wtorek, 15 lutego 2011

Kulinarna podróż do Barcelony

 Zauważyłam od pewnego czasu, że Barcelona stała się bardzo popularnym celem podróży. Każdy kto w niej był zachwyca się nią do znudzenia. Ja wcześniej nie czułam tego,że Barcelona jest takim niesamowitym miejscem, wydawała mi się przereklamowana i wcale nie planowałam prędko się tam wybrać, jednak los pisze ciekawe scenariusze i dziwnym trafem się w niej znalazłam. Rzeczywiście, przyznaję wszystkim rację, że Barcelona jest wspaniała. Nie będę tutaj pisać o atmosferze miasta, czy architekturze Gaudiego, a skupię się na najbardziej interesującym dla mnie wątku - kulinarnym.

      Targ La Boqueria

Pierwszym, ważnym miejscem, które trzeba odwiedzić podczas podróży kulinarnej po Barcelonie jest targ La Boqueria. Targ ten cieszy się dużą popularnością wśród turystów, ponieważ znajduje się przy La Rambla. Dlatego z przodu hali znajdują się stoiska z cenami i produktami dla turystów. Na targu można kupić wspaniałe i świeże produkty wysokiej jakości, między innymi: owoce, warzywa, słodycze, przyprawy, mięsa, wędliny, ryby i owoce morza.


Szeroki wybór warzyw i owoców

Suszone owoce, bakalie i czekoladki

 Świeże ryby

Ruszające się krewetki
                                                  Stoisko z wędlinami i serami
                              Stoisko z najsmaczniejszymi oliwkami jakie jadłam

  W Barcelonie oprócz targu, który mnie zachwycił, znajduje się wiele świetnych knajp. Przy wyborze restauracji warto kierować się gośćmi, którzy w niej się znajdują. Im więcej Katalończyków i mniej turystów, tym prawdopodobnie lepsza knajpa. W Hiszpanii często spotykane w restauracjach są promocje np. zestaw dla dwóch osób, składający się z 4 tapas na zimno, 4 tapas na ciepło i dzbanka pełnego Sangrii. Widziałam, że korzystali z nich miejscowi, dlatego nie obawiałam się zaryzykować i skorzystać z promocji.

                                              Sangria - napój na bazie wina i owoców

      4 sałatki podane jako zimne tapas oraz pa amb tomaquet - chleb z pomidorem

 Jednak nie zawsze było kolorowo i smacznie. Niestety raz "nadzialiśmy" się na turystyczną pułapkę. Weszliśmy do knajpy z dużą ilością promocyjnych tabliczek, początkowo wydawało nam się, że to świetna oferta - 2 dania za 10 euro, jednak w prawie wszystkich restauracjach w Barcelonie nie ma karty z cenami napojów. Często menu jest wyłącznie po katalońsku, który jest zupełnie innym językiem niż hiszpański, a obsługa niechętnie porozumiewa się po angielsku. Kelner powiedział, że nie ma soków, ale zasugerował, że jest Cola, zgodziłam się więc, ponieważ zamawianie w restauracji po katalońsku było dla mnie stresujące. Kelner przyniósł wielką Colę z długą słomką, która zapewne miała robić wrażenie na naiwnych turystach, a przy płaceniu rachunku okazało się, że impreza z Colą kosztowała mnie 5 euro. Paella mi nie smakowała, ponieważ dzień wcześniej jadłam wyśmienitą w małej knajpce, a gazpacho było wodniste i bez charakteru. Zawsze mi się wydawało, że gazpacho to gęsta zupa. Od tego czasu byłam obrażona na tego typu miejsca i jeszcze staranniej dobierałam miejsca w których jedliśmy. O wiele lepsze doświadczenia miałam z restauracjami dla Katalończyków w miejscach poza centrum. Dlatego przestrzegam was przed miejscami zawalonymi kolorowymi tabliczkami przedstawiającymi paelle oraz pizze, ponieważ są to miejsca typowo turystyczne w których nie dostaniecie wyśmienitego jedzenia ze świeżych, regionalnych składników.

Odstraszające reklamy

Pyszna paella ze świeżymi owocami morza z małej knajpki poza centrum
                                                       
Natomiast wszystkim mogę polecić restaurację La Txapela, która ma kilka siedzib, między innymi na Passeig de Gracia. Specjalizuje się w podawaniu tapas. Najlepiej w tego typu knajpach usiąść przy barze wokół którego znajdują się wystawione, przygotowane przekąski, tym bardziej, że menu było po katalońsku. Czasami nie do końca wiedzieliśmy co jemy, jednak smak niektórych z nich pamiętam do dziś. W La Txapela tapas podawane są głownie na małych kromkach bagietki lub w formie szaszłyków. Jedliśmy np. bagietkę z panierowanym kalmarem, pastę z paluszków krabowych na cieście francuskim, szaszłyk z krewetkami na bagietce z kawiorem, czy tatar na bagietce z papryczką peperoni.



Kuchnia katalońska jest wyśmienita, a Barcelona to idealne miejsce na podróż po krainie smaków!
Wkrótce przepis na domowe tapas.

Tosia

8 komentarzy:

  1. Jestem świeżo po obiedzie, ale oglądając te wszystkie zdjęcia zgłodniałem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tapasy i szynki wspaniałe. Zazdroszczę takich atrakcji kulinarnych.

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniałe chwile! a sangrie bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezusieńku,Tosia uwielbiam czytać Twojego bloga,to może brzmieć śmiesznie,ale nikt tak ładnie nie pisze o jedzeniu jak Ty :) Stachowska.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna podróż! Uwielbiam takie targi, tyle tam jest do odkrycia!! Sangria wygląda tak zachęcająco, że aż mi ślinka cieknie :):)

    OdpowiedzUsuń
  6. Do Barcelony ponioslo nas ubieglej jesieni i jestem pewna, ze bedziemy tam wracac - chocby dla jedzenia. Blisko Ramblas latwo sie nadziac na turystyczne pulapki, ale i tam znajdzie sie kilka naprawde milych lokali. Bardzo podoba mi sie fakt, ze w stolicy Katalonii mozna dobrze zjesc bez wzgledu na budzet. Do Alkimii nie udalo nam sie trafic, ale odkrylismy swietna restauracje La Cupula, nieopodal Sagrada Familia, gdzie jadlam chyba najlepszy arroz negro w zyciu.
    A La Boqueria - rewelacja! Zwlaszcza zywe, uciekajace owoce morza :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się w całej rozciągłości. Ja z kolei jadłam we wrześniu pyszną paellę w knajpce wyglądającej jak bar dworcowy (czym chyba w istocie było) przy jakiejśtam stacji metra kelner ani w ząb po angielsku my ani w ząb po hiszpańsku że o katalońskim nie wspomnę, od placu Espana w stronę Parc de Espana Industrial (który też niezmiernie mi się podobał, zdecydowanie bardziej niż Parc dela Ciutadela (inna rzecz że na drugi dzień po zakończeniu Fiesta dela Marce w takim miejscu musi być syf...) żałuję tylko że nie byłam z innymi foodie, bo wchodząc na La Boqueria miałam wrażenie jakbym jadła cukierka przez szybę...
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, przede mną lutowa wycieczka do Barcelony. Zachwalasz to jedzonko, a mi trochę smutno, że tak mało wege-żarcia tu widzę. Chyba pozostanę przy wsuwaniu pysznych owocków z la boquerii! : )

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na sporą ilość przychodzącego spamu, byłyśmy zmuszone włączyć na kilka dni weryfikacje obrazkową.
Z góry przepraszamy za utrudnienia przy komentowaniu :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...