poniedziałek, 30 maja 2016

Sezon na truskawki : Crumble z truskawkami


Nie jestem typem osoby, która ekscytuje się byle czym, ale w tym przypadku pragnę krzyczeć z całej siły by usłyszano mnie w kosmosie - NARESZCIE TRUUUSKAWKI! I to już za całkiem uczciwą cenę, bo dziś kupiłam kilogram za 6 złotych. Czego do szczęścia potrzebują soczyste polskie truskawki? Właściwie to niczego, ale odrobina kruszonki nie zaszkodzi, a wręcz pomoże.

Tak się złożyło, że kilka dni temu udało mi się upiec zupełnie przypadkiem rewelacyjne ciasto drożdżowe z truskawkami i kruszonką. Byłam umówiona na spotkanie rodzinne u babci, więc postanowiłam coś szybko upiec. Miałam oczywiście truskawki, bo teraz znajdują się w moim domu codziennie. Zabrakło mi niespodziewanie jasnej mąki, co się rzadko zdarza. Jedyne co znalazłam to semolinę, którą co prawda trzymałam z myślą o domowym makaronie, ale ostatecznie upiekłam z niej drożdżówkę. Chętnie bym się podzieliła przepisem, ale robiłam ją zupełnie na oko, szkoda, że nie zapisałam proporcji, bo z całego dużego ciasta, udało mi się wrócić do domu tylko z jednym wyszarpanym małym kawałkiem.

Za to kruszonki zrobiłam za dużo i część chłodziła się w lodówce. Dziś się do mnie uśmiechnęła, więc wykorzystałam ją do szybkiego crumble. I właśnie robiąc szybkie zdjęcie deseru na Instagram (@tochabrocha), zdałam sobie sprawę, że to skandal, że tak ekspresowego, przyjemnego i sezonowego przepisu nie ma u nas na blogu. W końcu najprostsze rozwiązania są czasem najlepsze!

Poniżej szybki przepis na crumble. Truskawki możecie też zastąpić malinami, porzeczkami, agrestem, jagodami, czy na co będziecie mieli ochotę i znajdziecie już wkrótce na straganie. Polecam crumble zaserwować ze schłodzoną śmietanką kokosową, ale może to być również kwaśna śmietana, czy lody waniliowe. Wszystkie chwyty dozwolone :)


Crumble z truskawkami/ 4 kokilki
  • truskawki
  • 60 g mąki pszennej lub semoliny
  • 2 łyżki zimnego masła
  • 2 łyżeczki cukru trzcinowego
  • łyżeczka masła
  • 4 łyżki śmietanki kokosowej/kwaśnej śmietany/lodów waniliowych
  1.  Kokilki smarujemy masłem. Truskawki kroimy w ćwiartki i wrzucamy do foremek.
  2. Zimne masło łączymy z mąką i cukrem, wyrabiamy palcami, aż powstanie kruszonka. 
  3. Owoce posypujemy kruszonką (zostawiamy 2-3 łyżki). Kokilki wstawiamy do rozgrzanego piekarnika.
  4. Pieczemy przez 15 minut w 190 stopniach, następnie posypujemy resztą kruszonki, przykrywamy raz jeszcze truskawkami i wstawiamy do piekarnika na ostatnie 10 minut.
  5. Crumble serwujemy na ciepło ze schłodzoną śmietanką kokosową/kwaśną śmietaną/ lodami waniliowymi. 
Tosia

wtorek, 24 maja 2016

Sezon na pokrzywę: Spaghetti carbonara z pokrzywą i boczkiem


W dzieciństwie pokrzywę wyzywało się od głupich, za każdym razem, gdy wpadało się w jej sidła biegając gdzieś po krzakach.

Pokrzywa pojawiała się także na działce babci Uli, która robiła z niej nawóz na swoje magiczne truskawki. Smród niesamowity, ale coś w tym eliksirze było, bo nigdzie nie jadłam tak znakomitych truskawek. Oczywiście wiadomo, że to również siła mojego przyjemnego wspomnienia, ale za truskawkami babci wzdycha sporo osób, chociaż od czasów działki minęło już prawie 20 lat.

Z opowieści wiem też, że pokrzywy chętnie wykorzystywała w kuchni moja druga Babcia. Ninka parzyła pokrzywowe napary, listki również zbierała na swojej działce.

Przyszedł czas i na mnie, chociaż jeszcze nie dorobiłam się swojej działki. Miałam za to okazję nazbierać trochę młodych pokrzyw na wsi u znajomych. Po powrocie do domu szybko je blanszowałam, aby następnego dnia móc wrzucić listki na patelnię i zrobić szybki makaron z pokrzywą. Blanszowanie pozwoliło pozbyć się efektu parzenia listków, zachować ich świeżość i kolor na następny dzień. Pokrzywa zawiera cenne właściwości lecznicze, a do tego można ją ciekawie wykorzystywać w kuchni.

Wymarzyła mi się ulubiona Carbonara. Kremowa, z rumianym boczkiem, parmezanem, czosnkiem, nutą ostrości za sprawą papryczki peperoncio, chrupiącymi prażonymi orzeszkami i przełamującą świeżością pokrzywy. Wyszło lepiej niż idealnie.

A jak smakuje pokrzywa? Trudno określić, dla mnie to coś pomiędzy rukolą, miętą i szpinakiem :)





Spaghetti carbonara z pokrzywą i boczkiem/2 porcje

  • 300 g makaronu spaghetti
  • 100 g wędzonego boczku
  • 80 g listków młodej pokrzywy
  • ząbek czosnku
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli lub 1/2 płatków peperoncini
  • 50 g parmezanu
  • jajko
  • 2 żółtka
  • łyżeczka masła klarowanego
  • 3 łyżki orzeszków arachidowych
  • sól, pieprz 
  1. Pokrzywę przebieramy, zostawiamy młode listki, zalewamy wrzącą wodą i zostawiamy na minutę. Następnie przekładamy do drugiej misy z zimną wodą, znów zostawiamy na minutę. Odcedzamy.
  2. Makaron gotujemy według instrukcji na opakowaniu tak, aby był al dente.
  3. Na zimną patelnię wrzucamy plastry wędzonego boczku (może być ewentualnie pokrojony w kostkę), wytapiamy z niego tłuszcz.
  4. Po kilku minutach, gdy boczek będzie rumiany, dodajemy masło klarowane, posiekany drobno czosnek i chilli. Podsmażamy niecałą minutę.
  5. Wrzucamy wcześniej przygotowaną pokrzywę, zmniejszamy płomień i smażymy całość przez ok. 4 minuty.
  6. W tym czasie do dużej misy wbijamy jajko z żółtkami, dodajemy połowę świeżo tartego parmezanu, sól, pieprz.
  7. Na suchej patelni prażymy orzechy, aby były rumiane.
  8. Ugotowany makaron odsączamy na sicie i zostawiamy mniej więcej chochlę wody, w której się gotował. Dodajemy spaghetti razem z wodą na patelnię z boczkiem. Przyprawiamy solą i pieprzem, podsmażamy niecałą minutę.
  9. Zawartość patelni energicznie przekładamy do misy z jajkami i dynamicznie mieszamy. W razie potrzeby dodajemy kolejne 2 łyżki wody z gotującego się makaronu. Spaghetti powinno osiągnąć kremowy sos.
  10. Przekładamy na talerze, posypujemy świeżo tartym parmezanem i prażonymi orzeszkami.
 Tosia

niedziela, 22 maja 2016

Śniadanie do łóżka #212: Jajka w kokilkach ze szczawiem i wędzonym łososiem



To był udany weekend! Wczoraj spontanicznie pojechaliśmy odwiedzić znajomych na wieś na Kaszuby. Często takie nie do końca zaplanowane wycieczki wychodzą najlepiej. Ognisko nam się przedłużyło, więc zostaliśmy na noc. Śniadanie dla wszystkich przygotowałam jeszcze przed 8, dzięki temu mogliśmy wykorzystać słoneczny dzień w pełni. Starczyło czasu na opalanie, zbieranie pędów sosny na syrop, urywanie listków młodej pokrzywy (przepis planuję na wtorek!), a nawet na jazdę konną. Po kilkunastu latach przerwy usiadłam na koniu i przypomniało mi się jaka to przyjemna sprawa!

Pomijając te niespodziewane uciechy, nie zapomniałam, że przypada dziś moja kolej przygotowania leniwego śniadania do łóżka. Będę z Wami zupełnie szczera, tym razem to była tak naprawdę kolacja, ale to nie ma większego znaczenia. Jajka zapiekane w kokilkach są przecież dobre na każdą porę dnia.

Tym razem zapiekłam je z krótko podsmażonym szczawiem, posypałam cheddarem, a na koniec udekorowałam plastrami wędzonego łososia. Idealna kombinacja i dowód na to, że szczaw nadaje się nie tylko do zupy. Co do tego, że uwielbia się z jajkiem nie mam wątpliwości ;)

Jajka w kokilkach ze szczawiem i wędzonym łososiem/ 2 porcje
  • 50 g listków szczawiu
  • łyżeczka musztardy
  • łyżka kwaśnej śmietany
  • sól, pieprz
  • łyżka oleju kokosowego
  • 2 jajka
  • 2 plastry wędzonego łososia
  • 2 łyżki tartego sera (u mnie cheddar)
  1. Kokilki smarujemy wewnątrz olejem kokosowym.
  2. Na patelni podsmażamy na oleju kokosowym posiekany drobno czosnek.
  3. Po minucie wrzucamy szczaw (listki bez łodyżek) i smażymy 2 minuty.
  4. Przyprawiamy solą i pieprzem, dodajemy musztardę oraz śmietanę. Całość dusimy na patelni jeszcze 2-3 minuty.
  5. Do każdej kokilki wbijamy po jajku, wykładamy na białko szczawiowy farsz, posypujemy tartym serem, szczyptą soli i świeżo tartym serem.
  6. Do szerokiej foremki wlewamy wrzącą wodę, wkładamy do środka kokilki z jajkami w taki sposób, aby sięgała do 3/4 wysokości naczynek.
  7. Wstawiamy formę z kokilkami do rozgrzanego piekarnika, pieczemy 12 minut (wersja z płynnym żółtkiem) lub 15 minut w 200 stopniach.
  8. Jajka w kokilkach dekorujemy plastrami wędzonego łososia, serwujemy na ciepło.
 Tosia

środa, 18 maja 2016

Orzechowe gratin z kalarepy


Jeśli po odwiedzinach w warzywniaku słyszycie wewnętrzny krzyk "O rety! Cóż mam zrobić z kalarepy?" - to przychodzę z pomocą :)

Świeżą kalarepę oczywiście fantastycznie sobie pochrupać, ale można z niej wyczarować znacznie więcej. Rok temu robiłam z niej delikatny krem, przepisu teraz nie podam, ale myślę, że możecie ją pokroić i potraktować dokładnie tak samo jak Śliwka we wczorajszym przepisie na szparagowy krem. Kalarepa zastąpiła także świeżego ogórka, którego hejtuje Paweł i tym sposobem powstało tzatziki, które było świetnym dodatkiem do mielonych w chrupiącej panierce i parmezanowego puree ziemniaczanego (swoją drogą właśnie nabrałam ochoty na mielone!). Polecam także dodać ją do curry jak w tym przepisie w wersji z dorszem.

Kalarepkowych eksperymentów nie zabraknie i w tym roku. Co prawda "Sezon na" mamy we wtorek, ale teraz każda wizyta w warzywniaku jest tak ekscytująca, że sezonowe przepisy na blogu będą tak naprawdę pojawiały się w prawie każdym wpisie. Trzeba się nimi nacieszyć, póki są!

Postanowiłam potraktować plastry kalarepy jak ziemniaki, które sposobem francuskim zapieka się z kremówką, masłem, gałką muszkatołową. Pod  nazwą "gratin" i podobną metodą można także przygotować inne warzywa, kiedyś robiłam tak buraki z fetą i pestkami dyni.

Dziś sobie wymyśliłam kalarepę, jednak zamiast kremówki sięgnęłam po schłodzone mleko kokosowe (można powiedzieć, że "śmietankę"). Wymieszałam ją z masłem orzechowym, sokiem z cytryny, dodałam posiekany czosnek i masą zakryłam kalarepę. Piekłam 25 minut, aby plasterki zmiękły, ale pozostały wciąż jędrne. Aby danie nie było nudne, dodałam chrupiącej tekstury za sprawą prażonych orzeszków ziemnych, do tego listki mięty, posiekany koperek i uczta dla miłośników kalarepy gotowa!



Orzechowe gratin z kalarepy/ 2-4 porcje
  • 2 kalarepy
  • 2 łyżki masła *
  • 165 g schłodzonego mleka kokosowego
  • 2 łyżeczki masła orzechowego
  • 1/2 łyżeczki syropu klonowego
  • sok z 1/2 cytryny
  • posiekany ząbek czosnku
  • łyżeczka posiekanej papryczki chilli
  • sól, pieprz
  • Dodatki:
  • 4 łyżki orzechów arachidowych
  • 2 łyżki posiekanego koperku
  • listki świeżej mięty 
  1. Kalarepę obieramy i kroimy w plastry (liście warto zachować!). 
  2. Żaroodporną formę smarujemy łyżką masła i układamy na około plastry kalarepy.
  3. Schłodzoną (gęstą) śmietankę kokosową mieszamy z masłem orzechowym, sokiem z cytryny, syropem klonowym, chilli i czosnkiem. Przyprawiamy solą i pieprzem do smaku. 
  4. Wykładamy masę na kalarepę zakrywając je dokładnie, zostawiamy w kilku miejscach maślane wiórki i wstawiamy formę do rozgrzanego piekarnika.
  5. Zapiekankę pieczemy w 200 stopniach przez 25 minut.
  6. W tym czasie na suchej patelni prażymy orzechy.
  7. Upieczone gratin z kalarepy posypujemy orzechami, koperkiem i listkami mięty. Serwujemy na ciepło lub na zimno.
* W wersji wegańskiej wystarczy masło zastąpić olejem kokosowym.
Tosia

wtorek, 17 maja 2016

Sezon na szparagi: Krem z białych szparagów na mleczku kokosowym


Lubię klasyczne połączenia smakowe, które smakują prawie każdemu. Wprost uwielbiam smak pierogów ruskich, truskawek zapiekanych w koglu moglu, czy schabowego z marchewką z groszkiem. Lubię kołduny prosto z barszczu i pyszną bruschettę na chrupiącej grzance. Czasem jednak uświadamiam sobie, że nie taka znowu ze mnie kulinarna nudziara. Głównie wtedy, jak komuś tłumaczę, że wytrawne dodatki najlepiej smakują na podpieczonej chałce i że zdecydowanie bardziej wolę szparagi białe od zielonych. Tutaj zaczynają się nieporozumienia.

Bo przecież zielonych nie trzeba obierać, można jeść właściwie na surowo, bo przecież lepiej smakują z tym, z tym i jeszcze z tamtym, no i są bardziej uniwersalne. Wszystko prawda, ale dla mnie nie ma nic piękniejszego i bardziej klasycznego niż smak białego szparaga z towarzystwie szynki i sosu (holenderskiego, masła, lub masła z bułką tartą). A gdy jeszcze występują w trójkącie z młodymi ziemniakami, to jestem w niebie. I żadna sałatka z zielonymi, żadne zielone z jajkiem, no po prostu nic tego dla mnie nie przebije.

Białe szparagi smakują jak pierwsze ciepłe dni w roku. Wtedy otwieramy sezon i cieszymy się nimi do wyczerpania zapasów. Zawsze w ten sam "nudny" sposób, bez zbędnych eksperymentów. No chyba, że coś mnie najdzie, jak dzisiaj i zamiast wrzucić je na parę z szynką, postanowię zrobić z nich zupę. Kremową, delikatną, z eksperymentalnym aromatem mleczka kokosowego i cytryny.

Krem z białych szparagów na mleczku kokosowym (ok. 4 porcje)

- 2 pęczki białych szparagów
- 2 łyżki masła
- pół litra wody
- 400 g mleczka kokosowego
- 100 g tartego parmezanu
- sok z połowy cytryny
- sól
- pieprz

  1. Szparagi obierz ze skórki (porządnie, bo skórka może dawać goryczkę!). Pokrój na mniejsze kawałki. 
  2. W dużym garnku rozgrzej masło, dodaj szparagi i obsmaż kilka minut aż lekko zbrązowieją. 
  3. Zalej wodą i mleczkiem kokosowym i gotuj około 25 minut aż szparagi zmiękną. 
  4. Zmiksuj na gładką masę, dopraw cytryną, solą i pieprzem i dodaj parmezan. 
Śliwka

poniedziałek, 16 maja 2016

Śniadanie do łóżka #220: Bananowa miska smoothie


Lubicie smoothie? Ten delikatny, zimny koktajl, który swoją konsystencję zawdzięcza zmiksowaniu kostek lodu podbił serca na całym świecie już w latach dziewięćdziesiątych. A czy pijecie swoje smoothie przez słomkę? Jeśli tak, to zapomnijcie o tym, teraz się nie sączy, teraz się zajada!

Ostatnio zauważam nowo nadchodzący trend na miskę smoothie (smoothie bowl), dzięki czemu razem z pysznym koktajlem można chrupać ulubione dodatki. I ma to sens, bo nie samymi owocami człowiek żyje. Smoothie więc z dodatku do śniadania staje się sam pełnowartościowym posiłkiem.

Ja dzisiaj moją miskę potraktowałam bananami. I zamiast miksować kostki lodu, zamroziłam same banany. Wyszło przeeepysznie.

Bananowa miska smoothie (1 porcja)

- 3 zamrożone banany
- 50 ml mleka
- 1 łyżka kakao
- 1 łyżka masła orzechowego

+ ulubione dodatki (u mnie truskawki, jagody amerykańskie, płatki kokosa, pestki dyni)

  1. Zamroź banany bez skórki, pokrojone na mniejsze kawałki. Wystarczy niecała godzina, nie muszą być całkowicie zmrożone i twarde jak kamień. 
  2. Do blendera wrzuć banany mleko, kakao i masło orzechowe. Zmiksuj na gładką masę. 
  3. Na wierzchu ułóż ulubione składniki. 
Śliwka

czwartek, 12 maja 2016

"KRZAK TAK!" w Kukbuku



Miło nam ogłosić, że w kioskach jest już najnowszy Kukbuk, w którym znajdziecie nasz materiał "KRZAK TAK!".

Czas leci jak szalony! Zdjęcia, potrawy i przepisy przygotowywałyśmy rok temu w czerwcu. Śliwka była wtedy w ciąży i odliczała ostatnie dni do wielkiego powitania na świecie swojego syna, a i u Tosi się trochę pozmieniało. Miałyśmy wrażenie, że zanim zobaczymy efekty naszej pracy na papierze - miną całe wieki. Trudno powiedzieć gdzie się podziały te miesiące, ale się doczekałyśmy! Mamy nadzieję, że materiał przypadnie Wam do gustu, bo włożyłyśmy w jego opracowanie sporo serca.


Na warsztat wzięłyśmy dzikie kwiaty, które w maju i czerwcu nie tylko kuszą nas wyglądem i zapachem, ale także fantastycznie sprawdzają się w kuchni i pobudzają wyobraźnię.

Z kwiatów akacji (zwanej też robinią akacjową) proponujemy usmażyć delikatne placuszki z ricottą i serwować je ze smażonymi truskawkami. Druga propozycja to syrop z cukrem trzcinowym i wanilią, będzie świetnym dodatkiem do orzeźwiających lemoniad i cytrusowych drinków.

Aromatyczna dzika róża zainspirowała nas do ukręcenia różano-kokosowych lodów z pistacjami i upieczenia słodkiej baklavy z dodatkiem różanego syropu.

Śliwka wykorzystała czarny bez do nastawienia kwiatowo-cytrynowej nalewki, a Tosia zanurzyła baldachy bzu w cieście cydrowym i usmażyła na patelni, na koniec posypując je cukrem pudrem.


Trzymamy kciuki, aby udało Wam się znaleźć w tym sezonie dzikie kwiaty z daleka od ulicy i udało przetestować nasze przepisy. Do zobaczenia w kioskach :)

Śliwka i Tosia

wtorek, 10 maja 2016

Sezon na szparagi: Szparagowe tagliatelle z limonkowym sosem holenderskim i jajkiem w koszulce


Nareszcie ciemne chmury przepędzone, nadeszła piękna wiosna, chociaż patrząc na termometry można stwierdzić, że to już lato! Do tego wszystkiego sezon na szparagi rozpoczął się w najlepsze, dlatego trzeba korzystać i zajadać się nimi póki czas.

Wczoraj przechadzając się po Halach Targowych w Gdyni, natrafiłam na idealne stoisko z kartonową tabliczką opisaną "Prawdziwe centrum szparag. Do wyboru, do koloru. Świeżynki". Oczywiście musiałam się zatrzymać, bo dostałam oczopląsu od różnych gatunków i barw szparagów. Ostatecznie skusiłam się na "oliwkowy rarytas", czyli młodziutkie szparagi (podobno) z Kaszub.

Uznałam, że grzechem byłoby z nimi eksperymentować z mocnymi dodatkami, dlatego w myśl zasady "less is more" postawiłam na klasykę. Gdybym ugotowała szparagi, zrobiła tradycyjny sos holenderski i ugotowała jajko w koszulce to byłoby pysznie, ale trochę bym się pewnie zanudziła w kuchni. Dlatego klasyczne danie zrobiłam po swojemu.

Szparagowe główki odcięłam, a łodygi pocięłam obieraczką na cienkie paseczki. W ten sposób uzyskałam szparagowe "tagliatelle", czyli warzywny makaron. Podsmażyłam całość z młodym czosnkiem i masłem klarowanym. Na to zaserwowałam jajko w koszulce i polałam sosem holenderskim.

Sos zrobiłam trochę inaczej niż zwykle, bo z dodatkiem soku z limonki i koperkiem. Wyszło fantastycznie i muszę przyznać, że to najlepsze szparagowe danie jakie udało mi się zrobić. Zastanawiam się czy to w ogóle nie były najlepsze szparagi jakie jadłam, ale to już odważne stwierdzenie. Tak czy siak, bardzo polecam przepis! :)



Szparagowe tagliatelle z limonkowo-koperkowym sosem holenderskim i jajkiem w koszulce/ 2 porcje
  • pęczek zielonych szparagów
  • 2 łyżki masła klarowanego
  • ząbek młodego czosnku
  • sól, pieprz
Limonkowo-koperkowy sos holenderski:
  • 2 żółtka jajek
  • sok z 1 limonki
  • 1/2 łyżeczki musztardy
  • 100 g masła
  • sól, pieprz
  • 3 łyżki posiekanego koperku
Jajka w koszulce:
  • 2 jajka
  • 0,5 l wody
  • łyżeczka octu winnego
  • łyżeczka soli
 Szparagi:
  1. Szparagom odcinamy twarde końcówki łamiąc je od dołu (wyrzucamy). Odkrawamy także główki i odkładamy.
  2. Resztę łodyg tniemy obieraczką na cieniutkie paseczki.
  3. Na klarowanym maśle podsmażamy posiekany drobno czosnek z główkami i paseczkami szparagów. Przyprawiamy solą i pieprzem, smażymy 5 minut. Wykładamy na talerze.
Sos:
  1.  W rondlu topimy masło, chwilę studzimy.
  2. Żółtka ubijamy (ręcznie lub mikserem) z musztardą i łyżką soku z limonki na puszystą masę.
  3. Następnie dolewamy stopniowo topione masło i dalej ubijamy energicznie sos.
  4. Na koniec, gdy sos stanie się gęsty i aksamitny, dodajemy resztę soku z limonki, posiekany koperek, przyprawiamy solą i pieprzem do smaku.
 Jajka:
  1. W rondlu gotujemy wodę z octem.
  2. Wbijamy po jednym jajku do kubka.
  3. Gdy woda zacznie wrzeć mieszamy ją łyżką, aby postał wirek.
  4. Przelewamy w wirek jajko i gotujemy przez 3 minuty. Czynność powtarzamy z drugim jajkiem.
  5. Jajka w koszulce serwujemy na szparagach i polewamy sosem holenderskim.
Tosia

sobota, 7 maja 2016

Co robić i gdzie zjeść na Podlasiu


Piszę ten post zaledwie dzień po powrocie, bo wciąż przebieram nogami, żeby gdzieś jeszcze pójść, coś jeszcze zobaczyć i co najważniejsze z perspektywy bloga, coś jeszcze zjeść. Nie mogę uwierzyć, że nasz tydzień na Podlasiu skończył się tak szybko, ale przecież niestety wszystko co do dobre szybko się kończy.

Podlasie uzależnia. Wiedziałam to już, gdy odwiedziłam te rejony w zeszłym roku. Choć wtedy udało mi się zobaczyć piękne cerkiewki, odkryć przypadkiem kilka magicznych miejsc i przemierzyć kilometry w puszczy, wczesna ciąża uniemożliwiała mi zjedzenie jakiegokolwiek posiłku z całości, więc w tym roku zacierałam rączki na tradycyjne wschodnie dania. Wreszcie udało się spędzić wakacje tak jak lubię, pod hasłem "spacer.jedzenie.dobre wino". Choć z tym ostatnim trzeba było kombinować, nie ukrywajmy, że na wschodzie ludzie są raczej przyzwyczajeni do wysokoprocentowych trunków.



Na pomysł wspólnego wyjazdu wpadłyśmy z Anią już chyba rok temu. Zbudowaliśmy silną ekipę, trzy pary z niemowlakami, jedną parę dziecka oczekującą i ruszyliśmy na prawdziwie rodzinne, pełne uroczego dziecięcego gęgania wakacje. I zanim opowiem wam gdzie byliśmy i co robiliśmy, mogę wam już powiedzieć, że Podlasie to idealne miejsce dla dziecka. Bo właściwie całe dnie spędzaliśmy na spacerach, więc dotleniliśmy się chyba za wszystkie czasy. Odwiedzaliśmy też wiele knajpek i bez względu na to, czy jedliśmy w miejscu bardziej czy mniej eleganckim, zawsze mogliśmy liczyć na krzesełko dziecięce.



GDZIE MIESZKAĆ? 

Teraz nie pamiętam już jak trafiłam na Sioło Budy. ale przed naszym zeszłorocznym wyjazdem natknęłam się gdzieś na zdjęcie tych uroczych drewnianych domków i momentalnie skradły moje serce. Sprawdziły się wtedy, gdy podróżowaliśmy w dwójkę (z małym gościem w brzuchu) i teraz, gdy wynajęliśmy cały, czteropokojowy domek. W Karczmie znajdziecie prawdziwe podlaskie przysmaki, pyszne obsmażane wareniki czy babkę ziemniaczaną (ale o tym później), a gdy macie szczęście i Sioło ma małe obłożenie, śniadanie podadzą wam w uroczym retro pokoju Dużego Domu. Te śniadania smakowały jakby lepiej, siedzieliśmy przy stole, sączyliśmy kawę za kawą i delektowaliśmy się atmosferą. Bo jeśli już trochę mnie znacie, musicie wiedzieć, że nic nie cieszy mnie tak bardzo jak leniwe śniadanie z przyjaciółmi.



Sioło zlokalizowane jest między Hajnówką a Białowieżą, w małej wiosce otoczonej z każdej strony przez Puszczę Białowieską. Dzięki temu można ruszyć na piechotę w każdym kierunku i znaleźć naprawdę dużo ciekawych tras spacerowych. Pierwszego dnia tak się na nie rzuciliśmy, że przeszliśmy 25 kilometrów.



CO ROBIĆ?

Parafrazując klasyka można by rzec- "Podlasie ma dużo możliwości, predyspozycji, wszystkiego", ale prawda jest taka, że najlepiej spędzać tak czas, jak się lubi. Jedni wolą cały dzień jeździć i zwiedzać, drudzy wybiorą się na rowery, a trzeci, tak jak my, ruszą na długie spacery z wózkami, ustalając na trasie gastronomiczne punkty, zwiedzając od czasu do czasu charakterystyczne dla regionu miejsca. Bez względu na to, którym typem jesteś, Podlasie na pewno cię nie zawiedzie.



Spacery
W tym regionie doświadczyłam chyba najpiękniejszych i najbardziej różnorodnych spacerów. Można się puścić w puszczę, lub trzymać wyznaczonych szlaków, ale żadna z wybranych ścieżek na pewno nas nie zawiedzie. A jak będziecie mieć trochę szczęścia, może na swojej drodze spotkacie rodzinę żubrów lub borsuka? Podobno, żeby doświadczyć takich widoków najlepiej spacerować przed świtem, lub przed zachodem słońca. Części z nas udało się dostrzec dzikie żubry, ja niestety musiałam się zadowolić tymi w rezerwacie. 
Wybierzcie się najlepiej na taki spacer, który nie wymaga dojazdu samochodem, my ruszając z Sioła mieliśmy kilka możliwości. Strasznie spodobała nam się co prawda krótka, ale urocza trasa "Żebro Żubra", na której znienacka natknęliśmy się na całe morze czosnku niedźwiedziego.



Rowery
Od zeszłego roku marzę, by wreszcie przejechać te rejony na rowerze. Za pierwszym razem powstrzymała mnie ciąża i zima, a tym razem nasz syn wciąż jest jeszcze na to za mały. Przysięgam sobie jednak, że kiedyś spędzę tam co najmniej tydzień jeżdżąc na dwóch kółkach. 
Bardzo dobre, choć nie przetestowane jeszcze przeze mnie (więc nie ręczę) trasy znalazłam w Internecie (cz I, cz II)



Multikulturowe Polasie
To chyba jedyne takie miejsce w Polsce, gdzie na tak małym terenie żyją obok siebie prawosławni, katolicy, muzułmanie i żydzi. Prawosławie przeważa w regionie, warto więc zobaczyć urocze małe cerkiewki. Ciekawym doświadczeniem jest też Skit w Odrynkach, czyli pustelnia, która jest samotnie zamieszkiwana przez prawosławnego ojca archimandrytę. Mieliśmy to szczęście, że zwiedzając natknęliśmy się na Pana, który opiekując się obiektem zna go jak własną kieszeń. Spędził z nami godzinę oprowadzając nas i opowiadając nam historie z tym miejscem związane. 
W Tykocinie doświadczycie elementów kultury Żydowskiej i choć my tam nie dotarliśmy, to Ania polecała zakończyć spacer w restauracji Tejsza, w której podobno można nieźle zjeść.
Z wiosek Muzułmańskich warto z kolei odwiedzić Kruszyniany i zakończyć zwiedzanie w Tatarskiej Jurcie.



Wzdłuż białoruskiej granicy
Tym razem zrobiliśmy sobie samochodową wycieczkę po wsiach położonych prawie na samej granicy z Białorusią. Piękne tereny, niesamowity folklor, naprawdę warto się w taką podróż wybrać.



CO ZJEŚĆ?

Na Podlasiu uwielbiam to, że w większości knajp zjesz lepsze lub gorsze, ale jednak regionalne jedzenie. Nie widać za bardzo wszechobecnych w innych rejonach kebabów czy pizzerii, a w większości miejsc menu inspirowane jest zarówno smakami Podlasia jak i graniczącej z regionem Białorusi. Poniżej kilka naszych propozycji.



Restauracja Carska 
Gdybym miała określić tę restaurację w jednym zdaniu napisałabym po prostu „przepiękne wnętrze, przepyszne jedzenie”, ale to w ogóle nie oddaje carskiego klimatu. Każdy pokój ma swój niepowtarzalny klimat, wypchane zwierzęta patrzą na nas z góry jakby z wyrzutem, a postacie na obrazach zdają się żyć własnym życiem. Takie wnętrza mogą się podobać lub nie, ale na samej granicy z Białorusią wtapiają się idealnie, przywodząc na myśl pałacyki wschodnich magnatów.
Carską odwiedziliśmy już po raz drugi, ale z wyjątkowym sentymentem wspominam ten pierwszy raz, gdy z burzy śnieżnej wpadliśmy do ciepłego wnętrza z piękną, rozłożystą, 4 metrową choinką (odwiedzaliśmy Podlasie tuż przed prawosławnym Bożym Narodzeniem), na której powieszono drewniane dekoracje i prawdziwe świece. Wtedy, gdy mój żołądek nie mógł przyjąć zbyt wiele, postawiłam na zupę rybną uchę z pływającym w talerzu jesiotrem i jęknęłam ze smutku, gdy musiałam odmówić pani proponującej, żeby do zupy wlać mi kieliszek wódki.
Na tegoroczną wizytę zacierałam rączki, nic mnie już nie miało powstrzymać od wypróbowania carskich specjałów. Postawiłam na pielmieni (pierogi gotowane w rosole) z rybą i sosem śmietanowym oraz policzki z dzika. Śmiało mogę powiedzieć, że ze wszystkich pielmieni jakie miałam okazję próbować w życiu, te były zdecydowanie najlepsze. Połączenie z rybą i tym puszystym, śmietanowym sosem sprawia, że moje ślinianki pracują nawet teraz, gdy piszę ten post. Policzki były dobre, mięso miękkie, ale trochę mnie po czasie ten smak znudził i żałowałam, że nie postawiłam na to, co jadł mój sąsiad- ozory z dzika na domowej chałce (smakowały epicko!).
Minusy? Restauracja nie należy do tanich. Ale jak słusznie zauważyła Ania, należy uznać, że do ceny dań doliczają opłatę za wstęp do muzeum;)

Co wybrać? 
- pielmieni z rybą
- ozory z dzika na domowej chałce

Restauracja Carska
ul. Stacja Towarowa 4
Białowieża



Stoczek 1929
Do Stoczka też trafiliśmy już w zeszłym roku. Urzekły nas klimatyczne, małe pokoje (choć tym razem zauważyliśmy,  że na tyłach znajduje się jeszcze dodatkowa sala werandowa) miła obsługa i dobry wybór lokalnych przysmaków. Nie pamiętam co dokładnie jedliśmy ostatnio, ale tym razem ze wszystkich zamówionych przez ekipę dań  za najlepsze uznaliśmy soljankę (zarówno na baraninie jak i rybną) oraz placki ziemniaczane. Ja niestety doświadczyłam mało smacznych gryczanych blinów.

Co wybrać?
- soljankę (mięsną lub rybną)
- placki ziemniaczane

Stoczek 1929
ul. Waszkiewicza 74
Białowieża



Tatarska Jurta
Restauracja prowadzona przez Dżenettę Bogdanowicz jest już wręcz legendarna. Kogóż to ona nie gościła? Na ich stronie widnieje lista, na której czele dumnie stoi sam książę Karol. Mało tego, gdy zapytałam na instagramie jakie jedzenie polecacie na Podlasiu, chyba każdy wspominał o tym miejscu. W naszej ekipie też nie brakowało amatorów tatarskiego jadła,  Ania nie mogła się doczekać, bo w zeszłym roku udało jej się spróbować tylko odrobiny z ostatniej porcji słynnego pierekaczewnika (dania z ciasta, ogromnej ilości masła i mięsnego nadzienia) i tym razem liczyła na więcej.
Jurta wita niezwykle prostym wnętrzem, ot zwykłe drewniane ławy i tatarskie dekoracje na ścianach. Z dość minimalistycznej karty wybraliśmy słynny pierekaczewnik, czeburek (smażony duży pieróg z nadzieniem mięsnym) i manty (pierogi gotowane na parze z białym serem). Pierekaczewnik zdecydowanie odbiegał od reszty. Był przepyszny, maślany, farsz idealnie komponował się z ciastem. Tego smaku nie da się dobrze opisać, po prostu trzeba spróbować.
Trochę mniej smakował nam czeburek, który był zbyt tłusty, a jego farsz nas nie powalił. Jeśli zaś chodzi o manty, wyglądały pięknie, ciasto było tak miękkie jak powinno, ale nie bardzo smakował mi farsz. Nie zrozumcie mnie źle, wiedziałam, że nie ma w nim nic niesmacznego, był dobrze, ciekawie doprawiony, ale po prostu to nie były moje smaki. Wszystko popiliśmy przepysznym kompotem z rokitnika. Muszę taki koniecznie stworzyć sama w sezonie.
Po jedzeniu w Kruszynianiach można odwiedzić meczet i zrobić sobie długi spacer. My jednak nie daliśmy rady bo ilość tłuszczu przyjętego podczas jednego posiłku prawie mnie zabiła, dlatego całość chyba lepiej sprawdziłaby się srogą zimą.

Co wybrać?
-Pierekaczewnik

Tatarska Jurta
Kruszyniany 58
Krynki

Sioło Budy
Mieliśmy to szczęście, że miejsce, w którym rezydowaliśmy w swojej karczmie podaje naprawdę niezłe, lokalne przysmaki. Przerobiliśmy prawie wszystko, od pysznych śniadań z domowym chlebem na zakwasie, wędzonymi na miejscu szynkami i klasycznym jajkiem z majonezem, po zupy (soljanka i puszczańska grzybowa smakują super) i obiadowe klasyki jak wareniki (smażone pierogi z mięsem) czy babkę ziemniaczaną z kwaśną śmietaną, która skradła moje serce. Mają też coś, czym zajadałam się już w zeszłym roku na moje ciężarne zachcianki, kapustę kiszoną ze świeżym chrzanem. Prosiliśmy o nią później do każdego dania.

Co wybrać?
- babkę ziemniaczaną
- wareniki
- kapustę kiszoną z chrzanem (dodatek)

Sioło Budy
Budy 41
Białowieża

Leśny Dworek
Do Leśnego Dworku trafiliśmy na totalnym spontanie. Jeździliśmy po Białowieży, szukając jakieś knajpy, która spełni nasze zachcianki na kartacze. Zaczęłam szukać jakichś wskazówek w Internecie, aż trafiłam na miejscowego blogera, który odwiedził kilka restauracji w regionie w poszukiwaniu najlepszych kartaczy (faszerowanych mięsem kulek z ciasta ziemniaczanego). Zapewniał, że te smakujące najlepiej można znaleźć w restauracji Leśny Dworek w Hajnówce. Zawróciliśmy więc samochody i postanowiliśmy przetestować je na własnej skórze. 
Na początku byliśmy nieco zbici z tropu. Leśny dworek okazał się nie tylko mało leśny (położony dosłownie na środku blokowiska) ale i mało dworkowy bo znajduje się w piwnicy. W środku wita nas powiew czasów słusznie minionych i powiem wam szczerze, że niewiele zapowiadało, że zjemy tam 
coś dobrego. A tu taka niespodzianka. Zaczęliśmy od polecanych przez Panią plastrów słoniny z cebulą i papryką i nigdy nie przypuszczałabym, że będę ze smakiem zajadać się słoniną. Później doświadczyliśmy naprawdę pysznych kartaczy z prawdziwie domowymi świeżymi surówkami. Naprawdę, jeśli chodzi o jedzenie, nie ma się kompletnie do czego przyczepić (następnego dnia nawet braliśmy pod uwagę powrót na kiszkę ziemniaczaną!). 

Co wybrać? 
- słonina po hajnowsku
- kartacze 

Leśny Dworek
ul. Armii Krajowej 54 
Hajnówka

Śliwka

czwartek, 5 maja 2016

Burczymifon kwiecień

Okiem Tosi (instagram @tochabrocha , snapchat tochabrocha)

lunch w głównej osobowej| green morning| goździkola w dwóch zmianach| zawijańce z czosnkiem niedżwiedzim| najlepszy moment| fit brownie| jemy zupy!| gluten morgen

kolejny plakat ust do kolekcji| piękne wnętrze - piękny obiad w crudo| jeszcze ciepły| pieczenie chleba uczy cierpliwości| pesto z liści rzodkiewki| najpiękniejsze w całej klasie

Okiem Śliwki (instagram @sliwkamarta , snapchat sliwkamarta)

najlepsze śniadanie u marty| nasze zaproszenia zaprojektowane przez @meszta| tup tup tup| berlińskie opowieści| wiosna!| król julian ma drzemkę| karczma leśniczanka w welbarku| kasztan w środku puszczy

diskoczar| i to jest śniadanie!| dwie zmiany| fathers| podlaski klimat| kukuryku

środa, 4 maja 2016

Sezon na czosnek niedźwiedzi: Pierogi z czosnkiem niedźwiedzim i żurawiną


Dosłownie przed chwilą, choć tak naprawdę minął już ponad tydzień (kiedy, pytam się kiedy?!), wróciłam z Podlasia. Opowiem wam o tym w następnym poście, bo jestem w trakcie pisania nieprzyzwoicie długiego przewodnika pokazującego zainteresowanym co robić, gdzie mieszkać i co zjeść w tamtym regionie Polski. Ale teraz pozwólcie mi opowiedzieć tylko jedną historię, której głównym bohaterem stał się czosnek niedźwiedzi. 



Pierwszego dnia zdecydowanie przegięliśmy ze spacerem, do tego stopnia, że końcowy licznik pokazał 25 kilometrów (pokonane z dziecięcymi wózkami!). Już mieliśmy wracać, gdy zobaczyliśmy intrygujący szlak "Żebro żubra". W rzeczywistości okazał się niedługi (wtedy tego tak nie postrzegaliśmy, po tylu kilometrach), ale najbardziej malowniczy z wszystkich, na które trafiliśmy. Trasa prowadziła pięknymi mostkami nad puszczańskimi bagnami i rozlewiskami. Nagle przed nami pojawiło się pole czegoś, co mylnie wzięliśmy za niezakwitnięte konwalie. Ale zaraz, zaraz? Czy ten zapach może kłamać? To żadne konwalie, to przecież czosnek niedźwiedzi! To było jak nagłe, niespodziewane wtargnięcie do skarbca ze złotem...którego nie możesz zebrać. Bo w tym rejonie niestety czosnek niedźwiedzi jest pod ochroną. 



Muszę szczerze przyznać, że wcześniej miałam niewielkie doświadczenie z tą rośliną. Jednak to niespodziewanie odnalezione pole tak mnie zainspirowało, że zaopatrzyłam się w mój pęczek i zaczęłam tworzyć. I choć pierogi nie były moim pierwszym eksperymentem, były zdecydowanie najbardziej udanym. Toteż właśnie je postanowiłam pokazać wam w naszym sezonowym cyklu. 

Pierogi z czosnkiem niedźwiedzim i żurawiną (około 45 pierogów)

ciasto. 
- 2 szklanki mąki 
- 4 łyżki oliwy
- 1 łyżeczka soli
- ciepła woda (około pół szklanki) 

1. do miski wsyp mąkę, dodaj sól i oliwę. 
2. powoli dolewaj ciepłą wodę, cały czas zagniatając ciasto. gdy ciasto osiągnie elastyczną konsystencję, posmaruj jeszcze dodatkowo rękę oliwą i zagnieć ciasto przez chwilę. 
3. rozwałkuj ciasto bardzo cienkie i wycinaj z niego kółka za pomocą obróconej do góry nogami szklanki. 
4. na każdym kółku umieść łyżeczkę farszu i sklej w formę pieroga. układaj gotowe pierogi na materiałowej szmatce i przykrywaj szmatką w trakcie lepienia kolejnych, aby nie wyschły. 

farsz. 
- pęczek czosnku niedźwiedziego
- 4 łyżki oliwy 
- 180 g twarogu półtłustego 
- 250 g ziemniaków (waga bez skórki) 
- 100 g suszonej żurawiny
- sól
- pieprz
- 1 łyżka sosu sojowego

1. wrzuć czosnek do blendera z oliwą i zmiksuj. 
2. obierz ziemniaki ze skórki, pokrój na małe kawałki i ugotuj do miękkości w osolonej wodzie. odcedź i rozgnieć na puree. 
3. ostudzone puree ziemniaczane wymieszaj z twarogiem, zmiksowanym czosnkiem niedźwiedzim i żurawiną. dodaj sól, pieprz i sos sojowy. 
4. faszeruj pierogi. 

-masło

roztop masło w rondelku i utrzymuj na małym ogniu (po 2 łyżki na porcję)
ulepione pierogi gotuj w osolonej wodzie aż wypłyną na wierzch + dodatkowe 2 minuty
każdą porcję polej masłem. 

Śliwka

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...