze. Arancini można faszerować na wiele sposobów. 
Uznałam, że mięsne nadzienie będzie już za dużą rozpustą jak na smażoną przekąskę, więc zdecydowałam się na farsz z cukinią i miętą. Oczywiście dodatek mozzarelli jest tu obowiązkowy. Dzięki temu po usmażeniu ryżowych kulek tak apetycznie się ciągnie!
Spróbujcie ich sami :)


Arancini - ryżowe krokieciki z cukinią i mozzarellą/6-8 szt.
  • 300 g ryżu arobrio
  • cebula
  • 200 ml białego półwytrawnego wina
  • 1 l bulionu warzywnego lub z kurczaka
  • 2 łyżki masła
  • sól, pieprz
  • jajko
  • 50 g mąki pszennej
  • 100 g bułki tartej
  • olej do smażenia
  • Farsz:
  • cukinia
  • cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżka masła
  • 2 łyżki śmietany 18%
  • kilka łyżek świeżo startego parmezanu
  • 100 g mozzarelli
  • listki świeżej mięty
  • sól, pieprz
Risotto:
  1. Cebulę siekamy w drobną kostkę. A na małym ogniu podgrzewamy bulion. W drugim garnku o grubym dnie rozpuszczamy masło, dodajemy posiekaną drobno cebulę. Dusimy ją na małym ogniu przez kilka minut. Zwiększamy ogień, dodajemy ryż, szczyptę soli i całość mieszamy. Po kilku minutach ryż zacznie robić się szklisty, wlewamy wtedy wino i dalej mieszamy.
  2. Gdy ryż wchłonie wino, dodajemy pierwszą chochlę gorącego bulionu. Przyprawiamy ryż jeszcze jedną szczyptą soli. Zmniejszamy ogień, w taki sposób, aby ryż bulgotał i czekamy aż wchłonie płyn. Przez kolejne 15 minut, wlewamy co 2-3 minuty kolejną chochlę gorącego bulionu i cały czas mieszamy zawartość garnka. Dzięki temu rozprowadzamy skrobię wydzielaną przez ryż. Za każdym razem gdy wlejemy płyn, czekamy, aż ryż wchłonie porcję bulionu. 
  3. Po kwadransie sprawdzamy, czy ryż jest ugotowany. Jeśli tak, zestawiamy go z ognia, a ryż rozprowadzamy na talerzu lub tacy i czekamy, aż ostygnie.
Farsz:
  1. Cebulę i cukinię kroimy w drobną kosteczkę. Czosnek siekamy. Na patelni rozpuszczamy masło i wrzucamy cebulę. Smażymy 3-4 minuty, następnie dodajemy czosnek, a po minucie cukinię. Warzywa smażymy jeszcze kilka minut, pod koniec przyprawiając je solą i pieprzem.
  2. Na patelnię dodajemy śmietanę i świeżo starty parmezan. Całość mieszamy, zestawiamy z ognia i studzimy. Do wystudzonego farszu dodajemy posiekane listki mięty oraz porwaną drobno mozzarellę.
Arancini:
  1. Do ostudzonego ryżu dodajemy jajko i mieszamy masę. Dłonie oprószamy mąką, bierzemy ok. 1 łyżkę ryżu, formujemy płaski placek (może kleić się do ręki). Na środku kładziemy łyżeczkę farszu i formujemy z ryżu kulkę z nadzieniem, tak jak lepi się knedle. Ulepioną ryżową kulę kładziemy na tacy wyłożonej ściereczką. Czynność powtarzamy.
  2. Do jednej miseczki wbijamy jajko i rozbełtujemy je, a do drugiej wsypujemy bułkę tartą. Oprószone mąką arancini maczamy w jajku, a następnie panierujemy w bułce.
  3. W głębokiej patelni lub garnku rozgrzewamy olej. Do rozgrzanego tłuszczu wrzucamy pierwsze arancini, jeśli zacznie się pienić, wrzucamy resztę ryżowych kulek. Smażymy je po 4 minuty z jednej strony, następnie przekładamy na drugą i smażymy kolejne 4.
  4. Gotowe arancini odsączamy z tłuszczu na ręczniku papierowym i podajemy od razu.
Tosia

piątek, 21 czerwca 2013

Biała Sangria



Dzisiaj na blogu miał się ukazać pewien przepis. Upał jednak zdecydowanie nie sprzyja gotowaniu, dlatego zmieniłam plany. 
Wolałam skorzystać z pięknej pogody, spędzając czas na świeżym powietrzu. Zabrałam ze sobą truskawki, zestaw do gry w "kometkę" i towarzysza. Nie zapomniałam też o napojach. A chyba nic tak nie orzeźwia w trakcie słonecznego pikniku jak owocowa Sangria!

Trudno jej nie lubić, w końcu łączy ze sobą wino i owoce. Trzeba jednak z Sangrią uważać, bo potrafi być zdradliwa, o czym przekonałam się kiedyś w samo w południe smakując tapas w jednej z barcelońskich knajp.
Ten hiszpański napój przygotowywany jest klasycznie na bazie czerwonego półsłodkiego wina.
Receptur zapewne jest wiele, ale ja już przyzwyczaiłam się do pewnego patentu, który przywiozła ze sobą Śliwka z wakacji w Hiszpanii. Może się to wydawać dziwne, ale dodatek gazowanej Fanty do wina to naprawdę słuszne połączenie. Wychodzi z tego przepyszna Sangria!
Od kiedy spróbowałam tej wersji kiedyś u Śliwki, przygotowuje ją właśnie w ten sposób. Tym razem wykorzystałam jednak białe, musujące wino.
Sangrię przelałam do słoików, aby łatwo je było przetransportować na piknik. Na dnie naczynek znalazły się kostki lodu, brzoskwinia, truskawki, plastry limonki, mandarynki oraz liście świeżej mięty.
Pycha!

Biała Sangria
  • 700-800 ml białego półwytrawnego wina (może być musujące)
  • 400 ml Fanty
  • 50-100 ml wody gazowanej
  • 2 limonki
  • mandarynka lub 1/2 pomarańczy
  • liście świeżej mięty
  • brzoskwinia
  • garść truskawek
  • kostki lodu
  1. Do dużego dzbanka lub słoika wrzucamy umyte i pozbawione szypułek truskawki. Brzoskwinię kroimy w drobną kostkę i dodajemy do dzbanka.
  2. Jedną limonkę i mandarynkę (lub pomarańczę) kroimy w cienkie plastry. Dodajemy do owoców razem z listkami świeżej mięty. 
  3. Do dzbanka wlewamy wino, Fantę, sok z 1 limonki oraz wodę gazowaną. Całość dopełniamy kostkami lody i dokładnie mieszamy. Napój serwujemy od razu lub chłodzimy go w lodówce.
Tosia

sobota, 27 kwietnia 2013

Słodka sobota #101: Biszkoptowa rolada Mojito



Na imprezach i spotkaniach przy alkoholu, desery, nieważne jak pyszne, zawsze cieszą się mniejszym powodzeniem niż wytrawne przekąski. Wszystko też zależy od trunku, który sączymy, ale coś w tym jest, że napoje alkoholowe średnio łączą się ze słodkościami. To całkiem naturalne, bo pijąc piwo, od razu ma się ochotę na coś słonego. Oprócz tego, deser zostawia się zawsze na koniec, do którego nie wszyscy są w stanie czasem dotrwać :)
Jest jednak pewien wyjątek od tej reguły. Alkohol wspaniale smakuje w deserach, jeśli odgrywa w nim rolę drugoplanową. Przykładem tego może być znane wszystkim Tiramisu z dodatkiem Amaretto, czy Crêpes suzette z odrobiną Cointreau.
Alkoholową inspiracją dzisiejszego deseru jest mój ulubiony drink - Mojito. Drinkiem na bazie rumu, limonek i mięty, upiłam już niejedną osobę! Mnie również niejednokrotnie wprowadził w dobry nastrój, mimo, że mam raczej "twardą głowę".
Kulinarny przekręt polega na tym, że smak Mijito postanowiłam przenieść w roladzie biszkoptowej, a konkretnie w postaci kremu. Przygotowałam go na bazie mascarpone, soku z limonki, mięty, cukru trzcinowego i cytrynówki. Wybrałam cytrynówkę, ponieważ miałam ją pod ręką, ale jestem pewna, że z rumem masa wyszłaby równie dobra.
Zawijanie samej rolady i przygotowanie kremu jest naprawdę łatwe. Przy odrobinie wprawy, upieczenie biszkoptu również nie powinno stanowić problemu. Można zatem powiedzieć, że wykonanie takiej rolady to czysta przyjemność :)

Biszkoptowa rolada Mojito
  • Biszkopt:
  • 3 jajka
  • 60 g cukru
  • 40 g mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • garść płatków migdałowych
  • szczypta soli
  • Do nasączenia:
  • 25 ml wódki cytrynówki lub rumu
  • 25 ml wody
  • Krem:
  • 250 g mascarpone
  • sok z 1 limonki
  • skórka z 1 limonki
  • 2 łyżki wódki cytrynówki lub rumu
  • 5 łyżek cukru trzcinowego
  • garść liści świeżej mięty
  1. Białka jajek ubijamy zaczynamy ubijać ze szczyptą soli. Gdy zacznie się robić gęsta piana, stopniowo dodajemy po łyżce cukier i dalej ubijamy. Po kilku minutach, białka będą ubite na sztywną pianę. Dodajemy wtedy stopniowo żółtka jajek i dalej ubijamy masę. Następnie dodajemy przesianą przez sito mąkę pszenną, mąkę ziemniaczaną i proszek do pieczenia. Masę delikatnie mieszamy łopatką lub łyżką.
  2. Formę o wymiarach 40x30 cm wykładamy papierem do pieczenia. Ostrożnie przekładamy ciasto biszkoptowe na blaszkę, wyrównując wierzch ciasta, który posypujemy płatkami migdałowymi. Biszkopt wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy w 190 stopniach przez 12 minut.
  3. Upieczony biszkopt przekładamy na czystą ściereczkę, stroną z płatkami migdałowymi ku dołowi. Przy pomocy ściereczki zawijamy biszkopt na roladę od strony dłuższego boku. Tak zrolowany biszkopt zostawiamy, aby wystygł.
  4. W tym czasie przygotowujemy krem. W moździerzu umieszczamy skórkę i sok z limonki, cytrynówkę/rum, cukier trzcinowy oraz liście świeżej mięty. Ucieramy składniki i dodajemy je do mascarpone. Krem chwilę ubijamy mikserem lub mieszamy trzepaczką. Gotowy krem wkładamy do lodówki.
  5. Ostudzony biszkopt rozwijamy, uzyskując prostokąt. Wierzch ciasta nasączamy alkoholem wymieszanym z wodą. Na nasączony biszkopt nakładamy krem. Posypujemy go cukrem trzcinowym i dodatkowo listkami mięty. Roladę zawijamy ponownie, pomagając sobie ściereczką. Gotową roladę wkładamy do lodówki na minimum 2 godziny. Schłodzoną można kroić na plastry.
  6. Roladę posypałam cukrem pudrem i udekorowałam resztkami kremu.
Tosia

piątek, 12 kwietnia 2013

Wietnamska zupa rybna




































W tym tygodniu miałam mieć bolesne dla moich zębów spotkanie u ortodonty. Z doświadczenia wiem, że po takich wizytach, zazwyczaj nie mogę spożywać twardych pokarmów. Dlatego zaplanowałam sobie wcześniej menu na kilka dni z pożywnymi zupami w roli głównej. Wizyta ostatecznie została przełożona na przyszły tydzień, a dowiedziałam się o tym akurat, kiedy wracałam właśnie z Hali rybnej w Gdyni. Z zakupów wróciłam z torbą wypełnioną kręgosłupami ryb i jedną głową. Mimo zmiany planów, uznałam, że zupa powstanie.
Zupa rybna marzyła mi się już od jakiegoś czasu, ale nie potrafiłam się zdecydować, czy chcę, aby była bardziej tradycyjna, podana jako gulasz rybny, a może w formie klarownego bulionu z szafranem.
Wątpliwości zostały rozchwiane, gdy pojawiłam się u kolegi z ekipy Live a Life . Koledzy ze swoich podróży, przywożą co roku przyprawy prosto z Azji, ale moje zapasy zaczynają się powoli niebezpiecznie kończyć. Buszując w jego kuchennej szufladzie (za zgodą), usłyszałam, że mogę sobie wybrać przyprawy, jeśli chcę. Szybko złapałam suszone listki limonki kaffir oraz listki curry, bo brakowało mi ich w kuchni. Myśląc o przyprawach, które pozostał w mojej kolekcji, od razu wiedziałam, że powstanie z tego rybna zupa, inspirowana wietnamską zupą Pho.
Tradycyjna Pho, gotowana jest na kościach wołowych. W połączeniu z przyprawami tworzy niezwykle esencjonalny bulion, o którym trudno zapomnieć. Przepis na mięsną Pho w wykonaniu Śliwki znajdziecie tutaj.
Mój dzisiejszy przekręt polega na tym, że zupę rybną przygotowałam inspirując się smakami Wietnamu, wspominając lepsze i gorsze wersje tej kultowej Pho.
Podstawą bulionu są "resztki", które wiele osób po wypatroszeniu i filetowaniu ryby, wyrzuciłoby do kosza. Ja, po kręgosłupy, płetwy i głowę ryby, wybrałam się specjalnie na halę rybną.
Bulion rybny ma to do siebie, że jest dosyć delikatny i mdławy. Dzięki azjatyckim przyprawom, udało mi się przygotować niezwykle aromatyczną zupę rybą. Podałam ją z paseczkami cienkiego omletu, cebulką dymką, miętą, kolendrą, papryczką chilli i limonką.
Przepis polecam miłośnikom wietnamskich smaków.

Wietnamska zupa rybna
  • 1-1,5 kg kręgosłupów/ości/płetw/głów ryb
  • 4 l zimnej wody
  • 2 łodygi selera naciowego
  • 2 cebule
  • 2 ząbki czosnku
  • 2-3 marchewki
  • 2 pietruszki
  • 1/4 korzenia selera
  • łyżeczka ziarenek pieprzu
  • 2 liście limonki kaffir
  • 2 liście curry
  • 3 cm korzenia imbiru
  • 1/3 papryczki chilli
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • gwiazdka anyżu
  • 2 goździki
  • 3 cm kory cynamonowej
  • 4 ziarenka kardamonu
  • liście i korzonki świeżej kolendry
  • 50 ml sosu sojowego
  • 50 ml sosu rybnego
  • sok z limonki
  • 2-3 łyżki cukru trzcinowego 
  • sól
Omlet:
  • jajko
  • łyżeczka sosu rybnego
  • łyżeczka zimnej wody
  • łyżeczka pokrojonego cebulki dymki
  • kilka plasterków papryczki chilli
Do podania:
  • cebulka dymka
  • liście świeżej kolendry
  • liście świeżej mięty
  • plastry chilli
  • plaster limonki
  • sos słodko-kwaśny
  • sos sojowy
  • omlet pokrojony w paseczki
  1. Resztki ryby (u mnie kręgosłupy oraz oczyszczona głowa ze szkrzeli) myjemy i osuszamy. Wrzucamy do garnka. Dodajemy cebule pokrojone w ćwiartki oraz łodygi selera naciowego. Składniki zalewamy zimną wodą i gotujemy na małym ogniu przez 30 minut. W tym czasie zdejmujemy łyżką lub sitkiem, pojawiające się szumowiny.
  2. Po tym czasie do garnka dodajemy umyte i obrane marchewki, pietruszkę, oraz selera. Dodajemy także liście limonki oraz curry, kawałki obranego imbiru, chilli bez pestek, 2 ząbki czosnku.
  3. Na suchej patelni prażymy ziarna kolendry, anyż, goździki, korę cynamonową oraz kardamon. Po kilku minutach, uprażone przyprawy dodajemy do garnka.
  4. Bulion gotujemy na małym ogniu przez 20 minut. Po tym czasie, odcedzamy bulion, aby był klarowny. I umieszczamy go ponownie w garnku na ogniu, który zwiększamy. Do bulionu dodajemy sos sojowy, sos rybny, sok z limonki i cukier trzcinowy. Zupę próbujemy, przyprawiamy do smaku solą i ewentualnie dodatkowo sokiem z limonki/sosem sojowym/cukrem trzcinowym.
  5. Odcedzone z bulionu kawałki ryb, oddzielamy od ości i wrzucamy do miseczek.
  6. Przygotowujemy omlet. Do miseczki wbijamy jajko, dodajemy sos rybny oraz wodę. Wok lub patelnię smarujemy odrobiną tłuszczu (np. olejem arachidowym lub oliwą). Na rozgrzaną patelnię wlewamy rozbełtane jajko, rozprowadzamy je równo po powierzchni i smażymy 3 minuty.
  7. Gotowy omlet przekładamy na deskę i kroimy w cienkie paseczki, które umieszczamy w miseczce z rybą.
  8. Do miseczki wlewamy gorący bulion. Dodajemy kolendrę, dymkę, miętę, sos chilli, sos sojowy i plaster limonki.
Tosia

czwartek, 7 marca 2013

Sałatka cytrusowa




































Podobno kiedy moja mama była w ciąży i mnie wyczekiwała, zjadała bardzo dużo pomarańczy. Nie wiem, czy szczegółowa historia o liczbie zjadanych cytrusów jest prawdziwa, więc nie będę jej ujawniać. Może być w tym sporo prawdy, skoro zachcianki ciężarnych kobiet nie są chyba dla nikogo niespodzianką. Dla przykładu, mama mojej przyjaciółki, będąc w ciąży wąchała w wolnych chwilach worek z trampkami :)
Nie wspominam o tym, dlatego, że jestem w ciąży. Trochę Was zmyliłam. Chciałam jedynie nawiązać do tego, że mam słabość do słodko-kwaśnych smaków. Uwielbiam pomarańcze, ale być może to tylko zbieg okoliczności. Nie twierdzę, że istnieje naukowe wytłumaczenie tego powiązania :) Połączenie historii jest za to takie, że czekając na wiosnę zajadam się pomarańczami.

Obecnie jesteśmy w momencie, w którym rozmowy o pogodzie mogą się wydać nieco ciekawsze niż jeszcze miesiąc temu. Wyglądając za okno można mieć wrażenie, że nadeszła wiosna, ale po krótkim spacerze okazuje się, że trzyma nas okrutna zima. W tym oczekiwaniu na prawdziwą wiosnę, zaczynam wprowadzać coraz więcej kolorów do swojego życia. 
Kolory tęczy pojawiają się nie tylko w szafie, ale także w kuchni. Akurat dziś wybrałam pomarańczowy, zielony i różowy.
Rozgrzewające zupy i gulasze zastępuję grillowanym (na patelni) mięsem, rybami i oczywiście sałatkami. To one pozwalają mi się poczuć lekko, a przy tym jeszcze orzeźwiają. Tak jak ta sałatka cytrusowa, która zatrzymała się gdzieś między zimą, a wiosną - zupełnie jak pogoda.


Sałatka cytrusowa
  • garść liści świeżego szpinaku
  • liście świeżej mięty
  • pomarańcza
  • czerwona pomarańcza
  • pół grejpfruta
  • 3 łyżki ziaren słonecznika
  • 3 łyżki suszonej żurawiny
  • Dressing:
  • 3 łyżki soku z czerwonej pomarańczy
  • 2 łyżki soku z limonki
  • łyżeczka miodu
  • łyżeczka oliwy
  • 2 cm korzenia imbiru
  • szczypta soli
  • świeżo mielony pieprz
  1. Pomarańcze oraz grejpfruta obieramy i kroimy w grubsze plastry.
  2. Liście szpinaku myjemy i suszymy. Na talerzu mieszamy szpinak z plastrami cytrusów, dodajemy miętę i suszoną żurawinę.
  3. Na suchej patelni prażymy ziarna słonecznika. Po kilku minutach, gdy zaczną się rumienić, przekładamy je na talerz z sałatką.
  4. Do miseczki wyciskamy sok z limonki. Dodajemy szczyptę soli i mieszamy. Następnie dodajemy miód, świeżo starty imbir, sok z pomarańczy, oliwę i pieprz. Mieszamy i wylewamy na półmisek z sałatką.
 Tosia

czwartek, 31 stycznia 2013

Tydzień z 5 składnikami #4: Kaszanka z ziemniakami, jabłkiem i miętą


































Jakiś czas temu miałam prawdziwą obsesję na punkcie Rachel Khoo. Po obejrzeniu kilku odcinków programu "My little Paris kitchen", gdzie urocza Rachel prezentuje nowoczesne podejście do kuchni francuskiej, zapragnęłam mieć wszystko, co kiedykolwiek stworzyła. Naturalny wybór padł więc na jej książkę kucharską. 

Gdy tylko nadeszła w paczce, zaczęłam ją przeglądać, ledwo panując nad podekscytowaniem i już na początku natknęłam się na to nietypowe użycie kaszanki. Siedziałam akurat z moją przyszłą teściową, która też zatrzymała na dłużej wzrok na tym przepisie i oznajmiła z zadowoleniem, że przecież mamy wszystkie składniki. Za chwilę danie znalazło się na naszych talerzach, a dookoła było słychać tylko radosne pomrukiwanie. Wszyscy uznaliśmy to za wprost genialne połączenie, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że przepisy Rachel są niebanalne. 

Wiem, że wielu ludzi kaszanka obrzydza, a część po prostu odrzuca jej specyficzny smak. Wiem to aż nazbyt dobrze, gdyż mój stosunek do kaszanki jeszcze niedawno był podobny. Moi rodzice próbowali mnie do niej na siłę przekonać, doprawiając ją intensywnie cebula, czosnkiem i zasypując puree z ziemniaków. Wysiłki szły na marne, bo owszem, doceniałam wartość smakową puree, cebuli i czosnku, ale sama kaszanka (choć już mocno przytłoczona innymi składnikami) miała dla mnie przebijający się, nieprzyjemny posmak. Wszystko się zmieniło, gdy spróbowałam tej z Produktów Benedyktyńskich. 

Rzadko zdarza mi się przywiązywać tak mocno do produktu jednej marki, ale pokochałam kaszankę dzięki niej i wciąż nie mogę przekonać się do innej. Ta jest po prostu idealnie doprawiona i pozbawiona tego nieprzyjemnego posmaku. W wersji Rachel, przełamanej kwaśnym jabłkiem i miętą tworzy niezapomniane danie, do którego powracam wielokrotnie. No i to tylko 5 składników. 

Kaszanka z ziemniakami, jabłkiem i miętą (4 porcje)
- 3 "kiełbasy" kaszanki
- 400 g małych ziemniaków
- 1,5 kwaśnego, zielonego jabłka
- pęczek mięty
- pół cebuli
- pieprz
- oliwa

  1. Ziemniaki (mogą zostać w mundurkach, lub jeśli wolisz, obierz je) dokładnie umyj i pokrój na małe kawałki. Wrzuć je do garnka, zalej wodą, posól i zagotuj. Gotuj aż zmiękną, odcedź i odstaw na bok.
  2. Cebulę poszatkuj i podsmaż na oliwie aż się zeszkli. Dodaj kaszankę (wyciągniętą z jelita) i podsmaż razem z cebulą przez kilka minut. 
  3. Dodaj ziemniaki, pokrojone na małe kawałki jabłka i poszatkowaną miętę i wymieszaj. Dopraw pieprzem. 
Śliwka

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...