środa, 10 kwietnia 2013

Tataki z tuńczyka z majonezem wasabi


































Ludzie, którzy dobrze mnie znają wiedzą, że prędzej czy później moje upokarzające, skrywane od lat sekrety wyjdą na jaw. To tylko kwestia czasu aż napomknę, że nigdy nie nagrywałam plików na płytę CD (no pięknie, a teraz przyznaję się do tego publicznie), czy przeraża mnie osadzający się u wylotu zlewu mokry chleb. Może liczę na to, że ktoś podziela moje fobie? Albo po prostu plotę wszystko co mi ślina na język przyniesie. 

Jedną z takich tajemnic planowałam zatrzymać dla siebie. Jednak i tym razem, podzielę się nią ze światem, lecz wyjątkowo zrobię to całkiem świadomie. Niezmiernie przeraża mnie (a raczej przerażało, ale o tym zaraz) flambirowanie. 

Nie wiem czy to, że jestem z natury histeryczką, czy głębokie wpojenie mi w dzieciństwie jak źle mogą skończyć się zabawy z ogniem powstrzymywało mnie przed umyślnym jego rozniecaniem w kuchni. Wiem jednak, że czasem moje potrawy mogły z tego powodu ucierpieć smakowo, co dla mnie, pragnącej rozwijać swoje kulinarne zainteresowania i smakową świadomość było niedopuszczalne. W pewnym momencie zaczęła ciążyć mi świadomość, że nie podpalając moich ukochanych crepes suzette  (jak możecie się domyślić użyte w przepisie zdanie "zdecydowałam się na mniejszą ilość alkoholu, więc naleśniki nie będą typowo płonące" jest najlepszym przykładem ucieczki od tematu) brutalnie pozbawiam ich większości aromatu. A to przecież tylko jeden z wielu przykładów.





































 
Powoli dojrzewałam do myśli, że TO musi się w końcu stać. Postanowiłam podzielić moją przygodę z kawałkiem tuńczyka. 
Po wybraniu pięknego, różowego kawałka zamarynowałam go i odstawiłam na całą noc, aby móc jeszcze spokojnie przemyśleć sprawę. Ta czynność przyniosła korzyść i mi i jemu, przekonując mnie, że dam sobie radę, a tuńczykowi dodając imbirowego smaku.

Gdy tuńczyk już lekko obsmażał się na patelni złapałam prawdziwego cykora. Stałam nad nim dzierżąc  w dłoni butelkę whisky, a przez myśl przechodziło mi tylko, żeby pociągnąć najpierw kilka łyków dla kurażu. Wtedy ni stąd ni zowąd w kuchni zjawiła się dzielna Pani M. 
- Pijesz o tej porze?!
- Będę podpalać tuńczyka, chce Pani popatrzeć? (ewidentnie liczyłam na to, że zapewnienie sobie publiczności doda mi pewności siebie)

W głowie krążyły niepokojące myśli. A co jeśli płomień będzie za wysoki? Albo wbrew zasadom chemii NIGDY nie zgaśnie? 

-Pani M. zrobi to Pani za mnie?

Tak. Stchórzyłam. Przegrałam z kretesem. 
Po przedstawieniu wykutej teorii przeszłyśmy do części praktycznej. I udało się, płomień nie uniósł się zbyt wysoko, a patelnia (o dziwo!) po krótkim czasie przestała się palić. I choć nie zrobiłam tego własnoręcznie, nadzorowanie czynności przekonało mnie, że nie ma się czego bać. Jutro crepes suzette na śniadanie. 

Tataki z tuńczyka z majonezem wasabi (ok. 10 plastrów)
- 300-gramowy kawałek świeżego tuńczyka
- 2 łyżki sosu sojowego
- 2-centymetrowy kawałek świeżego imbiru

- 3 łyżki majonezu
- 1 łyżka pasty wasabi

- kiełki
- kawior
- listki świeżej kolendry

Sos do maczania:
- sos powstały po flambirowaniu
- 1 łyżka sosu sojowego
- 1 łyżka octu ryżowego
- 1 łyżeczka cukru

  1. Imbir obierz ze skórki, pokrój na małe kawałki i umieść w moździerzu. Rozgnieć go na gładką masę. 
  2. Posmaruj tuńczyka z dwóch stron sosem sojowym i rozgniecionym imbirem. Zawiń w folię i odłóż na noc do lodówki.
  3. Wyjmij tuńczyka i daj mu osiągnąć temperaturę pokojową.
  4. Na patelni rozgrzej olej, a gdy będzie gorący umieść na nim tuńczyka. Smaż ok. 1 minutę z każdej strony, zdejmij patelnię z ognia. 
  5. Jednym ruchem wlej do patelni whisky i połóż z powrotem na gazie lekko przechylając patelnię na ukos w stronę gazu, aby whisky się zapaliło. Możesz też ostrożnie podpalić patelnię długą wykałaczką. 
  6. Poczekaj aż alkohol się wypali i płomień zgaśnie. 
  7. Zdejmij patelnię z ognia, wyjmij tuńczyka na folię aluminiową i zawiń. Daj mu ostygnąć.
  8. Powstały na patelni sos zlej do miseczki. Dodaj do niego sos sojowy, ocet ryżowy i cukier. Dobrze wymieszaj do rozpuszczenia się cukru. 
  9. W innej miseczce pomieszaj majonez z wasabi.
  10. Podawaj tuńczyka na małej górce majonezu i kiełków, udekorowanego kawiorem i świeżą kolendrą. Obok umieść sos do maczania. 
Śliwka

7 komentarzy:

  1. Absolutnie fantastyczny przepis. Choć proponowana przez Ciebie, ilość wasabi to stanowczo zbyt wiele dla mojego podniebienia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak jesteś dzielna, ja "podpalałam" zawartość patelni tylko raz, na kursie kucharskim w Tajlandii i też miałam niezłego cykora. Na szczęście nie byłam sama, obok mnie dzielnie palił swoje T., zaś pozostali uczestnicy kursu byli równie przestraszeni. Ale Twój efekt końcowy fenomenalny.

    OdpowiedzUsuń
  3. mmm! Wygląda to przepysznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. mnie też przerażają takie zabawy, trzeba być sprytnym i szybkim :)
    może kiedyś też się skuszę na niezłe widowisko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Świetnie się prezentuje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż chyba się skusze i przygotuję takiego tuńczyka! Mniam! :)

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na sporą ilość przychodzącego spamu, byłyśmy zmuszone włączyć na kilka dni weryfikacje obrazkową.
Z góry przepraszamy za utrudnienia przy komentowaniu :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...