Aż trudno uwierzyć, że dokładnie tydzień temu rozpoczynałam swoją pierwszą przygodę ze Sztokholmem wysiadając z pociągu na dworcu głównym. Nie wiedziałam do końca czego się spodziewać, gdzie iść, co zobaczyć. Gdyby nie nieoceniona pomoc naszej koleżanki, notabene wielkiej smakoszki, która odprowadziła nas po swoim mieście nie tylko śladami Larssona, a też od strony kulinarnej, nie wiem czy zobaczylibyśmy aż tyle i wracalibyśmy z tak wspaniałymi wspomnieniami.
Pierwsze zdjęcie wybrałam nieprzypadkowo. Gdybym miała opisać Sztokholm dwoma słowami byłyby to "bułeczki cynamonowe" (
kanelbullar). Przemierzając ulice, wszędzie da się wyczuć ich intensywny, korzenny zapach, a reklamówki z nimi w roli głównej atakują twoje głodne zmysły, gdy czekasz na metro. Nie mam nic przeciwko, rozumiem zachwyt, bo są fantastyczne, ale po takim nadmiarze bodźców, mogą się trochę znudzić. No ale przecież czym jest podróż pociągiem bez tych ślimaczków? Musieliśmy się na nie skusić. Na marginesie
tu znajdziecie przepis, a polecam dodać im "szwedzkości" posypując perłowym cukrem

Przyjechaliśmy popołudniu, więc po szybkim zwiedzeniu najważniejszych punktów miasta udaliśmy się na obiad. Wybraliśmy restaurację
Urban Deli, położoną w najbardziej interesującej kulinarnie dzielnicy Södermalm. Jest to bardzo nowoczesna, designerska restauracja, która łączy się z delikatesami, w których można zaopatrzyć się w najlepsze szwedzkie produkty. Cały czas myślałam tylko o tym, jak wspaniale byłoby powtórzyć taki pomysł w Polsce, ale to dalekosiężne marzenia:)
Na dobry początek zasiedliśmy przy barze, zamawiając symbolicznie po jednej ostrydze. Okazały się bardzo świeże i podane tak jak lubię- z winegretem z cebulką, cytryną i tabasco. Zdziwiło mnie, że jak na Sztokholm, nie były takie drogie (równowartość około 9 złotych za sztukę), w szczególności, że w knajpach za małe piwo można zapłacić równowartość 40 złotych!
Wybraliśmy danie łączące wiele szwedzkich smaczków, pstrąga w sosie cytrynowo-koperkowym z kurkami i puree ziemniaczanym. Niestety żadne z nas nie ustąpiło na rzecz innego dania (poza koleżanką, która postanowiła spróbować fantastycznego tatara), więc skończyło się na zamówieniu tego samego. Mimo to, nie żałowaliśmy.
Urban Deli
Nytorget 4
Stockholm
Oczywiście nie można cały czas jeść (a szkoda), więc po jakimś czasie zaplanowaliśmy przerwę "na słodko". Stockholm jest pełen naprawdę wyjątkowych kawiarni. Każda z nich urządzona jakby w innym stylu zaprasza z zatłoczonej ulicy do środka. Zaglądałam przez szyby podziwiając co raz to nowe ( i prawie zawsze trafne) pomysły na wystrój kafejki. Udaliśmy się do jednej z nich, o nazwie Gilda. Zachęca pysznymi domowymi ciastami, świetnym wystrojem i możliwością zostawienia swoich myśli na korkowej tablicy w toalecie;)
Tradycją dla Szwedów jest tak zwana "fika". Polega to na pójściu ze znajomymi na kawę i coś słodkiego, na przykład w przerwie od pracy. Słowo może być używane jako czasownik, lub rzeczownik oznaczający kawę i ciastko. My na naszą "fika" wybraliśmy placek jagodowy (blueberry pie) i malinowy, tradycyjnie w Szwecji podawany ze słodką, waniliową śmietanką. Bardzo miłe miejsce, ale zachęcam też do wypróbowania innych w okolicy ulicy Skanegatan.
Gilda
Skanegatan 79
Stockholm
Uwielbiam jeść śniadania na mieście. Dlatego znaleźliśmy miejsce, które idealnie wpasowało się w nasz gust (zresztą chlebową odnogę wspomnianej wcześniej restauracji)- Bageriet Urban Deli. Jest to mała piekarnio-kawiarnia, w której w cenie śniadania możesz pokroić sobie pajdy jednego z ich pysznych chlebów i ułożyć na nich dowolne dodatki (sery, wędliny, konfitury czy lemon curd). Ponadto dostajesz jogurt naturalny z musem z owoców, który możesz "przystroić" jednym z rodzajów musli, które proponują. A propozycje są całkiem ciekawe! Po raz pierwszy spotkałam się z tym, żeby jako jeden ze składników granoli występowała, nikt inny jak, ususzona cynamonowa babeczka (patrz wyżej). Fantastyczne miejsce, żeby spokojnie delektować się chlebem, wielką kawą i bezwstydnym obserwowaniem przechodniów. Można tu zakupić też specjalistyczne mąki do samodzielnego wypieku chleba.
Bageriet Urban Deli
Skanegatan 76
Stockholm
Juz przed wyjazdem planowałam odwiedzenie restauracji
B.A.R. Natknęłam się na nią czytając (skądinąd bardzo przydatny)
przewodnik po Sztokholmie z bloga Emmy. Cieszę się, że właśnie tam zjedliśmy nasz ostatni sztokholmski posiłek (no oczywiście nie licząc kolejnych cynamonowych bułeczek w pociągu), bo naprawdę warto. Urządzona w stylu bardzo skandynawskim restauracja i sklep rybny (chyba to już moda w tym mieście) oferuje to, co Szwecja ma najlepsze- ryby. W centralnym punkcie można obejrzeć ladę z wyłożonymi świeżymi darami morza, a obok akwarium z pływającymi homarami. Za tym wszystkim otwarta kuchnia, gotowa zaserwować Ci wszystko pierwszej świeżości.
Ciekawie rozwiązane jest też menu. Dania główne wybierane są przez wskazanie ryby/owoców morza, na które masz ochotę, następnie dobierasz dodatki, takie jak sałatki, ziemniaki czy inne, a na końcu sos jaki ma tym danio towarzyszyć. My zdecydowaliśmy się na morską mieszankę ich specjalności dla dwóch osób, z sosami imbir-chilli i śmietanowo-koperkowym.
Blasieholmens Akvarium och Restaurang (B.A.R.)
Blasieholmsgatan 4A
Stockholm
Na tym skończyliśmy kulinarną podróż, ale gdy kiedyś powrócę, z pewnością podzielę się z Wami następnymi wrażeniami. A może wy też możecie coś polecić? Sztokholm jest bardzo bogaty w restauracje, kafejki czy inne atrakcje, dlatego posmakowanie go to wielka przyjemność. Jedyny minus- z pewnością mocno wyszczupli...nasz portfel.
Śliwka