wtorek, 26 kwietnia 2016

Sezon na botwinę: Botwinkowa lemoniada



Nic nigdy nie jest tylko czarne i białe, nawet kolorowe stragany uginające się od sezonowych owoców i warzyw. Jaką mogą mieć wadę? Nie wiadomo które wybrać i jak je przerobić. Jednak nie dlatego, że nie są inspirujące w kuchni, wręcz przeciwnie, piękne z nich muzy, dlatego trudno wybrać najlepszy pomysł.

Botwina, nazywana pieszczotliwie też botwinką kojarzona jest głównie z orzeźwiającym chłodnikiem i lekką zupą na ciepło. Według słownika nazwa ta jest przypisana tylko do zupy, ale to taki szczegół, kto by się nim przejmował.

Pierwsze spotkanie z botwinowym pióropuszem skończyło się na podsmażeniu w woku z młodym czosnkiem, szałwią i posypaniu grecką fetą. Na chłodnik jeszcze przyjdzie czas, a tym razem postanowiłam przywitać botwinę bardziej słodko i ugotować syrop.

Podgotowałam młode buraczki z cukrem trzcinowym i goździkami. Syrop rozcieńczyłam wodą, dodałam wodę różaną i sok z cytrusów. Lemoniadę serwowałam z kruszonym lodem i rozmarynem. Teraz żałuję, że rozmaryn nie trafił do syropu. Będzie jednak w tym sezonie jeszcze czas na powtórkę, bo lemoniada wyszła pozytywnie intrygująca.

Jest słodko-kwaśna o dodatkowym głębszym jakby ziemistym smaku, nie jestem pewna, czy każdy odgadłby, że to botwina. Wspaniale orzeźwia i ma piękny kolor, zdecydowanie ma spore szanse podbić wiosenne pikniki :)




Botwinkowa lemoniada
  • pęczek botwinki
  • 80 g cukru trzcinowego
  • 1 litr wody
  • 3 goździki
  • sok z 1 cytryny
  • sok z 2 limonek
  • 700 l zimnej wody (może być gazowana)
  • łyżka różanej wody
Do podania (opcjonalnie):
  • kruszony lód
  • plastry limonki, pomarańczy lub cytryny
  • mięta lub rozmaryn
  1. Botwinkę myjemy i drobno siekamy, wrzucamy do garnka, dodajemy cukier, goździki, zalewamy litrem wody. Gotujemy na średnim ogniu przez 20 minut.
  2. Następnie utworzony sok odcedzamy i studzimy.
  3. Do botwinkowego soku dodajemy wyciśnięty sok z cytrusów, wodę różaną i uzupełniamy 0,5 l zimnego wody.
  4. Lemoniadę chłodzimy w lodówce. Podajemy z kruszonym lodem, plasterkami cytrusów i ziołami.
 Tosia

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Jajecznica ze strusiego jaja


Podróżowanie stało się istotną sferą mojego życia, udało mi się nawet szczęśliwie wejść w rytm kilkudniowych eskapad co mniej więcej dwa miesiące. W ten sposób nadrabiam wszystkie wakacje na podwórku z kluczem na szyi za czasów podstawówki i muszę przyznać, że nie zamieniłabym obecnych chwil na żadne inne.

W październiku było Expo w okolicach Mediolanu (jeszcze raz dziękuję za głosy <3), Nowy Rok przywitałam w Andaluzji podjadając tapas, urodziny na początku marca świętowałam w Dolomitach, a teraz idealnie wypada kolejna podróż. Tym razem jednak czas na podbój polskich gór, wybieramy się z przyjaciółmi na majówkę w Bieszczady!



Mówi się, że trawnik sąsiada jest zawsze bardziej zielony, dlatego staramy się także doceniać region, w którym mieszkamy. Mam wyjątkowo zgraną grupę do podróżowania, dlatego nawet organizowanie jednodniowych wycieczek w weekendy to ogromna przyjemność. Dobrze raz na jakiś czas się oderwać od spraw codziennych chociaż na kilka godzin i się wyluzować na świeżym powietrzu.

W marcu wybraliśmy się do Słowińskiego Parku Narodowego, aby przemierzyć przed sezonem wydmy i pustą plażę w poszukiwaniu pralasu, czyli pozostałości lasu sprzed 5 tysięcy lat. W tym miesiącu za to wymyśliliśmy sobie wyprawę na strusią farmę, aby zdobyć wielkie jajo.



Wybraliśmy Farmę Strusi Afrykańskich w Garczynie, po zwiedzaniu pojechaliśmy na działkę kolegi, gdzie rozpaliliśmy ognisko. No dobra, jeden z kolegów to zrobił i trochę nieudolnie co zobaczycie na filmie, ale szybko sytuacja została opanowana i ognisko stało się już bardziej profesjonalne.


Skąd się wziął film? Przy każdej wyprawie rozdzielamy obowiązki, np. wiadomo, że ja zajmuję się strawą. A Mosak z Live a Life kręci filmy. Ten nagrał trochę inaczej niż zwykle, bo przy pomocy GOPRO na konkurs. Przez to muzyka musiała pochodzić z legalnego źródła i już teraz ostrzegam, że jest dosyć fatalna, ale sam film bardzo polecam, najwyżej wyłączycie głośniki! ;)



Na koniec przejdę oczywiście do tematu jaja. Kupiliśmy je za 60 złotych i podobno mieści w sobie mniej więcej objętościowo 25-30 kurzych jaj, to nie najgorsze przeliczenie, bo jednym jajkiem może się najeść 10 osób.

Chyba najłatwiej je rozbijać wiertarką, ewentualnie młotkiem i dłutem. W jajku jest więcej białka niż żółtka, dlatego kolor jajecznicy jest jasny. Mieliśmy dosyć ciężkie warunki i trochę brakowało nam dodatków np. w postaci boczku czy szczypiorku. Zatem jajecznica była mocno minimalistyczna, bo tylko z cebulą, solą i pieprzem. Przynajmniej była szansa się bliżej zapoznać z jej smakiem, a była interesująca, bo robiona nad ogniskiem. Smakowała jak jajecznica z samych białek i wyszła nam zupełnie nieźle. Gdybyście się kiedyś przymierzali do tematu to poniżej szybki przepis :)



 A tutaj możecie obejrzeć wcześniej wspomniany film!


Jajecznica ze strusiego jaja/ ok. 10 porcji
  • strusie jajo
  • 2 duże cebule
  • 4 łyżki oleju roślinnego
  • 4 łyżki masła
  • sól, pieprz
  1. Wiertarką nawiercamy czubek jaja (wystarczy dziura o średnicy kilku centymetrów). Można to zrobić z dwóch stron, wtedy otrzymamy strusią wydmuszkę.
  2. Wydmuchujemy zawartość jajka do misy. 
  3. Jajko rozbełtujemy widelcem.
  4. Na dużej patelni podsmażamy na oleju posiekaną w kostkę cebulę. Przyprawiamy ją solą i pieprzem.
  5. Gdy cebula będzie szklista, wlewamy masę jajeczną i smażymy, aż jajka się zetną. Od czasu do czasu mieszamy.
  6. Pod koniec smażenia przyprawiamy jajecznicę solą i pieprzem. Serwujemy na ciepło.
 Ps. Idealnie byłoby posypać jajecznicę dodatkowo szczypiorkiem, u nas niestety zabrakło.

Tosia

Tosia

niedziela, 24 kwietnia 2016

Śniadanie do łóżka #219: Zielone grzanki ze szparagami i jajkiem w koszulce


Powyżej zdjęcie trochę inne niż zwykle, bo przedstawiające kulisy nagrywania dla Was snapów (@tochabrocha - zapraszam). Tutaj akurat sytuacja wyjątkowo komfortowa, bo jestem w wygodnej pozycji i jedynie nagrywam moment przecięcia jajka w koszulce i lejącego się żółtka na grzankę. Czasem sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, bo stoję np. na taborecie, wyostrzam obraz nosem, a drugą ręką formuję bagietkę. Bywa też tak, że nagrywam z ukrycia warzywa na stoisku na hali, bo Pani akurat ciekawie opowiada o tym jak obiera się skorzonerę, zwaną również wężymordem. A nie chcę jej speszyć i wykorzystywać wizerunku bez słowa, ani też tłumaczyć co to za szatańska aplikacja.

Wrócę jednak do jajka w koszulce, bo trochę zapędziłam się w tej opowieści. To miało być zwyczajne przyjemne śniadanie w środku tygodnia. Chrupiące grzanki z chleba owsianego upieczonego dzień wcześniej, pasta śniadaniowa z tego co pod ręką, czyli miękkiego awokado (polecam gatunek Hass o ciemnej skórce) i mrożonego groszku. Kilka ugotowanych szparagów z pierwszego pęczka w tym roku, a z wierzchu wisienka na torcie, w postaci jajka w koszulce.

Śniadanie prezentowało się tak apetycznie, że postanowiłam zrobić kilka zdjęć. Wynajęłam nawet do pomocy mojego #instagamhusband, aby uchwycił moment, gdy nacinam jajko. Przy okazji nagrywałam snapa i trochę przez przypadek powstało to zdjęcie. Pobiło rekord na moim Instagramie i zebrało najwięcej "lajków" w historii mojego konta. Nie żebym analizowała każde zdjęcie i liczyła ile osób je polubiło, szkoda życia na takie głupoty. Po prostu liczba jest o tyle większa niż zwykle, że trudno nie było tego zauważyć :)

Skoro tak się spodobało, to pewnie znajdą się chętni na przygotowanie szybkiego i wiosennego śniadania. Poniżej przepis.



Zielone grzanki ze szparagami i jajkiem w koszulce/ 2 porcje
  • 4 kromki ulubionego chleba
  • 8 zielonych szparagów
  • 0, 5 l wody
  • szczypta cukru trzcinowego
  • szczypta soli
Jajka w koszulce:
  • 2 jajka
  • 0,5 l wody
  • łyżka octu winnego lub jabłkowego
  • łyżeczka soli
Pasta z awokado i zielonego groszku:
  • 200 g zielonego groszku (u mnie mrożony, ale może być w puszce*)
  • awokado (polecam gatunek Hass)
  • ząbek czosnku
  • sok z 1/2 limonki
  • garść ziół (u mnie mięta)
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • 1/2 łyżeczki syropu klonowego lub miodu
  • 3 łyżki serka śmietankowego typu philadelphia
  • sól, pieprz
Pasta:
  1.  Do rondla z wrzącą wodą wrzucamy mrożony groszek, gotujemy 4 minuty, odsączamy na sicie i przepłukujemy zimną wodą.
  2. Groszek przerzucamy do naczynia malaksera, dodajemy obrane awokado, sok z limonki, posiekany czosnek i chilli, miętę, syrop klonowy, serek. 
  3. Miksujemy blenderem na gładką pastę, doprawiamy solą i pieprzem do smaku.
 Grzanki:
  1. W drugim rondlu podgrzewamy wodę z solą i cukrem. Szparagom odłamujemy twarde końcówki i ewentualnie obieramy do dołu delikatnie obieraczką. Wrzucamy do wrzącej wody i gotujemy ok 5 minut, następnie przelewamy zimną wodą na sicie.
  2. Kromki chleba podgrzewamy w piekarniku (200 stopni -5 minut) lub w tosterze, aby były chrupiące.
  3. Chrupiące grzanki smarujemy zieloną pastą, dekorujemy szparagami i jajkami.
 Jajko w koszulce:
  1. Wlewamy wodę do rondla, dodajemy ocet i sól, podgrzewamy.
  2. Jajka wbijamy do miseczek.
  3. Gdy woda zacznie się gotować, łyżką robimy wirek i wbijamy do środka jajko.
  4. Gotujemy przez ok. 3 minuty, następnie odsączamy z wody i serwujemy bezpośrednio na grzankach.
* W przypadku groszku z puszki wystarczy go zmiksować z pozostałymi składnikami. Trzeba jednak pamiętać, że kolor pasty będzie mniej intensywny.

Tosia

czwartek, 21 kwietnia 2016

Napar z forscycji i imbiru


Jeśli masz wrażenie, że czujesz się niewyraźnie - nie sięgaj po Rutinoscorbin! Wybierz się w teren i nazbieraj kwiaty forsycji. Na pewno kojarzysz krzewy z kwitnącymi żółtymi kwiatami, otóż są one jadalne i można je ciekawie wykorzystać w kuchni. Zawierają sporo rutyny organicznej, która jest zdecydowanie bardziej wydajna niż ta z tabletek. Kwiaty można dodawać do smoothie, omletów, zrobić z nich syrop lub nalewkę.

Podobno jeszcze łatwiej wyciągnąć z forsycji cenną rutynę, jeśli namoczy się płatki w spirytusie. Świetnie komponuje się także ze wszystkimi składnikami zawierającymi witaminę C. Dlatego planuję ją jutro zmiksować z owocami na śniadaniowy koktajl.

Dziś jednak postanowiłam wypróbować kwiatowej herbaty. Wystarczy zalać świeże płatki wodą o temperaturze 80 stopni i odczekać kilka minut. Dodatkowo dodałam jeszcze plasterki imbiru, a gdy napój stał się letni, dodałam do niego dosłownie pół łyżeczki syropu klonowego. Podobnie można postąpić z miodem, ważne jednak, aby zrobić to na koniec, wtedy nie straci cennych właściwości. Słodzić jednak nie trzeba, to tylko luźna propozycja.

Napar z kwiatów jest naprawdę niezły, smakiem i aromatem przypomina zieloną herbatę jaśminową. Część kwiatów zamierzam zasuszyć, ale na pewno jeszcze trochę z nimi poeksperymentuję :)

Ps. Pamiętajcie, aby kwiaty rosły z daleka od drogi. Warto także zbierać po trochu z kilku krzaczków, aby nie atakować tylko jednego.


Napar z forsycji i imbiru/ 2 szklanki
  • 5 łyżek kwiatów forsycji*
  • 500 ml letniej wody o temperaturze 80 stopni 
  • 4 plasterki imbiru
  • łyżeczka syropu klonowego lub miodu (opcjonalnie)
  1. Zebrane kwiatki kładziemy na 30 minut na gazecie, aby ewentualni "loaktorzy" mogli je opuścić.
  2. Wrzucamy do 2 szklanek, dodajemy plasterki imbiru.
  3. Zalewamy wodą o temperaturze 80 stopni, zostawiamy na ok. 8 minut.
  4. Po tym czasie napar odcedzamy i ewentualnie dosładzamy syropem klonowym lub miodem.
* Można także wykorzystać wysuszone kwiaty lub namoczone wcześniej w spirytusie.
** Moją forsycjową inspiracją był wpis Klaudyny Hebdy.

Tosia

wtorek, 19 kwietnia 2016

Sezon na rabarbar: Strir fry z rabarbarem, wołowiną i granatem


Ah, właśnie dla takich chwil warto było rozpocząć nowy cykl na blogu. Wiosna coraz bardziej się rozkręca, a dzięki temu na straganach i na naszych talerzach robi się piękniej. W tym tygodniu już w niektórych warzywniakach można natrafić na różowo-zielonkawe łodygi, ale także botwinkę i szparagi!

Wróciłam z całą trójką do domu i miałam problem, które warzywo ma dziś zostać bohaterem. Zapytałam nawet Was na Instagramie (@tochabrcoha) czy zrobić botwinkową lemoniadę, stir fry z rabarbarem, czy pieczone szparagi z jajkiem w koszulce i cytrynowym aioli lub kolendrowym sosem holenderskim. Zdania były podzielone, pewnie prędzej czy później zrobię wszystko, ale o dziwo w tym rozdaniu wygrał niespodziewanie rabarbar!

Rabarbar najczęściej występuje pod maślaną kruszonką, na kruchych spodach i w domowych kompotach. To świetnie połączenia, ale gdy pierwsze łodygi trafiły do mojej torby, jakoś nie miałam ochoty na deser. Wymarzyłam sobie za to orientalny chutney o słodko-kwaśnym posmaku.

Chutney fantastycznie komponuje się np. z wołowym burgerem, serami, czy krewetkami. Idąc dalej tym tropem, pomyślałam, że można by wykorzystać rabarbar do stri fry z woka, więc ciesze się, że pomysł się spodobał!

Patrząc na danie może i nie widać głównego bohatera, ale jest nim jak najbardziej rabarbar, który w połączeniu z syropem klonowym i limonką tworzą smak przewodni dania. Przygotowanie potrawy zajmie sprinterom może nawet kwadrans, ale żeby nie skłamać powiem, że 20 minut.

Wystarczy podsmażyć szalotkę, czosnek, imbir, chilli, dodać rabarbar pokrojony w słupki, potem syrop klonowy (miód też się nada), limonkę, sos rybny (można zastąpić syropem klonowym). Potem już tylko cieniutko pokrojona wołowina (rostbef, antrykot lub polędwica) i makaron ryżowy. Na koniec danie posypujemy pestkami granatu oraz świeżą miętą i możemy rozkoszować się lekkim, wiosennym obiadem :) To tak naprawdę kilka prostych składników, a danie jest kompletne i już nic więcej do szczęścia mu nie potrzeba.

Ps. W wersji wege proponuję tofu lub ser halloumi.



Strir fry z rabarbarem, wołowiną i granatem/ 2 porcje
  • 2 ząbki młodego czosnku
  • łyżka posiekanej papryczki chilli
  • 2 cm korzenia imbiru
  • 2 szalotki lub mała cebula
  • 150 g rabarbaru (1,5 łodygi)
  • 250 g rostbefu lub innej wołowiny (np. polędwicy lub antrykotu)
  • łyżeczka świeżo startej skórki z limonki
  • sok z limonki
  • łyżka sosu rybnego (można zastąpić sosem sojowym)
  • 50 ml syropu klonowego (czyli kilka łyżek, można zastąpić miodem)
  • 1/2 owocu granatu
  • świeża mięta
  • łyżka oleju kokosowego/masła klarowanego/oleju roślinnego
  • 100-150 g makarony ryżowego
  1. Makaron ryżowy przygotowujemy według instrukcji na opakowaniu, gotowy zostawiamy na sicie.
  2. W woku rozgrzewamy olej kokosowy, wrzucamy posiekane chilli, czosnek, imbir, szalotkę. Podsmażamy niecałą minutę.
  3. Wrzucamy rabarbar pocięty na słupki, zwiększamy ogień i podsmażamy 2 minuty.
  4. Dodajemy skórkę z limonki, sok z limonki, sos rybny i syrop klonowy. Całość karmelizujemy ok. 3 minuty.
  5. Wołowinę kroimy w drobne plasterki i wrzucamy do woka. Przyprawiamy solą i pieprzem, smażymy ok. 5 minut, aż mięso się zetnie.
  6. Na koniec próbujemy dania, w razie potrzeby przyprawiamy dodatkowo sokiem z limonki, syropem klonowym lub solą.
  7. Wrzucamy przygotowany makaron ryżowy i krótko podsmażamy jedynie do połączenia składników.
  8. Połowę granatu trzymamy nad miseczką i stukamy drewnianą łyżką, aby wyleciały pestki.
  9. Danie podajemy z cząstkami limonki, pestkami granatu i świeżą miętą.
 Tosia

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Wiosenne menu w Głównej Osobowej



Szczerze pokochałyśmy te momenty, kiedy w Głównej Osobowej (ul. Abrahama 39, Gdynia) pojawia się nowe menu sezonowe i w naszych skrzynkach znajduje się po raz kolejny zaproszenie na degustację (zimową relację możecie zobaczyć tutaj). A czemu tak emocjonalnie reagujemy? Bo naprawdę fantastyczne miejsce, od nowoczesnego designu, po przemyślane, pyszne menu i wyjątkowe drinki, tworzone przez niesamowicie uzdolnionego Farotha. Na takie miejsce od lat czekało Trójmiasto. Zimą rozgrzewamy się tu zupami, a latem przesiadujemy godzinami na stworzonym na podwórku patio.

Nadeszła wiosna, a z nią nowe smaki, które znajdziemy w nowym menu Głównej Osobowej. Znajdziecie tam "odczarowane" klasyki, jak choćby kotlet schabowy, czy makrelę. Nie obejdzie się bez legendarnego tatara (który poprzednim razem uznałyśmy za jeden z najlepszych jakie jadłyśmy), czy domowego makaronu. Faroth również nie próżnował, w drinkowej karcie przygotował propozycje orzeźwiające i lekkie, w sam raz wpasowują się w wiosenny klimat.



A oto, co miałyśmy tym razem szansę spróbować.

Aperitif
Mnich Nowego Portu %%
Bąbelki/mniszek lekarski/przyprawy/ wytworny
dodatki: angostura + sól

Zaiste wytworny był to drink, jak zapowiadano. Lekki, w sam raz na aperitif, choć mocno ziołowy. Największym zaskoczeniem smakowym był obsypany z jednej strony solą kieliszek. Po spróbowaniu drinka z dodatkiem soli na ustach, całość nabierała kwaskowatego smaku. Super doznanie!

Amuse bouche
Grzanka/ schabowy/ sos ananasowy/ zioła

Ruszyliśmy z grubej rury. Schabowy? Czułyśmy jednak, że dostosuje się do klimatu knajpy. I nie pomyliłyśmy się. Sos ananasowy i cytrynowe aioli stworzyły nawet coś orzeźwiającego, mimo obecności tłustego z natury kotleta. Zakochałyśmy się, choć właściwa wersja ułożona będzie na kaszy, bo chyba trudno znaleźć grzankę wielkości schabowego.



Przystawki
Tatar wołowy/żółtko/ sos inspirowany Dashi/ kruszonka z siemienia lnianego i płatków drożdżowych

W okresie zimowym zdarzało nam się przychodzić tu w cztery osoby i każda zamawiała tatar. Był idealny, z kawowym aioli i chrupiącymi płatkami drożdżowymi. Choć i ten był bardzo smaczny, zatęskniłyśmy za tamtym smakiem.



Rillettes z makreli/ mascarpone/ szczypiorek/ gremolata/ chipsy z pietruszki/ pieczony ziemniak

Zeszłym razem zajadałyśmy się rillettes z kurczaka, tym razem króluje makrela. To kolejny przykład wszechobecnej dobrej zmiany. Bo to wyjątkowo udane danie, głównie dzięki wykończeniu serem mascarpone, który łagodzi naturalną słoność ryby.

Drink
cuerpo reviver NO. π %%
Tequilla/limonka/groszek/ogórek/ odświeżający

Gdy Faroth nalał nam drinka, zamoczyłyśmy usta i lekko się skrzywiłyśmy. Bo mocne to było i wcale nie orzeźwiające. Nagle puknął się w głowę i szybko poleciał po sok z limonki, którego, jak się okazuje zapomniał. I nagle całość nabrała kolorów. Na chwilę, bo po minucie drinki zostały nam zabrane (wbrew protestom!) i podmienione na drinka o idealnych proporcjach. Tak to właśnie jest z drinkami od profesjonalisty. Ale nie mogłyśmy narzekać, w szklankach znalazłyśmy nasze smaki, kwaskowate i orzeźwiające. Po prostu pyszne. A liczba π to sprytna gra słów, nawiązująca do smaku groszku.



Dania główne
Otwarta lasagne/ duxelle/ śmietana/ oliwa truflowa/ żółtko
+ marynowany koper włoski

Choć właściciele przyznali nam się, że część z nich miała wątpliwości, czy ta pozycja ma pojawić się w karcie, według nas zupełnie nie słusznie. Mało tego, otwarta lasagna okazała się chyba najlepszą propozycją z całego menu. Domowy makaron, idealnie al dente i niezwykły aromat grzybów. Niby banalne połączenie, ale z dodatkiem marynowanego kopru włoskiego smakowało wyjątkowo. Zdecydowanie nasz typ i myśle, że w tym sezonie właśnie na to danie będziemy pojawiać się częściej.

Antrykot wołowy/ puree ziemniak- groszek/ sałatka z białej kapusty/ zioła

W karcie zamiast antrykotu znajdziecie rostbef, w którym zakochała się od pierwszego wyjrzenia szefowa kuchni. Danie było lekkie i smaczne, choć trudno ocenić stek w formie degustacyjnej, to jednak nie to samo, więc będziemy musiały wrócić na pełną wersję i dać wam znać!



Deser
The ser
Rum/ananas/biała czekolada/ser pleśniowy/ deserowy %%
na (prawie) pożegnanie Faroth zaskoczył nas słodkim połączeniem z serem pleśniowym. Spodziewałyśmy się czegoś ciężkiego, deserowego, lecz mimo, że drink był słodki, był również zaskakująco lekki dzięki dodatkowi ananasa. Ostrości dodawał mu rzeczony ser pleśniowy.

Parfait pralinowe/sos czekoladowy/chrupek


Gdy przyszedł czas na deser, nasze żołądki były już wypełnione po brzegi. Jednak jak mawia stare polskie przysłowie "na deser zawsze znajdzie się miejsce", lub ewentualnie "na pralinowe parfait jest osobny żołądek". Słodka opcja była smaczna i fajna dzięki chrupkom. Jednak wciąż pamiętamy poprzednią, zimową wersję i musimy dać punkt tamtej.

Wcześniej mówiłyśmy o "prawie pożegnaniu" ze strony Farotha, bo uśmiechnęłyśmy się jeszcze i dostałyśmy bonus w postaci drinka z wódką i pokrzywą, który następnie autorsko mieszaliśmy z kwaskiem cytrynowym. Propozycja dla fanów głębokich, wytrawnych drinków. 

Cóż mamy dodać? Ruszajcie do Głównej Osobowej bo menu jak zwykle zachwyca. I powiedzcie nam, jak wam smakowało. A ekipie GO dziękujemy za ponowne zaproszenie i polecamy się na przyszłość he, he. 

Śliwka i Tosia

niedziela, 17 kwietnia 2016

Śniadanie do łóżka #218: Batony śniadaniowe z truskawkami i jogurtem


Oj cięzko mi idzie ostatnio gotowanie i cokolwiek co nie wiąże się z opieką nad dzieckiem. Po miesiącach spokoju i przespanych nocy brutalnie dopadło nas ząbkowanie. W nocy budzimy się obowiązkowo co godzinę, a w dzień chodzimy jak zombiaki. No cóż, trzeba to wytrzymać i cieszyć się, że kiedyś te małe ząbki będą pałaszować wszystko co ugotuję (oby!).

W tym całym chaosie postanowiłam przygotować coś prostego, na jedną rękę, jak Ania, który ten sprytny cykl dedykowany mamom wprowadziła do swojego blogowego repertuaru. Idealnie pasowały mi batony śniadaniowe. Bo wymagają dosłownie dwukrotnego użycia blendera i przemieszania całości łyżką.



Wszystko szło po mojej myśli, do momentu, gdy batony wyjechały z piekarnika. Ostudziłam je i nawet może zawinięte w ładny papierek mogłyby się obronić. Jednak jak dla mnie były nieco za kruche. Zmieniłam więc koncepcję, porwałam batony na mniejsze kawałki, dodałam do nich karmelizowane truskawy i plamę jogurtu. I tak sobie pomyślałam, że żaden suchy baton nie przebiłby TEGO. Na szczęście zrobiłam całą blachę i starczy mi też na jutrzejsze śniadanie. Polecam wam zrobić podobnie.

Batony śniadaniowe z truskawkami i jogurtem (6 porcji)

- 30 g suszonej żurawiny
- 20 g orzechów laskowych
- 40 g orzechów włoskich
- 1 łyżeczka cynamonu
- 30 g migdałów
- 25 g pestek dyni
- 40 g rodzynek
- 2 szczypty soli
- 200 g płatków owsianych
- 1,5 banana
- 100 g masła orzechowego
- 80 ml mleka
- 3 łyżki likieru migdałowego*
- 2 białka

- 450 g truskawek
- 1 łyżka brązowego cukru

- jogurt naturalny

  1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni. 
  2. Wrzuć do blendera wszystkie składniki poza bananem, masłem orzechowym, mlekiem, likierem i białkami. Zmiksuj, aby nie było bardzo dużych kawałków. 
  3. Wysyp zawartość blendera do miski i wrzuć do niego banany, masło orzechowe, mleko i likier. Zmiksuj na gładką masę. 
  4. Dodaj masę do suchych składników, dodaj białka i dobrze wymieszaj. 
  5. Prostokątną brytfankę wyłóż papierem do pieczenia lub posmaruj olejem używając ręcznika papierowego do roztarcia. 
  6. Wyłóż masę na brytfankę, rozprowadź równomiernie i uklep. 
  7. Piecz 20 minut i odrobinę ostudź przed podaniem. 
  8. Truskawki podsmaż na patelni z jedną łyżką cukru. 
  9. Batony porwij na mniejsze kawałki i umieść w miseczkach. Polej gorącymi truskawkami i podaj z plamą jogurtu. 


*można pominąć

 Śliwka

czwartek, 14 kwietnia 2016

Krówki z solą i rozmarynem


We wczorajszym wpisie opowiadałyśmy o wernisażu "Food is Good", a dziś przedstawiam jeden z przepisów na przekąskę inspirowaną obrazem Dawida Majgata. Wszystkie dania zawierały w roli głównej jakieś mięso, oprócz oczywiście deseru, którym były krówki. Nie trudno się domyślać zatem, że obraz przedstawiał krowę :)

Od kilku tygodni staram się ograniczać cukier i właściwie niewiele to ma wspólnego z dbaniem o linię, chociaż to dodatkowa zaleta tej sprawy. Wszystko dlatego, że obejrzeliśmy niedawno "Cały ten cukier". Nie będę zdradzać fabuły, ale pointa filmu jest prosta - cukier jest wszędzie i łatwo być od niego nieświadomie uzależnionym. Zerknijcie na butelkę ulubionego ketchupu, na musztardę, a nawet jogurt naturalny. Uważam jednak, że w życiu warto kierować się zasadą złotego środka, także w kwestii odżywiania. Na co dzień naprawdę uważam, aby tego cukru w moich posiłkach było jak najmniej, chociaż nie zrezygnowałam z miodu, a i czasem gdzieś przemycę cukier trzcinowy (w przetworach i azjatyckich daniach).

Pozwalam sobie też na małe szaleństwo w postaci deseru np. w weekend i muszę przyznać, że słodkości od tego czasu smakują jeszcze lepiej. Tak było z krówkami! Muszę przyznać, że skradły niejedno serce. Po wernisażu zostało mi kilka krówek i podzieliłam się nimi ze znajomymi. Tak im zasmakowały, że mam je przygotować w ten weekend "na bis". A oklaski to przecież najlepsza recenzja.

Do masy na krówki dodałam sól, ponieważ uwielbiam solony karmel, a dla ciekawego aromatu dorzuciłam listki świeżego rozmarynu. To sprawia, że ich smak jest intrygujący, a krówki nie są przeraźliwie słodkie i zaklejające. Jeśli jednak obawiacie się połączenia ziołowego to możecie z rozmarynu zrezygnować i poeksperymentować po swojemu, przemycając do środka np. wanilię lub cynamon.

Mówi się, że tylko krowa nie zmienia zdania. Jestem jednak pewna, że w kwestii krówek zdania nikt zmieniać nie musi, są fantastyczne!


Krówki z solą i rozmarynem/ ok. 40 sztuk
  • 600 ml śmietanki kremówki 30 lub 36 %
  • 360 g cukru
  • 130 g masła
  • gałązka rozmarynu
  • łyżeczka soli
  1. Do garnka z grubym dnem wlewamy kremówkę, dodajemy cukier, masło, posiekany rozmaryn i sól.
  2. Gotujemy na małym ogniu przez niecałą godzinę, mieszamy od czasu do czasu i czekamy, aż masa zgęstnieje, zacznie bulgotać i nabierze złocistego koloru.
  3. Formę (u mnie 18x21 cm) wykładamy pergaminem. Przelewamy masę do środka, wierzch wyrównujemy i zostawiamy do ostudzenia. Następnie wkładamy na minimum 3 godziny do lodówki.
  4. Schłodzony blok krówkowy kroimy na mniejsze prostokąciki i zawijamy je w pergamin. Przechowujemy w lodówce.
Tosia

środa, 13 kwietnia 2016

Wernisaż Food is Good - burczymiwbrzuchu w Sztuce Wyboru


Mamy nadzieję, że widzieliście już pierwszy film w historii burczymiwbrzuchu, z dumą publikowałyśmy go tutaj. Był on zapowiedzią niezwykłego eventu, do którego z przyjemnością dołączyłyśmy.

Dawid Majgat, utalentowany młody artysta zaprosił nas do współorganizacji swojego wernisażu o nazwie Food is Good. Impreza odbyła się 1 kwietnia w Sztuce Wyboru w Gdańsku. Można powiedzieć, że Dawid podjął się malarstwa kulinarnego. Naszym krokiem była luźna interpretacja jego prac w postaci przygotowania przystawek inspirowanych obrazami. Z kilkunastu prac wybrałyśmy 10 i każda z nas wymyśliła do 5 prac swoje przekąski, sugerując się nie tylko głównymi bohaterami na obrazie, ale także kolorami i kształtami.

Wymyślanie potraw było niezwykle kreatywną zabawą, a później równie miło było nam oglądać jak przekąski znikają z talerzy z prędkością światła. Swoją drogą warto wspomnieć, że te przepiękne ceramiczne talerze, które zobaczycie poniżej na zdjęciach, wykonała mama artysty (Aurora Pracownia Ceramiczna). Dziękujemy za zaproszenie i życzymy Dawidowi wielu sukcesów :)

Poniżej nasza interpretacja obrazów. Jeśli są chętni na przepisy poniższych dań to prosiłybyśmy o cynk w komentarzach, chętnie się podzielimy recepturami!

A więcej prac Dawida możecie zobaczyć tu.


Delicacy of salmon - Szpinakowa rolada z chrzanowym twarożkiem i wędzonym łososiem


 Tuna Volume - Tatar z tuńczyka w ogórku


Dr Tulp Cow - Krówki z solą i rozmarynem


Dr Tul Cow - Marchewkowe placuszki z serkiem philadelphia i wołowiną


Unlimited bacon - Mini bajgle z konfiturą z boczku i karmelizowanym jabłkiem


Native citizen - klopsiki z indyka z sosem pomidorowym


Duck hunt - Pieczone sajgonki w cieście filo z kaczką i pomarańczowym sosem słodko-kwaśnym


 Lord of the squids - Piwne placuszki z kalmarem i suszonymi pomidorami


wtorek, 12 kwietnia 2016

Sezon na rzodkiewkę: Makaron z rzodkiewką i wędzoną makrelą


Jak już pewnie zdążyliście zauważyć, jeśli czytacie naszego bloga od jakiegoś czasu, staramy się z Tosią w naszych daniach kierować głównie sezonowością produktów (stąd podział przepisów na pory roku). Jest to całkowicie naturalne, w końcu rzodkiewki najlepiej smakują wiosną, pomidory latem, a śliwki wczesną jesienią. 

Zauważyłam też, że mój organizm przyzwyczaił się do tego na tyle mocno, że gdy sezon na dany produkt się zaczyna, jem go namiętnie przez cały dzień, od śniadania do kolacji, a gdy jego czas przemija, powoli przestaję mieć na niego ochotę. Najznamienitszym przykładem są truskawki. Choć gdy pojawiają się te pierwsze, polskie, czekam jeszcze jakiś czas aż dopadnę naszą wspaniałą kaszubską odmianę. Wtedy nie ma ratunku. Truskawki z jogurtem naturalnym rano, wczesnym popołudniem podjadanie na surowo, na obiad sałatka z nimi w roli głównej, kurczakiem i gorgonzolą, a na kolację powtórka ze śniadania. Nudziara? No nie wiem, to silniejsze ode mnie. 



Lubimy ten układ na tyle, że postanowiłyśmy stworzyć cotygodniowy cykl, świętujący pojawianie się kolejnych sezonowych produktów. Mamy nadzieję, że zainspirujemy was do eksperymentów, które same tak bardzo lubimy. 

I coś czuje, że rzodkiewka pojawi się w sezonie nie raz, bo jest warzywem nieco niedocenianym, raczej jedzona jest w formie surowej, w twarożku czy na kanapce. A jest przecież też tak dobra po lekkiej obróbce termicznej, że szkoda by było to zmarnować. Spróbujcie więc mojego makaronu, z rzodkiewką w roli głównej i dość sporym udziałem wędzonej makreli. Przyjemność gwarantowana, albo zwrot pieniędzy. 

Nie no, żartuję. Nikt wam pieniędzy nie zwróci:) 

Makaron z rzodkiewką i wędzoną makrelą (2 porcje)

- 130 g makaronu (ja użyłam orkiszowych świderków) 
- 1 pęczek rzodkiewek
- 1 wędzona makrela
- pół pęczka koperku
- pół pęczka szczypiorku + cebulka
- 120 g serka philadelphia
- 2 ząbki czosnku
- sól
- pieprz 
- ewentualnie tabasco 

- 1 łyżka masła 
- parmezan (do posypania) 
  1. Pokrój rzodkiewki w plastry. Poszatkuj szczypiorek i koperek. Cebulę od szczypiorku również poszatkuj. Makrelę obierz ze skóry, usuń ości i rękami podziel na małe kawałki. 
  2. Zagotuj wodę na makaron. 
  3. Na patelni rozgrzej masło. Dodaj poszatkowaną cebulę i smaż aż się zeszkli. Dodaj rzodkiewki, szczypiorek, koperek i makrelę. Dodaj również philadelphię i przeciśnięty czosnek. 
  4. Sprawdź w instrukcji na opakowaniu ile czasu potrzebuje makaron. Mój gotował się 4-5 minut, więc wrzuciłam go na początkowym etapie smażenia. Jeśli twój potrzebuje więcej czasu wrzuć go odpowiednio wcześniej. Do wody do gotowania makaron wrzuć ok. 1 łyżkę soli. 
  5. Na patelnie wlej chochlę wody z gotującego się makaronu, utrzymuj składniki na patelni na małym ogniu aż makaron dojdzie. 
  6. Odcedź makaron i wrzuć go na patelnię. Dobrze wymieszaj, dodaj dużo pieprzu, sprawdź czy potrzebuje soli i ewentualnie dopraw tabasco. 
  7. Przed podaniem posyp każdą porcję świeżo startym parmezanem. 
Śliwka

niedziela, 10 kwietnia 2016

Śniadanie do łóżka #217: Kokosowy pudding chia z wędzonym łososiem


Ludzie często narzekają na swój los, a szczególnie na obowiązki dnia codziennego, a przy tym zapominają o prostym powiedzonku "Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz". Nie zawsze jest to łatwe do zrealizowania, ale krótkoterminowe przewidywanie przyszłości, zapobieganie katastrofom i umilanie sobie życia na zaś to naprawdę sprytna taktyka. Udaje mi się to zazwyczaj przy ważnych zadaniach, a ostatnio staram się to także wprowadzać stopniowo w sprawach błahych i codziennych np. odżywianiu. I od razu żyje mi się lepiej.

Oto prosty przykład: jeśli nie masz czasu gotować w ciągu dnia zdrowych i pełnowartościowych dań, to przygotuj je sobie dzień wcześniej, kiedy znajdziesz na to chwilę. Jeśli wiesz, że następnego dnia ominiesz leniwą celebrację śniadania, poświęć kilka minut wieczorem na zrobienie puddingu z nasion chia. Rano znajdziesz w lodówce niespodziankę w postaci pysznego śniadania.

Patent z puddingiem chia stosowałam często latem, ale wiadomo, że jesienią i zimą na śniadanie królują raczej rozgrzewające owsianki. Wiosną chętnie do tego nawyku wrócę. Wieczorami mieszałam nasionka z jogurtem i wkładałam je w filiżankach do lodówki. W ciągu kilku godzin nasionka pęczniały, żelowały i zamieniały się w kremowy mus, przypominający trochę galaretkę. Taki pudding fantastycznie smakuje z owocami, a do tego jest mega zdrowy, bo nasiona chia mają bardzo przyjemne właściwości.

Do tej pory robiłam ten pudding jedynie na słodko, takie wersje widywałam też na innych blogach, Instagramie i magazynach kulinarnych. Postanowiłam zmienić deserową passę puddingu i zrobić go na słono. Użyłam do tego mleka kokosowego i pastę curry. Do masy dodałam jeszcze posiekane zioła oraz drobno pokrojoną rzodkiewkę. Rano ozdobiłam filiżanki wędzonym łososiem i lekkie śniadanie gotowe.

Kokosowy pudding z chia z wędzonym łososiem/ 4 filiżanki
  • 50 g nasion chia (ok. 6 czubatych łyżek)
  • 350 ml mleka kokosowego
  • łyżka żółtej pasty curry
  • szczypta soli
  • 4 rzodkiewki
  • 2 łyżki posiekanego szczypiorku
  • 2 łyżki posiekanego koperku
  • kilka plastrów wędzonego łososia 
  1. Nasiona chia zalewamy kilkoma łyżkami zimnej wody (tak aby je zakryła), mieszamy i zostawiamy na kilka minut do napęcznienia.
  2. Do dużej misy wlewamy mleko kokosowe, dodajemy pastę curry, sól, posiekane zioła i pokrojoną drobno rzodkiewkę. 
  3. Do masy dodajemy nasiąknięte nasiona chia i dokładnie mieszamy do połączenia składników. Pilnujemy, aby z nasion nie utworzyły się grudki.
  4. Rozlewamy przyszły pudding do filiżanek i wstawiamy na kilka godzin (najlepiej na noc) do lodówki.
  5. Podajemy na zimno z wędzonym łososiem, rzodkiewką i ziołami.
 Tosia

czwartek, 7 kwietnia 2016

Wiosenne menu w Dwóch Zmianach w Sopocie


 Dzisiaj będzie trochę inaczej, zamiast kolejnego przepisu, chciałybyśmy podzielić się z wami relacją z pewnego wydarzenia, testowania nowego menu w Dwóch Zmianach, jednym z naszych ulubionych lokali na Monciaku w Sopocie. Miałyśmy to szczęście, że zostałyśmy zaproszene do przetestowania dań z nowej karty w formie małych przekąsek ( nie przestraszcie się, rzeczone dania znajdziecie oczywiście "normalnej" wielkości). Jako, że pewnie część z was jak co roku pojawi się w Sopocie na wakacje i naturalnie będzie spędzać czas w okolicy Monciaka, zdecydowanie możemy polecić Dwie Zmiany zamiast klasycznych, turystycznych miejscówek, w których zjecie mało finezyjne, oklepane dania.

Dwie Zmiany powstały dwa lata temu, w 2014 r. jako spółdzielnia socjalna założona przez grupę artystów (dokładny skład ekipy znajdziecie tutaj) i od razu podbiła serca zarówno mieszkańców jak i turystów. Lokal znajduje się bowiem w miejscu, w którym wcześniej, lata temu funkcjonował (niegdyś prężnie) legendarny Złoty Ul. Zachęceni wyglądem i klimatem knajpy wpadaliśmy tam ze znajomymi dość często prawie od samego otwarcia, bo powiemy wam szczerze, że w niewiele tego typu miejsc można znaleźć w Sopocie. Urzekła nas wyluzowana atmosfera (dania zamawiasz przy barze, więc nie ma tu klasycznej obsługi) i artystyczny chaos. No i jedzenie, które zaskakuje, gdyż miejsce na pierwszy rzut oka wygląda na zwykły pub z przekąskami. Z radością przyjęłyśmy więc zaproszenie do testowania nowej karty, bo poprzednią miałyśmy już obcykaną.  Dodatkową motywacją było to, że zmienił się szef kuchni, który postanowił pokazać swoje wiosenne inspiracje.



Jak można w skrócie podsumować nasze wrażenia? Po pierwsze jakość. Świetne ryby z Helu i Połczyna (wędzony halibut, szprotki, śledzie, dorsz), przepyszna kaczka, z której Dwie Zmiany już były znane w poprzednich odsłonach menu. Całość uzupełniona niezliczoną ilością ziół, kiełków i jadalnych kwiatów. Po drugie smak. Wszystkie dania charakteryzuje lekkość, świeżość i wyraziste doprawionienie. Będzie to szczególnie atrakcyjne podczas gorących dni, gdy nie w głowie nam ciężkie, tłuste potrawy. Po trzecie piękne kompozycje. Lubimy minimalizm i łączenie stylów i technik, a w Dwóch Zmianach na telerzu znajdziecie nieprzekombinowane połączenia wizualne. W końcu za talerz odpowiadają tam artyści, którzy znają się na rzeczy. I choć mamy trochę złośliwości w naturze i chciałybyśmy się do czegoś przyczepić, to poza niektórymi małymi szczegółami, po prostu nie ma do czego!

menu, którym nas ugoszczono:

I zmiana
śledź/ szprotka/ kawior

Całość stanowiła bardzo lekką kompozycję, choć złożona była z mocno wyrazistych smaków.

II zmiana
wędzony halibut/ gruszka/ musztarda-miód

Ciekawie podana sałatka w pergaminie z gruszką, pysznym wędzonym halibutem i fantastycznym dressingiem



III zmiana
soczewica/ pak choi/ salsa pomidorowa

W smaku rewelacyjne, a jak na wegańskie danie fajnie doprawione (bo zwykle w testowanych przez nas wegańskich daniach właśnie z tym jest problem). Jedyna uwaga- kotleciki z soczewicy mogłyby być bardziej zwarte

IV zmiana
bulion rybny/ łosoś/ dorsz/ komosa ryżowa

Zaskakująca w smaku, gdyż nie starczyło komosy i kucharz zdecydował się na ryzykowny ruch i dodał do zupy prażoną grykę, która nadała fajnego aromatu. Plusem tej zupy niewątpliwie było to, że nie była bardzo tłusta, jak to zupy rybne mają w zwyczaju.

V intermezzo
sałaty/ werbena/ oregano

Szybki przerywnik z fantastycznym dressingiem i nutą werbeny.



VI zmiana
polędwiczka wieprzowa SV (sous vide)/ owoce leśne/ potatki

Polędwiczka była idealnie wysmażona i chrupała za sprawą gruboziarnistej soli morskiej.

VII zmiana
kaczka SV (sous vide)/ burak/ gruszka

Fajna kompozycja, szczególnie przypasowały nam buraczki, jednak według nas zabrakło kontrastu, wszystki dodatki były zbyt słodkie, dobrze byłoby przełamać smak czymś kwaśnym



VIII zmiana
biszkopt/ krem/ rokitnik

kompozycja kruszonki z pieczonego ciasta szpinakowego i pestek dyni, mascarpone, biszkoptowego buraczanego ciasta i orzeźwiającego rokitnika



środa, 6 kwietnia 2016

burczymifon - marzec

Okiem Śliwki (instagram @sliwkamarta , snapchat sliwkamarta)

na słodko| sesja z ładnebebe.pl| czas podlać sukulenty| szczypior zwiastuje wiosnę| złowieszcze chmury nad sopotem| namiastka lata| bar przystań i słynne pieczywo czosnkowe| wielkanoc po polsku

sopockie spacery| śniadaniowo| spotkania w retro cafe| sekretna plaża| whisbear najlepszy przyjaciel| niespodzianka na dzień kobiet
Okiem Tosi (instagram @tochabrocha , snapchat tochabrocha)
bujam w obłokach| kolacja na dwie zmiany| aperol na stoku| wszędzie dobrze, ale w łóżku najlepiej| tureckie bajgle simit| wycieczka do pralasu| hispteriada u babci| chodzą słuchy, że to czas rzeżuchy

buongiorno| easy like sunday morning| a baśki po ile?| walka z przeziębieniem| nie ma wody na pustyni| z czerwonego pieca

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...