Co by było, gdybym wiedziała, że już nigdy od niczego nie przybędzie mi kilogramów?
Nie rzuciłabym się raczej na słodycze, chyba że na na moje ulubione ciasto śliwkowe, batony D'aime i Raffaello.
Nie rzuciłabym się raczej na chipsy, no chyba że na Crunchips Chakalaka.
Nie piłabym Coli, Fanty czy Sprite'a (chyba, że ten ostatni podaliby z wódką).
Jadłabym kanapki. Cały czas.
Omawiając wczoraj moje nawyki żywieniowe wspominałam, że przerabiając wszystkie możliwe diety-cud miałam też epizod z niejedzeniem węglowodanów. Uznałam, że mało się ruszając nie potrzebuję ich wcale. Odrzuciłam więc chleb (nawet razowy), makaron, ziemniaki i ryż. Oczywiście przyniosło to pożądane efekty, ale tylko na chwilę. Wystarczyło z powrotem sięgnąć po te produkty, nawet śladowe ilości, żeby zaatakował efekt jojo. Od jakiegoś czasu, po zapewnieniach mojej Pani dietetyczki, że nie spowoduje to nagłego wzrostu mojej wagi, z powrotem włączyłam je na stałe (oczywiście w racjonalnych ilościach) do mojego menu. Pomijając to, że moje życie na nowo nabrało smaku, czuję się lepiej, a mój organizm, sterroryzowany ich ciągłym znikaniem i pojawianiem się, podziękował mi lepszą przemianą materii.
W tym niechlubnym dla mnie czasie uznałam kanapki za zło absolutne, a zjedzenie choćby razowej kromki na śniadanie, za wybryk, za który należy mi się kara. Wtedy odkryłam zawijanie produktów w delikatne warstwy, które spełniały podobną rolę, a nie wywoływały ataków wyrzutów sumienia. Jadłam więc "kanapki z sałaty" i podobne wynalazki, które okazały się jedynym dobrym smakowym wspomnieniem z tamtych czasów. Podobnie jak kanapkę, mogłam napełnić je moimi ulubionymi produktami, wkroić do środka warzywa, owoce i pozwolić sobie na niewielką ilość jakiegoś pysznego sosu. Czyli dokładnie to, co uwielbiam w kanapkach.
Gdybym więc miała bezkarnie się obżerać, bezapelacyjnie położyłabym na chleb wszystko na co mam ochotę (i przykryła kolejną warstwą chleba). Ale wtedy już by mi pewnie tak nie smakował:)
Na lekki obiad wybrałam dzisiaj małe zawijane wspomnienie- sajgonki na zimno. Podobne prezentowała wam kiedyś Tosia z animowaną instrukcją zwijania, którą polecam obejrzeć. U mnie główną rolę gra łosoś, niezwykle soczysty i trochę na słodko, z glazurą z powideł śliwkowych (wiem, że to brzmi dziwnie, ale uwierzcie, że świetnie się łączy). Można przygotować do nich ulubiony dip, albo tak jak ja dzisiaj, pomoczyć je po prostu w sosie sojowym z dodatkiem wasabi.
Na lekki obiad wybrałam dzisiaj małe zawijane wspomnienie- sajgonki na zimno. Podobne prezentowała wam kiedyś Tosia z animowaną instrukcją zwijania, którą polecam obejrzeć. U mnie główną rolę gra łosoś, niezwykle soczysty i trochę na słodko, z glazurą z powideł śliwkowych (wiem, że to brzmi dziwnie, ale uwierzcie, że świetnie się łączy). Można przygotować do nich ulubiony dip, albo tak jak ja dzisiaj, pomoczyć je po prostu w sosie sojowym z dodatkiem wasabi.
Sajgonki na zimno z grillowanym łososiem (8 sztuk)
- 8 płatów okrągłego papieru ryżowego
- 400 g świeżego filetu z łososia
- 3 łyżki sosu sojowego
- 1 łyżka powideł śliwkowych
- 1/4 łyżeczki pieprzu cayenne
- 1 marchewka
- pół świeżego ogórka
- pół awokado
- ok. 40g kopru włoskiego
- 1 duży liść sałaty lodowej
- gałązka świeżej mięty
- sezam
- sos sojowy i wasabi
- Przygotuj warzywa. Marchewkę i awokado obierz ze skórki i pokrój w słupki. Ogórka pokrój w słupki razem ze skórką. Koper włoski pokrój w piórka. Sałatę porwij na małe kawałki.
- Łososia obierz ze skóry i pokrój w plastry o grubości ok. 1 centymetra. Ułóż obok siebie na deseczce.
- W misce pomieszaj sos sojowy z powidłami śliwkowymi i pieprzem cayenne. Za pomocą pędzelka posmaruj każdy kawałek łososia z zewnętrznej strony.
- Rozgrzej patelnie grillową lekko wysmarowując ją oliwą za pomocą ręcznika papierowego.
- Ułóż łososia na patelni, posmarowaną stroną w dół, a drugą stronę posmaruj glazurą już na patelni. Smaż ok. 1 minutę z każdej strony, zdejmij z patelni i odstaw do wystygnięcia.
- Każdą płachtę papieru namocz w zimnej wodzie aż zmięknie i stanie się elastyczna. Rozłóż ją na deseczce, posyp sezamem, a na środku ułóż kilka małych kawałków łososia (rozpadnie się na mniejsze kawałki podczas smażenia) i resztę składników (miętę oberwij i dodaj do każdej sajgonki kilka listków). Złóż jak naleśnika (instrukcja składania tutaj).
- Podawaj z ulubionym dipem, lub sosem sojowym i wasabi.
Śliwka
Smakowite :) Też kiedyś dietowałem zawijaskami z sałaty, całkiem dobrze je wspominam :) Za to gdybym mógł wybrać coś co mogłoby nie tuczyć to zdecydowanie byłby wędzony boczek, który mógłbym jeść tonami :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam łososia w każdej postaci! Podobają mi się te 'sajgonki'. Przyznaję się bez bicia, że przy całym swym upodobaniu do odkrywania nowego - kulinarnie - nie próbowałam jeszcze nic z papierem ryżowym. A więc, najwyższy czas zacząć. Zachęciłyście mnie!!! :)
OdpowiedzUsuńTak przygotowany łosoś musi być bardzo smakowity, podany w doskonały sposób. Kanapki to owoc zakazany także i u mnie, nie pamiętam kiedy jadłam :)
OdpowiedzUsuńBrzmi pysznie :)
OdpowiedzUsuńJa robiłam często kiedyś takie na zimno z paluszkami krabowymi, ryżem i ogórkiem, następnym razem zawinę łososia :D
Podobają mi się łososiowe sajgonki :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się wasz lekki tydzień, co dzień fajna potrawa, a te sajgonki, to zdecydowanie, jak dotąd nr 1!!!
OdpowiedzUsuńMam to samo ! Na diecie najbardziej brakuje mi pieczywa ; ) A szczególnie ciabatty z oliwą, mm rozmarzyłam się ; )
OdpowiedzUsuńAle, sajgonki też bym zjadła ; )
Bardzo apetycznie wyglądają, a takiego łososia wprost uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńniezbyt dobrze brzmia te wzmianki o wybrykach i wyrzutach sumienia.. nie mysla tak, jedzenie nie zabija.
OdpowiedzUsuńa pomysl pyszny :)
chciałabym w końcu spróbować sajgonek...
OdpowiedzUsuńtakie sajgonki mogłabym zajadać bezkarnie!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem smaku :)
OdpowiedzUsuńJa pewnie objadalabym sie czekolada, na zmiane z pizza i makaronem ;)
OdpowiedzUsuńAle sajgonki tez sa pierwsza klasa!
Wstyd się przyznać ale ja sajgonki jadłam tylko raz w życiu i to bardzo, bardzo dawno temu, oczywiście u "Chińczyka". Twoje wyglądają przepysznie, no i nie ociekają tłuszczem, na pewno spróbuję:-)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńoj tam oj tam.. ja już dawno przestałam liczyc kilogramy.. Tyle pyszności wszędzie, że już mi znudziło się ograniczać to, czy tamto.. i tylko czasami zastopuję kiedy zoładek powie stop.. ;-)
OdpowiedzUsuńJak zwykle pyszności :-)
pyszne! bardzo je lubię i mam miłe wspomnienia związane z takimi sajgonkami :)
OdpowiedzUsuńFajny i pyszny pomysł na sajgonki, z łososiem zapowiadają się super, w lidlu na tygodniu azjatyckim kupiłam fajny ostry sos, na pewno by pasował:)
OdpowiedzUsuńzjadlabym takie lekkie jedzonko.. pysznie lekko u was.
OdpowiedzUsuń