Podobno kiedy moja mama była w ciąży i mnie wyczekiwała, zjadała bardzo dużo pomarańczy. Nie wiem, czy szczegółowa historia o liczbie zjadanych cytrusów jest prawdziwa, więc nie będę jej ujawniać. Może być w tym sporo prawdy, skoro zachcianki ciężarnych kobiet nie są chyba dla nikogo niespodzianką. Dla przykładu, mama mojej przyjaciółki, będąc w ciąży wąchała w wolnych chwilach worek z trampkami :)
Nie wspominam o tym, dlatego, że jestem w ciąży. Trochę Was zmyliłam. Chciałam jedynie nawiązać do tego, że mam słabość do słodko-kwaśnych smaków. Uwielbiam pomarańcze, ale być może to tylko zbieg okoliczności. Nie twierdzę, że istnieje naukowe wytłumaczenie tego powiązania :) Połączenie historii jest za to takie, że czekając na wiosnę zajadam się pomarańczami.
Obecnie jesteśmy w momencie, w którym rozmowy o pogodzie mogą się wydać nieco ciekawsze niż jeszcze miesiąc temu. Wyglądając za okno można mieć wrażenie, że nadeszła wiosna, ale po krótkim spacerze okazuje się, że trzyma nas okrutna zima. W tym oczekiwaniu na prawdziwą wiosnę, zaczynam wprowadzać coraz więcej kolorów do swojego życia.
Kolory tęczy pojawiają się nie tylko w szafie, ale także w kuchni. Akurat dziś wybrałam pomarańczowy, zielony i różowy.
Rozgrzewające zupy i gulasze zastępuję grillowanym (na patelni) mięsem, rybami i oczywiście sałatkami. To one pozwalają mi się poczuć lekko, a przy tym jeszcze orzeźwiają. Tak jak ta sałatka cytrusowa, która zatrzymała się gdzieś między zimą, a wiosną - zupełnie jak pogoda.
- garść liści świeżego szpinaku
- liście świeżej mięty
- pomarańcza
- czerwona pomarańcza
- pół grejpfruta
- 3 łyżki ziaren słonecznika
- 3 łyżki suszonej żurawiny
- Dressing:
- 3 łyżki soku z czerwonej pomarańczy
- 2 łyżki soku z limonki
- łyżeczka miodu
- łyżeczka oliwy
- 2 cm korzenia imbiru
- szczypta soli
- świeżo mielony pieprz
- Pomarańcze oraz grejpfruta obieramy i kroimy w grubsze plastry.
- Liście szpinaku myjemy i suszymy. Na talerzu mieszamy szpinak z plastrami cytrusów, dodajemy miętę i suszoną żurawinę.
- Na suchej patelni prażymy ziarna słonecznika. Po kilku minutach, gdy zaczną się rumienić, przekładamy je na talerz z sałatką.
- Do miseczki wyciskamy sok z limonki. Dodajemy szczyptę soli i mieszamy. Następnie dodajemy miód, świeżo starty imbir, sok z pomarańczy, oliwę i pieprz. Mieszamy i wylewamy na półmisek z sałatką.
Muszę spróbować!
OdpowiedzUsuńinteresujące połączenie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
talerz pełen kolorów i witamin :) pycha!!
OdpowiedzUsuńCytrusy uwielbiam, jestem właśnie w miejscu, gdzie mam dostęp do kalifornijskich pomarańczy, świeżych u pysznych :) Pozdroawienia ze słonecznego San Francisco :)
OdpowiedzUsuńPyszna sałatka, uwielbiam takie. Moja mama jadła pączki z śledziem :)
OdpowiedzUsuńKocham takie kolory! A jeśli ubrane jest w nich jedzenie, to już pełnia szczęścia!
OdpowiedzUsuńWiosenne pozdrowienia:)
Cudowne. Bomba witaminowa i mnóstwo kolorów :)
OdpowiedzUsuńale cudowna sałatka. :) taka witaminowa i wiosenna!
OdpowiedzUsuńJa z tymi smakami słodko-kawaśnymi mam różnie. Czasami mi odpowiadają w danym daniu np połączenie owoców z mięsem w sosie, a czasami zupełnie nie mam na coś takiego ochoty. Ale sałatka wygląda bardzo apetycznie i kolorowo ;)
OdpowiedzUsuńPrzepyszna sałatka, pełna dobroci i kolorów. Lubię :)
OdpowiedzUsuńTakiej orzeźwiającej sałatki mi teraz potrzeba. W oczekiwaniu na wiosnę :)
OdpowiedzUsuńCudownie energetyczna ta sałatka, tak smakowo jak wizualnie. Ja w pierwszej ciąży wciąż jadłam bób mrożony, w drugiej natomiast sałatkę caprese bez końca. Dziwne jest to zjawisko nie ma co!
OdpowiedzUsuń