Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zapasy na zimę. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zapasy na zimę. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Świąteczny ketchup żurawinowy


Nie mogę uwierzyć, że już zbliżają się święta. Czas leci w tempie ekspresowym, dopiero co cieszyłam się pełnym kwiatów balkonem, a tu już nadszedł czas dekoracji choinkowych.

To bez wątpienia będą Święta wyjątkowe, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że najlepsze w moim życiu. Po raz pierwszy pod choinką znajdziemy nie tylko prezenty, ale też naszego małego syna. Aż łzy wzruszenia stają mi w oczach, bo żaden prezent nigdy nie był i nie będzie tak cudowny jak ten, który otrzymaliśmy już latem. .

Celowo nie uzewnętrzniam się tutaj często na temat uroków macierzyństwa. Po prostu jest to tak niesamowite, że każde słowa, które próbuję wyklepać na klawiaturze wydają mi się płytkie i nie oddające aktualnego stanu rzeczy. Więc może po prostu opowiem wam o tym żurawinowym ketchupie.

Kilka dni temu udało mi się dopaść ostatnią porcję smakujących jeszcze nienajgorzej pomidorów. Idąc z pełną siatą natknęłam się na pana sprzedającego żurawinę, szybko połączyłam fakty, a następnie smaki. Wyszło coś ciekawego, lekko korzennego, imbirowego i mocno kwaskowatego mimo sporej porcji cukru. Idealnie sprawdzi się do pieczonego świątecznego mięsa, ale też na wytrawnej kanapce.


Świąteczny ketchup żurawinowy

- 500 g świeżej żurawiny
- 750 g pomidorów
- 100 g trzcinowego cukru
- 2 łyżeczki przyprawy korzennej
- 3 cm świeżego imbiru
- 2 łyżki miodu

  1. Do garnka wrzuć żurawinę i zasyp ją trzcinowym cukrem. Podgrzewaj przez ok. 10 minut aż puści sok. 
  2. Poszatkuj pomidory i dodaj do żurawiny. Obierz imbir ze skórki i zetrzyj do garnka. Dodaj też przyprawę korzenną. 
  3. Gotuj na małym ogniu ok. 1,5 godziny aż sos przestanie być wodnisty i nabierze gęstości. 
  4. Na końcu dodaj miód i dobrze wymieszaj. 
  5. Gorący ketchup przełóż do słoiczków, zamknij i obróć do góry nogami aż sos ostygnie. Powinny tym sposobem zawekować się bez dodatkowej pomocy. 
Śliwka




poniedziałek, 25 maja 2015

Syrop z pędów sosny



Sezonowość w kuchni jest dla mnie ważna przez cały rok, chociaż nie ukrywam, że wiosną, kiedy wszystko budzi się do życia, kierowanie się tą ideą jest zdecydowanie łatwiejsze.

Uwielbiam moje mieszkanie, szczególnie, że pisząc post mogę w przerwie od patrzenia w ekran, zerkać na błękitne morze. Do szczęścia jednak zaczęło mi brakować balkonu. Dlatego zainspirowana wspomnieniami z dzieciństwa i działką babci, zaczęłam po cichu marzyć o własnym ogródku, aby móc korzystać z własnych warzyw i owoców. Ostatnio to marzenie się spełniło i jeszcze w tym tygodniu staniemy się działkowiczami :) O działce pewnie jeszcze kiedyś więcej opowiem.

Piszę o tym, ponieważ oprócz uprawiania małego warzywniaka, chciałam w tym roku zrobić krok dalej w stronę sezonowości i zacząć korzystać z dóbr natury jeszcze bardziej. A maj to idealny moment na zbieranie pędów sosny i przygotowywanie z nich zdrowotnego syropu na przeziębienie i kaszel. Z syropu można też śmiało korzystać w kuchni, pierwszy słoik mam już gotowy, a w planach "pankejki" oraz sosnowy dressing do sałatki.


Na początku nie do końca wiedziałam jak się za to zabrać, ale po fachowe wskazówki wybrałam się na bloga Klaudyny Hebdy. Gdy wiedziałam już z czym to się je i jak wykorzystać pędy, rzuciłam hasło znajomym. Powiedziałam też Pawłowi "Jeśli nie chcesz mojej zguby, pędy sosny daj mi luby" i wybraliśmy się w poszukiwaniu sosen do lasu.

Jak na ironię losu, tereny, które wybraliśmy na spacer były ubogie w sosny, za to trafiliśmy na szkółkę ogrodniczą pełną młodych świerków. Po 2 godzinach wróciliśmy zrezygnowani z trzema pędami na krzyż, bo znaleźliśmy jedno drzewko. Przechodząc zupełnie przypadkiem obok Grand Hotelu w Sopocie, zobaczyłam młode sosny. Później, z dala od ulicy poszło już znacznie sprawniej, znaleźliśmy sporo sosen z pędami na wydmach nad morzem, a wracając do domu wystarczyło się rozejrzeć, aby zobaczyć je na około dosłownie wszędzie. Oczywiście zrywając pędy  trzeba pamiętać, że drzewa nie powinny rosnąc przy drodze. Dlatego wczoraj zebrałam drugą porcję pędów u znajomych na wsi i przygotowałam kolejne słoiki.

A w syropie i jego zapachu można się zakochać! Następnym razem zaleję je miodem i pozostawię go do fermentacji na dwa tygodnie.

Poniżej przepis inspirowany wpisem Klaudyny, po fachowe wskazówki dotyczące właściwości zdrowotnych czy sposobu zbierania odsyłam na jej bloga.

Syrop z pędów sosny (2 słoiki)

  • pędy sosny (ok. 300-400 g)
  • cukier trzcinowy (ok. 300-400 g)
  • spirytus (200 ml)
  1. Zerwane pędy sosny przekładamy do dużej miski. Nie obieramy i nie myjemy.
  2. Pędy zalewamy spirytusem (ok. 2/3 butelki) i zostawiamy na minimum godzinę, a najlepiej na noc.
  3. Po tym czasie układamy pędy w czystym słoiku, na przemian zasypując je cukrem trzcinowym.
  4. Pilnujemy, aby górną warstwą był cukier, którą skrapiamy resztą spirytusu oraz ewentualnym sokiem, które pędy puściły w trakcie moczenia.
  5. Słoik delikatnie zakręcamy i stawiamy w ciepłym miejscu na minimum tydzień (najlepiej na 2 tygodnie).
  6. W tym czasie cukier będzie się rozpuszczał, a na dnie słoika będzie tworzył się gęsty syrop.
  7. Po 2 tygodniach odsączamy pędy przez gazę i delikatnie je wyciskamy, utworzony syrop przelewamy do czystego, wyparzonego słoika/butelki.

Tosia

czwartek, 25 września 2014

Dyniowy ajvar

Początek jesieni nie musi być smutny, wystarczy rozejrzeć się wokoło, aby zobaczyć jak wiele wrzesień ma do zaoferowania pod względem kulinarnym. Sezon paprykowy trwa, dlatego w tym roku postanowiłam przygotować trochę więcej ajvaru niż zwykle, obiecywałam to sobie od kilku lat.

Przypuszczam, że każdy szanujący się miłośnik pieczonej papryki zna się doskonale z bałkańską pastą. Na południu Starego Kontynentu od lat trwają spory o idealną recepturę na ajvar. Większość kucharzy i gospodyń zgadza się co do jednego - ważne, aby pieczonej papryki w paście było więcej niż bakłażana. Nie oznacza to jednak, że ajvar trzeba koniecznie przygotować z dodatkiem oberżyny.

W mojej jesiennej wersji pojawiła się dynia hokkaido, która po upieczeniu zyskuje niezwykłego smaku. Lubię pikantne pasty, dlatego nie zabrakło też pieczonej papryczki chilli i kilku ząbków czosnku. Dla kwaśności ocet balsamiczny.

Z podanych składników wyjdzie ok. 5 słoików średniej wielkości, u mnie każdy był inny, od malutkich po duże, część już rozdana i zjedzona, dlatego ciężko podać dokładną gramaturę. Ajvar można śmiało pasteryzować, zarówno metodą "na mokro", jak i na "sucho". W przepisie znajdziecie wskazówki dotyczące tej drugiej.

Co zrobić z gotowym ajvarem? Wyjadać prosto ze słoika, smarować pieczywo, dodawać do makaronów i kasz lub wykorzystać jako sos bazę do pizzy (przykład na moim Instagramie).


Dyniowy ajvar/5 średniej wielkości słoików
  • 3 kg pomarańczowej papryki
  • dynia hokkaido (ok. 1,5 kg)
  • 2 papryczki chilli
  • 4 ząbki czosnku
  • 3 łyżki cukru trzcinowego
  • 50 ml octu balsamicznego
  • 50 ml oliwy
  • świeżo mielony pieprz
  • sól
  1. Umyte papryki, dynię pokrojoną na kawałki i papryczki chilli kładziemy na blasze wyłożonej pergaminem. Warzywa skrapiamy oliwą i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy ok. 30 minut w 200 stopniach. W połowie pieczenia odwracamy papryki na drugą stronę.
  2. Upieczone papryki i chilli wkładamy do foliowego woreczka i zostawiamy na 10 minut. Następnie ściągamy skórkę, pozbywamy się pestek, a kawałki pieczonej papryki i chilli wrzucamy do wysokiego naczynia. Dodajemy dynię (w przypadku hokkaido ze skórką), przeciśnięty przez praskę czosnek, sok z oliwą, który został na blasze i miksujemy całość na nie do końca gładki mus.
  3. Mus przekładamy do garnka z grubym dnem, dodajemy oliwę i podgrzewamy na małym ogniu przez 30 minut. Na koniec przyprawiamy całość świeżo mielonym pieprzem, solą i octem balsamicznym. Dusimy jeszcze kilka minut.
  4. Gotowy ajvar przekładamy do wyparzonych słoików i pasteryzujemy w piekarniku w temperaturze 120 stopni przez ok. 20 minut.
Tosia

środa, 16 lipca 2014

Chutney agrestowy



Gdzie się podziały kilogramy agrestu, pod którymi kiedyś uginały się stragany? Takie pytanie zadał mi niedawno znajomy. I choć był to człowiek, który żyje na tym świecie około 20 lat więcej niż ja, sama zaczęłam sobie przypominać, że może faktycznie, kiedyś bywało go jakby więcej.

Niewiele pamiętam ze słynnej działki mojego dziadka. Gdy miałam kilka lat spędzaliśmy na niej mnóstwo czasu. Aby do niej dotrzeć musiałam pokonać na baranach u dziadka drogę pełną puchu, który rodziły topole. Reagowałam na niego histerycznie, ale obietnica pyszności czekających mnie na działce dodawała mi odwagi.

Jak przez mgłę widzę zielone ogonki marchewek, które rosły zaraz przy furtce. Uwielbiałam za nie ciągnąć, nie wiedząc jak długi, pomarańczowy ogonek czai się po drugiej stronie. Były też porzeczki, czarne i czerwone. Tak jak wtedy, tak i dziś lubię bardziej te drugie. Na kartonowym domku wił się groszek, a za płotem, u sąsiada rosło mnóstwo pięknych, dorodnych słoneczników. Najlepiej jednak zapamiętałam agrest. Może dlatego, że między tamtymi chwilami, a obecnym życiem do agrestu wracałam niezwykle rzadko.

Działkę dziadka przykrywają dziś zbudowane znienacka uniwersyteckie akademiki, a ja, stęskniona za smakiem dzieciństwa, zaczynam eksperymenty z agrestem. Ląduje już nie tylko w drożdżowym cieście, ale odkrywa przede mną uroki wersji wytrawnej. Chutney zachwycił mnie od pierwszego posmakowania, choć jego głębia wydobywa się dopiero, gdy kilka dni postoi w lodówce. Wytrwałym polecam zawekować na zimę, a że ja do wytrwałych nie należę, to trochę rozdałam, a drugie trochę już długo nie poleży.

Chutney agrestowy

- 1 kg agrestu
- 200 g brązowego cukru
- 85 ml octu winnego
- 100 g rodzynek sułtańskich
- 2 poszatkowane cebule
- 50 g obranego ze skóry, poszatkowanego imbiru
- 2 łyżeczki pieprzu cayenne
- 2 łyżeczki mielonego cynamonu
- 1 łyżeczka mielonego kardamonu

  1. Agrest umyj i wrzuć do garnka. 
  2. Zasyp cukrem i zacznij gotować. 
  3. Trzymaj na ogniu i lekko podsmażaj, mieszając co jakiś czas. 
  4. Po ok. 5 minutach dolej ocet i dodaj resztę składników.
  5. Gotuj na małym ogniu ok. 1 godzinę. 
  6. Gęsty chutney przenieś do słoiczków.
Śliwka

czwartek, 8 maja 2014

Chutney z rabarbaru




Nabrałam ochoty na gęsty, orientalny sos, który będzie świetnym dodatkiem do dań z grilla i kanapek. Czyli sos w stylu indyjskiego chutney, który przyrządza się z owoców i warzyw.
Rabarbarowy sezon w pełni, dlatego uznałam, że rabarbar będzie wdzięcznym składnikiem do przygotowania słodko-kwaśnego sosu.

Od zawsze zadziwia mnie to, że uważany jest za warzywo. Tak naprawdę częściej traktuje się go jako owoc, przyrządzając rabarbarowe desery. Dowodem na to są przepisy, które uzbierałyśmy w ciągu kilku lat. Na burczymiwbrzuchu znajdziecie pleśniak z rabarbarem, racuchy z rabarbarem, pieczoną owsiankę z rabarbarem i knedle z rabarbarem. Nie ma jednak dań z wykorzystaniem go w sposób wytrawny. Czas to zmienić!

W moim rabarbarowym sosie znalazło się sporo orientalnych przypraw korzennych, a także jabłko, imbir i cebula. Dodatek octu i cukru pozwoliły zagęścić sos, zakonserwować go i wydobyć smak. Z podanych proporcji sos może śmiało być zamknięty w słoiku i trzymany w lodówce przez dwa tygodnie. 

Jeśli zdecydujecie się zatrzymać smak rabarbaru na dłużej i przygotować chutney w większych ilościach, sos można śmiało pasteryzować.
A naprawdę warto, bo świetnie smakuje np. z mięsem z grilla, z różnymi serami serami, a może być też smakowitą bazą do azjatyckiego dań z woka.


Chutney z rabarbaru/ duży słoik
  • 500 g obranych łodyg rabarbaru
  • czerwona cebula
  • jabłko
  • 2 cm korzenia imbiru
  • ząbek czosnku
  • 50 ml octu jabłkowego
  • 250 g cukru
  • łyżeczka ziaren kolendry
  • łyżeczka kminu rzymskiego
  • 1/2 łyżeczki suszonych płatków chilli
  • 1/2 łyżeczki kurkumy
  • laska cynamonu
  • 3 goździki
  • 3 ziarenka ziela angielskiego
  • łyżeczka ziarenek pieprzu
  • szczypta soli
  1. Rabarbar i jabłko obieramy, kroimy w kostkę. Cebulę drobno siekamy.
  2. Wszystkie składniki, razem z przyprawami, tartym imbirem, octem i cukrem umieszczamy w garnku z grubym dnem.
  3. Gotujemy na małym przez godzinę lub do momentu, aż chutney zgęstnieje. Od czasu do czasu mieszamy.
  4. W między czasie smakujemy chutney i w razie potrzeby dodajemy więcej cukru lub octu do smaku. 
  5. Po godzinie wyciągamy przyprawy i przekładamy chutney do słoika. Masę możemy również zmiksować dodatkowo blenderem na gładki sos.
Tosia

środa, 16 kwietnia 2014

Chrzan z imbirem


Chrzan na co dzień jest raczej niedocenianym korzeniem. Na szczęście przeżywa swoje 5 minut w okolicach Wielkanocy. Wtedy też ma okazję królować na świątecznym stole jako dodatek do pieczonych mięs, pasztetów i jajek.
Rok temu przerobiłam ok. 2 kg korzenia chrzanu obierając go i ścierając ręcznie. Zajęło mi to bardzo dużo czasu, a przy tym uroniłam niejedną łzę. Uwielbiam ostry chrzan i chrzanię ten kupny pełen konserwantów. 
Domowy jest zdecydowanie najlepszy! Tylko jego przygotowanie wymaga od nas poświęcenia, ale uważam, że przynajmniej raz na rok warto to zrobić.

Przyznam się szczerze, że w tym roku poszłam na łatwiznę. Zaczęłam płakać już przy obieraniu pierwszego korzenia, więc zdecydowałam się wyciągnąć malakser. Jeśli jednak jesteście odważni i nie straszne Wam łzy - polecam ścierać go na tarce ręcznie.


Trochę pochrzaniłam i ponarzekałam, a przecież chrzan, oprócz smaku ma jeszcze tyle wspaniałych właściwości! 
W trakcie przeziębienia rozgrzewa i oczyszcza organizm z toksyn, działa przeciwwirusowo i bakteriobójczo. Dodatkowo spełnia podobne właściwości do kaszy jaglanej - odkwasza organizm. Dlatego jest idealnym dodatkiem na wielkanocnym stole, bo być może uchroni nas przed skutkami ubocznymi przejedzenia.

Chrzan z imbirem / 2 duże słoiki
  • 600 g obranego chrzanu (u mnie 2 korzenie)
  • 50 g obranego korzenia imbiru
  • 3 obrane jabłka
  • 450 g śmietany 18%
  • 2 łyżki majonezu
  • sok z 1 cytryny
  • 4 łyżki miodu
  • sól, pieprz
  1. Obrany chrzan, imbir i jabłka ścieramy na tarce o drobnych oczkach lub wrzucamy do naczynia malaksera i miksujemy.
  2. Do chrzanu i jabłek dodajemy sok z cytryny, śmietanę, majonez, miód oraz sól i pieprz do smaku. Całość dokładnie mieszamy i próbujemy. W razie potrzeby dodajemy więcej miodu lub przypraw.
  3. Chrzan przekładamy do słoików i przechowujemy w lodówce. Najlepiej smakuje dopiero po kilku godzinach, gdy się "przegryzie".
Tosia

środa, 22 stycznia 2014

Domowa musztarda curry




Jest coś magicznego w przygotowywaniu jedzenia od podstaw, w dokarmianiu zakwasu, wyciąganiu z piekarnika świeżo upieczonego chleba i w kiszeniu buraków na barszcz. Znajomi czasem żartują, że moje kuchenne eksperymenty zupełnie nie pasują do tego jak wyglądam, czy ile mam lat. Mielenie twarogu na serniki i wędzenie ryb kojarzyć się może rówieśnikom z kuchennymi praktykami emerytów, a nie panienki, która lubi czasem imprezować do świtu. 

W momencie, gdy mają okazję spróbować tych wyrobów, stwierdzają, że wiek, czy aparycja domowego kucharza przestają mieć w tym przypadku znaczenie. Najważniejszy przecież jest smak i miłość do gotowania.

 Mój dzisiejszy wpis jest już dawno po obiedzie. Liczę jednak na to, że nie jest spóźniony i znajdą się osoby zainteresowane musztardowym tematem.
 Przyznam szczerze, nie spodziewałam się, że zrobienie domowej musztardy jest tak banalnie proste. Wiedziałam, że wystarczą do tego ziarna gorczycy, ocet i woda, ale nie spodziewałam się, że może być gotowa już po 2 dniach.

Przepis na musztardę podpatrzyłam w cudownej książce "Ulubione warzywa Pana Wilkinsona", gdzie przygotowywana była z chrzanem i estragonem. Inspirując się przepisem tytułowego pana Wilkinsona, zrobiłam swoją własną wersję musztardy pełnoziarnistej z miodem i przyprawą curry. 
Trochę się wrobiłam, bo mój luby zażyczył sobie mieć ją zawsze w lodówce. Na pewno będę ją czasem powtarzać, dla smaku i pewności tego co jest w środku zdecydowanie warto!


Domowa musztarda curry*/słoik 500 ml
  • 150 g ziaren gorczycy (75 g żółtych i 75 g czarnych)
  • 70 ml gorącej wody
  • 100 ml octu jabłkowego
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 60 g płynnego miodu (wybrałam lipowy)
  • 2-3 łyżki przyprawy curry lub kurkumy
  1. 100 g ziaren gorczycy wrzucamy do młynka (do przypraw i kawy) lub do moździerza. Gorczycę ucieramy lub miksujemy na miałki proszek. 
  2. Przesypujemy do misy, dodajemy pozostałe ziarenka gorczycy, sól, gorącą wodę oraz ocet. Całość dokładnie mieszamy.
  3. Przyszłą musztardę przekładamy do słoika, który przykrywamy wilgotną ściereczką. Słoik zostawiamy w temperaturze pokojowej na 24 godziny.
  4. Po upływie wskazanego czasu, do gorczycowej pasty dodajemy płynny miód oraz przyprawę curry, dokładnie mieszamy łyżką i ponownie odstawiamy słoik, tym razem na minimum 10 godzin.
  5. Po 10 godzinach musztarda nadaje się już do jedzenia. Przechowujemy ją w lodówce w szczelnie zamkniętym słoiku. Z czasem, musztarda nabiera jeszcze lepszego smaku.
* Inspirowałam się przepisem na Musztardę z chrzanem i estragonem z książki "Ulubione warzywa Pana Wilkinsona".

Tosia

wtorek, 17 grudnia 2013

Kalendarz adwentowy #17: Śledzie z karmelizowaną cebulą


Do pewnych smaków trzeba dorosnąć, na przykład do śledzi. Podobno, ponieważ nie sprawdziłam tego na własnym podniebieniu. W śledziku gustuję już od najmłodszych lat i to kolejna potrawa, która szczególnie smakuje w święta.
Wczoraj przez przypadek wzięłam udział w "śledziowej" degustacji. Na stole u znajomych pojawiła się ryba przygotowana na cztery sposoby. Przystawki wspaniale uzupełniały się z domową bagietką, którą przyniosłam w ramach prezentu. Wszystkie śledzie mi smakowały, ale najbardziej te mięsiste, lekko octowe, przełamane słodkawym smakiem. 
W taki sposób przygotowałam je też ostatnio sama. Wybrałam do tego śledzie w occie, ponieważ nie przepadam za tymi z beczki, które trzeba dodatkowo moczyć w mleku. 

Moje śledzie zostały przełożone karmelizowaną cebulką, korzennymi przyprawami i zalane marynatą. To mało kłopotliwe danie, ponieważ można je przygotować tydzień przed świętami. W tym czasie mogą się marynować w zamkniętym słoiczku, przechowywanym w lodówce.

Z naszych "śledziowych" przepisów polecam też przysmak Vikinga (roladki w tortilii), śledzie z suszonymi pomidorami, bruschettę śledziową, tatar ze śledzia oraz sałatkę śledziową.


Śledzie z karmelizowaną cebulą
  • 400 g filetów śledziowych z oleju/ z octu/ z beczki
  • 3 czerwone cebule
  • 2 łyżki miodu
  • łyżka octu balsamicznego 
  • łyżka masła
  • 3 liście laurowe
  • 5 ziarenek ziela angielskiego
  • ziarenka czarnego pieprzu
  • 3 goździki
  • 1/2 łyżeczki mielonej kolendry
  • 1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
  • łyżeczka musztardy
  • sok z 1 cytryny
  • kilka łyżek oleju lnianego/rzepakowego/ z orzechów 
  • sól, pieprz
  1. Cebule kroimy w piórka, wrzucamy na patelnię z masłem i smażymy kilka minut. Następnie przyprawiamy ją solą, pieprzem, kolendrą i kminem rzymskim. 
  2. Dodajemy łyżkę miodu oraz ocet balsamiczny i karmelizujemy przez kilka minut. Zostawiamy do ostygnięcia.
  3. W przypadku wykorzystania śledzi solonych z beczki, godzinę przez przygotowaniem moczymy je w mleku. Śledzie kroimy w kąski (kwadraciki) i umieszczamy je w słoiku na przemian z karmelizowaną cebulą, zielem angielskim, ziarenkami pieprzu, goździkami i listkami laurowymi.
  4. Do słoiczka wyciskamy sok z cytryny, dodajemy łyżkę miodu, musztardę oraz kilka łyżek oleju. Słoiczek zamykamy i energicznie mieszamy. 
  5. Marynatą zalewamy śledzie w drugim słoiku. Zamykamy i wkładamy do lodówki na minimum kilka godzin.
Tosia

wtorek, 10 grudnia 2013

Kalendarz adwentowy #10: Syrop korzenny


Dzisiaj chciałam powrócić do tematu świątecznych prezentów. Wspominałam już przy okazji przepisu na krem piernikowy, że nie ma cenniejszych podarunków od tych zrobionych od serca. Można oczywiście sprawić komuś ogromną przyjemność kupując kosztowny prezent, ale nie będzie on miał specjalnej wartości, jeśli nie będzie przemyślany. 
Sama już wysłałam list do św. Mikołaja z nadzieją, że sprawi mi kilka cudeniek np. w postaci kulinarnych książek, na które od dawna zacieram rączki. Równie mocno ucieszyłby mnie wszelkiego rodzaju "hendmejdy"i taką zasadą kieruję się szykując prezenty bliskim osobom.

Drugim jadalnym prezentem, który postanowiłam Wam zaproponować jest syrop korzenny. Jego przygotowanie nie wymaga specjalnych zdolności kulinarnych, wystarczy 20 minut spędzonych w kuchni i kilka składników. A właściwie przypraw, cukru oraz wody.
Syrop testowałam już dziś w kawie, swoim zapachem wspaniale oddaje magię świąt. Wyobrażam go też sobie jako dodatek do naleśników, herbaty i grzanego piwa. Wkrótce to sprawdzę!

Syrop korzenny
  • 300 ml wody
  • 300 g cukru trzcinowego (można zastąpić cukrem białym)
  • laska cynamonu lub łyżeczka mielonego cynamonu
  • 3 goździki
  • gwiazda anyżu
  • 3 ziela angielskie
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • laska wanilii lub łyżeczka ekstraktu z wanilii
  1. Wszystkie składniki umieszczamy w rondelku (laskę wanilii przecinamy i dodajemy ziarenka oraz skórkę).
  2. Całość gotujemy na małym ogniu przez 20 minut.
  3. Po tym czasie wyciągamy przyprawy i studzimy syrop.
  4. Szklanką butelkę sparzamy i przelewamy do niej syrop.
  5. Przechowujemy w lodówce do 2 tygodni.
Tosia

środa, 18 września 2013

Konfitura z czerwonej cebuli z figami


Jest wiele cudownych zapachów, które mogą unosić się w kuchni w trakcie gotowania. Niektóre z nich są naprawdę wyjątkowe. Nie ma przyjemniejszego aromatu od świeżo upieczonego chleba, który wita Cię u progu domu. Tym zapachem często kuszę kurierów, listonoszy i niezapowiedzianych gości, kiedy otwieram drzwi. Ale tylko szczęśliwi wchodzą do środka, by móc się poczęstować.
W podobny sposób działa na mnie także inne naturalne pachnidło - smażona cebulka. Słabość do tego zapachu mam od dziecka i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jeszcze lepiej, kiedy cebula jest dodatkowo karmelizowana!

Wiem, że nie tylko ja lubię ją przemycać w wielu potrawach, dlatego specjalnie zajrzałam do archiwum, by zobaczyć ile przepisów z karmelizowaną cebulą przygotowałyśmy ze Śliwką do tej pory. Okazało się, że naprawdę sporo. Nie chcę Was zanudzać linkami, ale pokaże chociaż kilka z nich. Karmelizowana cebula znalazła się między innymi w: Rustykalnej tarcie galette z kozim serem, Kremie z kalafiora, Grillowanej pizzy z figami.

Jak widzicie na przykładzie ostatniego przepisu, zdążyłam już sprawdzić połączenie jej z figami i muszę przyznać, że jest znakomite. Dlatego zabierając się za zimowe zapasy, postanowiłam do konfitury z cebuli dodać figi i tymianek. Wyszło z tego cudo, które idealnie pasuje do serów, chleba, tart, czy zup!

Konfitura z czerwonej cebuli z figami/1 słoik
  • 1 kg czerwonej cebuli
  • ząbek czosnku
  • 3-4 figi
  • 3 łyżki miodu
  • 5-6 łyżek octu balsamicznego
  • liście świeżego tymianku
  • sól, pieprz
  • 2 łyżki masła/masła klarowanego/oliwy
  1. Cebule obieramy, kroimy wzdłuż na pół i siekamy w piórka. W garnku lub na patelni o grubym dnie rozgrzewamy masło lub oliwę. Wrzucamy cebulę i smażymy 3 minuty.  
  2. Następnie dodajemy posiekany ząbek czosnku, a cebulę solimy (dzięki temu szybciej zmięknie) i pieprzymy do smaku. Zmniejszamy ogień i całość dusimy ok. 10 minut.
  3. Po tym czasie dodajemy pokrojone w kosteczkę figi, mieszamy i dusimy 3 minuty. Dodajemy miód oraz ocet balsamiczny. W dłoniach rozcieramy listki świeżego tymianku i dodajemy do pozostałych składników.
  4. Konfiturę dusimy na małym ogniu jeszcze przez 5-10 minut. Na koniec przyprawiamy całość solą i pieprzem do smaku. 
  5. Ciepłą konfiturę przekładamy do wyparzonych słoików oraz pasteryzujemy lub zjadamy w ciągu kilku dni i przechowujemy w lodówce.
Tosia

wtorek, 27 sierpnia 2013

Jak zrobić suszone pomidory?


Gotowanie rządzi się swoimi prawami. W kuchni cenię sobie pracę u podstaw, a raczej od podstaw :) 
Dlatego moje kuchenne cztery kąty w ciągu tygodnia potrafią się zmieniać wielokrotnie. Przechodzą metamorfozę niczym kameleon, od domowej piekarni, przez mleczarnię, kończąc na burgerowni. 
Pod koniec sierpnia moja kuchnia jest wyjątkowa, bowiem zamienia się w fabrykę suszonych pomidorów. A suszone pomidory kocham nad życie!

Dwa lata temu, czyli wieki temu zamieściłam na blogu przepis na domowe suszone pomidory. Od tego czasu urozmaiciłam i usprawniłam nieco etap ich przygotowania, dlatego uznałam, że należy się z tej okazji nowy wpis.
W zeszłym tygodniu przerobiłam 15 kilogramów podłużnych pomidorów. Z taką ilością można już śmiało eksperymentować, wybierając różne formy ich dalszego zakonserwowania. 

Poniżej znajdziecie podstawowy przepis na suszone pomidory. Połówki świeżych pomidorów można od razu piec lub je wydrążyć. Ja wybieram drugą metodę, ponieważ miąższ ma najwięcej soku i suszenie mogłoby trwać o wiele dłużej i być problematyczne z powodu czyszczenia piekarnika. 
Wydrążone pomidory oczywiście się nie zmarnują, można z nich zrobić sok lub zupę (ale o tym już poniżej).
Po suszeniu możecie wybrać już sami, czy Wasze pomidory zostaną zamrożone, zrobicie z nich pesto, a może znajdą się w słoiku? 
Na słoiki też mam dwa sposoby. Pierwszy z nich to zalanie ich dobrej jakości oliwą. Należy jednak pamiętać, że takie pomidory trzeba szybko zjeść, ale z tym raczej nie będzie problemu :)
Kolejny sposób na słoiki z pomidorami, to zalanie ich ciepłym olejem słonecznikowym/rzepakowym. Dzięki temu mogą wytrzymać w chłodnym miejscu nawet do zimy!



Pieczone, suszone pomidory
  • 15 kg podłużnych pomidorów (lima lub "paprykowych")
  • 4 łyżeczki soli
  • 4 łyżeczki cukru
  • 2 łyżki ziaren prowansalskich/oregano
  • listki świeżego tymianku/rozmarynu
  1. Pomidory myjemy, osuszamy, kroimy wzdłuż na pół i wydrążamy środki. Miąższ przekładamy do dużego garnka, a wydrążone pomidory kładziemy na blasze wyłożonej pergaminem, skórką ku dołowi.
  2. Sól mieszamy z cukrem i suszonym oregano (lub ziołami prowansalskimi). Mieszanką posypujemy ciasno ułożone pomidory. Na każdej połówce pomidora kładziemy także gałązkę/listek świeżego tymianku lub rozmarynu.
  3. W piekarniku włączamy termoobieg i ustawiamy temperaturę 100 stopni. Wkładamy kilka blaszek na raz (u mnie wyszło w sumie 9 blach, piekłam w 3 partiach). Uchylamy drzwiczki i suszymy pomidory przez minimum 2 godziny.
  4. Po tym czasie sprawdzamy pomidory. Poprawnie upieczone powinny mieść pomarszczoną skórkę na brzegach, ale przy tym sprężysty środek (nie mają z tego wyjść chipsy). Jeśli zajdzie taka potrzeba, czas pieczenia wydłużamy nawet do kolejnej godziny.
  5. Upieczone pomidory przekładamy na kuchenną kratkę i studzimy.

W tym momencie mamy wiele możliwości wykorzystania świeżo ususzonych pomidorów:
  1. Ostudzone przekładamy do foliowych torebek i mrozimy.
  2. Ostudzone pomidory drobno siekamy i wrzucamy do foremek na kostki lodu. Zalewamy oliwą i mrozimy.
  3. Upieczone miksujemy z czosnkiem, orzechami piniowymi/włoskimi/ziarnami słonecznika, ziołami, solą, pieprzem i oliwą na gładkie pesto.
  4. Wrzucamy do słoika razem z kulkami mozzarelli i zalewamy oliwą dobrej jakości.
  5. Przekładamy do słoików i zalewamy ciepłym olejem słonecznikowym. Stawiamy w ciemnym miejscu i czekamy na zimę.
Suszone pomidory z mozzarellą w oliwie/1 słoik
  • upieczone, suszone pomidory
  • kulki mozzarelli
  • świeże listki tyminaku
  • ząbek czosnku
  • łyżka octu balsamicznego
  • ziarenka kolorowego pieprzu
  • oliwa
  1. Pomidory wrzucamy do miseczki. Dodajemy posiekany drobno czosnek, kulki mozzarelli, 2 łyżki oliwy i ocet balsamiczny. Całość dokładnie mieszamy.
  2. Tak przygotowane pomidory przekładamy do sparzonego wcześniej wrzątkiem słoika. Dodajemy ziarenka kolorowego pieprzu i zalewamy oliwą.
  3. Słoik zakręcamy i stawiamy do lodówki.
  4. Pomidory zjadamy w ciągu 2 tygodni.

Suszone pomidory w oleju słonecznikowym - przepis na zimę/1 słoik
  • upieczone, suszone pomidory
  • ząbek czosnku
  • łyżeczka oregano/ziół prowansalskich
  • 2 łyżki ziaren słonecznika
  • łyżeczka octu balsamicznego
  • świeże listki tymianku
  • olej słonecznikowy
  1. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Wkładamy czysty słoik i zostawiamy go na 15 minut.
  2. Suszone pomidory mieszamy z ziarnami słonecznika, posiekanym drobno czosnkiem, ziołami prowansalskimi/oregano, listkami tymianku i octem balsamicznym.
  3. Całość przekładamy do słoików.
  4. W garnuszku podgrzewamy olej. Gdy wrzucimy kawałeczek chleba i zacznie się pienić, to znak, że jest już odpowiednio podgrzany.
  5. Ciepłym olejem zalewamy pomidory. Słoik zakręcamy i ustawiamy dnem do góry na kilka godzin.
  6. Pomidory przechowujemy w chłodnym miejscu. Trzymają się nawet kilka miesięcy!
 

Sok pomidorowy
  • miąższ z 15 kg podłużnych pomidorów
  • 5 ząbków czosnku
  • 1/2 papryczki chilli
  • 3 listki laurowe
  • łyżeczka ziela angielskiego
  • łyżeczka kolorowego pieprzu
  • sól, cukier
  1. Miąższ z wydrążonych pomidorów przekładamy do dużego garnka. Wrzucamy ząbki czosnku, papryczkę chilli, liście laurowe, ziele angielskie i kolorowy pieprz.
  2. Całość gotujemy na małym ogniu przez 40 minut. Następnie przecieramy przez sito.
  3. Przetarty sok przelewamy ponownie do garnka. Przyprawiamy do smaku solą, cukrem i pieprzem. Podgrzewamy na małym ogniu jeszcze kilka minut.
  4. Z powstałego soku robimy zupę pomidorową lub przelewamy do czystych, wyparzonych słoików/butelek i pasteryzujemy.
Tosia

czwartek, 18 lipca 2013

Konfitura wiśniowa z czekoladą


Historia lubi się powtarzać. 
Wiem, że obecnie największą zbrodnią jest zamartwianie się, że lato się kiedyś skończy, ale mam jeden argument dlaczego przyszła mi ta myśl w ogóle do głowy. 
Co roku, gdy następuje ten przykry moment, że na straganach znikają sezonową produkty, a liście zaczynają spadać z drzew, obiecuję sobie, że w przyszłym roku przygotuję więcej zapasów na zimę. Dlatego zaopatrzyłam się w porządną kolekcję słoików już w lipcu i małymi krokami szykuję przetwory na gorsze dni. Dzięki temu będę mogła się cieszyć wakacyjnymi warzywami i owocami cały rok, bo zamknę je w słoiczkach.
Zazwyczaj skupiam się na pomidorach i szykuję zapasy w postaci suszonych pomidorów, czy domowego ketchupu. Na podłużne pomidory, które nadają się do tego idealnie muszę jeszcze chwilę zaczekać, dlatego dla odmiany, skupiłam się na słodkich przetworach.
Do połączenia wiśni z czekoladą chyba nie muszę nikogo długo przekonywać? Ta niezwykle dobrana para została bohaterką mojej pierwszej, tegorocznej konfitury. 
Zamknęłam ją w dwóch małych słoiczkach i już wiem, że czeka mnie powtórka, aby konfiturę wiśniową z czekoladą zrobić raz jeszcze w większej ilości i zapasteryzować. 
Coś czuję, że znakomicie sprawdzi się na leniwe, zimowe śniadania jako dodatek do tostów, czy naleśników :)

Konfitura wiśniowa z czekoladą/2 słoiki po 330 ml
  • 1 kg wiśni (800 g po wydrylowaniu)
  • 250 g cukru + 50 g
  • 30 g kakao
  • 30 g groszków czekoladowych
  • 50 ml wody lub whiskey
  1. Wydrylowane wiśnie przekładamy na sito, posypujemy 50 g cukru i zostawiamy na godzinę.
  2. Owoce odsączamy z soku (który zostawiamy na potem) i wrzucamy je do garnka z grubym dnem. Dodajemy cukier i gotujemy na małym ogniu przez godzinę, od czasu do czasu mieszając. Po godzinie zostawiamy konfiturę do ostudzenia na następny dzień.
  3. Drugiego dnia, stawiamy ponownie garnek na gazie, a do powstałej dnia poprzedniego konfitury dodajemy sok z wiśni. Całość mieszamy i gotujemy na małym ogniu godzinę.
  4. W następnym kroku można postąpić na dwa sposoby - zostawić garnek z konfiturą na następny dzień i gotować wtedy kolejną godzinę lub od razu dodać  kakao.
  5. Kakao wsypujemy do miseczki, wlewamy 50 ml wody lub whiskey i mieszamy trzepaczką. Powstałą pastę dodajemy do gotującej się konfitury. Podgrzewamy jeszcze 10 minut, aż zgęstnieje. Na koniec garnek zestawiamy z ognia i dodajemy groszki czekoladowe, które pod pływem ciepła same się rozpuszczą.
  6. Gotową konfiturę przekładamy do czystych słoiczków. Zjadamy od razu lub pasteryzujemy i zostawiamy na lepsze dni.
Jak pasteryzować zapasy na zimę przeczytasz tu lub tu.

Tosia

czwartek, 9 sierpnia 2012

Zapasy na zimę : Domowy ketchup z imbirem



































Ostatnio, podczas spaceru na okoliczną halę targową poczułam silny podmuch wiatru. A wraz z nim zapach zbliżającej się jesieni. 
Lubię początek jesieni, ale we wrześniowych promykach słońca i powiewach wiatru jest coś niepokojącego. Być może jesień niesie za sobą tajemnicę przyszłych dni. 
Tak jak dla wielu rozpoczęciem czegoś nowego jest pierwszy dzień stycznia, tak dla mnie nowym etapem w ciągu roku jest zawsze jesień.
Wiem, że trochę się zagalopowałam i powinnam się cieszyć resztkami lata, bo słonecznych dni mam nadzieję, że trochę nam jeszcze zostało. Ale to idealny moment na to, aby przygotować się na zimę i zachować smak lata w słoiku!
Zmierzam zatem do tego, że ten podmuch wiatru przypomniał mi o przetworach na zimę. Co roku, gdy pojawiają się mrozy i kończą się słoiki z domowymi przetworami obiecuję sobie, że w przyszłe wakacje przygotuję ich więcej.
Na pierwszy rzut zabrałam się za produkcję domowego ketchupu. 
Tak naprawdę najpierw chciałam przygotować suszone pomidory jak rok temu, ale na giełdzie dowiedziałam się od sympatycznej Pani, że na tanie i dorodne pomidory lima powinnam zaczekać jeszcze dwa tygodnie.
Sezon na produkcję zapasów na zimę otworzyłam mimo wszystko pomidorowo, zmieniając nieco plany.
Domowy ketchup z letnich pomidorów będzie mi przypominał smak wakacji za każdym razem, gdy będę jadła zimą frytki, domową pizzę, zapiekanki i kanapki :)
 Świetnie sprawdzi się też jako baza do sosów np. do lasagne.
Wykonanie takiego ketchupu nie jest trudne, wymaga jedynie kilku kilogramów pomidorów i odrobiny cierpliwości. 
To inwestycja, która opłaci się w smutne, ponure, zimowe dni!


Domowy ketchup z imbirem/ ok. 2 litry
  • 5 kg pomidorów
  • 1 kg cebuli
  • główka czosnku
  • pół korzenia selera
  • 3 papryki
  • 2 jabłka
  • 200 g korzenia imbiru
  • 300 g cukru
  • 100 g octu winnego
  • 5 łyżeczek soli
  • 3 łyżeczki ziaren pieprzu
  • 3 papryczki chilli
  • 3 liście laurowe
  • 3 łyżeczki ziaren kolendry
  • 4 łyżki ziół prowansalskich 
  1. Pomidory myjemy, osuszamy i kroimy w ćwiartki.
  2. Ząbki czosnku obieramy i łączymy z pomidorami. Dodajemy papryczki chilli. Obieramy także cebulę oraz imbir i kroimy na mniejsze części. Wszystkie składniki łączymy ze sobą i dzielimy na kilka porcji.
  3. Przygotowane składniki miksujemy na gładką masę za pomocą blendera (prawdopodobnie w kilku partiach). Gotowy przecier pomidorowy przelewamy do wysokiego garnka.
  4. Do przecieru dodajmy obrane i pokrojony na mniejsze kawałki seler oraz jabłka.
  5. Całość przyprawiamy solą, pieprzem i dodajemy liście laurowe. Gotujemy na małym ogniu przez 2 godziny.
  6. Następnie wyławiamy liście laurowe i miksujemy ugotowany sos ponownie na gładką masę, którą przelewamy z powrotem do garnka.
  7. Do przecieru dodajemy ocet oraz cukier, mieszamy i wstawiamy na mały ogień.
  8. Na suchej patelni prażymy ziarna kolendry. Gdy się zarumienią przerzucamy je do moździerza, ucieramy, łączymy z ziołami prowansalskimi i dodajemy do sosu.
  9. Ketchup gotujemy jeszcze godzinę, od czasu do czasu mieszając. Gotowy sos studzimy i pasteryzujemy.
Pasteryzacja
  1.  Słoiki wyparzamy wrzącą wodą.
  2. Ugotowany ketchup przelewamy do słoików i mocno zakręcamy.
  3. W szerokim i wysokim garnku gotujemy wodę.
  4. Na dno garnka kładziemy ściereczkę kuchenną.
  5. Słoiki wkładamy do gotującej się wody, tak aby woda sięgała do ich 3/4 wysokości.
  6. Tak włożone słoiki gotujemy przez 15 minut.
  7. Wyciągamy z garnka, stawiamy do góry nogami (nakrętką ku dołowi) i studzimy.
  8. Przechowujemy w ciemnym miejscu lub w lodówce (otwarty słoik).
































 Tosia

wtorek, 11 października 2011

Zapasy na zimę: Chutney z żółtych pomidorów


To kolejna, po gruszkach w occie propozycja do "zapakowania" na chłodne dni i nie tylko. Chutney, czyli właściwie trochę bardziej wytrawna konfitura, idealnie nadaje się do serów, czy po prostu na kanapkę. Nie mogłam się powstrzymać, gdy zobaczyłam te piękne, żółte pomidory, które zdawały się krzyczeć "weź mnie do domu!". Poza wyglądem okazały się wyjątkowe w smaku, trochę kwaskowate, czyli takie jak lubię. Przyjemna odmiana po tych mdłych, na które ostatnio często trafiam. Będę musiała je jeszcze wykorzystać...może, żółta zupa?:)

Chutney z żółtych pomidorów ( dwa słoiczki o pojemności 500ml)
- 12 żółtych pomidorów
- 1 mała, biała cebula
- 150g brązowego cukru
- 1 mała papryczka chilli
- 3cm kawałek świeżego imbiru
- 2 ząbki czosnku
- 6 łyżek octu jabłkowego
- pół łyżeczki cynamonu
- 1,5 łyżeczki soli

Pomidory umyj i pokrój na małe kawałki. Cebulę poszatkuj. Wrzuć je do garnka dodaj całą resztę składników i gotuj na dużym ogniu przez około 10 minut. Następnie zmniejsz ogień i na małym ogniu gotuj przez około godzinę, aż chutney przestanie być lejący.
Przełóż do wyparzonych wrzątkiem słoiczków.

Ja lubię, czuć kawałki pomidorów, ale jeśli wolisz, żeby był jednolity, przetrzyj go przez miękkie sitko.

Jeśli nie wytrzymasz do zimy, poczekaj aż ostygnie i wsadź do lodówki. Ja wybrałam tę metodę, gdyż pamiętam, że gdy kiedyś robiłam chutney (co prawda o innym smaku, więc ciężko mi powiedzieć czy zachowa się analogicznie), wytrzymał w lodówce parę miesięcy, dzięki octowi, który go konserwuje.

Jeśli ma starczyć na dłużej, musisz go spasteryzować. Sposób pasteryzacji znajdziesz tutaj

Śliwka

piątek, 7 października 2011

Zapasy na zimę: Imbirowe gruszki w occie


Jesień to szczególny czas w roku, który mi, poza pięknymi kolorami drzew, kojarzy się z zapachami powideł, dżemów i innych przetworów, za które się zabieram próbując zamknąć w słoiczku odrobinę lata. 
Właśnie jesienią chcemy przedstawić wam nową serię przepisów- "Zapasy na zimę", w której podzielimy się z wami naszymi pomysłami na różnorodne przetwory. 
Mam do tych czynności szczególny sentyment, bo właściwie można powiedzieć, że moje zainteresowanie gotowaniem zakiełkowało przy smażeniu pierwszych konfitur (wiśniowych). Wtedy uświadomiłam sobie w jak prosty sposób można wyczarować coś swojego, pysznego i w pełni naturalnego i przy tym czerpać przyjemność z obdarowywania innych małymi słoiczkami pełnymi łakoci. 
Dzisiaj przedstawiam imbirowe gruszki w occie o bardzo charakterystycznym i mocnym smaku. Nie mogłam się powstrzymać i już dzisiaj zjadłam kilka...chyba nie wytrzymają do zimy:)

Imbirowe gruszki w occie (2 słoiki o pojemności 500ml)
- 10 średnich gruszek
- 1 litr wody
- 300ml octu spirytusowego 10% + 1 łyżeczka
- 10 łyżek cukru
- 1 kora cynamonu
- 3cm kawałek świeżego imbiru
- 4 goździki

Gruszki obierz ze skórki, przekrój na pół i wykrój gniazda nasienne. Wsadź do miski, nalej tyle wody, aby przykrywała gruszki i dodaj 1 łyżeczkę octu, żeby gruszki nie ściemniały.
W rondelku rozgrzej 1 litr wody z cukrem i octem. Przekrój korę cynamonową na pół i dodaj do gotującego się roztworu. Imbir obierz ze skórki, pokrój na dwa kawałki i wrzuć do rondelka. Dodaj też goździki.
Następnie wyjmij gruszki z kwaśnej wody (wylej wodę) i wrzuć do gotującego się roztworu. Gotuj je do miękkości ok. 10-15 minut (zależy jak twarde były na początku, u mnie zajęło to 15 minut przy bardzo twardych gruszkach).
Gruszki wyjmij z roztworu i przełóż do wyparzonych wrzątkiem słoiczków. Wyjmij też korę cynamonu, imbir i goździki i rozdziel po połowie do słoiczków. Zalej zawartość słoiczka roztworem z garnka do wysokości 2 centymetrów poniżej wysokości słoika. 
Jeśli nie wytrzymasz do zimy i chcesz opróżnić słoiczek w najbliższych tygodniach- zakręć słoiczek, poczekaj aż wystygnie i trzymaj w lodówce- gotowe są już następnego dnia.
Jeśli mają starczyć na dłużej, musisz je spasteryzować (patrz niżej)

Jak pasteryzować?
Pasteryzacja sprawia, że nasze produkty nie będą narażone na bakterie przez dłuższy czas. Pozwala to trzymać słoiki w spiżarni, bez strachu, że w najbliższym czasie mogą się zepsuć. Oczywiście po otwarciu danego słoiczka, zasada już nie działa i trzeba trzymać produkt w lodówce.

Są dwa sposoby pasteryzowania "zapasów". Niektórzy ludzie używają do tego piekarnika, ja z przyzwyczajenia wybieram zawsze wersję "mokrą".

Garnek wyłóż materiałową ściereczką, połóż na niej zakręcone słoiki i nalej wody do wysokości 3/4 słoika. Gotuj od momentu wrzenia przez około 20 minut. Po tym czasie wyjmij słoiczki i ustaw do góry nogami, aż wystygną. 

Śliwka

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...