Tak się złożyło, że obchodzimy z Pawłem (znanym wam już pewnie ze zdjęć brodaczem) urodziny w podobnym czasie. Jest to już powoli tradycją, że imprezę urodzinową wyprawiamy razem, a ponieważ świętujemy podwójnie, to zazwyczaj jest hucznie.
W tym roku tematem imprezy było "Into the wild", więc zmusiliśmy gości do pobudzenia wyobraźni i przebrania się. Dobieranie krawatu pod sukienkę partnerki to zupełnie nie nasza bajka, ale początkowo mieliśmy pomysł, że przebiorę się za nimfę wodną, a on za rybaka, który mnie złowił. Ostatecznie skończyłam jako topielica, a Paweł był pniem bez gałęzi.
Pozostając jednak w wodnych klimatach, zaserwowałam ostatnio kapitanowi Zissou na obiad mule. Nie jadam ich codziennie na śniadanie z kawiorem i lampką szampana, ale od czasu do czasu można zaszaleć. Robiłam je już na kilka sposobów, po marynarsku w pomidorach, z szafranem oraz w mleku kokosowym. Tym razem postawiłam na cydr i jak zwykle wyszły przepyszne, chyba do tej pory najlepsze, chociaż pewnie wiele zależy od ich gatunku i świeżości. Najbardziej lubię na koniec maczać bagietkę w sosie, w którym się dusiły. Teraz żałuję, że nie posypałam ich jeszcze parmezanem :)
Mule w cydrze/ (2 porcje)
- kg muli
- cebula
- ząbek czosnku
- łyżeczka posiekanej papryczki chilli
- 1/2 jabłka
- 300 ml cydru
- 2 łyżki masła
- łyżeczka miodu
- 1/4 łyżeczki kurkumy
- sól, świeżo mielony pieprz
- cytryny i świeża kolendra do podania
- Mule sprawdzamy, pęknięte i otwarte wyrzucamy. Uchylonymi małżami pukamy o blat, te, które się nie zamkną trzeba wyrzucić. Pozostałe mule szorujemy, odrywamy bisiory(niteczki) i przepłukujemy na sicie.
- W dużym garnku podsmażamy posiekaną drobno cebulę z poszatkowanym czosnkiem i chilli. Po kilku minutach dodajemy pokrojone w kostkę jabłko. Podsmażamy krótką chwilę, przyprawiamy solą, pieprzem, kurkumą, dodajemy miód i karmelizujemy minutę.
- Następnie wlewamy cydr i chwilę podgrzewamy, aby przeszedł smakiem pozostałych składników.
- Wrzucamy mule i gotujemy pod przykryciem przez 4-5 minut. Od czasu do czasu potrząsamy garnkiem.
- Wyrzucamy mule, które się nie otworzyły. Resztę posypujemy kolendrą i serwujemy polane sosem, z bagietką i cytryną.
pozdrowienia dla brodacza ze zdjęć ;)
OdpowiedzUsuńMacie bardzo fajną tradycję, ja niestety z moimi przyjaciółmi nie mogę wyprawiać urodzin, gdyż daty są totalnie rozstrzelone w czasie. Ale za to każdemu wyprawiamy małą imprezę, gdzie ja i mój kucharz (co za zbieg okoliczności - non stop żremy się w kuchni :p ) dzierżymy pałeczkę cateringową.
Wspaniałe mule - u mnie dziś na tapecie. Zrobiłam je "po marynarsku", ale prawda jest taka, że rzucałam do garnka, co mi na myśl przyszło. A, że jakoś trzeba było nazwać, to są "mule po marynarsku" ;)
Ale się rozpisałam. Pozdrawiam!
Boję się kupować takie rzeczy w polskich sklepach... Raz strasznie nacięłam się na krewetki... Od tego czasu tylko prywatny import z Oslo :)
OdpowiedzUsuńWyglądają przeapetycznie, skusiłabym się na nie; )
OdpowiedzUsuńa gdzie kupić mule w Gdyni- świeże?? :)
OdpowiedzUsuńŚwieże mule można kupić na hali rybnej w Gdyni w weekendy, zazwyczaj już w piątki się pojawiają. Jest też sieciówka delikatesów rybnych, chyba Gadus się nazywa, tam chyba można też sobie zamówić mule. Można je również dostać w Makro, a ostatnio zaczęły się pojawiać nawet w Lidlu i Biedronce :)
UsuńPozdrawiam, Tosia.
Wspaniały przepis, tak przyrządzone mule z wytrawnym cydrem i jabłkami z prosto ogrodu dosłownie rozpływały się w ustach!
OdpowiedzUsuń