Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czosnek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czosnek. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 sierpnia 2016

Sezon na sowy: Chrupiące kanie


Mam to szczęście, że mieszkam blisko Hali Targowej w Gdyni. Staram się zaglądać tam przez cały rok, ale różnie to bywa z organizacją czasu w środku dnia i nie zawsze się udaje. W sezonie letnim można tam znaleźć prawdziwe cuda, więc staram się zrobić tam zakupy chociaż raz na tydzień.

Mam swoje ulubione stoiska na których kupuję określone produkty np. ryby, albo ogórki kiszone. Bywa jednak tak, że eksperymentuję i testuję nowe punkty. W sierpniu jest jeszcze ciekawiej, bo od strony ulicy siadają babuleńki i działkowicze sprzedający czasem prawdziwe perełki i to w postaci np. tylko kilku sztuk pomidorów. Pojawiają się też grzyby. W zeszłym tygodniu zwróciłam uwagę na sowy, nawet zrobiłam im zdjęcie i wrzuciłam na Instagram "tanie kanie na straganie". Podczas dzisiejszych zakupów skusiłam się na 3 sztuki, bo zdałam sobie sprawę, że nigdy ich nie jadłam!

Wiele razy słyszałam, że smażone kanie smakują jak schabowe, a szczególnie, jeśli są w panierce. Podchodziłam do tych opowiastek z przymrużeniem oka, ale okazało się, że to prawda. Usmażyłam je w panierce z kukurydzianych płatków i podawałam z czosnkowo-sezamowym sosem. Smakowały jak idealne schabowe - były mięciutkie, cieniutkie i chrupiące. Jeśli wpadną Wam w oko na grzybobraniu lub na straganie to koniecznie spróbujcie :)


Chrupiące kanie
  • 3 kanie
  • masło klarowane
  • Masa jajeczna:
  • 3 jajka
  • łyżeczka musztardy
  • sól, pieprz
  • Mąka:
  • 5 łyżek mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
  • 1/2 łyżeczki ostrej papryki
  • Panierka:
  • 200 g pokruszonych płatków kukurydzianych
  • Sos:
  • 5 łyżek jogurtu naturalnego 
  • łyżka sezamowej pasty tahini
  • łyżka soku z cytryny
  • ząbek posiekanego czosnku
  • sól, pieprz
  1. Składniki sosu mieszamy.
  2. Grzybom odkrawamy nóżki. Kapelusze myjemy dokładnie pod ciepłą wodą i osuszamy.
  3. Mąkę mieszamy z przyprawami. Jajka rozbełtujemy z przyprawami i musztardą. Płatki kukurydziane kruszymy.
  4. Kapelusze obtaczamy najpierw mące, potem w jajku, na koniec w płatkach kukurydzianych.
  5. Smażymy w woku lub głębokiej patelni na maśle klarowanym, po ok. 2-3 minuty z każdej strony.
  6. Usmażone kanie odsączamy z tłuszczu przy pomocy ręcznika papierowego. Serwujemy z sosem.
Tosia

środa, 4 maja 2016

Sezon na czosnek niedźwiedzi: Pierogi z czosnkiem niedźwiedzim i żurawiną


Dosłownie przed chwilą, choć tak naprawdę minął już ponad tydzień (kiedy, pytam się kiedy?!), wróciłam z Podlasia. Opowiem wam o tym w następnym poście, bo jestem w trakcie pisania nieprzyzwoicie długiego przewodnika pokazującego zainteresowanym co robić, gdzie mieszkać i co zjeść w tamtym regionie Polski. Ale teraz pozwólcie mi opowiedzieć tylko jedną historię, której głównym bohaterem stał się czosnek niedźwiedzi. 



Pierwszego dnia zdecydowanie przegięliśmy ze spacerem, do tego stopnia, że końcowy licznik pokazał 25 kilometrów (pokonane z dziecięcymi wózkami!). Już mieliśmy wracać, gdy zobaczyliśmy intrygujący szlak "Żebro żubra". W rzeczywistości okazał się niedługi (wtedy tego tak nie postrzegaliśmy, po tylu kilometrach), ale najbardziej malowniczy z wszystkich, na które trafiliśmy. Trasa prowadziła pięknymi mostkami nad puszczańskimi bagnami i rozlewiskami. Nagle przed nami pojawiło się pole czegoś, co mylnie wzięliśmy za niezakwitnięte konwalie. Ale zaraz, zaraz? Czy ten zapach może kłamać? To żadne konwalie, to przecież czosnek niedźwiedzi! To było jak nagłe, niespodziewane wtargnięcie do skarbca ze złotem...którego nie możesz zebrać. Bo w tym rejonie niestety czosnek niedźwiedzi jest pod ochroną. 



Muszę szczerze przyznać, że wcześniej miałam niewielkie doświadczenie z tą rośliną. Jednak to niespodziewanie odnalezione pole tak mnie zainspirowało, że zaopatrzyłam się w mój pęczek i zaczęłam tworzyć. I choć pierogi nie były moim pierwszym eksperymentem, były zdecydowanie najbardziej udanym. Toteż właśnie je postanowiłam pokazać wam w naszym sezonowym cyklu. 

Pierogi z czosnkiem niedźwiedzim i żurawiną (około 45 pierogów)

ciasto. 
- 2 szklanki mąki 
- 4 łyżki oliwy
- 1 łyżeczka soli
- ciepła woda (około pół szklanki) 

1. do miski wsyp mąkę, dodaj sól i oliwę. 
2. powoli dolewaj ciepłą wodę, cały czas zagniatając ciasto. gdy ciasto osiągnie elastyczną konsystencję, posmaruj jeszcze dodatkowo rękę oliwą i zagnieć ciasto przez chwilę. 
3. rozwałkuj ciasto bardzo cienkie i wycinaj z niego kółka za pomocą obróconej do góry nogami szklanki. 
4. na każdym kółku umieść łyżeczkę farszu i sklej w formę pieroga. układaj gotowe pierogi na materiałowej szmatce i przykrywaj szmatką w trakcie lepienia kolejnych, aby nie wyschły. 

farsz. 
- pęczek czosnku niedźwiedziego
- 4 łyżki oliwy 
- 180 g twarogu półtłustego 
- 250 g ziemniaków (waga bez skórki) 
- 100 g suszonej żurawiny
- sól
- pieprz
- 1 łyżka sosu sojowego

1. wrzuć czosnek do blendera z oliwą i zmiksuj. 
2. obierz ziemniaki ze skórki, pokrój na małe kawałki i ugotuj do miękkości w osolonej wodzie. odcedź i rozgnieć na puree. 
3. ostudzone puree ziemniaczane wymieszaj z twarogiem, zmiksowanym czosnkiem niedźwiedzim i żurawiną. dodaj sól, pieprz i sos sojowy. 
4. faszeruj pierogi. 

-masło

roztop masło w rondelku i utrzymuj na małym ogniu (po 2 łyżki na porcję)
ulepione pierogi gotuj w osolonej wodzie aż wypłyną na wierzch + dodatkowe 2 minuty
każdą porcję polej masłem. 

Śliwka

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Gambas al pil pil - krewetki z czarnym czosnkiem i hiszpańskie opowieści


Hola! Witajcie oficjalnie w nowym roku, bo tak naprawdę dopiero dziś na blogu pojawi się pierwszy przepis w 2016 roku.

Moi obserwatorzy z Instagramu (@tochabrocha) oraz ze Snapachata pewnie doskonale wiedzą, że zaraz po świętach udałam się grupą przyjaciół do słonecznej Hiszpanii. Sylwestra powitaliśmy w Andaluzji, a żeby było ciekawiej, całkiem blisko nas wypoczywała także Śliwka, z którą nawet udało się tam spotkać :)

Nie chciałabym czytelników zanudzać szczegółami, tym bardziej, że wyjazd miał charakter odpoczynkowy i był zupełnie prywatny. Chętnie jednak podzielę się kilkoma zdjęciami i oczywiście możecie się spodziewać w najbliższym czasie trochę hiszpańskich przepisów.

Buenos Dias

Moim zadaniem w trakcie tygodnia wakacji była oczywiście opieka nad kuchnią i burczącymi brzuchami przyjaciół. Codziennie rano szykowaliśmy duże śniadanie, a każdy musiał wypełnić swój obowiązek, mieliśmy np. stanowisko do wyciskania andaluzyjskich pomarańczy, albo punkt z ekspresem do parzenia kawy.  Dla przykładu powyżej zdjęcie z jednego poranka, są na nim piwne placuszki z krewetkami, które zrobiłam, gdy z poprzedniego wieczoru zostało mi ciasto po panierowanych kalmarach. A także kilka innych rarytasów (jamon, chorizo smażone z boczniakami, hiszpański twaróg fresca, typowe ciastka z piekarni).

Nie było dnia, w którym byśmy nie jedli świeżych owoców morza, które w porównaniu z polskimi cenami - były tanie jak barszcz! Hitem niejednego wieczoru były wcześniej wspomniane kalmary w cieście piwnym. Jadaliśmy także krewetki przygotowane na wiele sposobów, małże, a w sylwestrowy wieczór zaserwowałam (podobno epicką) zupę z ośmiornicą.

Pod palmą najlepiej!

Od czasu do czasu jadaliśmy oczywiście tapasy na mieście, między innymi regionalne gambas al pil pil, czyli czosnkowe, skwierczące krewetki, podawane w glinianych naczyniach.

Na jednym z lokalnych targów kupiłam na pamiątkę takie dwa naczynia, aby odtworzyć je kiedyś w domu. I właśnie dzisiaj zatęskniłam za ich smakiem. Postanowiłam jednak zrobić je trochę inaczej, bo z czarnym czosnkiem, który przywiozłam ze sobą. Czosnek ten jest fermentowany i popularny w Andaluzji, ma wspaniałe właściwości zdrowotne i interesujący posmak. Już z samym zapachem przypomina trochę grzyby karmelizowane w occie balsamicznym.

Koniec "pogaduszek", zapraszam do oglądania zdjęć, a na samym dole znajdziecie przepis na gambasy!

Szałwia świeżo zerwana w górach
Magiczna Ronda
Uliczne przekąski - karmelowe orzechy arachidowe i churros

Mijas - białe miasteczko

Corrida!
Publiczność na arenie
Kumple
Muzykalne chłopaki w Granadzie
Hipsterzy z Trójmiasta
Pasterz i zachód słońca w Mijas

Tapas, stoisko z owocami morza i ośmiornica, z której powstała zupa
Gambas al pil pil z czarnym czosnkiem

Gambas al pil pil - krewetki w czarnym czosnkiem /2 porcje
  • 300 g surowych i obranych z pancerzy krewetek *
  • 2 suszone mini papryczki pil pil (piri-piri) lub łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • 4 ząbki czarnego czosnku lub 3 ząbki klasycznego czosnku
  • 4 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • 6 łyżek oliwy
  • 1/4 łyżeczki ostrej papryki
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
  • sól, pieprz
  1. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Wkładamy naczynia żaroodporne na ok. 10 minut.
  2. W tym czasie na patelni rozgrzewamy oliwę z posiekanym czosnkiem i papryczkami.
  3. Po ok. minucie wrzucamy krewetki, zwiększamy płomień, dodajemy sól, pieprz, ostrą i słodką paprykę.
  4. Smażymy przez ok. 2 minuty z jednej strony, następnie odwracamy na drugą stronę. Wrzucamy posiekaną pietruszkę, skrapiamy sokiem z cytryny i smażymy krewetki przez kolejne 2 minuty.
  5. Nagrzane naczynia wyciągamy z piekarnika, przekładamy do nich zawartość patelni i szybko serwujemy z bagietką, dopóki krewetki są skwierczące.
* Krewetki mogą być mrożone, ale polecam kupować szare, czyli wcześniej niegotowane.
Tosia

wtorek, 17 listopada 2015

Krem z pieczonego czosnku z jabłkowymi grzankami i oliwą kolendrową



Pomijając różnego rodzaju losowe zdarzenia, zdecydowanie najtrudniejszym miesiącem w roku jest dla większości listopad. Planowałam, że w tym roku będzie inaczej, ale niestety się nie udało. Poprzedni tydzień był dla mnie wyjątkowo pechowy, na szczęście w tym jest już znacznie lepiej i wróciło pozytywne nastawienie. 

To nie zmienia jednak faktu, że warto sobie poprawiać humor na każdym kroku i sprawiać by ten listopad był sympatyczniejszy. A nic tak nie rozczula jesienią jak miska rozgrzewającej i pysznej zupy! 

Jeszcze chwilę ponarzekam. Niestety listopadowe odwiedziny w warzywniaku nie są tak ekscytujące jak w sezonie maj-październik. Trzeba sobie jednak radzić z tym co jest, a przecież z całorocznych warzyw i owoców też można zrobić fantastyczne danie. Wystarczy mieć czosnek, jabłko, zioła i ziemniaki!

Dzisiaj na obiad zaserwowałam zupę z pieczonego czosnku
. Jeśli do tej pory nie mieliście z nim do czynienia to zmieni on wasze nastawienie do tego warzywa. Upieczony jest tak delikatny, że wystarczy złapać za łupinę ząbka, aby wyskoczył z niego miękki czosnek. W smaku jest lekko słodkawy, a przy tym wciąż charakterny. 

Ugotowany i zmiksowany z ziemniakami stworzył krem o niepowtarzalnym smaku, który już wiele do szczęścia nie potrzebuje. Wzbogaciłam go jednak o jabłkowe "grzanki"podkreślające jego słodycz oraz kolendrową oliwę, która dodaje zupie wiosennej lekkości, za którą tak tęsknimy :)




Krem z pieczonego czosnku
  • główka czosnku
  • 400 g ziemniaków
  • biała część pora
  • litr dowolnego bulionu
  • 2 liście laurowe
  • gałązka rozmarynu
  • łyżeczka miodu
  • łyżka soku z cytryny
  • 2 łyżki oliwy
  • sól, pieprz
Oliwa kolendrowa:
  • pęczek świeżej kolendry
  • kilka łyżek oliwy
 Grzanki z jabłka:
  • jabłko
  • 2 łyżki oliwy
  • łyżka cukru trzcinowego
  • szczypta soli
Zupa:
  1. Czosnek przecinamy wzdłuż na pół, obie części umieszczamy na folii aluminiowej. Skrapiamy je oliwą, posypujemy listkami rozmarynu i zawijamy. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez 45 minut w 200 stopniach. Studzimy.
  2. Na oliwie podsmażamy pokrojono drobno białą część pora. Po kilku minutach wrzucamy kawałki obranych ziemniaków oraz liście laurowe i smażymy przez 5 minut.
  3. W tym czasie obieramy upieczony czosnek z łupinek i drobno go siekamy. Wrzucamy go do podsmażonych warzyw i smażymy jeszcze 3 minuty.
  4. Całość zalewamy bulionem, zmniejszamy płomień i gotujemy przez ok. 15-20 minut, aż ziemniaki zmiękną. 
  5. Wyjmujemy liście laurowe, a zupę przelewamy do wysokiego naczynia i miksujemy blenderem na gładki krem. Przelewamy go ponownie do garnka, przyprawiamy solą, pieprzem, miodem i sokiem z cytryny. Podgrzewamy jeszcze minutę.
  6. Kremową zupę podajemy z jabłkowymi grzankami i oliwą kolendrową.
Oliwa:
  1.  Pęczek świeżej kolendry przekładamy do wysokiego naczynia, zalewamy oliwą i miksujemy blenderem na gładki olej.
Jabłko:
  1. Jabłko obieramy ze skórki i kroimy w kostkę. Wrzucamy na rozgrzaną oliwę i podsmażamy ok. 5 minut na chrupko. Dodajemy cukier oraz sól i jeszcze chwilę karmelizujemy. 
Tosia

poniedziałek, 27 lipca 2015

Pieczona kukurydza z masłem czosnkowo-pistacjowym


Tegoroczne lato w Trójmieście jest wyjątkowo złośliwe. Budzę się  wcześnie rano, świeci słońce, zadowolona przebiegam kilka kilometrów w morskiej scenerii i liczę na piękny dzień. Kilka godzin później obserwuję szarugę przez okno, a wychodząc z domu znów nie mogę zapomnieć o parasolu. To nie tak miało być!

Rozpoczął się sezon kukurydziany i przypominam sobie, że rok temu pierwsze kolby zjadłam prosto z grilla, w trakcie wypadu pod namiot na Kaszuby. W tym roku na takie wyprawy trochę nie ma czasu, ale też pogoda do planowania biwaków nie zachęca.

Na poprawę humoru sięgam po kukurydziane kolby wierząc, że jeszcze zjem je tego lata w pełnym słońcu nad grillem.

Na szczęście w wersji domowej mam dwa sprawdzone patenty na kukurydzę: gotuję ją w wodzie z solą i cukrem lub marynuję np. w maśle czosnkowym i opiekam krótko w piekarniku. Dzisiaj wybrałam drugą metodę, a masło czosnkowe wzbogaciłam o miętę oraz pokruszone kawałki solonych pistacji, które przyjemnie podkręcają smak słodkawej kolby :)

Pieczona kukurydza z masłem czosnkowo-pistacjowym/ (3 szt.)
  • 3 kolby kukurydzy
  • 100 g miękkiego masła
  • 50 g obranych pistacji
  • łyżeczka miodu lub syropu z agawy
  • ząbek czosnku
  • garść świeżych listków mięty
  • szczypta soli, świeżo mielony pieprz
  1. Kukurydze obieramy z niteczek, a zewnętrzne liście zostawiamy i odwracamy je na drugą stronę kolby.
  2. W pojemniku malaksera umieszczamy masło, pistacje, miód, posiekany czosnek, zioła i przyprawy. Miksujemy krótko do połączenia składników, pilnując, aby kawałki pistacji nie zostały w pełni rozdrobnione.
  3. Masłem smarujemy kukurydze i kładziemy je na blasze. Wstawiamy do rozgrzanego piekarnika.
  4. Pieczemy przez 20 minut w 190 stopniach. 
  5. Po upieczeniu kładziemy na każdej kolbie jeszcze po łyżeczce kukurydzy i dekorujemy listkami mięty. Serwujemy na ciepło.
Tosia

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Pieczona kukurydza w boczku z czosnkowym masłem z chilli

Mówi się, że najbardziej doceniamy coś, gdy to tracimy. Dlatego co roku w sierpniu powtarza się podobny scenariusz. Objadam się świeżą kukurydzą, bo wiem, że zimą będę za nią stęskniona, a żółte ziarenka z puszki niestety nie są w stanie dorównać krewnej w kolbie.

Przypuszczam, że w ciągu kilku tygodni żółte kolby w warzywniaku zastąpi rumiana dynia, więc staram się z niej korzystać, póki jest. Kukurydza wiele do szczęścia nie potrzebuje, ale to nie znaczy, że nie można z nią eksperymentować.

Moim tegorocznym odkryciem jest zawijanie jej w plastry wędzonego boczku. Słodka kolba owinięta w chrupiący i słonawy boczek, posmarowana pikantnym masłem czosnkowym z papryczką chilli i skropiona kwaskowatym sokiem z limonki smakuje cudownie. I zdecydowanie zaspokaja kukurydziane pragnienia. Poniżej przedstawiam przepis na wersję pieczoną, chociaż próbowałam też ją robić na grillu i wyszła równie smaczna.

Pieczona kukurydza w boczku z czosnkowym masłem z chilli/ 3 kolby
  • 3 kolby kukurydzy
  • 12 plastrów wędzonego boczku
  • 50 g masła
  • 1-2 ząbki czosnku
  • 1/2 papryczki chilli
  • łyżeczka soli
  • świeżo mielony pieprz
  • limonka
  1.  Kolby obieramy z niteczek i liści. Wewnętrzne listki zostawiamy, odwracając je na drugą stronę kolby.
  2. Na patelni topimy masło, gdy będzie już rozpuszczone dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek, posiekane chilli, sól i pieprz. Mieszamy.
  3. Kukurydze smarujemy masłem i owijamy w dwóch miejscach podwójnymi plastrami boczku.
  4. Tak przygotowane kolby kładziemy na blasze wyłożonej pergaminem i wstawiamy do rozgrzanego pieca.
  5. Pieczemy przez 25 minut w 200 stopniach. Kolby podajemy na ciepło, skropione sokiem z limonki.
Tosia

czwartek, 17 lipca 2014

Pieczone falafele z bobu


Są takie potrawy, które przygotowuję raz na kilka miesięcy. Lubię je, ale nie na tyle, aby gościły na moim stole częściej. Razem z upływającymi miesiącami, zmieniają się też pory roku i sezonowość owoców oraz warzyw. A to właśnie produkty danej pory roku inspirują mnie w kuchni najbardziej.

Taką potrawą są dla mnie arabskie falafele, które lubię schrupać raz na jakiś czas. Klasycznie przygotowuje się je z ciecierzycy i smaży, chociaż ja wolę je w odsłonie pieczonej. Jesienią do masy z cieciorki dodałam dynię (tu przepis), a wiosną upiekłam je w wersji koperkowej. Tym razem ciecierzycę pominęłam, zastępując ją ugotowanym bobem. Wyszło pysznie, lekko i wakacyjnie.

Pieczone falafele możecie podawać z cząstkami cytryny i ulubionym sosem, ale również zapakować do chlebków pita lub zaserwować jako dodatek do sałatki.

Pieczone falafele z bobu/15 sztuk
  • 400 g bobu
  • 2 ząbki czosnku
  • garść liści świeżej kolendry
  • 2 cm korzenia imbiru
  • 1/3 papryczki chilli
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • łyżeczka kminu rzymskiego
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • łyżeczka sosu sojowego
  • sok z 1/2 cytryny
  • łyżka skórki startej z cytryny
  • 4 łyżki oliwy
  • 2 łyżki zimnej wody
  • 2-3 łyżki bułki tartej lub kruszonych płatków kukurydzianych
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • sól, świeżo mielony pieprz 
  1. Bób wrzucamy do wrzącej i posolonej wody (ja dodaję jeszcze 1/2 łyżeczki cukru). Gotujemy przez kilkanaście minut, aż będzie miękki, a przy tym jędrny.
  2. Ugotowany bób odcedzamy z wody i studzimy, następnie obieramy.
  3. Obierany bób wrzucamy do wysokiego naczynia, dodajemy posiekany czosnek, posiekane chilli, starty imbir, przyprawy, kolendrę, proszek do pieczenia, skórkę i sok z cytryny, wodę, oliwę i bułkę tartą.
  4. Całość miksujemy blenderem na gładką masę. Jeśli będzie zbyt rzadka, dodajemy jeszcze trochę bułki tartej.
  5. Z masy lepimy 15 kulek, kładziemy je na blasze wyłożonej pergaminem i wkładamy do rozgrzanego piekarnika.
  6. Falafele pieczemy przez 12-15 minut w 190 stopniach.
  7. Podajemy na ciepło z cząstkami cytryny i ulubionym sosem.
 Tosia

środa, 26 marca 2014

Czosnkowe tortille z ziołami


Chętnie sięgam po tortille, szczególnie gdy chcę przygotować coś szybkiego i smacznego. Pszenne placuszki są wygodne w użyciu, można je podgrzać w kilka sekund, zawinąć z ulubionymi składnikami w wrapsy, burrito, zrobić tacos, zapiec enchiladas lub grillować quesadillas. Jest jednak jeden mały problem. Zazwyczaj wyrzucam szybko opakowanie, aby nie patrzeć na ich skład, bo bywa przerażający.

Na szczęście można je przygotować samodzielnie w domu! To łatwiejsze niż upieczenie chleba, wystarczą chęci i podstawowe zdolności manualne. Trzeba mieć jeszcze wałek (albo butelkę po winie), patelnię i niecałą godzinę wolnego.
Domowe tortille są naprawdę świetne i można je wzbogacić smakowo ulubionymi dodatkami. Ja wybrałam do tego czosnek i zioła, ale już rozmyślam o wiosennej wersji w postaci zielonych placuszków ze szpinakiem.

Gotowe tortille można przygotować wcześniej, przechowywać w lodówce i bez problemu później podgrzewać, wystarczy pół minuty na suchej patelni lub w rozgrzanym piekarniku. Tortille w moim wykonaniu co prawda nie są tak równe i urodziwe jak te kupne, ale to nie ujmuje im przecież smaku. Przynajmniej wiem co jem.
A jutro pokaże w jaki sposób je wykorzystałam :)

Czosnkowe tortille z ziołami/ 15 sztuk
  • 450 g mąki pszennej typ 500
  • 4 łyżki oliwy
  • 170 ml letniej wody
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1-2 ząbki czosnku
  • garść ziół (u mnie koperek, melisa i oregano)
  1. Mąkę przesiewamy do misy, dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek, posiekane drobno zioła i sól.
  2. Stopniowo wlewamy letnią wodę, na przemian z oliwą i wyrabiamy krótko ciasto, do połączenia składników. Gdy osiągniemy kulę z elastycznym ciastem, zostawiamy je w misie na 10 minut po ściereczką.
  3. Następnie ciasto dzielimy na 15 części, z każdej formujemy kuleczkę, którą spłaszczamy i przekładamy je na blachę/tacę wyłożoną pergaminem. Układamy w odstępach, przykrywamy ściereczką i zostawiamy na 20-30 minut.
  4. Rozgrzewamy suchą patelnię. W tym czasie kulki z ciasta wałkujemy na cienkie placki (w razie potrzeby podsypujemy je odrobiną mąki). Moje placki miały średnicę ok. 18 cm.
  5. Tortille "smażymy" na suchej patelni po ok. 30 sekund z każdej strony. Gotowe tortille można podgrzewać ponownie na patelni lub w piekarniku.
Tosia

czwartek, 16 stycznia 2014

Spaghetti z pesto pistacjowym



W sytuacjach, w których muszę czekać np. na autobus, czy rzucając okiem na reklamy przed seansem w kinie, zastanawiam się ile rzeczy można zrobić w kilkanaście minut?

W tym czasie można przeglądać do znudzenia Facebooka, obejrzeć pół odcinka ulubionego serialu, przebiec kilka kilometrów. Można też narzekać, że nie ma się czasu na gotowanie, albo prędko wejść do kuchni, narobić w niej bałaganu i przygotować szybki makaron.
Wystarczą pełnoziarniste nitki spaghetti, garść pistacji, ząbek czosnku, kilka suszonych pomidorów, oliwa, ser dojrzewający, parę ruchów i kolacja gotowa. 

W wersji bardziej sycącej i potrzebującej kilku dodatkowych minut, warto jeszcze dodać kawałki np. grillowanego kurczaka, albo krewetki.

Spaghetti z pesto pistacjowym/2 porcje
  • 150-200 g pełnoziarnistego spaghetti
  • kilka suszonych pomidorów
  • kilka łyżek świeżo tartego sera dojrzewającego np. parmezanu
  • łyżka oleju z suszonych pomidorów
  • 2 łyżki ziaren słonecznika
  • listki świeżego rozmarynu
  • Pesto pistacjowe:
  • 80 g obranych pistacji (w przypadku solonych, omijamy sól w przepisie)
  • 30 g sera dojrzewającego np. parmezan/cheddar/szafir
  • mały ząbek czosnku
  • łyżka soku z cytryny
  • 4-5 łyżek oliwy
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • sól, świeżo mielony pieprz
  1. W garnku gotujemy wodę z łyżeczką soli.
  2. Na suchej patelni wrzucamy obrane pistacje i prażymy je przez ok. 3 minuty. Przerzucamy do wysokiego naczynia, dodajemy posiekany czosnek, tarty ser, gałkę muszkatołową, sól, pieprz i sok z cytryny. Zaczynamy miksować składniki blenderem, stopniowo wlewając oliwę. Miksujemy, aż postanie gładkie pesto.
  3. Do garnka z gotującą się wodą wrzucamy makaron. Gotujemy, aby był "al dente" według wskazówek na opakowaniu.
  4. Na patelnię wlewamy łyżkę zalewy z suszonych pomidorów, posiekane drobno pomidory oraz pesto pistacjowe.
  5. Ugotowany makaron odsączamy i wrzucamy na patelnię razem z 3 łyżkami wody, w której się gotował. Dorzucamy ziarna słonecznika, chwilę podgrzewamy i mieszamy do połączenia składników.
  6. Makaron podajemy ze świeżym rozmarynem, posiekanymi pistacjami, ziarnami słonecznika i świeżo startym serem (u mnie Szafir).
 Tosia

środa, 14 sierpnia 2013

Leczo z chorizo


Są pewne dania, które pojawiają się u mnie obowiązkowo na stole zgodnie z porą roku. Co więcej mogłabym je rozgraniczyć na konkretne miesiące. 
Dla przykładu w grudniu lepię pierogi, w styczniu smażę pączki, w maju po raz pierwszy w roku grilluję, a w sierpniu suszę pomidory i robię leczo. Pierwsze partie słoików z suszonymi pomidorami powstaną już w przyszłym tygodniu, mam w tym roku porządne plany co do ich ilości i wersji smakowych. Zanim to jednak uczynię, zaczęłam od leczo. W końcu to idealny rozgrzewacz w deszczowy dzień!

To węgierskie danie, które można nazwać warzywnym gulaszem jest popularne w wielu domach. Dlatego przepisów na leczo jest zapewne tyle co na gołąbki.
Spotkałam się z przepisami z dodatkiem kiełbasy, parówek, klopsików drobiowych, czy w wersji wegetariańskiej. W klasycznym leczo paprykę dusi się na smalcu z dodatkiem wędzonki i papryki w proszku. 
Dla mnie takie wydanie jest zdecydowanie za ciężkie jak na letnie danie.
Próbowałam już różnych wersji leczo, do bazowej potrawy dodawałam fasolę, kukurydzę, czy suszone pomidory. 
Właściwie danie to zawsze wychodzi pyszne, ale myślę, że najważniejszym wyborem jest tu jednak dodatek mięsny. 
Moją ulubioną wersją jest ta z kiełbasą chorizo, która w połączeniu z leczo tworzy pyszny fusion węgiersko-hiszpański :)

Leczo z chorizo/6-8 porcji

  • 150 g kiełbasy chorizo
  • 2 cebule
  • 2 papryki (u mnie czerwona i zielona)
  • cukinia
  • 3 pomidory
  • 300 ml passaty pomidorowej
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 1/3 papryczki chilli
  • łyżka ostrej papryki
  • łyżka słodkiej papryki
  • liść laurowy
  • łyżka cukru
  • łyżeczka octu balsamicznego
  • łyżka oliwy
  • sól, pieprz
  1. Chorizo kroimy w kostkę lub w plasterki i cienkie paseczki. Rozgrzewamy wok lub głęboką patelnię, wrzucamy kiełbasę i smażmy kilka minut, aż się zarumieni. Nie dodajemy tłuszczu, ponieważ wytopi się z kiełbasy.
  2. Podsmażone chorizo przekładamy do miseczki, a na patelni zostawiamy tłuszcz. Dodajemy łyżkę oliwy, wrzucamy pokrojone w kostkę lub piórka cebule oraz posiekane drobno chilli. Smażymy 3 minuty i dodajemy kotki lub paseczki papryki. Warzywa przyprawiamy solą, pieprzem, słodką i ostrą papryką, smażymy kolejne 3 minuty.
  3. W tym czasie siekamy w kostkę cukinię i pomidory. Najpierw dodajemy cukinię, potrząsamy wokiem i po ok. 2 minutach wrzucamy pomidory.
  4. Dodajemy passatę pomidorową, posiekany drobno czosnek, liść laurowy, ocet balsamiczny. Zmniejszamy ogień i dusimy całość przez 10-15 minut.
  5. Pod koniec gotowania dodajemy podsmażoną wcześniej kiełbasę chorizo.
  6. Leczo podajemy na ciepło z pieczywem, ryżem lub kaszą.
*W bardziej improwizowanej wersji leczo można dodać jeszcze suszone pomidory, fasolę, kukurydzę, czy  pesto.
Tosia

środa, 7 sierpnia 2013

Pieczona kukurydza z wędzonym czosnkiem i limonką


Jestem prawdziwą maniaczką kukurydzy w kolbach. Nie było jej w sklepach już tak długo, że zdążyłam o tym zupełnie zapomnieć. Pamięć wróciła mi ze zdwojoną mocą, gdy podczas weekendowego grillowania postanowiliśmy przygotować kilka kolb. 

Nie wiem czy to głód, czy ona we własnej osobie sprawiła, że oszalałam. Biegałam wokół grilla jak nawiedzona, pytając kiedy wreszcie będę mogła ją zjeść. Na złość nie chciała zmięknąć, a uczestnicy imprezy zwodzili mnie, że za chwilę będzie gotowa. Gdy w końcu ją dopadłam, ledwo udało mi się posmarować ją pysznym masłem z suszonymi pomidorami (autorstwa Tosi) i posolić, a już jej nie było. Wgryzałam się jak szalona w tę ociekającą pół roztopionym masłem kolbę. Była perfekcyjna. 

Następne nie wyszły już tak dobrze, ale to nic. Dosłownie obgryzałam je po moich przyjaciołach, którzy nieopatrznie zostawili na kolbie jeszcze kilka ziarenek. Mimo, że od weekendu minęło tylko kilka dni, już wczoraj przygotowywałam sobie kolejne porcje w domu. 

Rzadko gotuję kukurydzę i jakoś nigdy nie miałam na nią dobrego sposobu. Niektórzy gotują ją krótko, inni nieprzyzwoicie długo. Jedni dodają sól, inni twierdzą, że sól sprawia, że ziarenka twardnieją. I faktycznie, gdy wczoraj ugotowałam ją w osolonej wodzie nie dała mi zbyt dużej satysfakcji. Dopiero dzisiaj, gdy wypróbowałam metodę krótkiego pieczenia jej w folii jestem w pełni zadowolona. Dzięki temu nie uciekło z niej ani trochę aromatu wędzonego czosnku, który wpadł mi ostatnio w ręce w sklepie. Jeśli go jednak nie znajdziecie, ta metoda sprawdzi się równie dobrze ze zwykłym czosnkiem, choć brak mu tej charakterystycznej wędzonki. 

Pieczona kukurydza z wędzonym czosnkiem i limonką (6 porcji)

-3 kolby kukurydzy
- 3 ząbki wędzonego czosnku (wraz ze skórką z główki czosnku)
- 50 g masła
- pół łyżeczki pieprzu cayenne
- sól
- 3 limonki

  1. Rozgrzej piekarnik do 250 stopni.
  2. Kolby kukurydzy pozbaw liści i nitek. Przekrój je na pół.
  3. Obierz skórkę z wędzonego czosnku i wyjmij 3 ząbki czosnku. Poszatkuj ząbki.
  4. W rondelku rozgrzej masło, dodaj poszatkowany czosnek i pieprz cayenne. Smaż przez kilka minut, zdejmij z ognia.
  5. Każdy kawałek kukurydzy połóż na płachcie folii aluminiowej. Ułóż na nich skórkę  z wędzonego czosnku. Polej każdą porcją masła z czosnkiem i dobrze zawiń.
  6. Wsadź zawinięte kukurydze na blasze do rozgrzanego piekarnika. Piecz ok. 20 minut, a następnie wyjmij i daj im chwilę "odpocząć w folii".
  7. Podawaj posypane solą i skropione limonką. 
Śliwka

wtorek, 6 sierpnia 2013

Pieczone placuszki z kalafiora z sosem czosnkowym


 Latem staram się cieszyć każdym pięknym dniem. Nawet jeśli o godzinie 20 na termometrze nadal utrzymuje się temperatura 30 stopni i cały dzień czuję się jakbym była w saunie. Wiem, że zimą mogłabym za tym tęsknić, więc nie narzekam.
Muszę to jednak napisać, w końcu to blog kulinarny - w taki upał trudno myśleć o jedzeniu!
 W godzinach obiadowych zjadłam dziś..lody :) 
Myślę jednak, że na diecie lodowo-lemoniadowej długo bym nie wytrzymała, dlatego postanowiłam przygotować chociaż lekką kolację. 

Wybór padł na coś z kalafiora, w końcu mamy na niego sezon :)
Jakiś czas temu znajoma wysłała nam link do przepisu na nietypową pizzę.
Jej niepowtarzalność polega na tym, że jest bezglutenowa, a głównym składnikiem ciasta jest kalafior. Okazuje się, że starty świeży kalafior w połączeniu z jajkiem i serem może stworzyć przepyszny, zdrowy i chrupiący spód do pizzy. 
Uwielbiam wszystko co kalafiorowe (polecam kopytka!), więc prędzej, czy później musiałam wypróbować ten patent. Nie byłabym sobą bez udziwnień i modyfikacji. 
Zainspirowana bezglutenową pizzą postanowiłam spróbować zrobić pieczone kalafiorowe placuszki. Do masy dodałam jeszcze mąkę orzechową, aby związać bardziej masę na placuszki i podbić walory smakowe. 
Jeśli spodobał Wam się przepis, ale nie chcecie korzystać z mąki orzechowej, możecie śmiało wykorzystać pszenną lub inną bezglutenową np. kukurydzianą, czy ryżową.
Do kalafiora wspaniale pasuje czosnek, dlatego dodatkiem do chrupiących placuszków jest lekki sos czosnkowy na bazie mleka kokosowego :)



Pieczone placuszki z kalafiora z sosem czosnkowym (bezglutenowe)/6 szt.
  • 400 g kalafiora
  • 60 g mozzarelli
  • 2 jajka
  • 50 g mąki orzechowej (lub innej np. pszennej lub bezglutenowej np. kukurydzianej, z ciecierzycy)
  • pół łyżeczki soli
  • świeżo mielony pieprz
  • Sos czosnkowy z mlekiem kokosowym:
  • 2 łyżki majonezu
  • 5 łyżek mleka kokosowego
  • łyżeczka soku z cytryny
  • ząbek czosnku
  • 3 łyżki posiekanego koperku
  • szczypta ostrej papryki
  • sól, pieprz
  1. Placuszki: Kalafiora myjemy, osuszamy i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Na tarce ścieramy również odsączoną z zalewy mozzarellę. 
  2. Do suchych składników dodajemy rozbełtane dwa jajka, całość mieszamy.
  3. Dodajemy sól i pieprz do smaku oraz mąkę, jeszcze raz mieszamy składniki.
  4. Blachę wykładamy papierem do pieczenia lub silikonową matą. Bierzemy foremkę bez dna o średnicy ok. 9 cm i wypełniamy ją przygotowaną masą. Czynność powtarzamy przygotowując w ten sposób 6 placuszków.
  5. Placuszki pieczemy w rozgrzanym piekarniku, w temperaturze 180 stopni przez 20 minut. Podajemy zaraz po upieczeniu, razem z sosem czosnkowym.
  6. Sos: W miseczce  mieszamy trzepaczką majonez z mlekiem kokosowym i sokiem z cytryny. Sos przyprawiamy posiekanym drobno czosnkiem, solą, pieprzem i koperkiem.
Tosia

poniedziałek, 25 marca 2013

Jajka faszerowane pastą serowo-czosnkową





































Są pewne proste składniki, które łączą się ze sobą w taki sposób, że potrafią zachwycić bardziej niż niezwykle wyszukane produkty. Przekonałam się o tym wielokrotnie, obserwując chociażby gości na imprezach. Najczęściej, największym powodzeniem cieszą się proste pasty podane w formie mini kanapeczek. A królową wśród nich jest pasta serowo-czosnkowa, którą nazywamy wśród znajomych pastą Ady. 
Moja przyjaciółka upierała się wielokrotnie, że średnio lubi gotować, a do kuchni wchodzi od czasu do czasu. To wielka strata, bo jej pasta jest fantastyczna, a powstaje tylko z 3 składników : żółtego sera, majonezu oraz czosnku.
Pasta prawdopodobnie zagości u mnie w te święta w formie faszerowanych jajek. Postawię je na stole obok tych z nadzieniem z suszonymi pomidorami oraz z wędzonym łososiem. Ciekawe, które najszybciej zostaną zjedzone, bo coś czuję, że serowo-czosnkowe :)

Jajka faszerowane pastą serowo-czosnkową/12 szt.
  •  6 jajek
  • 70 g żółtego sera
  • 3-4 łyżki majonezu
  • 1-2 ząbki czosnku
  • szczypiorek
  • sól, pieprz
  1. Jajka wkładamy do rondelka, zalewamy zimną wodą i wstawiamy na gazie. Gdy woda zacznie się gotować, nastawiamy minutnik na 7 minut. Po tym czasie jajka przekładamy do miseczki i zalewamy zimną wodą. Po kilku minutach obieramy.
  2. Obrane jajka kroimy wzdłuż na pół. Wyjmujemy żółtka. 3 z nich wrzucamy do wysokiego naczynia, resztę odkładamy do innego dania.
  3. Żółtka ugniatamy widelcem, aby się rozpadły i dodajemy starty żółty ser, majonez oraz posiekany czosnek. Całość mieszamy i doprawiamy pieprzem i solą lub miksujemy za pomocą blendera.
  4. Gotową pastę przekładamy do szprycy, przy pomocy której dekorujemy białka. 
  5. Jajka podajemy posypane szczypiorkiem lub kiełkami.
Tosia

środa, 27 lutego 2013

Kalafiorowe kopytka z pieczonym czosnkiem i pesto pietruszkowym






































Choroba rozłożyła mnie na łopatki. Zawsze, gdy się mocniej przeziębię i zalecane jest mi leżenie w łóżku, pojawia się problem - nie potrafię nic nie robić godzinami. Z lekką gorączką uparcie gotowałam w poniedziałek spaghetti i resztkami sił, między pokaszliwaniem formowałam pszenne bułeczki. Potem spotkała mnie kara, bo czułam się jeszcze słabsza. Dlatego wczoraj, przez cały dzień zmusiłam się do wylegiwania pod kołdrą. W tym czasie rozmyślałam o tymnco ugotuję, jak tylko poczuję się lepiej. Wybór padł na coś z pieczonym czosnkiem, bo przypomniała mi się zupa czosnkowa z ciecierzycą, która postawiła mnie na nogi przy poprzednim przeziębieniu. Rano, wyskoczyłam z łóżka i zabrałam się za gotowanie. Chociaż nie jestem jeszcze w pełni zdrowa, w kuchni poczułam się od razu lepiej. 

Zabrałam się za kopytka, ale nie takie zwyczajne, bo nie znajdziecie w nich ziemniaków. Ich głównym składnikiem jest purée kalafiorowe, w połączeniu z mąką i jajkiem tworzy ciasto, które świetnie nadaje się do lepienia kluseczek. Tajemniczym dodatkiem jest tu pieczony czosnek, nadał im charakteru.
Przy zagniataniu ciasta trzeba uważać, aby nie dodać za dużo mąki, bo przez to mogłyby wyjść twarde i gumowate. Instynktownie udało mi się wyczuć moment, w którym konsystencja ciasta jest odpowiednia do formowania wałeczków, a przy tym się nie lepi do stolnicy. 
Jeśli chodzi o same wrażenia smakowe, to byłam pozytywnie zaskoczona. Co prawda muszę przyznać, że ziemniaczane kopytka mają w moim sercu specjalne miejsce. Bardzo lubię też dyniowe z masłem szałwiowym i kurkami.  Kalafiorowe z pesto pietruszkowym są zupełnie inne, więc trudno je z nimi porównywać. Pewna osoba, którą nimi poczęstowałam, stwierdziła, że są lepsze od klasycznych. To już moim zdaniem kwestia gustu. 
A czy takie kopytka by Wam zasmakowały, musicie się przekonać sami :)
Ps. Najlepiej smakują podsmażone na maśle z dodatkiem pesto.





































Kalafiorowe kopytka z pieczonym czosnkiem
  • kalafior (lub 600 g purée kalafiorowego)
  • 350-400 g mąki pszennej
  • jajko
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • pieprz, sól
  • 3 ząbki czosnku
  • łyżka masła
  1.  Kalafior gotujemy w wodzie z łyżeczką cukru i łyżeczką soli. W tym czasie na folii alumioniowej kładziemy ząbki czosnku, polewamy je oliwą i ocet balsamicznym. Czosnek zawijamy w folii i wkładamy do piekarnika na 15 minut. Podpiekamy w 190 stopniach, a następnie studzimy.
  2. Ugotowany kalafior łączymy z 3 ząbkami czosnku, przeciskamy przez praskę do ziemniaków lub miksujemy blenderem. Do purée dodajemy jajko, gałkę muszkatołową. Przyprawiamy solą oraz pieprzem i mieszamy.
  3. Stopniowo wsypujemy przesianą mąkę i zaczynamy mieszać masę. Gdy składniki połączą się ze sobą, przekładamy ciasto na oprószoną mąką stolnicę. Ciasto podsypujemy mąką, aby się nie kleiło i dzielimy je na 3 części.
  4. Z każdej z nich robimy wałeczek, który kroimy pod skosem, tworząc kopytka. Utworzone kopytka lekko spłaszczamy widelcem i przekładamy na podsypana mąką tacę. 
  5. Kalafiorowe kopytka gotujemy we wrzącej i osolonej wodzie 5 minut. Gotowe, odsączamy z wody i wrzucamy na rozgrzaną patelnię z masłem i pesto pietruszkowym. Podsmażamy, aż się zarumienią. Kopytka podajemy ze zblanszowanymi plastrami kalafiora.
Pesto pietruszkowe
  • pęczek natki pietruszki
  • ząbek pieczonego czosnku
  • 2 łyżki ziaren słonecznika
  • 2 łyżki oliwy
  • pieprz, sól
  1. Składniki łączymy ze sobą w wysokim naczyniu. Miksujemy blenderem na gładkie pesto.
 Tosia

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Zupa słodko-kwaśna z krewetkami
































Jedzenie fascynowało mnie od dziecka. Uwielbiałam godzinami przeglądać książki kulinarne, szczególnie te zagraniczne, które przedstawiały nieznane moim kubkom smakowym dania. Marzyłam o tym, by kiedyś nauczyć się tak gotować.
Już w szkole podstawowej miałam na swoim koncie pierwsze samodzielne przygotowane dania, ale z gotowaniem rozkręciłam się bardziej w liceum. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że miałam dobre pomysły i już wtedy z chęcią eksperymentowałam. Większość potraw chciałam robić sama, bez przepisu, co oczywiście nie zawsze mogło kończyć się sukcesem. Pamiętam np. moje pierwsze ravioli z botwinką. Farsz z młodych buraczków wyszedł smaczny, ale ciasto było twarde i gumowate, co z pokorą odnotowałam i więcej się to nie zdarzyło. 
Szczerze przyznaję się także do tego, że będąc zbuntowaną nastolatką uwielbiałam w kółko przyrządzać to samo danie, na które teraz, nawet w ramach kompromisu już bym się nie zgodziła. 
Moją słabością był gotowy sos słodko-kwaśny ze słoika, który podgrzewałam dodatkowo z kawałkmi kurczaka i makaronem. Na chwilę obecną tego typu półprodukty nie mają miejsca w mojej kuchni, ale zamiłowanie do ostro-słodko-kwaśnych smaków zostało do dziś.
Wczoraj w trakcie zakupów, pomyliłam alejki i niechcący zawitałam w dziale, który raczej nie odwiedzam. Z lekko szyderczym uśmiechem, ale też niezrozumiała tęsknotą spojrzałam na słoiki z pomarańczowym sosem. Opuszczając sklepową uliczkę, obiecałam sobie zrobić taki sos w domu. Przygotowywałam go w domu na kilka sposób, a jeden przepis nawet prezentowałam na blogu (tu). W dzisiejszej odsłonie nowością jest jednak forma podania dania, ponieważ zdecydowałam się na zupę z dodatkiem krewetek. Mając wcześniej ugotowany bulion robi się ją naprawdę szybko, wystarczy 20-30 minut.
Ostro-kwaśna zupa z krewetkami cudownie mnie rozgrzała i "przyprawiła" o dobry humor :)

Zupa słodko-kwaśna z krewekami
  • 250 g krewetek (świeżych lub rozmrożonych)
  • 4 plastry ananasa
  • kilka łyżek odsączonej z zalewy kukurydzy
  • biała część pora
  • marchewka
  • 1/2 papryki
  • mała cebula
  • 1/3 papryczki chilli (lub mniej)
  • ząbek czosnku
  • 3 cm korzenia imbiru
  • 600 ml bulionu warzywnego lub z kurczaka
  • 300 ml passaty pomidorowej
  • 50 ml soku z ananasa lub pomarańczy
  • łyżka sosu sojowego
  • łyżka sosu rybnego (można pominąć)
  • łyżka octu ryżowego
  • łyżka czerwonej pasty curry (pasta kupna lub domowa)
  • łyżka soku z cytryny
  • sól (dodatek sosu sojowego i sosu rybnego może wystarczyć)
  • łyżka oliwy
  • łyżka oleju sezamowego
  • kiełki rzodkiewki
  • makaron ryżowy
  1. Jeśli krewetki wcześniej był mrożone, należy je rozmrozić.
  2. Siekamy drobno czosnek, imbir i chilli. W woku rozgrzewamy oliwę oraz olej. Wrzucamy składniki oraz krewetki i smażymy przez minutę. Krewetki wyjmujemy i przekładamy do miseczki. 
  3. Do składników w woku dorzucamy pokrojoną w kostkę cebulę oraz w pół-plastry pora. Smażmy minutę i dorzucamy pokrojoną w kostkę marchewkę i paprykę.
  4. Po kolejnej minucie dodajemy pastę curry, sos sojowy, sos rybny oraz ocet ryżowy. Potrząsamy wokiem i całość chwilę smażymy.
  5. Dorzucamy do woka pokrojony drobno ananas. Składniki zalewamy passatą pomidorową, sokiem z ananasa oraz bulionem. Zmniejszamy ogień i gotujemy zupę przez ok. 10 minut.
  6. Po koniec gotowania wrzucamy wcześniej podsmażone krewetki oraz kukurydzę. Zupę smakujemy i przyprawiamy ewentualnie solą do smaku oraz sokiem z cytryny. Zupę gotujemy jeszcze 3 minuty.
  7. Słodko-kwaśną zupę podajemy z makaronem ryżowym, kiełkami rzodkiewki i z krewetkami.
Tosia

wtorek, 18 grudnia 2012

Krem z borowików i pieczonego czosnku
































Na co najbardziej czekacie z dań wigilijnych?
Ja co roku, niezmiennie na barszcz z uszkami.

Odkąd pamiętam, moja Mama zawsze robiła bardzo dobry barszcz. Serwowała go na obiad, czasem na czysto, z filiżanki, a czasem z kołdunami. Jednak barszcz wigilijny bardzo różnił się od tego całorocznego, w znacznej mierze przez dolanie do niego wywaru z grzybów.  Jeszcze należało go "spieprzyć", czyli dodać ogromną ilość pieprzu, tak aby drapało w gardło i już! Co roku pojawiało się razem z pierwszą gwiazdką prawdziwe kulinarne arcydzieło.

W zeszłym roku nieśmiało zabrałam się do powtórzenia sukcesu Mamy i nadzorowana stworzyłam identyczny. Waham się, czy tym razem postawić na coś innego, czy lekko zmienić przepis, jednak intuicja mówi mi, że z poprawiania ideału nie wyjdzie nic dobrego. Dlatego nie będę Was oszukiwać, że na moim stole wigilijnym pokaże się poniżej prezentowany krem z borowików. Z barszczem nie ma szans. 
Jednak pojawił się u mnie już jakiś czas temu, gdy z wyprzedzeniem opracowywałam propozycje przepisów świątecznych i naprawdę pozytywnie zaskoczył smakiem.

Wiem, że jest wśród Was wielu wigilijnych "grzybiarzy", głównie dzięki zorganizowanemu przez nas niedawno konkursowi na facebooku. Jednym z zadań było napisanie jakie jest Wasze ulubione wigilijne danie. Wyniki były dla mnie niezwykle inspirujące, o części dań nie słyszałam nigdy, więc wciąż sobie obiecuję przynajmniej wygooglować każdy, a w marzeniach o większej ilości czasu wolnego, zrobić kilka i sama się przekonać. 

Więc z dedykacją dla grzyboholików- bardzo prosty, ale niezwykle aromatyczny krem z borowików z odrobiną przełamującego smak kremu z pieczonego czosnku.

Krem z borowików i pieczonego czosnku (4 porcje)

· 600 g borowików (mrożonych)
· 1 cebula
· masło
· sól
· pieprz
· 1 litr bulionu warzywnego (lub w wersji nie-wigilijnej drobiowo-wołowego)
· 1 główka czosnku
· 100 g gęstej śmietany 18%


1. Pokrój borowiki i cebulę na małe kawałki. Podsmaż na maśle przez ok. 10 minut (na stosunkowo małym ogniu) i przypraw solą i pieprzem.
2. Zalej borowiki bulionem i gotuj ok. 10 minut.
3. Przelej całość do blendera (lub użyj ręcznego) i zmiksuj na gładką masę.
4. Główkę czosnku przekrój na pół i piecz przez ok. 20 minut w 200 stopniach.
5. Wyjmij upieczony czosnek ze skórki i wrzuć do blendera. Zmiksuj ze śmietaną. Dopraw solą i pieprzem.
6. Podawaj krem z łyżką krem z pieczonego czosnku na wierzchu.

Śliwka

piątek, 7 grudnia 2012

Zupa czosnkowa z ciecierzycą


































Moja babcia jest niezwykle odważną kobietą. Kiedy przeczuwa zbliżające się przeziębienie, ma na to swoje babcine sposoby. Pewnie każdy z Was zna inną metodę zwalczającą infekcje górnych dróg oddechowych. Są tacy, którzy wypiją w tym celu syrop z cebuli, inni przygotują ciepłe mleko z miodem i czosnkiem.
Babcia Ula ma niezawodny sposób na katar. Owija ząbki czosnku w gazę i aplikuje je do nosa. Metoda ta jest ryzykowna, szczególnie gdy spodziewamy się gości. Przez kilka godzin można porządnie odstraszać wampiry (a teraz panuje na nie przerażająca "zmierzchowa" moda). Co więcej można przegonić katar!
Za każdym razem, gdy czuję w kościach przeziębienie, mam dylemat czy wypróbować tę metodę. Kilka dni temu byłam w takiej sytuacji. Nie odważyłam się na zastosowanie techniki babci, ale również wspomogłam się czosnkiem.
To był idealny moment na przygotowanie zupy czosnkowej, bo "chodziła" za mną już od jakiegoś czasu. 
Jest pewien blog, na którym zawsze coś mnie zachwyci. Już kilka razy miałam tak, że czytając nowy wpis, okazywało się, że zaproponowane przez autorkę danie robiłam w bliskim odstępie czasowym w podobny sposób. A jeśli nie robiłam, to chociaż o nim myślałam :) Dlatego kiedy zobaczyłam czosnkową u Amber, w wersji dla niej i dla niego, nabrałam na kremową zupę jeszcze większej ochoty!
Przygotowałam ją zupełnie inaczej, choć przyznaję, że intryguje mnie także wersja dla niej z kozią bryndzą i granatem, a dla niego z wędzonym łososiem i kiełkami rzodkiewki.
Moja czosnkowa inspirowana jest trochę hummusem, ponieważ oprócz pieczonego czosnku, jej głównym dodatkiem jest ciecierzyca. 
Kremowa zupa przyprawiona prażonym kuminem i podana z serowo-czosnkowymi grzankami sprawiła, że od razu poczułam się lepiej! I w ten sposób oszukałam przeziębienie :)
A Wy jakie macie domowe sposoby na walkę ze zbliżającą się chorobą?





































Zupa czosnkowa z ciecierzycą
  • główka czosnku
  • 220 g ciecierzycy (z puszki lub wcześniej ugotowanej)
  • 800 ml bulionu z kurczaka lub warzywnego
  • 2 marchewki
  • biała część pora
  • cebula
  • łyżeczka kuminu
  • gałązka rozmarynu
  • łyżeczka octu balsamicznego
  • 2 łyżeczki masła
  • łyżeczka oliwy
  • łyżka soku z cytryny
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  • bagietka
  • ser cheddar
  1. Ucinamy ostrym nożem czubek główki czosnku. Owijamy go folią aluminiową, polewamy oliwą oraz octem balsamicznym i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Czosnek pieczemy w 190 stopniach przez 20-30 minut lub aż będzie miękki.
  2. W tym czasie na suchej patelni prażymy kumin. Po kilku minutach przekładamy go do moździerza i ucieramy.
  3. W garnku o grubym dnie rozpuszczamy masło. Dodajemy cebulę oraz por. Przyprawiamy solą, pieprzem i kuminem. Chwilę podsmażamy.
  4. Czosnek wyciągamy z piekarnika i studzimy. Obieramy go z łusek i zostawiamy na potem.
  5. Dalej dodajemy pokrojoną w kostkę marchewkę, posiekane listki rozmarynu i jeszcze chwilę smażymy. Do garnka dodajemy ciecierzycę (z puszki lub wcześniej ugotowaną) oraz podpieczony czosnek. Wlewamy bulion i zmniejszamy ogień.
  6. Zupę gotujemy ok. 30 minut, aż marchewka będzie miękka. Gotową zupę miksujemy za pomocą blendera. Przyprawiamy pieprzem, solą i sokiem z cytryny. Jeszcze chwilę podgrzewamy.
  7. Kromki bagietki nacieramy czosnkiem, kładziemy na nie plasterki sera i podpiekamy chwilę w piekarniku.
  8. Zupę podajemy z grzankami.
Tosia

wtorek, 18 września 2012

Domowy makaron tagliatelle z sosem ze świeżych pomidorów






























W mojej kuchni zrobiło już się dziś prawdziwie jesiennie. Lubię gotować kilka rzeczy na raz, wtedy jestem lepiej zorganizowana w trakcie gotowania i robię mniejszy bałagan, bo każdy mój ruch jest przemyślany.
Od rana myśląc o jesiennych przysmakach upiekłam tartę dyniową, chleb z dynią i kurkami oraz ugotowałam zupę grzybową. Aby jeszcze się nie żegnać ze smakami lata, postanowiłam także przygotować aromatyczny sos ze świeżych pomidorów.
Uwielbiam wszelkiego rodzaju pasty, dlatego od kiedy jestem posiadaczką maszynki do makaronu i mam trochę czasu oraz chęci, to zabieram się za domowy makaron.
Uważam, że żaden makaron z paczki o bujnym kształcie nie będzie nigdy smakował tak dobrze jak odpowiednio przygotowana domowa pasta. Widziałam, że na zachodzie można już dostać specjalne stojące wieszaki do suszenia makaronu, ale taki sposób można także łatwo opracować w domu, co już kiedyś pokazywała Wam Śliwka. A o fabryce domowego makaronu pisałyśmy już kilka razy (I, II, III).
Przy odrobinie wprawy produkcja takiego makaronu nie powinna trwać dłużej niż 2-2,5 godziny. W tym przez godzinę ciasto leży w lodówce, a wtedy można zrobić sos :) Sos jak wcześniej wspomniałam jest na bazie świeżych pomidorów.
Użyłam do tego gatunku malinowych, żółtych i podłużnych pomidorów lima. Całość ugotowałam jedynie z kilkoma dodatkami i winem, bo dobre, dojrzałe pomidory nie potrzebują już za wiele przypraw, aby były smaczne.
Taki sos może być bazą do innych potraw, można do niego dodać np. mielone mięso wołowe albo kawałki piersi kurczaka. Ja miałam ochotę na wersję wegetariańską.
Miało być prosto, świeżo, domowo, pysznie..i chyba się udało :)










































 Domowy makaron tagliatelle
  • 125 g mąki pszennej (u mnie typ 550)
  • 125 g drobnej semoliny
  • jajko
  • żółtko
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 4 łyżki letniej wody
  • pół łyżeczki soli
  1. Przesianą mąkę mieszamy z semoliną i usypujemy na blacie "kopiec". Na środku robimy wgłębienie i wbijamy jajko, żółtko. Dodajemy oliwę, wodę i sól.
  2. Składniki na środku mąki zaczynamy mieszać, stopniowo zagniatając je z mąką. 
  3. Po kilku minutach zagniatania otrzymamy elastyczną kulę z ciasta. Owijamy ją folią spożywczą i wkładamy na 30 minut, a najlepiej godzinę do lodówki.
  4. Wyrobione ciasto dzielimy na dwie części. Każdą z nich przepuszczamy kilka razy przez maszynkę do makaronu zaczynając od szerokiej szczeliny (7), a kończąc na wąskiej (2).
  5. Na maszynkę nakładamy końcówkę do makaronu tagliatelle. Ciasto przepuszczamy przez maszynkę raz jeszcze. Powstałe "nitki" wieszamy na wieszaku lub ostrożnie (tak by się nie pozlepiały) kładziemy na desce, obsypując je mąką. Zostawiamy do ususzenia na pół godziny.
  6. W dużym garnku gotujemy wodę na makaron, solimy ją i dodajemy łyżeczkę oliwy z oliwek.
  7. Ususzony makaron gotujemy we wrzącej wodzie przez 2-3 minuty, aby był al dente (najlepiej sprawdzić miękkość podczas gotowania).
  8. Ugotowany makaron odcedzamy z wody i podajemy z sosem ze świeżych pomidorów.
Sos ze świeżych pomidorów
  • 1 kg pomidorów (różne gatunki, u mnie : malinowe, żółte, koktajlowe i lima)
  • 3 ząbki czosnku
  • cebula
  • 100 ml białego półwytrawnego wina
  • garść liści świeżej bazylii
  • łyżka cukru
  • łyżka octu balsamicznego jabłkowego
  • świeżo mielony pieprz
  • szczypta świeżo startej gałki muszkatołowej
  • łyżeczka soli
  1. W rondlu o grubym dnie lub np. woku podsmażamy na oliwie i łyżeczce masła posiekaną w kostkę cebulę. Przyprawiamy szczyptą soli i pieprzem. Gdy zacznie robić się szklista dodajemy posiekany drobno czosnek i smażymy minutę.
  2. Pomidory sparzamy wrzącą wodą i obieramy ze skórki lub od razu kroimy w kostkę. Wrzucamy je do smażonej cebulki z czosnkiem. Dodajemy liście bazylii, przyprawiamy pieprzem i solą. Gotujemy 2-3 minuty.
  3. Wlewamy wino i gotujemy na sporym ogniu przez kilka minut. Kiedy połowa wina odparuje, dodajemy cukier i ocet, zmniejszamy ogień i dusimy sos przez 20 minut. Od czasu do czasu mieszamy.
  4. Pod koniec gotowania miksujemy sos za pomocą blendera na gładką masę. Przyprawiamy świeżo startą gałką i ewentualnie doprawiamy do smaku (solą, pieprzem, cukrem lub octem), podgrzewamy minutę.
  5. Podajemy z makaronem i listkami bazylii.
Tosia

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Paluszki rybne z czosnkowym majonezem aioli


Kiedy stojąc w kolejce do kasy w Biedronce widzę, że ktoś na taśmę kładzie mrożone paluszki rybne, czy opakowane folią burgery, to nie wiem..czy mam się śmiać, czy płakać. W takich chwilach wolę nie patrzeć i uciąć krótką pogawędkę ze starszą panią na temat tego z czym można jeść mozzarellę (oczywiście mowa tu o serze mozzarello podobnym). 
Rozumiem, że ktoś może liczyć każdy grosz, rozumiem, że nie każdy ma czas gotować, a nawet, że nie wszystkim prace w kuchni sprawiają przyjemność. Ale nie jestem w stanie akceptować tego typu wyborów!
Przecież w takich mrożonych paluszkach, więcej jest chemii niż samej ryby, co do której też mam wątpliwości. Dlatego nie wiem dlaczego ludzie świadomie trują siebie, a co więcej - swoje dzieci.
Paluszki rybne kojarzone są właśnie z przysmakiem dziecięcym. Łatwiej jest przecież przemycić na talerzu rybę w pysznej, chrupiącej panierce niż cały filet. Ale czy nie lepiej takie paluszki zrobić samodzielnie? Nie wymagają sporo pracy, a są o wiele smaczniejsze i zdrowsze (pomijając fakt, że są smażone, ale można z poniższego przepisu zrobić także wersję pieczoną).
Jako dodatek do paluszków wybrałam frytki (o których napiszę następnym razem), a także własnoręcznie ubity czosnkowy majonez aioli.
O tym jak zrobić samodzielnie majonez pisałam już w notce o krążkach cebulowych . Tym razem jednak zdecydowałam się na wersję inspirowanym klasycznym, prowansalskim majonezem czosnkowym. Użyłam do niego wiejskich jaj, o cudownym odcieniu żółtek, co wpłynęło także na kolor aioli. Ale komu przeszkadza kolor majonezu, kiedy na stole takie pyszności? :)


Paluszki rybne 
  • 400 g fileta ulubionej ryby (np. pstrąg, łosoś, dorsz)
  • płatki kukurydziane (ok. 2 szklanki)
  • 3 łyżki sezamu
  • jajko (1 lub dwa)
  • 5 łyżek mąki
  • łyżeczka musztardy
  • łyżka soku z cytryny
  • pieprz
  • sól
  • olej do smażenia
  1.  Zaczynamy do ryby, usuwamy z niej skórę (jeśli filet posiadał) i pozbywamy się ości (ja zawsze proszę o to mężczyznę, by pobawił się pensetą).
  2. Filet kroimy na paski o szerokości ok. 2-3 cm. Porcje ryby przyprawiamy pieprzem i solą z dwóch stron oraz odrobiną soku z cytryny. Odstawiamy.
  3. Rozbełtane jajko mieszamy energicznie z musztardą.
  4. Na talerzu szykujemy mąkę, a na drugim pokruszone płatki kukurydziane z sezamem.
  5. Zaczynamy panierować paluszki. Każdą porcję ryby obtaczamy najpierw w mące, następnie w jajku, a na koniec w panierce z płatków kukurydzianych. Czynność powarzamy.
  6. W woku lub na głębokiej patelni rozgrzewamy olej do smażenia.
  7. Paluszki smażymy z dwóch stron po kilka minut, aż panierka będzie rumiana.
  8. Wyciągamy z patelni i odsączamy z tłuszczu na ręczniku papierowym.
  9. Podajemy z frytkami i majonezem aioli.
Czosnkowy majonez aioli
  • 2 żółtka z wiejskich jaj
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżeczka musztardy dijon
  • 125 ml oliwy z oliwek (lub pół na pół np. z olejem rzepakowym)
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • szczypta soli
  • szczypta pieprzu
  1. Czosnek bardzo drobno kroimy i za pomocą ostrego noża ucieramy ze szczyptą soli na "pastę", wrzucamy do miski.
  2. Miskę umieszczamy na ściereczce, owijając ją wokół naczynia, dzięki temu nie będzie się ruszała podczas ubijania majonezu.
  3. Do miseczki wbijamy dwa żółta (warto wcześniej jajka sparzyć), dodajemy musztardę i ucieramy za pomocą trzepaczki. Gdy masa zacznie robić się puszysta, zaczynamy cienką strużką wlewać oliwę z oliwek. Cały czas przy tym, starannie i energicznie ubijamy majonez.
  4. Czynność wykonujemy, aż oliwa się skończy. Uważamy, by nie wlewać za duży oliwy (bo majonez się zważy). Następnie dodajemy powoli sok z cytryny i dalej ubijamy majonez.
  5. Na koniec majonez smakujemy i przyprawiamy pieprzem do smaku (na początku była dodana szczypta soli, warto sprobować, czy wymaga dosolenia).
Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...