czwartek, 31 maja 2012

Wielkie grillowanie, czyli historia o tym jak nakarmiłam 100 osób!


















Rok temu opisywałam niekoniecznie pozytywne wrażenia po Dniu Socjologa organizowanym przez Uniwersytet Gdański. Jako studentka socjologii i pasjonatka sztuki kulinarnej zobowiązałam się do organizacji cateringu dla studentów i kadry na ponad 100 osób. Warunki początkowo wydawały się sprzyjające, wielki piknik na łonie natury, stanowisko do grilla oraz mój ambitny plan jak nakarmić ludzi. I chociaż większość osób była zadowolona to znaleźli się i tacy, którzy narzekali, że za małe porcje, czy że za długo muszą czekać. Nie wiedzieli oni wtedy o tym jak niskim budżetem dysponowałam i że oprócz pomocy znajomych przy grillu na miejscu, przygotowywałam jedzenie sama. Przyniosło mi to sporo frustracji i powiedziałam sobie wtedy - nigdy więcej takich cateringów.
Minął rok i czekała nas kolejna edycja Dnia Socjologa. Postanowiłam do sprawy podejść ze spokojem i ponownie podjęłam się prowadzenia cateringu. Wiele osób mówiło mi, że jestem szalona i szkoda mojego wysiłku. Przekonał mnie do tego większy budżet, ale nie ukrywam, że główną siłą napędową były moje ambicje i uwielbienie do kulinarnych wyzwań.
Podjęłam się tego zadania ponownie, pełna pozytywnego nastawienia.





















Przygotowania rozpoczęłam już dwa dni wcześniej, robiąc masowe zakupy w Makro. Następny cały dzień spędziłam w kuchni, poszłam spać zmęczona pracą fizyczną, by kolejny ranek rozpocząć od wizyty w kuchni. Przyznam Wam, że w pewnym momencie, nawet mój chłopak się na mnie zdenerwował, że daję z siebie wszystko, w mieszkaniu zrobił się wielki bałagan, a ja i tak nie zostanę doceniona. Nie miałam czasu go słuchać, byłam zajęta gotowaniem!






















Całe szczęście, że na miejscu miałam dzielnych pomocników, bo po samych przygotowaniach byłam tym zamieszaniem już wystarczająco zmęczona. Dlatego bardzo chciałabym podziękować Pawłowi (który trochę na mnie krzyczał, ale bardzo mi pomógł), Marcelinie, Kasi, Madzi, Filipowi oraz Kieronce (autorce pięknych zdjęć, na które właśnie patrzycie :)
Razem opracowaliśmy strategię, dzięki której udało nam się chyba nakarmić większą ilość osób niż rok temu. Dlatego tym razem byłam o wiele bardziej zadowolona z efektów pracy i atmosfery panującej podczas pikniku :)





















 Przejdźmy jednak do najważniejszego, czyli jedzenia! 
Nie wskażę nikomu recepty na to jak przygotować catering przy niskim budżecie. Cały czas sama się nad tym głowie jak nakarmić ludzi tanio, lecz smacznie, nie wykorzystując przy tym słabej jakości produktów. 
Metody jakie stosuję, to niestety moja słodka tajemnica, ale chętnie zamieszczę kilka przepisów o które pytaliście :) 
Niektóre z nich pojawiły się już na burczymiwbrzuchu jakiś czas temu, dlatego zainteresowanych do nich odsyłam :

Pesto paprykowe , które pojawiło się z paprykowo-pomidorowym sosie i w sałatce
Chocolate chip cookies (niestety dostała je tylko kadra w ramach nagrody za Socjofamiliadę)

Najczęściej pytaliście się o sos czosnkowo-ziołowy, dlatego zamieszczam przepis oddzielnie jeszcze raz, chociaż już kiedyś się pojawił na blogu. Przyznam, że sos ten robię zawsze na oko, ale tak się przedstawiają mniej więcej proporcje:

Sos czosnkowo-ziołowy
  • 200 ml jogurtu naturalnego (najlepiej greckiego)
  • 5 łyżek majonezu
  • 3-5 ząbków czosnku
  • szczypta cukru
  • pół łyżeczki soli
  • świeżo mielony pieprz
  • łyżka soku z cytryny
  • łyżeczka skórki z cytryny
  • garść ziół (np. pietruszka, koperek, bazylia)
  • pół łyżeczki ostrej papryki
  1. Do miski wlewamy jogurt, dodajemy majonez i mieszamy intensywne pozbywając się grudek.
  2. Czosnek przeciskamy przez praskę lub bardzo drobno siekamy i łączymy z jogurtem. Dodajemy skórkę z cytryny, mieszamy.
  3. Następnie przyprawiamy cukrem, solą, świeżo zmielonym pieprzem (ilość zależna od upodobań, ja lubię dużo), ostrą papryką i sokiem z cytryny. Sos dokładnie mieszamy, tak by wszystkie składniki się ze sobą połączyły.
  4. Na koniec siekamy lub tniemy nożyczkami świeże zioła i ostatni raz mieszamy. Sos przykrywamy i wstawiamy do lodówki na pół godziny, by się "przegryzł".





















Tosia

środa, 30 maja 2012

Zupa wiosenna z lanymi kluseczkami

Przepis na tę wspaniałą zupę dostałam od mojej przyszłej teściowej, która nazwała ją "zupą wiosenną" (choć z sezon na te warzywa można raczej nazwać wczesnoletnim). Zauważyłam już kilka dni temu jakieś podejrzane, nie znane mi wcześniej podekscytowanie w ich domu. Wszyscy uśmiechali się na myśl o weekendzie, a tylko ja wydawałam się niewtajemniczona w to co się święci.
Po jakimś czasie było już jasne, że na weekend została zapowiedziana ta pyszna zupa z młodych warzyw. Spróbowałam i się zakochałam. Piękno tkwi w prostocie i mam na to namacalny dowód. A dokładniej 5 litrów dowodu. Podekscytowana perspektywą powtórzenia sukcesu, nakroiłam tyle warzyw, że musiałam przytargać z piwnicy mój wielki garnek, w którym zwykle smażę powidła, bo reszta nie sprostała zadaniu. Także jeśli macie ochotę na zupę, możecie wypróbować przepis poniżej (spokojnie, zmniejszyłam proporcje), albo wpaść do mnie na miseczkę. Wykarmiłabym nią chyba cały Sopot:)

p.s. Podobno świetnie smakuje ze smażonymi na maśle kurkami, w co jestem bardzo skłonna uwierzyć.


Zupa wiosenna z lanymi kluseczkami
- 2 litry wody
- 120 g młodych ziemniaków
- pół małego kalafiora (ok. 300 g)
- 150 ml mleka + 150 ml wody
- pół łyżki cukru
- 150 g groszku cukrowego
- pół kalarepki
- 150 g żółtej fasolki szparagowej
- 5 młodych marchewek
- 7 zielonych szparagów
- 1 łyżka masła
- pół pęczka koperku
- 75 g kwaśnej śmietany 18%
- 25 ml śmietanki kremówki
- 1 łyżka octu
- sól
- pieprz

Lane kluseczki:
- 1 jajko
- 2,5 łyżki mąki
- 1 łyżka wody gazowanej
- 1/4 łyżeczki soli

Umyj dokładnie ziemniaczki. Nie trzeba obierać ich ze skórki. Przekrój je na 4 części i włóż do garnka. Zalej je wodą, na centymetr ponad ich wysokość i wsyp łyżeczkę soli. Zagotuj i od momentu wrzenia gotuj jeszcze przez 5 minut. Odcedź na sitku, odłóż na bok i przepłucz garnek.

Pokrój kalafior na małe kawałki. Do garnka nalej mleko i 150 ml wody, wsyp cukier, włóż kalafior i gotuj na małym ogniu przez ok. 20 minut.

W czasie gdy gotuje się kalafior pokrój inne warzywa. 
Groszek podziel na 2 kupki. Z obydwu kupek wyciągnij ziarenka groszku ze środka i wrzuć do miski, a z jednej z nich dodaj jeszcze pokrojone na małe kawałki łupinki (groszek cukrowy ma miękkie, jadalne łupinki, jeśli używasz innej odmiany, dodaj tylko ziarenka groszku ze środka).

Obierz ze skórki kalarepkę i pokrój na małe kawałki. Dorzuć do miski z groszkiem.
Fasolkę szparagową pokrój na mniejsze kawałki i dorzuć do miski.
Młode marchewki umyj, pokrój w plastry (jeśli wolisz, możesz je obrać ze skórki, ale nie ma takiej potrzeby) i dorzuć do miki.

Gdy kalafior będzie już miękki, odcedź go na sitku i odłóż na bok (najlepiej razem z wcześniej ugotowanymi ziemniakami). Przepłucz garnek

Pokrojone warzywa z miski (pomijając ugotowane ziemniaki i kalafior) wrzuć do garnka i zalej 2 litrami wody. Dodaj łyżkę masła i gotuj przez ok. 20 minut.
Po upływie tego czasu dodaj ziemniaki i kalafior. Posiekaj koperek i dodaj do zupy. 
W miseczce połącz ze sobą kwaśną śmietanę i śmietankę kremówki, dobrze wymieszaj. Dodaj kilka łyżek zupy do śmietanki, aby ją ogrzać, żeby się nie ścięła i wlej śmietanę do garnka.
Przypraw solą, pieprzem i octem.

W filiżance połącz ze sobą składniki na lane kluseczki. Dobrze wymieszaj łyżeczką, aby powstała lejąca, jednolita masa. 

Na ostatnim etapie gotowania do przyprawionej już zupy wlewaj z łyżeczki masę na lane kluseczki. Powinny ściąć się po 2 minutach i po tym czasie zupa jest gotowa do podania.

Śliwka

wtorek, 29 maja 2012

Domowy kisiel truskawkowy z mango

 

Jakiś czas temu, (przy okazji notki z risotto z botwinką) żaliłam Wam się z tego, że po wizycie u ortodonty mam trudności z jedzeniem. Niestety czeka mnie powtórka z rozrywki - przez kilka dni zamiast cieszyć się smakiem jedzenia, muszę się skupić na tym, aby łatwo mi było je pogryźć. To jest okropne uczucie, szczególnie dla osoby, która w kuchni spędza każdego dnia minimum dwie godziny. Teraz nawet kosztowanie potraw jest problematyczne.
Jestem z natury osobą waleczną, dlatego nie pozwolę dopaść się okrutnemu losowi, który chce mi odebrać umiejętność czerpania z pożywienia przyjemności. Postanowiłam przechytrzyć los!
Przygotowałam sobie domowy kisiel, który nie dość, że jest przepyszny to jeszcze nie sprawia mi kłopotu przy jedzeniu. Do tego wszystkiego wybrałam moje ulubione owoce - mango i truskawki.
I tym sposobem na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech :)



Domowy kisiel truskawkowy z mango
  • 1 dojrzałe mango
  • 200 - 250 g truskawek
  • 300 ml wody
  • 2 łyżki cukru
  • 3 czubate łyżeczki skrobi ziemniaczanej
  1. Obrane mango pokrojone na mniejsze kawałki wrzucamy do wysokiego naczynia, dodajemy truskawki bez szypułek (ok. 200 g)  i wlewamy 100 ml wody. Miksujemy za pomocą blendera na koktajl (widoczny na zdjęciu numer 2).
  2. Koktajl owocowy wlewamy do  rondelka, razem z pozostałą wodą. Dodajemy cukier i resztę truskawek w całości. Składniki podgrzewamy  kilka minut.
  3. Do miseczki wsypujemy skrobię ziemniaczaną. Gdy koktajl zacznie się gotować zmniejszamy ogień. Chochlą wlewamy trochę ciepłego soku do miseczki ze skrobią i mieszamy intensywnie trzepaczką. Dzięki temu unikniemy grudek.
  4. Skrobię z sokiem wlewamy do gotujących się owoców. Gotujemy przez 3 minuty, od czasu do czasu mieszając.
  5. Po tym czasie powinien być już odpowiednio gęsty (jeśli nie jest możemy dodać jeszcze łyżeczkę skrobi). 
  6. Tak przygotowany kisiel jest gotowy do spożycia. Ja najbardziej lubię go na ciepło :)


 Tosia

poniedziałek, 28 maja 2012

Pikantne noodle z krewetkami

Nic mnie tak nie cieszy jak sprawianie przyjemności innym za pomocą jedzenia. Komplementy odnośnie mojej kuchni to zdecydowanie najwspanialsza muzyka dla uszu. Uszczęśliwiają mnie także momenty, w których ludzie próbują moje przepisy w swojej kuchni i z uznaniem przyznają, że warto było z nich skorzystać.
Szczególnie cieszę się, gdy bliskie mi osoby testują z chęcią przepisy, które wymyśliłam. Ostatnio coraz więcej znajomych przekonuje się do eksperymentów w kuchni za sprawą burczymiwbrzuchu. Co ciekawe najczęściej są to mężczyźni.
Najbardziej chcę pochwalić kolegę (będzie wiedział, że to o nim :), który w zeszłym tygodniu przyrządził kurczaka pieczonego na piwie oraz pikantną wieprzowinę. Był tak zachwycony potrawami, które ugotował, że skomplementował mnie jako znawczynię smaku i obiecał wypróbować kiedyś wszystkie moje przepisy (powinien się pośpieszyć, bo jest ich coraz więcej).
Dla takich słów warto prowadzić tego bloga i dzielić się swoimi potrawami z innymi :)
W rozmowie o  burczymiwbrzuchu zasugerował, że w naszych przepisach pojawia się zbyt wiele skomplikowanych składników, które ciężko dostać. Nie do końca się z tym zgadzam, że trudno je zdobyć, ponieważ zazwyczaj można je znaleźć w każdym markecie, ale wzięłam te słowa pod uwagę. Przygotowałam przepis na szybkie noodle z krewetkami, w sosie sojowym, bez użycia egzotycznych i nieznanych niektórym produktów.
Wykonanie sojowego stir-fry zajmuje ok. 15 minut. Uwielbiam takie pikantne dania z woka, które mogę przygotować w krótkim czasie, jednocześnie sprawiając wrażenie jakbym robiła je o wiele dłużej.
A podczas gotowania podskoczyłam ze strachu, gdy nagle usłyszałam podejrzane stukanie. Okazało się, że przeszkodził mi gołąb..dobrze, że miałam zamknięte okno :)
























Pikantne noodle z krewetkami
  • 200 g ugotowanych krewetek (mogą być mrożone)
  • 200 g makaronu typu noodle
  • 3 małe, młode marchewki
  • 4 łodygi selera naciowego
  • cebula
  • papryczka chilli
  • 50 ml sosu sojowego ciemnego
  • 50 ml wody
  • łyżka cukru trzcinowego
  • 3 ząbki czosnku
  • łyżka oliwy z oliwek
  • świeżo mielony kolorowy pieprz
  • łyżeczka ostrej papryki
  • pół łyżeczki kurkumy
  1.  Do miski wrzucamy pokruszone noodle, wsypujemy kurkumę (ten etap można pominąć, makaron dzięki temu nabierze żółtego koloru). Makaron zalewamy wrzącą wodą i przykrywamy. Po kilku minutach (wskazanych w instrukcji na opakowaniu) będzie gotowy do spożycia, warto go wtedy odcedzić i odstawić na potem.
  2. W woku lub głębokiej patelni rozgrzewamy oliwę. Wrzucamy posiekany czosnek i plasterki papryczki chilli (warto sprawdzić, czy nie jest za ostra i ewentualnie zmniejszyć ilość). Smażymy 30 sekund.
  3. Dorzucamy pokrojone w ukośne plasterki marchewki oraz seler naciowy razem z listkami. Podgrzewamy dwie minuty.
  4. Cebulę obieramy i kroimy na pół. Zdejmujemy poszczególne warstwy cebuli uzyskując w ten sposób "łupinki" (widoczne na zdjęciu wyżej). Wrzucamy je do woka, razem z rozmrożonymi krewetkami. Dodajemy także sos sojowy oraz wodę. Składniki przyprawiamy ostrą papryką, cukrem trzcinowym oraz pieprzem (sól nie jest potrzebna, ponieważ sos sojowy sam w sobie jest słony).
  5. Danie dusimy przez 5 minut, od czasu do czasu mieszając. Na koniec dodajemy wcześniej przygotowane noodle, mieszamy je z sosem i podgrzewamy jeszcze minutę.
  6. Noodle są gotowe do spożycia.

Tosia

niedziela, 27 maja 2012

Śniadanie do łóżka #50: Jabłkowe risotto z cynamonem i rodzynkami

Chyba nigdy nie przestanie mnie bawić to, co się dzieje w supermarketach w wigilię dnia wolnego. Do kas ustawiają się nieprawdopodobne kolejki ludzi z wypełnionymi po brzegi koszami, jakby zbierali zapasy co najmniej na czas wojny. Przecież i tak najprawdopodobniej nie pomyśleliby o zrobieniu zakupów przez parę dni, więc skąd ten strach, że niczego nie może zabraknąć? 
Ja z kolei, buntując się przeciwko takim zachowaniom obudziłam się dzisiaj z wielkim strachem, co zrobię na śniadanie, skoro nie zaplanowałam wcześniej zakupów. Kilka pomysłów wpadło mi do głowy, ale skończyło się na "nie, nigdzie dzisiaj nie kupię...", więc postanowiłam eksperymentować z tym co akurat miałam w lodówce i, o dziwo, wyszło z tego coś naprawdę fantastycznego. Na pewno to nie ostatni raz kiedy pojawi się na moim śniadaniowym stole. 

Jabłkowe risotto z cynamonem i rodzynkami (4 porcje)
- 150 g ryżu arborio
- 450 ml soku jabłkowego
- 100 ml mleka
- 2 małe jabłka
- 40 g rodzynek
- 1 łyżka masła klarowanego
- 1 łyżka cukru
- pół łyżeczki cynamonu
- skórka z 1 cytryny
- szczypta soli

Jabłka pokrój na małe kawałki i odłóż na bok. Cytrynę umyj, sparz wrzątkiem, zetrzyj skórkę i odłóż na bok.
W garnku rozpuść masło klarowane i rozgrzej. Wrzuć ryż i smaż kilka minut, aż nabierze brązowej barwy. Zmniejsz ogień i dodaj 200 ml soku jabłkowego. Przykryj przykrywką i gotuj aż ryż pochłonie sok (u mnie trwało to ok. 4 minuty). Dolej 150 ml soku i ponownie gotuj pod przykryciem, aż ryż pochłonie sok (u mnie 5 minut). Powtórz tę czynność z ostatnimi 100 ml soku i gotuj aż ryż go pochłonie (u mnie 5 minut). Teraz dolej mleko i gotuj pod przykryciem przez ok. 3 minuty.
Wrzuć jabłka i rodzynki. Dopraw cukrem, cynamonem, skórką cytrynową i solą.

*Ja użyłam długoziarnistego, bo nie miałam w domu arborio i też świetnie się sprawdził.

Śliwka

sobota, 26 maja 2012

Słodka sobota #56: Tarta cytrynowa..w kieliszku


Dzisiejsza słodka sobota miała wyglądać zupełnie inaczej. W planach miałam tartę cytrynową z borówkami, którą już zdążyłam obiecać mojemu chłopakowi.
Plany jednak legły w gruzach, ponieważ w gruzach znajduje się teraz moja kuchnia. Wszystko to z powodu cateringu, którym wczoraj się zajmowałam. Uwielbiam kulinarne wyzwania, dlatego podjęłam się nakarmienia 100 osób podczas pewnego pikniku, ale o tym kiedy indziej :)
Skutkiem moich wielkich przygotowań (które trwały 3 dni) jest zaniedbana kuchnia, która obecnie nie nadaje się do użytku, ponieważ wygląda jakby przeszło przez nią tornado!
W ramach kompromisu przygotowałam w jadalni szybką tartę cytrynową w kieliszku. Taki ekspresowy deser może Was uratować nie jeden raz, jeśli w lodówce posiadacie już gotowy lemon curd. Przepis na domowy krem cytrynowy, pokazywałam Wam już przy okazji notki o pączkach.
A teraz pędzę sprzątać moją kuchnię, miłej słodkiej soboty!:)


Tarta cytrynowa w kieliszku
  • 10 łyżek mascarpone
  • 10 łyżek lemon curd
  • garść kruchych ciasteczek np. Digestive
  • sezonowe owoce
  1. Mascarpone łączymy z 5 łyżkami lemon curd. Krem ucieramy trzepaczką, tak aby nie powstały grudki.
  2. Do kieliszka wrzucamy pokruszone ciasteczka, na to nakładamy kilka łyżek cytrynowego mascarpone. 
  3. Następna warstwa to znowu pokruszone ciasteczka. 
  4. Na ciasteczka przekładamy pozostały lemon curd. 
  5. Na koniec przekładamy resztę cytrynowego mascarpone. 
  6. Deser ozdabiamy owocami np. borówką albo truskawkami.
Tosia

wtorek, 22 maja 2012

Młode ziemniaki na trzy sposoby


































 Bulwa ziemniaczana, pyra, kartofel, psianka ziemniaczana, grula..czyli po prostu ziemniak.
O tym, że jest to wszechstronna roślina pisać chyba nie muszę. Chociaż obawiam się o to, że Amerykanie młodego pokolenia mogą być nieświadomi tego, że ich ulubione chipsy i frytki są robione z ziemniaków.
Pod widelec wzięłam dziś młode ziemniaczki, które cieszą nas swym smakiem szczególnie na początku wiosny. Prawda jest taka, że takie ugotowane młode ziemniaczki z koperkiem są pyszne same w sobie. Uznałam jednak, że warto z nimi trochę poeksperymentować :)
Pierwszą i być może zaskakującą propozycją są ziemniaki faszerowane jajkiem przepiórczym i .. szczawiem. Pomysł wpadł mi do głowy trochę przez przypadek, dostałam szczaw i chciałam go jakoś przerobić, niekoniecznie robiąc zupę. Okazało się, że farsz ze szczawiu i musztardy świetnie się sprawdził w połączeniu z młodymi ziemniakami :)
Drugi przepis jest niezwykle prosty, do jego wykonania potrzeba trzech składników: ziemniaki, cienko krojone plastry boczku i pieprz. Tak upieczone ziemniaki nie wymagają nawet soli, ponieważ boczek jest naturalnie słony. Pyszne i chrupiące, naprawdę polecam :)
Ostatnia opcja to pieczone ziemniaczki cytrynowo-rozmarynowe. Często je przyrządzam w ten sposób, jako dodatek do obiadu. Wystarczy je wymieszać z plasterkami cytryny, posypać świeżymi ziołami, przyprawić i zawinąć w sakiewkę z folii lub pergaminu. Szybko, łatwo i smacznie :)
A Wy jak lubicie przyrządzać młode pyry?






























Ziemniaczki faszerowane szczawiem i jajkiem przepiórczym
  • 5 młodych ziemniaków
  • 400 g świeżego szczawiu
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżeczka musztardy
  • 2 łyżki masła
  • łyżeczka
  • łyżeczka cukru
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  • szczypta pieprzu cayenne
  • 10 jajek przepiórczych
  1. Ziemniaki szorujemy pod zimną wodą, nakłuwamy w kilku miejscach widelcem i gotujemy w skórce na "al dente". Ugotowane ziemniaki wyciągamy z wody, kroimy wzdłuż na pół i studzimy.
  2. Na patelni rozpuszczamy masło z oliwą. Dodajemy umyte liście świeżego szczawiu. Gdy po kilku minutach listki się skurczą dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek. Szczaw przyprawiamy pieprzem, cukrem i solą. W tym momencie dodajemy także musztardę, rozprowadzamy ją dokładnie mieszając składniki. Dusimy przez kilka minut i zdejmujemy z ognia.
  3. Z przekrojonych ziemniaków wyciągamy środki, pozostawiając ok. centymetr miąższu ze skórką.
  4. Każdą wydrążoną połówkę faszerujemy ok. łyżeczką farszu ze szczawiu i wbijamy po jajku. Przyprawiamy jajko szczyptą soli i odrobiną pieprzu.
  5. Ziemniaki zapiekamy w temperaturze 190 stopni przez ok. 7-10 minut. Podajemy z koperkiem.
Pieczone ziemniaczki w boczku
  • 10 małych, młodych ziemniaków
  • 5 cienkich plastrów boczku
  • świeżo mielony pieprz
  1. Ziemniaki dokładnie szorujemy pod zimną wodą, osuszamy. Plastry boczku kroimy na pół. Każdy ziemniak owijamy boczkiem, przyprawiamy pieprzem (sól jest niepotrzebna, mięso jest wystarczająco słone) i kładziemy na blachę wyłożoną pergaminem.
  2. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika o temperaturze 190 stopni. Pieczemy przez 20-25 minut.
  3. Ziemniaczki podajemy z sosem musztardowym.
Szybki sos musztardowy
  • 3 łyżki mascarpone
  • 2 łyżeczki musztardy francuskiej
  • łyżka soku z cytryny
  • świeżo mielony pieprz
  • szczypta soli
  1. Mascarpone łączymy z musztardą i sokiem z cytryny, ucieramy widelcem lub za pomocą trzepaczki. Sos przyprawiamy pieprzem i solą do smaku.

Cytrynowo-rozmarynowe ziemniaczki z piekarnika
  •  200 g młodych ziemniaków
  • 2 plasterki cytryny
  • świeży rozmaryn
  • świeżo mielony pieprz
  • sól gruboziarnista
  • łyżka oliwy z oliwek
  1. Ziemniaki dokładnie szorujemy pod zimną wodą i osuszamy. Z pergaminu lub folii aluminiowej szykujemy spory prostokąt. Kładziemy na nim ziemniaki, na nich plastry cytryn, posypujemy listkami rozmarynu, przyprawiamy pieprzem i solą. Na koniec polewamy odrobiną oliwy z oliwek. Sakiewki zawijamy szczelnie i wkładamy do rozgrzanego piekarnika.
  2. Pieczemy w 190 stopniach przez 20-30 minut.
Tosia

poniedziałek, 21 maja 2012

Co by było gdyby? - Chłodnik z botwinki z guacamole




































Co by było gdyby?
Pamiętam taką zabawę z czasów podstawówki. Siadało się w kole i jedna osoba zadawała pytanie Co by było gdyby? Osoba siedząca obok musiała odpowiedzieć na to absurdalne zagadnienie. Wymyślało się wtedy śmieszne lub krępujące pytania jak np. Co by było gdyby ludzie nie nosili ubrań? (odpowiedź na to pytanie w wieku 8 lat może sprawiać zakłopotanie :)
Dzisiaj postanowiłam zadać takie pytanie z dziedziny kuchnia. 
Otóż..Co by było gdyby tak połączyć tradycyjny chłodnik litewski z meksykańską pastą z awokado?
Nie pozostało mi nic innego jak to sprawdzić w praktyce!
W efekcie okazało się, że byłby z tego pyszny i interesujący chłodnik, ale jak smakuje rzeczywiście musicie przekonać się sami :)


Chłodnik z botwinki z guacamole
  • pęczek botwinki
  • 1 litr kefiru
  • 150 ml soku lub koncentratu z buraków
  • 2 ząbki czosnku
  • 6 rzodkiewek
  • 2 dojrzałe awokado
  • garść świeżej bazylii
  • sok z 1/2 limonki
  • skórka z 1/2 limonki
  • łyżeczka cukru
  • łyżeczka soli
  • świeżo mielony pieprz
  • świeża kolendra
  1.  Bierzemy awokado, przecinamy je na pół, gdy poczujemy, że nóż zetknął się z pestką - obkręcamy je. Zostawiamy połówkę jednego awokado na potem. Z pozostałych 3 części awokado wyciągamy miąższ za pomocą łyżeczki i wrzucamy do wysokiego naczynia. Dodajemy skórkę i sok z limonki, świeżą bazylię, dwa ząbki czosnku, sól, pieprz. Miksujemy wszystkie składniki za pomocą blendera.
  2. Botwinkę myjemy, ucinamy liście, pozostawiamy ładniejsze, a pozostałe wyrzucamy. Buraczki delikatnie obieramy i kroimy w kosteczkę (lub ścieramy na tarce). Łodygi i liście kroimy drobno i wrzucamy wszystko do rondelka. Botwinkę zalewamy sokiem i odrobiną wody, gotujemy na małym ogniu przez 7 minut. Zestawiamy z ognia i odcedzamy, pozostawiamy wywar, studzimy.
  3. Rzodkiewkę i pół awokado kroimy w kosteczkę. Wrzucamy do misy. Dodajemy ostudzoną i podgotowaną botwinkę.
  4. Do guacamole wlewamy stopniowo ostudzony wywar i mieszamy. Następnie wlewamy powoli kefir, cały czas mieszając. Gotową mieszanką zalewamy rzodkiewki, botwinkę i awokado. Dodajemy łyżeczkę cukru i smakujemy. Doprawiamy pieprzem i ewentualnie solą. Można także dodać soku z limonki. Chłodnik wstawiamy do lodówki na godzinę, podajemy z kolendrą (i np. jajkiem na twardo).
Tosia

niedziela, 20 maja 2012

Śniadanie do łóżka #49: Cappuccino pancakes

































Biała, czy czarna?
Właściwie to nie jestem wielkim kawoszem, nie piję kawy codziennie i nie jest ona dla mnie niezbędnym elementem początku dnia. 
Dlatego kiedy decyduję się już na wypicie kawy musi ona być odpowiedniej jakości, podobnie jak czekolada. Nie przepadam za tanią kawą rozpuszczalną, zalaną niewiarygodnie wielką ilością mleka. Najbardziej lubię za to mocne, lecz lekko słodkie espresso lub napoje kawowe w postaci latte, czy cappuccino. To właśnie ten ostatni napój był moją inspiracją przy nadaniu placuszkom  pancakes nazwy cappuccino, chociaż można uznać, że moim natchnieniem był po prostu temat kawy.
Uważam, że czekolada i kawa to na tyle zgrany duet, że warto było je połączyć. Syrop czekoladowo-kawowy spełnił zdecydowanie moje wymagania :)
Stosik placuszków udekorowany mascarpone i polany syropem oraz cappuccino podane w ulubionym kubku to dla mnie idealny sposób na niedzielne śniadanie w łóżku :)








































 Cappuccino pancakes
  • 200 g mąki pszennej
  • 170 g mąki pszennej razowej *
  • 2 jajka
  • 350 ml mleka
  • 2 łyżeczki kawy mielonej
  • łyżeczka kakao
  • 60 g masła
  • 3 łyżki cukru
  • 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii**
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • Syrop czekoladowo-kawowy:
  • 60 g gorzkiej czekolady
  • 1/2 filiżanki mocno zaparzonej kawy
  • łyżka kakao
  • 2 łyżki mleka w proszku
  • 4 łyżki cukru
  1.  Mąkę pszenną przesiewamy do misy, dodajemy mąkę pszenną razową, kawę, kakao, cukier i sodę oczyszczoną. W rondelku rozpuszczamy na małym ogniu masło, studzimy. Do suchych składników dodajemy jajka, mleko i masło, całość mieszamy lub ucieramy za pomocą miksera.
  2. Rozgrzewamy suchą patelnię (nie potrzebuje już tłuszczu, ponieważ rozpuszczone masło znajduje się w cieście), smażymy placuszki partiami, z każdej strony po kilka minut. Rumiane pancakesy przekładamy na talerz.
  3. Nad rondelkiem z gotująca się wodą umieszczamy miseczkę (np. ze stali nierdzewnej). Wrzucamy do niej połamaną czekoladę. Gdy czekolada się roztopi dolewamy do niej stopniowo mocno zaparzoną kawę i mieszamy.
  4. Z rondelka wylewamy wodę i przelewamy do niego rozpuszczoną czekoladę z kawą. Zmniejszamy ogień i dosypujemy cukier. Kiedy cukier się rozpuści dodajemy kakao - chwilę mieszamy. Sos zacznie się zagęszczać, wtedy dodajemy mleko w proszku i ponownie mieszamy, aby nie zrobiły się grudki. Gotujemy jeszcze chwilę i zestawiamy z ognia.
  5. Ciepłe placuszki dekorujemy łyżką mascarpone i polewamy sosem czekoladowo-kawowym. Podajemy z kawą lub cappuccino.
* nie jest to konieczne, można użyć jedynie mąki pszennej
**można pominąć lub zamienić na cukier z prawdziwą wanilią

 Tosia

sobota, 19 maja 2012

Słodka sobota #55: Lody truskawkowe z mleczkiem kokosowym



Co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Zastanawiam się od rana. Wszystko idzie tak jak powinno. Wreszcie się wyspałam, chociaż od paru dni zaczęłam wierzyć, że nigdy nie będzie mi dane spełnić to marzenie. Żeby tego było mało, rano, pijąc moją rytualną kawę, wypuściłam ją z ręki tuż nad klawiaturą i udało mi się ją złapać w ostatniej chwili, nie ulewając ani kropli. To zdecydowanie znak, że dzień się dobrze zaczyna, więc trzeba go zakończyć...lodami! Wczoraj odwiedziłam moją ulubioną lodziarnie w Gdańsku "Lody miś". Istniejąca tam nieprzerwanie od lat 60-tych, nadal stoi jakby żywcem wyjęta z czasów PRL-u, a lody, mmm.... lepszych chyba nie ma:) Zainspirowana, postanowiłam odwzorować moje ulubione- truskawkowe, ale dodając pewien egzotyczny smaczek, który 50 lat temu nie znalazłby się na sklepowych półkach.


Lody truskawkowe z mleczkiem kokosowym
- 350g truskawek
- 165 ml mleczka kokosowego
- 2 żółtka
- 70 g cukru

W garnku podgrzej wodę do 1/4 wysokości. Do metalowej miski wrzuć 2 żółtka i cukier. Gdy woda w garnku zacznie wrzeć, połóż na górze miskę z żółtkami i cukrem. Mieszaj trzepaczką przez ok. 4 minuty, aż uzyskasz gęstą masę. Zdejmij miskę z garnka i odstaw masę do ostygnięcia.
Zmiksuj blenderem truskawki, tak aby nie były idealnie gładkie, ale pozostały w małych kawałkach.
Do masy z żółtkami i cukrem dolej mleczko kokosowe i dokładnie wymieszaj trzepaczką. Wlej do masy zmiksowane truskawki i dokładnie wymieszaj. Przelej masę do plastikowego naczynia i wsadź do zamrażalnika. Po 2 godzinach wyjmij i dokładnie wymieszaj. Wsadź z powrotem do zamrażalnika. Po 2 kolejnych godzinach ponownie wyjmij i pomieszaj. Wsadź z powrotem na kolejne 2 godziny, po których lody powinny mieć już odpowiednią konsystencję.

Śliwka

piątek, 18 maja 2012

Tydzień z kurczakiem #5: Kebaby z kurczaka z jogurtem kolendrowo-limonkowym

































Jak często w ferworze nocnego imprezowania dopada was niepowstrzymana żądza zjedzenia kebabu? Mnie paradoksalnie dość rzadko, ale przyznaję, że czasem po prostu wydaję mi się, że tylko tego mi w danej chwili trzeba. Zwykle niewiele czasu muszę odczekać, aby przeklinać ten pomysł na zawsze (wystarczy się obudzić następnego dnia). 
Najbezpieczniej jest postawić na domowy fast food. Nie będę was oszukiwać, nie będzie wam się chciało sięgać po domowe kebaby, gdy w środku nocy najdzie was ochota, ale są idealne na zaplanowany, zbilansowany posiłek. 
No i tymi kebabami właśnie zamykamy nasz Tydzień z kurczakiem i jednocześnie mamy nadzieję, że udało nam się zainspirować was niektórymi przepisami.

Kebaby z kurczaka z jogurtem kolendrowo-limonkowym (12 sztuk)
- 1kg mielonej piersi z kurczaka
- 20 g świeżej pietruszki
- sól
- pieprz
- 1 jajko
- skórka z 1 pomarańczy
- pół łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
- 1 łyżeczka pieprzu cayenne
- pół łyżeczki cynamonu
- 1 łyżeczka mielonej słodkiej papryki
- pół cebuli
- 1 łyżka miodu

-180g naturalnego jogurtu greckiego
- 2 garście świeżej kolendry
- sok z 1 limonki
- 1 łyżeczka cukru

Patyczki do szaszłyków zamocz na 15 minut w zimnej wodzie.
Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
Posiekaj pietruszkę i cebulę i dodaj do mięsa. Dodaj resztę składników przewidzianych do mięsa i dobrze wymieszaj. Uformuj kebaby na patyczkach do szaszłyków, lekko mocząc ręce w wodzie przed formowaniem. Konstrukcja będzie się wydawać niestabilna na patyku, ale po lekkim zgrillowaniu, mięso będzie się dobrze trzymać.
Patelnię grillową wysmaruj tłuszczem. Usmaż najpierw próbny kebab, aby sprawdzić, czy mięso jest dobrze doprawione. Smaż resztę kebabów przez kilka minut, obracając je tak, aby spiekły się z każdej strony. Lekko podsmażone wkładaj do piekarnika, żeby mięso doszło.
Przygotuj jogurt miksując w blenderze jogurt, kolendrę, limonkę i cukier.
Podawaj kebaby z jogurtem, aby można było je w nim moczyć.

Śliwka

czwartek, 17 maja 2012

Tydzień z kurczakiem #4: Kurczak w sosie mole, czyli o funkcji seksualnej jedzenia

































Czy zastanawiacie się czasem jaką funkcję w Waszym życiu pełni jedzenie?
Znam osoby, które na to pytanie mogłyby się lekko zaśmiać odpowiadając nieskładnie "jak to, że jaką funkcję?"
Osobiście uważam, że oprócz oczywistej dla wszystkich, biologicznej roli jedzenia, odgrywa ono także inne funkcje. Być może po prostu nie każdy  jest ich świadomy. Nie od dziś wiadomo, że człowiek musi jeść by przeżyć, ale czy może też jeść dla innych powodów?
Obserwuję rosnące zainteresowanie gotowaniem w Polsce. Dowodem na to może być pojawiająca się coraz to większa liczba blogów kulinarnych. Oznacza to, że Polacy zaczynają jeść dla przyjemności.
Mam jednak wrażenie, że to nie tylko domena dzisiejszych czasów. Afrodyzjaki, bowiem były znane ludziom w średniowieczu. Pokarm i napoje powodujące zwiększony popęd płciowy były stosowane już wtedy. Zmieniły one jednak trochę swoją formę, od jąder zwierząt i podejrzanych eliksirów przeszliśmy do etapu podawania eleganckich dań. 
Funkcję seksualną jedzenia łatwo wytłumaczyć znanym powiedzeniem "Przez żołądek do serca". Czy znacie mężczyznę, który nie byłby zachwycony atrakcyjną kobietą, przygotowującą specjalnie dla niego posiłek? Podobna zasada działa w drugą stronę, od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się artykuły na temat Mężczyzn Gastroseksualnych, którzy wabią kobiety swoimi kulinarnymi sztuczkami.
Z jakimi afrodyzjakami mamy do czynienia dziś?
To między innymi czekolada, chilli i cynamon. Myśląc jednak o mężczyznach dodałabym zdecydowanie do tej listy mięso. Tak się składa, że wszystkie te składniki zawiera moje dzisiejsze danie. Gdy zastanowicie się jeszcze raz, jakie składniki wymieniłam być może się zdziwicie. Sos mole, podawany do mięsa i wywodzący się z kuchni meksykańskiej jest sosem pikantnym i posiadającym tajemny składnik. Niech Was to jednak nie zniechęca, ponieważ pomidorowy sos z chilli i gorzką czekoladą świetnie się komponuje z grillowaną piersią kurczaka. Czekolada wcale nie jest wyczuwalna w sosie, nadaje mu tajemniczego smaku i muszę przyznać, że od dziś sos Mole stanie się moim ulubionym dodatkiem do mięsa kurczaka :)
Gdyby mój mężczyzna przyrządził dla mnie to danie - byłabym zachwycona :)








































Kurczak w sosie mole
  • pierś kurczaka
  • Marynata:
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżeczka ostrej papryki
  • łyżeczka pieprzu cytrynowego
  • łyżka miodu
  • świeżo mielona sól gruboziarnista
  • 5 łyżek oliwy z oliwek
  • Sos Mole:
  • 1 pomidor lub 5 pomidorków koktajlowych
  • mała cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • papryczka chilli
  • 2 papryczki peperoni z zalewy
  • pół łyżeczki pieprzu cayenne
  • 250 ml passaty pomidorowej
  • łyżeczka kakao
  • 4 kostki czekolady
  • kora cynamonowa
  • 3 goździki
  • łyżeczka cukru
  • świeżo mielony pieprz
  • świeżo mielona sól gruboziarnista
  1. Zaczynamy od marynaty. Do moździerza wrzucamy posiekany drobno czosnek, przyprawy, dodajemy miód i oliwę z oliwek. Ucieramy chwilę, uzyskując w ten sposób pastę.
  2. Pierś oczyszczoną z błon kroimy wzdłuż na pół. Smarujemy marynatą i wkładamy do lodówki na minimum pół godziny.
  3. W woku lub głębokiej patelni rozgrzewamy oliwę. Dodajemy posiekaną cebulę i chilli. Przyprawiamy pieprzem i smażymy chwilę. Następnie dodajemy posiekany czosnek, pokrojone papryczki peperoni i pomidorki koktajlowe przekrojone na pół (lub cząstki pomidora). Składniki smażymy kilka minut, do czasu do czasu mieszając. 
  4. Dalej dodajemy passatę pomidorową, zmniejszamy ogień i chwilę podgrzewamy. Do małej miseczki wsypujemy kakao, głęboką łyżką odmierzamy odrobinę ciepłego sosu i łączymy je z kakaem dokładnie mieszając. Kakaową mieszankę dodajemy do gotującego się sosu. Wrzucamy goździki i korę cynamonową. Sos przyprawiamy pieprzem, solą oraz cukrem. Dusimy na małym ogniu przez 5 minut.
  5.  Po tym czasie dorzucamy kostki czekolady, mieszamy by sos Mole się nie przypalił. Wyciągamy korę cynamonową i goździki, sos przelewamy do wysokiego naczynia i miksujemy blenderem na gładką masę. Sos ponownie umieszczamy na patelni i podgrzewamy jeszcze chwilę.
  6. Wyciągamy zamarynowane mięso z lodówki. Grillujemy je na patelni, po kilka minut z każdej strony. Mięso podajemy z ryżem, sosem Mole, limonką i kolendrą.
Tosia

środa, 16 maja 2012

Tydzień z kurczakiem #3: Tacos z kurczakiem i sosem z sera blue































Jak dla mnie, podczas tygodnia z kurczakiem absolutnie nie powinno zabraknąć dania, które opiera się na tortilli. Bardzo często właśnie z nią i kurczakiem lubię eksperymentować dodając co raz to nowe dodatki. Kiedyś pokazywałam Wam już Tacos, ale w wersji bardziej śródziemnomorskiej, z krewetkami i mango. Dzisiaj zainspirowałam się trochę skrzydełkami buffallo, przenosząc ich smak na pierś z kurczaka. Nie mogło zabraknąć papryczek jalapenos, które dodają ostro-kwaśnego smaczku i czegoś do chrupania, czyli pokruszonych nachos.

Tacos z kurczakiem i sosem z sera blue (4 porcje)
- 4 tortille
- pół główki sałaty lodowej
- 4 garście kiełków
- 1 cebula
-  łyżki papryczek jalapenos (z zalewy)
- 4 garście chipsów nachos

Kurczak:
- 3 piersi z kurczaka
- 2 łyżki masła
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- 3 ząbki czosnku
- 2 łyżki miodu
- 3/4 łyżeczki pieprzu cayenne
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego
- pieprz
- sól

Sos
- 100 g sera blue
- 1 łyżka miodu
- 2 łyżki jogurtu naturalnego

Przygotuj kurczaka (możesz to zrobić dzień przed planowanym posiłkiem, gdyż smakuje dobrze na zimno i na ciepło). Piersi pokrój w poprzek na paski grubości ok. 0,5 cm. Odłóż pokrojone kawałki w miseczce na bok.
Na patelni rozgrzej masło z oliwą. Wyciśnij do środka czosnek i smaż na małym ogniu przez kilka minut, tak aby się nie spalił. Wrzuć kurczaka posól, popieprz, dodaj pieprz cayenne, miód i smaż aż nabierze lekko brązowego koloru. Dodaj koncentrat pomidorowy. Całość dobrze wymieszaj.
Na patelni rozgrzej ser blue z miodem aż w całości się roztopi. Przelej roztopiony ser do miseczki i poczekaj aż ostygnie i zrobi się gęsty. Wtedy dodaj jogurt naturalny i dobrze wymieszaj.
Cebulę pokrój w piórka, sałatę lodową porwij na mniejsze kawałki, a nachosy połam. Wszystkie składniki podziel na 4 części i połóż na tortilli. Polej sosem z sera blue.

Śliwka

wtorek, 15 maja 2012

Tydzień z kurczakiem #2: Curry z kurczakiem, kalafiorem i szparagami































Kolejna potrawa z naszej serii "Tydzień z kurczakiem" to typowy indyjski smaczek. Curry to świetna rzecz, gdyż trochę jak gulasz jest praktycznie jednogarnkowe (ryżu w oddzielnym garnku nie liczę) i z każdym odgrzewaniem nabiera smaku. Ale jakiego smaku! Kiedyś kolega, który mieszka sam i pół dnia spędza w pracy chwalił mi się, że odkrył curry, które nie zjada mu zbyt wiele cennego czasu, a teraz nie je nic innego, tylko modyfikuje je według uznania.
Zdecydowałam się na użycie udka z kurczaka, gdyż mimo że wymaga trochę więcej pracy niż gotowa do pokrojenia pierś, jest bardziej soczyste i tak szybko nie schnie. Ale tym naprawdę zabieganym polecam pierś, też powinna się sprawdzić. Do tego sezonowe dobra natury- kalafior i szparagi i mamy pyszny obiad z kurczakiem w roli głównej.

Curry z kurczakiem, kalafiorem i szparagami (4 małe porcje)
- 500 g kurczaka (3 udka bez kości i skóry)
- pół cebuli
- 3 ząbki czosnku
- 3 cm świeżego imbiru
- pół małej ostrej chilli pozbawionej pestek*
- 1 łyżka masła
- 1 łyżka oliwy
- pół łyżeczki ziaren kminu rzymskiego
- pół łyżeczki ziaren kolendry
- 3 ziarna zielonego kardamonu
- pół paczki indyjskiej mieszanki przypraw**
- 3/4 filiżanki bulionu drobiowego
- 165 ml mleczka kokosowego

- pół małego kalafiora
- 10 zielonych szparagów
- 100g ryżu jaśminowego

Kurczaka okrój z kości i zdejmij skórkę. Pokrój na małe kawałki i odłóż na bok.
Poszatkuj cebulę, czosnek, chilli i imbir (wcześniej obierając go ze skórki). W średnim garnku rozgrzej masło i oliwę na średnim ogniu. Dodaj posiekane składniki, kmin, kolendrę, rozłupany kardamon i smaż przez kilka minut aż cebula się zeszkli.
Dodaj mięso i smaż aż się lekko zarumieni. Posyp wszystko przyprawą indyjską i dodaj bulion. Duś aż wyparuje połowa sosu, co jakiś czas mieszając. Dodaj mleczko kokosowe.
W tym czasie ugotuj ryż zgodnie z instrukcją. Odłóż na bok pod przykrywką, powinien zachować ciepło.
Pokrój na małe kawałki kalafior i szparagi. Dodaj do mięsa i gotuj pod przykrywką aż kalafior lekko zmięknie. Podawaj w miseczkach wypełnionych ryżem.

* Użyłam bardzo ostrej pepperoni, stąd taka mała ilość. Dodaj tyle chilli, w zależności od rodzaju, aby danie było dość ostre
**Mieszanka, której użyłam była słona, dlatego danie nie wymagało dosolenia

Śliwka

poniedziałek, 14 maja 2012

Tydzień z kurczakiem #1: Kotlet de volaille z masłem cytrynowo-ziołowym






































Wczoraj wieczorem zapowiedziałyśmy na facebooku, że w poniedziałek rozpoczynamy Tydzień z kurczakiem!
Dlaczego akurat z kurczakiem? Bo to niezwykle popularne mięso, które kojarzy się niektórym z banałem. Może rzeczywiście kurczak nie jest wyrafinowanym mięsem, ale za to niezwykle wszechstronnym. Zależy nam na tym, by pokazać jak wiele możliwości wykorzystania w kuchni nam umożliwia.
Od dziś do piątku będziemy zamieszczać przepisy na różnorodne przepisy z kurczakiem w roli głównej.
Zaczynamy od klasyki - kotleta de volaille. 
Ciekawy jest fakt, że kotlet ten kojarzony był kiedyś z luksusem. Obecnie podawany jest głównie w barach bistro, na stołówkach, a także biesiadach o klimacie weselnym. Myślę, że to najczęściej zamawiany kotlet w punktach gastronomicznych (może zaraz po schabowym :)
W miejscach tego typu podawany jest na wiele sposobów, natknęłam się na wersje serowe, czy pieczarkowe. Ja jednak skupiłam się na tradycyjnym sposobie jego przyrządzenia - z masłem czosnkowo-ziołowym, które urozmaiciłam cytrusową nutą. Podobno dobrze przyrządzony de volaille po przekrojeniu tryska roztopionym masłem. Tak też było w przypadku moich kotletów :)
Dodatkowo polecam przygotowani ich na maśle klarowanym!
A po kolejny "kurczakowy" przepis zapraszamy już jutro :)






































Kotlet de volaille z masłem cytrynowo-ziołowym/przepis na 2 kotlety
  • podwójna pierś kurczaka
  • 50 g masła
  • ząbek czosnku
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • łyżka skórki z cytryny
  • garść pietruszki
  • łyżka pieprzu cytrynowego
  • sól gruboziarnista
  • świeżo mielony pieprz
  • masło klarowane lub olej do smażenia (np. rzepakowy)
  • jajko
  • bułka tarta
  • mąka pszenna
  1.  Czosnek i pietruszkę drobno siekamy, łączymy ze skórką i sokiem ze świeżo wyciśniętej cytryny. Dodajemy masło oraz pieprz cytrynowy, ucieramy widelcem. Z masła lepimy wałeczki, które wkładamy na pół godziny do lodówki lub na 15 minut do zamrażalnika.
  2. Pierś myjemy, osuszamy i oczyszczamy z błon. Mięso dzielimy na dwie części, odcinamy polędwiczki. Kładziemy folię aluminiową i gładką stroną tłuczka do mięsa rozbijamy je delikatnie. Powinno mieć ok. 0,5 cm grubości.Czynność powtarzamy. Każdą rozbitą pierś przyprawiamy pieprzem i solą.
  3. Wyciągamy wałeczki masła z lodówki. Na środku piersi kurczaka kładziemy masło. Zawijamy od dołu i góry, a następnie rolujemy boki. Spinamy wykałaczkami (dzięki temu unikniemy wypłynięcia masła podczas smażenia).
  4. Szykujemy dwa głębokie talerze i miseczkę. Do miseczki wbijamy jajko, bełtamy i przyprawiamy solą z pieprzem cytrynowym. Na talerze przesypujemy mąkę oraz bułkę tartą.
  5. Kotlety obtaczamy w mące, następnie w jajku, a na końcu starannie w bułce tartej. Rozgrzewamy masło klarowane lub olej i smażymy de volaille po kilka minut z każdej strony (będą pięknie rumiane). Kotlety wyciągamy na talerz i odsączamy tłuszcz za pomocą ręcznika kuchennego. Wyciągamy wykałaczki i podajemy od razu.
Tosia

niedziela, 13 maja 2012

Śniadanie do łóżka #48: Omlet z fetą i szparagami
































Uwielbiam ten stosunkowo krótki czas w roku kiedy mogę do woli cieszyć się szparagami. Gdy byłam młodsza niespecjalnie za nimi przepadałam, a teraz staram się wykorzystywać je we wszystkich możliwych konfiguracjach. Wczoraj na przykład, jadłam fantastycznego okonia z ich dodatkiem w mojej ulubionej restauracji Rozbrat 20, a dzisiaj dodaję je do śniadaniowego omletu. Z dodatkiem fety smakuje tak wspaniale, że mogłabym go jeść już codziennie. 

Omlet z fetą i szparagami (1 porcja)
- 1 jajko
- 2 łyżki mąki
- 4 zielone szparagi
- 20g sera feta
- pieprz
- masło

Zmiksuj jajko z odrobioną mielonego pieprzu i mąką aż uzyskasz jednolitą, lekko puszystą masę. Dodaj pokruszony na małe kawałki ser feta i wymieszaj łyżką. Szparagi pokrój na mniejsze kawałki.
Na patelni rozgrzej masło i wylej masę na omlet. Umieść już na patelni w omlecie równolegle szparagi. Smaż aż masa zetnie się z jednej strony, a następnie delikatnie, używając łopatki przerzuć omlet na drugą stronę. Daj omletowi chwilę się usmażyć z drugiej strony i przerzuć go na talerz.

Śliwka

sobota, 12 maja 2012

Słodka sobota #53: Ice pops - owocowe lody na patyku




































Historia tych lodów sięga 4 czerwca 2011 roku. Nasz kolega wrzucił wtedy na stronę burczymiwbrzuchu (na facebooku) zdjęcie wodnych lodów z owocami. Zrobił to, bo pragnął się dowiedzieć jak orzeźwiające lodowe lizaki można zrobić.
Minął prawie rok i w końcu doczekał się odpowiedzi :) 
Otóż niezbędnym elementem przy wykonaniu lodów na patyku jest odpowiednia foremka. Przez długi czas rozglądałam się za nimi w różnych sklepach, aż w końcu zimą przez przypadek zobaczyłam je w Ikei. Wrzuciłam foremi bez zastanowienia do koszyka, tym bardziej, że kosztowały zaledwie kilka złotych.
Następnie czekałam, aż pojawi się adekwatna pogoda do tego by je Wam pokazać. Wczorajszy upał przypomniał mi o nich, więc prędko się zabrałam za ich zrobienie.
Pod ręką miałam kilka truskawek, kiwi i pomarańczę. Owoce pokroiłam w plasterki, zalałam sokiem i włożyłam do zamrażarki. Zajęło mi to kilka minut, a już po dwóch godzinach miałam pyszne, a do tego zdrowe lody.
Zdecydowanie polecam je Wam i sądzę, że warto zainwestować w takie foremki. Już nie mogę się doczekać następnych lodów, jakie zrobię, a planuję jogurtowe :)
Poniżej zdjęcie przedstawiające ich wygląd i szybki przepis :









































Ice pops - owocowe lody na patyku/ proporcje na 6 lodów
  • 250 ml soku (u mnie. ze świeżo wyciśniętej pomarańczy i sok truskawkowy)
  • 3 truskawki
  • kiwi

  1.  Kiwi obieramy i kroimy w plastry. Truskawki myjemy, suszymy, usuwamy szypułki i kroimy w plasterki.
  2. Owoce umieszczamy na przemian w pojemniczkach na lody.
  3. Wyciskamy sok z pomarańczy lub szykujemy gotowy sok np. truskawkowy. Sokiem zalewamy owoce.
  4. Pojemniczki zamykamy szczelnie nakrywkami z patyczkami. 
  5. Wkładamy do zamrażalnika na ok. 2 godziny. Po tym czasie lody są gotowe do jedzenia.

Tosia

czwartek, 10 maja 2012

Szybka zupa kokosowa z krewetkami i masłem orzechowym































Wraz z początkiem tygodnia rozpoczął się Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni. Każdego dnia staramy się ze Śliwką obejrzeć chociaż jeden film. 
Uczestnictwo w festiwalu w połączeniu z innymi obowiązkami dnia codziennego zajmuje sporo czasu. Mam to szczęście, że od domu do miejsca, w którym odbywa się festiwal dzieli mnie dosłownie kilka minut, ale nie zmienia to faktu, że w tym tygodniu mam mniej czasu na gotowanie.
W takie zabiegane dni idealnie sprawdziła się lekka, orientalna zupa na bazie mleka kokosowego. Oprócz mleka kokosowego i krewetek tajemnym składnikiem jest masło orzechowe. Zmiksowałam je w towarzystwie imbiru, czosnku i innych przypraw tworząc aromatyczną pastę curry. 
Aby przygotować taką zupę kokosową wystarczy zaledwie 15-20 minut :)

Szybka zupa kokosowa z krewetkami
  • 400 ml mleka kokosowego
  • 150 g mrożonych krewetek (surowych lub ugotowanych)
  • 150 ml bulionu lub wody
  • limonka
  • 1/2 papryczki chilli
  • 3 cm korzenia imbiru
  • 2 małe ząbki czosnku lub 1 duży
  • 2 łyżki masła orzechowego
  • łyżeczka cukru trzcinowego
  • łyżeczka sosu rybnego
  • 1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
  • 1/2 łyżeczki kurkumy
  • 1/2 łyżeczki curry
  • 2 łyżki oliwy arachidowej 
  • garść świeżej kolendry
  • + makaron ryżowy
  1.  Do wysokiego naczynia wrzucamy papryczkę chilli, obrany korzeń imbiru, czosnek. Dodajemy cukier, sos rybny, łyżkę oliwy arachidowej, masło orzechowe i przyprawy. Ścieramy skórkę z połowy limonki i wyciskamy z niej sok, łączymy z resztą składników. Wszystko miksujemy na gładką pastę za pomocą blendera.
  2. Rozmrożone krewetki wrzucamy do pasty curry i marynujemy je przez godzinę w lodówce.
  3. Rozgrzewamy wok i wlewamy łyżkę oliwy arachidowej. Wyciągamy krewetki z marynaty i wrzucamy je na patelnię (pastę pozostawiamy). Owoce morza podgrzewamy kilka minut, następnie dolewamy mleko kokosowe oraz bulion. Zmniejszamy ogień, dodajemy pozostałą wcześniej pastę curry. Zupę gotujemy 10 minut. Po koniec gotowania smakujemy zupę i ewentualnie wyciskamy dodatkowo sok z połowy limonki.
  4. Zupę podajemy w bulionetkach, razem z krewetkami, makaronem ryżowym i kolendrą.

Tosia

środa, 9 maja 2012

Pizza ze szpinakiem, szynką i pesto rosso
































Nie mam pojęcia jakie danie ugotowałam po raz pierwszy w swoim życiu. Pamiętam jednak dobrze, że jako dziewczynka uwielbiałam przeglądać książki kucharskie marząc o nieznanych mi wcześniej daniach. Wspominam także jedną z moich pierwszych udanych akcji kulinarnych, kiedy to razem z koleżanką postanowiłyśmy upiec pizzę. Nie wiem jakim cudem się to udało, ale sądzę, że upieczenie domowej pizzy od podstaw w wieku 9-10 lat, nie mając pojęcia o gotowaniu to niezły wyczyn. Ta historia świadczy o tym, że w każdym wieku można się nauczyć robić pizzę, niezależnie od wcześniejszego doświadczenia w kuchni :)
Zdarza  się, że czasem ktoś mi zada pytanie, które dania z burczymiwbrzuchu chętnie powtarzam. Prawda jest taka, że naprawdę rzadko od początku do końca robię dania identycznie, za bardzo lubię eksperymentować. Są jednak potrawy, które mi się nie nudzą i tylko wprowadzam do nich za każdym razem drobne modyfikacje.
 Tak też jest z pizzą, robię ją mniej więcej raz na 10 dni i zawsze ma inne dodatki, dlatego nigdy nam się nie nudzi :)
 Najbardziej lubię pizzę na puszystym cieście, ostatnio smakuje mi wersja w której zamiast pomidorowego sosu używam domowego pesto z suszonych pomidorów. Jako resztę dodatków wybrałam szpinak, szynkę dojrzewającą, pomidorki, fetę oraz mozzarellę. Dużą zaletą pizzy jest to, że robiąc ją można skorzystać ze wszystkiego co mamy pod ręką :)
A Wy jaką pizzę lubicie najbardziej?


Pizza ze szpinakiem, pesto rosso, pomidorkami koktajlowymi, 
szynką dojrzewającą i mozzarellą
  • Ciasto:
  • 300 g mąki pszennej
  • 14 g suszonych drożdży instant
  • łyżeczka soli
  • łyżeczka cukru
  • czubata łyżka ziół prowansalskich
  • 200 ml letniej wody
  • 2 łyżki oliwy + 2 do posmarowania blachy 
  •  Szybkie pesto z suszonych pomidorów:
  • 6 suszonych pomidorów
  • 2 łyżeczki passaty pomidorowej (lub koncentratu)
  • 2-3 łyżki oliwy z suszonych pomidorów
  • 1/2 ząbka czosnku
  • garść świeżej bazylii lub oregano
  • świeżo mielony pieprz
  • sól gruboziarnista
  • Pozostałe składniki do położenia na pizzę:
  • 100 g świeżego szpinaku
  • ząbek czosnku
  • pomidorki koktajlowe
  • szynka dojrzewająca (np. szwarcwaldzka)
  • mozzarella
  • feta
  1.  Do dużej misy przesiewamy mąkę, dodajemy drożdże, sól oraz cukier. Ciasto wyrabiamy ręcznie lub mikserem jednocześnie stopniowo dolewając letnią wodę (najlepiej o temperaturze 35-40 stopni). Gdy składniki będą prawie w pełni połączone dolewamy powoli oliwę, dosypujemy zioła i dalej wyrabiamy. 
  2. W sumie ciasto powinno być zagniatane ok. 10 minut. Pod koniec będzie lśniące i "odstawać od ręki". Misę smarujemy odrobiną oliwy i przekładamy do niej kulę z ciasta. Przykrywamy czystą ściereczką i stawiamy w ciepłym miejscu, bez przeciągów na ok. godzinę. W tym czasie pizza podwoi objętość.
  3. Do wysokiego naczynia wrzucamy suszone pomidory, czosnek, zioła, solimy i pieprzymy do smaku. Miksujemy za pomocą blendera wlewając powoli oliwę. Pesto będzie gotowe, gdy uzyska gładką masę.
  4. Ząbek czosnku siekamy. Rozgrzewamy patelnię, wlewamy odrobinę oliwy lub oleju rzepakowego i wrzucamy szpinak, przyprawiamy go pieprzem i od czasu do czasu mieszamy. Po kilku minutach dodajemy poszatkowany drobno czosnek i podgrzewamy jeszcze kilka minut.
  5. Wyrośnięte ciasto przekładamy na blachę wyłożoną pergaminem. Za pomocą palców rozprowadzamy je na blasze. Może przyjąć formę podłużnego placka (jak u mnie), okrągłą lub zostać uformowane jako pizza na całą blachę.
  6. Pomidorki kotajlowe kroimy na pół i wbijamy je w ciasto (widoczne na zdjęciu nr. 2, obrazek 1). Ja wybrałam połówki z szypułkami, ale możecie je usunąć. Następnie powierzchnie pizzy smarujemy pesto (zdjęcie nr. 2, obrazek 2). Na koniec kładziemy resztę składników (zdjęcie nr. 2, obrazek 3) : szpinak, fetę, mozzarellę, szynkę. Całość posypujemy ziołami prowansalskimi i przyprawiamy pieprzem.
  7. Pizzę pieczemy w rozgrzanym piekarniku do temperatury 220 stopni, przez 15-20 minut. Jeśli ser się roztopi, ale nie będziecie pewni, czy pizza jest już upieczona - możecie nadkroić ją i sprawdzić czy ciasto nie jest jeszcze surowe.
Tosia

wtorek, 8 maja 2012

O sensie życia i zupie jagodowej

































Kiedy w piątek sięgnęłam od niechcenia po Dziennik Bałtycki nawet nie przypuszczałam jak piękną historię będzie mi dane przeczytać.
Otóż pewna mieszkanka Trójmiasta, Pani Helena Hryniewiecka-Nowakowska skończyła właśnie 101 lat. I nie byłoby w tym nic dziwnego (a może jednak? To w końcu nie lada osiągnięcie), gdyby nie fakt, że pozornie typowy w takich okolicznościach wywiad zamienił się w moich oczach w piękną historię o niezwykłej przyjemności jedzenia jako sensie życia.
Lubię bezczelnie powtarzać, że ludzie traktujący jedzenie jedynie jako źródło niezbędnej energii, nie poszukujący nowych wrażeń smakowych są po prostu nieszczęśliwi.
„Mogłabym spokojnie przerzucić się na pigułki zastępujące jedzenie, gdyby jakiś geniusz je w końcu wymyślił”- poinformowała mnie ostatnio przyjaciółka. W takich chwilach tylko wzdycham, bo tak bardzo nie chce mi się wdawać w dyskusję ile, według mnie, z życia traci.
Wracając do Pani Heleny. Kto by pomyślał, że po przeżyciu ponad stu lat człowiek najlepiej wspomina chwile, gdy zajadał się matczyną poznańską gęsiną z pyzami gotowanymi na parze. Coś czuję, że podobnie będzie ze mną (oczywiście jeśli będzie mi dane tak długo cieszyć się życiem).
Rozczula mnie, gdy Pani Helena dumnie przedstawia swoje współczesne odkrycia smakowe- ulubioną pizzę i kebab, czy nieśmiało przyznaje się do miłości do miętowych landrynek, które zajada nawet przed snem.

- Jest danie za którym Pani tęskni?
- Najbardziej lubiłam zupę jagodową na mleku. Zajadałyśmy się tą zupą w dzieciństwie, razem z moją siostrą bliźniaczką.

Niech będzie więc zupa jagodowa na mleku. Idealna na pierwsze dni lata (w wersji na ciepło i na zimno), ze specjalną dedykacją dla Pani Heleny.

Zupa jagodowa na mleku 
-600g jagód (mogą być mrożone)
- 2 łyżki cukru*
- 4 goździki
- pół łyżeczki cynamonu
- 300ml mleka
- 250g makaronu (ja użyłam małych gwiazdek)

- śmietanka 36% z dowolną ilością cukru:)
- listek mięty

Do garnka wrzuć jagody, posyp cukrem i postaw na dużym ogniu. Gotuj przez kilka minut, co jakiś czas mieszając, aby puściły sok i zmiękły. Dodaj goździki i cynamon.
W tym czasie ugotuj makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu (mój wymagał 4 minut gotowania)
Przelej zupę do blendera (nie radzę używać ręcznego, zakładam wam, że nie chcecie skończyć zachlapani jagodami) i zmiksuj na gładką masę. Przelej z powrotem do garnka, podgrzej na małym ogniu i powoli dolej mleko. Wymieszaj.
W oddzielnej miseczce połącz śmietanę z cukrem. 
Podawaj z makaronem, śmietanką i listkiem mięty.

Śliwka


*dla mnie ta zupa nie musi być bardzo słodka, wynagradzam to słodką śmietanką, ale ilość cukru można zawsze zwiększyć

niedziela, 6 maja 2012

Śniadanie do łóżka #47: Rabarbarki
































 Zielona trawa, śpiewające ptaki, 
czerwony kocyk w kratkę,
 kosz pełen łakoci i ukochany u boku. 
Mieliśmy wsiąść do samochodu, pojechać przed siebie i znaleźć za miastem miejsce z dala od problemów, ludzi i hałasu. Czasem tak robimy.
Pogoda jednak nie dopisała, a niespodziewane obowiązki jeszcze bardziej nam to uniemożliwiły.
Nie przeszkodziło nam to celebracji niedzielnego śniadania w towarzystwie jogurtowych drożdżówek z rabarbarem i truskawkami. 
Już nie mogę się doczekać tych prawdziwych, kaszubskich truskawek!








































 Rabarbarki - drożdżówki z rabarbarem i truskawkami
  • 500 g mąki pszennej
  • 12 g suszonych drożdży instant
  • 150 ml mleka 1,5%
  • 2 jajka + jajko do posmarowania
  • 70 ml jogurtu naturalnego
  • 4 łyżki cukru
  • skórka z 1/2 cytryny
  • 50 g masła 
  • pół łyżeczki soli 
  • Nadzienie:
  •  4 łodygi rabarbaru
  • 4 łyżki dżemu truskawkowego
  • cukier puder
  • truskawki do dekoracji
  1.  Do dużej misy przesiewamy mąkę, dodajemy drożdże. Cały czas miksując stopniowo wbijamy jajka, wlewamy mleko, jogurt. Dodajemy 4 łyżki cukru i pół łyżeczki soli. Ścieramy skórkę z umytej cytryny i łączymy ze składnikami. Pod koniec miksowania dodajemy 50 g roztopionego masła. 
  2. Gdy wszystkie składniki się połączą przekładamy ciasto na stolnicę i wyrabiamy przez 5 minut. W tym czasie kula z ciasta powinna być lśniąca i odstawać od ręki. Ciasto przekładamy do misy, przykrywamy czystą ściereczką i zanosimy w ciepłe miejsce bez przeciągów. 
  3. W ciągu godziny ciasto powinno podwoić swoją objętość. Wyciągamy je z misy i ponownie krótko zagniatamy. Dzielimy na 10 części, z każdej z nich formujemy okrągłą bułeczkę. Drożdżówki kładziemy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Blachę przykrywamy ściereczką i ponownie zanosimy w ciepłe miejsce na pół godziny.
  4. Przygotowujemy nadzienie: łodygi rabarbaru myjemy, osuszamy i kroimy w kostkę (grubość ok. centymetra). Wrzucamy do miseczki, dodajemy dżem i mieszamy. 
  5. Na środku każdej drożdżówki wycinamy wgłębienie za pomocą małego kielonka (np. takiego do wódki). Wgłębienie każdej drożdżówki wypełniamy farszem rabarbarowym. Roztrzepujemy jajko, bierzemy pędzelek i smarujemy na około drożdżówki.
  6. Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni. Drożdżówki pieczemy przez 20-25 minut, aż się zarumienią. Wyciągamy z piekarnika, przekładamy na kratkę do studzenia i obsypujemy cukrem pudrem.
Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...