poniedziałek, 28 listopada 2016

Śniadanie do łóżka #226: Owsiane ciasteczka z żurawiną



Dzisiaj o śniadaniu, ale bardziej o drugim, tym które zwykle zabieramy gdzieś ze sobą, do skubnięcia, gdy dopadnie nas mały głód. Ciasteczka owsiane. Zdrowa przekąska, która pozwala nam się cieszyć słodyczami z mniejszymi wyrzutami sumienia. Zjadłam już wiele kupnych wersji, ale każda wydawała mi się zbyt "zdrowa" a za mało smaczna. Moi drodzy, nie tym razem. Te ciasteczka są po prostu obłędne!

No ale zacznijmy od początku. Ostatnio napisała do mnie jedna z czytelniczek, której dziecko jest strasznym niejadkiem. Próbowała wszystkiego, starała się do tematu podejść z każdej strony, a on nic, ani kaszki, ani zupy, ani chleba. Zdradziła mi, że jedną z niewielu rzeczy, którą zjadałby w każdej ilości są ciasteczka, ale przecież ciasteczek podawać mu nie będzie. Wtedy wpadłam na pomysł na opracowanie takich ciasteczek, które wprawdzie nie będą pozbawione cukru i masła, ale będą zapewniały zdrowy start.



W moich ciasteczkach dla małych niejadków ( i nie tylko!) znajdziecie pełne wartości odżywczych płatki owsiane, biała pszenna mąka zastąpiona została mąką jaglaną (można też użyć na przykład mąki owsianej) a biały cukier cukrem kokosowym. Wyszłam z założenia, że dla smaku muszę przemycić trochę masła, ale nie ma go tu znowu tak wiele.

Chyba nie muszę wam przypominać, że wielkimi krokami zbliżają się Mikołajki. Myślę że śniadaniowe ciasteczka sprawdzą się idealnie jako wkład do mikołajkowych butów.
A propos świąt, widzicie te pięknie, ręcznie haftowane pościele? Pochodzą ze sklepu nuki.pl i też nieźle sprawdzą się jako prezent.



Szara haftowana pościel- klik
Pościel granatowa- klik
Haftowana poszewka na poduszkę- klik

Owsiane ciasteczka z żurawiną ( około 12 ciastek)

- 200 g płatków owsianych zwykłych
- 100 g mąki jaglanej
- 100 g cukru kokosowego (można użyć trzcinowego)
- 50 g suszonej żurawiny
- pół łyżeczki soli
- 50 g masła
- 1 łyżka masła orzechowego
- 2 jajka
- pół łyżeczki cynamonu
- pół łyżeczki proszku do pieczenia

  1. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni.
  2. Mieszamy ze sobą suche składniki: płatki, mąkę, cukier, żurawinę, sól, cynamon i proszek do pieczenia. 
  3. Topimy masło i studzimy. 
  4. Do składników suchych dodajemy jajka, masło orzechowe i stopione masło. Dokładnie mieszamy. 
  5. Wykładamy porcje ciasta łyżką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia (jedną czubatą łyżkę na porcję). Uklepujemy łyżką formując kształt ciasteczka. 
  6. Wkładamy do piekarnika i pieczemy 20 minut. 
  7. Wyjmujemy i studzimy. 
Śliwka

poniedziałek, 21 listopada 2016

Warsztaty #poswojemu w Kuchni Spotkań Ikea


11 listopada ogłosiłyśmy na Facebooku konkurs pod nazwą #poswojemu. Nagrodą jest wspólne gotowanie w Kuchnia Spotkań IKEA w Warszawie. To nie wszystko, bo na drugiej kuchni będzie gotować Jola z bloga Przepisy Joli ze swoimi obserwatorami!

Dwie grupy, dwa pokolenia, ta sama potrawa, ale różne pomysły! Aby wygrać miejsce na warsztatach należało w komentarzu pod postem odpowiedzieć na pytanie: Czym według Ciebie różni się tradycyjna kuchnia od nowoczesnej? Wyłoniłyśmy spośród Was 6 osób, które 25 listopada w godzinach 11:00 - 15:00 wezmą udział w warsztatach. Nie zdradzimy jeszcze pełnego menu, ale możemy podpowiedzieć już teraz, że będziemy dużo - lepić :)

A oto wygrane odpowiedzi (kolejność przypadkowa):

Pat Slomska Dla mnie kuchnia tradycyjna to przede wszystkim kuchnia mojej Babci. Zawsze najlepsza, ta, do której wracam, po krótkich zdradach z wszelkimi współczesnymi trendami. Te zdrady występują, bez nich nie rozwijalabym się, stanelabym w miejscu. Ale to tradycja wygrywa. Kuchnia tradycyjna to Maria Disslowa i jej leguminy, baby ze 100 jaj. To Lucyna Ćwierciakiewiczowa i jej obiady na 5 zł. Tradycja to podstawa, bez której nie byłoby współczesności :)

Natalia Małachowska Pierwsza myśl: tradycyjna kuchnia- to bezkonkurencyjne pierogi ruskie jednej babci oraz pomidorowa z kluskami, racuchy z jabłkami i pulpety w sobie pomidorowym (nie da sie opisać ich smaku <3) drugiej babci; kuchnia nowoczesna- to moje wybryki w kuchni-lekko, świeżo, dużo warzyw i owoców. Mało i często, a nie dużo raz/dwa dziennie. I te wszystkie przykłady z wcześniejszych komentarzy, ktore jak czytałam myślałam "tak tak, to prawda, ma racje..." :)
Ale pózniej pomyslałam, ze tak naprawdę kuchnia tradycyjna, dla mnie, to wszystkie potrawy, którymi poszczycić sie moze dany kraj, region etc. Gdyż to wciąż jest kuchnia, którą je sie współcześnie. Jadąc np do Rosji nie ma szans by nie zjeść soljanki czy blinow, w Polsce bigos, ruskie czy schabowy z ziemniakami i zasmażana kapusta, Włochy to pizza i pasta itp itd. Wszystkie potrawy aktualne tak samo kiedyś jak i dzis. To sa wlasnie potrawy tradycyjne-tradycyjne dla danego regionu. I nie wpłynie na to upływ czasu :)

Aleksandra Hołowacz Kuchnia tradycyjna to stos pożółkłych kartek z napisanymi odręcznie przepisami, męczenie się z ubijaniem piany ręczną trzepaczką, czekanie pół dnia aż ciasto drożdżowe wyrosnie w misce zawiniętej w gruby koc i postawionej na kaloryferze, gotowanie konfitur zawsze w tej samej matalowej misce odziedziczonej po babci i obowiązkowo starą drewnianą łyżką. Nowoczesność w kuchni to termomix, drożdże instant, piramida pięknie wydanych książek kucharskich z całego świata i szuflady pełne kolorowych akcesoriów z Ikei. Ale nie zrozumcie mnie źle, to dzięki nowoczesności możemy w pęłni korzystać z tego co w tradycji najpiękniejsze :)

Aleksandra Magon Tajników kuchni tradycyjnej uczę się od moich kochanych Babć, natomiast w przypadku kuchni nowoczesnej to ja pokazuję im to, czego nie znają.
Tak więc kuchnie tradycyjną od nowoczesnej różni nauczyciel :-).

(To Babcie mi jako berbeciowi pokazywały jak oddzielić żółtko od białka, nie tracąc cierpliwości przy 16 jajku. Ale teraz, jak ja je odwiedzam, pokazuję im lifehacka z sieci z pustą butelką pet. I o to chodzi, dwa skrajnie różne kulinarne światy, ale to nas w pewien sposób łączy, daje wspólny cudny czas.).

Pozdrawiam!


Marysia Niedek Tradycja jest baza, podstawa. Od niej zaczynamy, na jej podstawie wyłaniamy nasze ulubione smaki. A kuchnia nowoczesna jest wypadkowa tej pierwszej. Możemy juz gotować jak chcemy i czym chcemy. Babcia nie skrzyczy za wyjadanie surowego ciasta, a kawałek Brownie na śniadanie zamiast znienawidzonej leguminy może byc nasza nowa tradycja ;)

Kasia Strojna-Szwaj Kuchnia nowoczesna i tradycyjna to dwie siostry, które mimo wspólnych korzeni mocno się od siebie różnią. Nowoczesna czerpie od tradycyjnej zamiłowanie do lokalnych i świeżych produktów, ale dodaje do nich nutkę globalnej fantazji, lekkości i ekotrendu. Tradycyjna zaś jest konserwatywna, ale dla wielu to niezapomniane smaki młodości :D 


Gratulujemy, czekamy na potwierdzenia czy pojawicie się na warsztatach i do zobaczenia! :) 
 

sobota, 19 listopada 2016

Od przedszkola do Opola, czyli przewodnik po kulinarnym szlaku Bifyj


Rewelacyjny żurek w Hotelu Spałka w Kluczborku

Od przedszkola..

Przyznam, że moja wiedza na temat województwa opolskiego do tej pory była dosyć uboga i opierała się głównie na skojarzeniu z Festiwalem Piosenki w Opolu. Dlatego z ogromną przyjemnością wybrałam się na wycieczkę po Opolszczyźnie, w towarzystwie blogerów i dziennikarzy. Oczywiście nie wyobrażam sobie udanej wyprawy bez poznawania nowych smaków, podążaliśmy po kulinarnym szlaku Opolski Bifyj. Zapraszam i Was na smaczną wycieczkę pełną gumiklejek, kołoczów, szpyrek, makówek, krupników i kapusty modro!

W antryju na bifyju

Jeśli nie macie pojęcia czym jest bifyj, nie przejmujcie się, ja też zrobiłam na to hasło wielkie oczy. W gwarze śląskiej to po prostu kredens. Zazwyczaj zajmujący ważne miejsce w sercu domu, czyli w okolicach kuchni. Przechowywano w nim odświętne zastawy i słodkie smakołyki, które można podglądać przez okienko, czasem udekorowane jeszcze fikuśną firanką. Zaproszenie na zwiedzanie kulinarnego szlaku Bifyj potraktowaliśmy jak możliwość podpatrzenia przez szklane drzwiczki jakie skarby kryje Opolszczyzna.

Opolski Bifyj 

Zwiedzanie regionu ułatwiła nam Opolska Regionalna Organizacja Turystyczna tworząc kulinarny przewodnik o wcześniej wspomnianej - kredensowej nazwie. Restauracje, aby trafić do grona wyróżnionych lokali musiały spełniać określone kryteria, serwować regionalne dania, wykorzystywać produkty znajdujące się na Liście Tradycyjnych Produktów Województwa Opolskiego (pełna lista) oraz wyróżniać się wysoką jakością serwowanych potraw.


Rybka lubi pływać - Niemodlin

Wycieczka rozpoczęła się od wizyty w Niemodlinie. Małe miasteczko położone jest na skraju Borów Niemodlińskich i otoczone jest licznymi stawami hodowlanymi pełnymi karpi. W Niemodlinie czas powoli płynie, co mnie zaskoczyło to spora ilość urokliwych zabytków. Znajduje się tu Zamek Książąt Opolskich, w którym nakręcono Jasminum. Moim zdaniem to jeden z piękniejszych polskich filmów.

Pierwsze dokumenty potwierdzające bogatą tradycję hodowli karpia w okolicy sięgają XIV wieku. Ryba kojarzona głównie ze świętami Bożego Narodzenia tutaj serwowana jest także na co dzień, co wynikało między innymi z dużej ilości postnych dni w roku. Karp stał się sporym przysmakiem, a z czasem wyhodowano jego niemodlińską odmianę, która wyróżnia się dużą ilością mięsa, małymi łuskami i wagą w granicach 1,3-2 kg. Odwiedziliśmy Staw Sangów, czyli największy zbiornik wśród stawów niemodlińskich, o powierzchni 58 ha.

Ichtiolog opowiedział nam również o sposobie karmienia karpi, okazuje się, że uwielbiają gluten. Karmione są bowiem pszenicą, a także naturalną paszą. Łowione głównie jesienią, leżakują następnie kilka tygodni w specjalnych wodnych magazynach, dzięki temu ich mięso jest wyjątkowe.

W Niemodlinie odwiedziliśmy pierwszą restaurację na naszym szlaku - "Na wyspie". Lokal znajduje się nad wodą, szkoda, że widok był zasłonięty firanką, ale jestem pewna, że w okresie wiosenno-wakacyjnym cudownie siedzi się na drewnianym tarasie. Zaserwowano nam tu karpia po niemodlińsku, przygotowywanego według rodzinnej receptury. Przyznam, że nie jestem fanką tej ryby, ale danie naprawdę mi smakowało. Pieczony karp z warzywami był niesamowicie delikatny i wcale nie miał charakterystycznego "mułowatego" posmaku.

Rybka lubi pływać, do obiadu podaną nam fantastyczną domową cytrynówkę. Na koniec wizyty, pod dyskotekową kulą dowiedzieliśmy się jak przygotować tego karpia. Chętnie przed świętami podzielę się recepturą, ale już teraz zapowiadam, że wprowadzę raczej kilka zmian i zrobię po swojemu np. zamiast margaryny wykorzystując masło. Tak czy siak, karp palce lizać i jestem pewna, że to danie może zaczarować nawet przeciwników tej ryby.

Karpiobranie na śniadanie
Staw Sangów
Magazyn wodny
Gdzie jest Wally? :) Zdjęcie: Łukasz Majchrowski z food2.pl
Gospodarstwo rybackie w Niemodlinie
Tu kręcono Jasminum
Tak powstaje karp po niemodlińsku
Hop do pieca!
Rybka lubi pływać
Cała porcja dla mnie!

Czy można spać w zamku Moszna?

Jeśli czytając w dzieciństwie Harry'ego Pottera marzyliście, aby chociaż przez jedną noc znaleźć się w Hogwarcie to koniecznie musicie odwiedzić zamek w Mosznej! Zamek zbudowany na przełomie XIX i XX wieku przez niemieckiego szlachcica Huberta Gustawa von Tiele Wincklera prezentuje się zjawiskowo! Znajduje się w nim aż 365 pomieszczeń i 99 wieżyczek.

Przyjechaliśmy do niego wieczorem i wybraliśmy się na "ekstremalne zwiedzanie", poznaliśmy sekrety mrocznych kątów, historię o Białej Damie, widzieliśmy podziemia zamku, piękną bibliotekę, imponujący gabinet Hrabiego z oryginalnymi meblami, a także nawiedzoną windę, która stanęła w dniu jego śmierci.  Z zewnątrz zamek prezentuje się jeszcze piękniej, warto wybrać się na spacer po ogrodach, odwiedzić stadninę koni i zachwycić się oranżerią.

W zamku znajduje się również restauracja, w której spróbowaliśmy zaskakującego dyniowego kompotu, pasztetu serwowanego z konfiturą żurawinową oraz z dyni (z dodatkiem kandyzowanej pomarańczy), a także polędwicę wieprzową w sosie cebulowym.

Noc nie należała do najspokojniejszych, budziłam się kilkakrotnie słysząc skrzypiącą podłogę. To pewnie przechadzająca się po zamku Biała Dama!

Opolski Hogwart
Zamek Moszna
Pasztet z konfiturą z żurawiny oraz z dyni

Szpyjzy, szparki i makówki - Śtantin

Następnym przystankiem na kulinarnym szlaku była restauracja Śtantin. To miejsce z historią, bowiem gospodę wybudowano mniej więcej w 1860 roku i od zawsze pełniła ważną funkcje w okolicy. Odbywały się tu wiejskie zebrania i wesela. Śtantin to kolejne słowo pochodzące z tamtejszej gwary, wołano tak na Konstantego Kuliga - właściciela gospody na początku XIX wieku. Obecnie restaurację prowadzi między innymi Pani Rozwita Miś, która serdecznie powitała nas gwarą białego śląska, kawą i regionalnymi słodkościami.

Spróbowaliśmy szpyrek, czyli kruchych ciasteczek przygotowywanych ze smalcem ze skwarkami z wytopionej słoniny, niezwykle słodkich "czekoladek" z mleka w proszku, świątecznej makówki i szpajzy. Ostatni deser to piana przygotowywania z ubitych białek w dwóch smakach - cytrynowym i kakaowym.

Banie (dynie)

Szpajzy, pszyrki i makówki

Nowoczesne śląskie smaki w Kluczborku

Szanuję tradycyjne smaki, chętnie poznaję regionalne potrawy i  później odtwarzam je w swojej kuchni. Zazwyczaj jednak do klasycznych potraw przemycam swój punkt widzenia, dlatego bardziej traktuję je jako inspirację. A ostatecznie z regionalnych produktów tworzę coś zupełnie nowego. Takiego spojrzenia na kuchnię śląską szukałam też w trakcie wyjazdu i się doczekałam!

W Hotelu Spałka w Kluczborku znajduje się trochę niepozorna restauracja Pasja. Szef kuchni Kamil Klekowski przygotował ucztę dla naszych zmysłów i zaskoczył świeżym spojrzeniem na trochę ciężką kuchnię śląską. Myślę, że śmiało mógłby robić karierę i rozwinąć się w Warszawie, czy w innym większym mieście.

Na przystawkę spróbowaliśmy musu z krupnioku (czyli śląskiej kaszanki) z dodatkiem regionalnego miodu z Wołczyna. Następne danie podbiło moje serce, idealnie doprawiony żurek, serwowany z domową białą kiełbasą, borowikami i pianką z maślanki Olewskiej. Na danie główne zaserwowano kaczkę sous-vide, puree z marchewki, karmelizowaną kapustę modro i sos demi-glace z dodatkiem aromatycznej pasty truflowej. Na koniec coś słodkiego - sernik z miodem z Wołczyna i lodami jagodowymi.

Szef kuchni - Kamil Klekowski
Krupniok
Kaczka sous-vide
Sernik z miodem z Wołczyna

Bez pracy nie ma kołoczy!

W okolicach Kluczborku znajduje się odrestaurowany pałac z XIX wieku. Mieliśmy okazję go zwiedzić od środka, jednak głównym celem wizyty w Pawłowicach były warsztaty pieczenia słynnego Kołocza Śląskiego.

Idealnie się złożyło, bo właścicielem obiektu jest cukiernik i prezes Stowarzyszenia Konsorcjum Producentów Kołocza Śląskiego - Beniamin Godyla. Nie mogliśmy zatem trafić na lepszego nauczyciela w tym temacie. 

Z ciastem drożdżowym pracuję na co dzień, zatem była niezwykle ciekawa czym konkretnie wyróżnia się Kołocz Śąski. Kiedyś wypiekano go w formie koła i właśnie stąd bierze się jego nazwa, ale obecnie ze względów praktycznych przerzucono się na prostokątne blachy. 

Aby ciasto drożdżowe stało się kołoczem musi spełnić kilka punktów: 
  • tworzyć trzy warstwy w postaci: ciasta drożdżowego, nadzienia i kruszonki
  • dolna warstwa ciasta drożdżowego musi mierzyć nie więcej niż 4,5 cm
  • ciasto drożdżowe musi być maślane
  • do wyboru nadzienie: sernikowe, makowe lub szarlotkowe
 Z kołoczem wiąże się sympatyczny zwyczaj, przed weselem młoda para odwiedza swoich przyszłych weselnych gości i obdarowuje ich kołoczem. Podobno tradycja przestrzegana jest do dziś, ale kołocz serwuje się w trakcie innych ważnych okoliczności np. na stypach, czy w trakcie Świąt, zatem gości on na stole w smutnych i wesołych wydarzeniach mieszkańców Opolszczyzny.

Najbardziej zasmakował mi kołocz z twarogiem, co prawda posiadał rodzynki, których nie akceptuję w sernikach, ale mimo to zjadłam go z ogromnym smakiem. Jeśli znajdą się zainteresowani, to mogę się podzielić przepisem :)

Kokoszki
Pieczemy kołocz!
Kładziemy kruszonkę - Zdjęcie Łukasz Majchrowski z food2.pl
Kołocz Śląski z masą makową

Zacisze nad Jeziorem Turawskim

Przez cały wyjazd wyczekiwaliśmy aż będziemy mogli skosztować gumiklejek na ziemi opolskiej. Jestem  kluskową dziewczyną, więc na kluski śląskie zacierałam rączki. Zaserwowano nam je na kolację w Hotelu Zacisze, w towarzystwie klasycznej rolady śląskiej oraz kapusty modro. Co prawda kluski te akurat nie miały charakterystycznych dziurek, ale turlały się w mięsnym sosie i zadowoliły moje podniebienie.

Rano przeszliśmy się na szybki spacer nad jezioro Turawskie, poza sezonem jest tam niezwykle spokojnie i jestem przekonana, że można tam wspaniale odpocząć rozkoszując się ciszą.

Rolada śląska, kapusta modro, gumiklejki
Jezioro Turawskie


Denver - ostatni dinozaur w Krasiejowie

W Krasiejowie odnaleziono ostatnie szczątki dinozaura, może to Was zaskoczyć, ale nie był to wcale Denver, a Silesaurus opolensis. Z tej okazji powstał tutaj JuraPark, to świetne miejsce na wycieczkę dla dzieci, bowiem park oferuje wiele rozrywek. Spacerowicze będą mieli sporo wrażeń mijając dinozaury odtworzone w skali 1:1. Jest tu też ciekawe muzeum paleontologiczne. 

Spacer między dinozaurami
Słodziaki odtworzone w skali 1:1

Do Opola!

Wisienką na opolskim torcie jest oczywiście stolica polskiej piosenki - Opole. Musieliśmy zatem obejrzeć koniecznie amfiteatr, niektórych zaskoczył wielkością, bowiem w telewizji wydaje się większy. Mi przypominał Operę Leśną w Sopocie, do której chętnie wracam jako mieszkanka Trójmiasta.

W Muzeum Polskiej Piosenki czekało nas sporo muzycznych atrakcji, mogliśmy cofnąć się w czasie, posłuchać ulubionych szlagierów i nagrać własny utwór w specjalnie przygotowanej budce.

Spacerując po mieście zwróciłam uwagę na cieszące oko kamienice i pojawiająca się w witrynach sklepowych opolska porcelana.

Na pożegnanie, w Hotelu Szara Willa zaserwowano nam soczyste żeberka z ciapkapustą (panćkrautem) - puree ziemniaczanym z zasmażaną kapustą kiszoną.

Most groszowy - Opole
Muzeum Piosenki Polskiej i pomnik Karola Musioła
Od przedszkola do Opola! Zdjęcie: Łukasz Majchrowski z food2.pl
Żeberka i ciapkapusta
Ceramika opolska

Dziękuję Opolskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej za zaproszenie na niezapomnianą wycieczkę, blogerom i dziennikarzom za miłe towarzystwo i oczywiście pani przewodnik Ninie Bober, która ubarwiła naszą podróż barwnymi opowieściami.To była wyprawa pełna nowych smaków i z pewnością jeszcze kiedyś na Opolszczyznę wrócę!




„Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich:
Europa inwestująca w obszary wiejskie” 
Za treść artykułu odpowiada Antonina Kolo
Instytucja Zarządzająca PROW 2014-2020 – Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi
Operacja współfinansowana jest w ramach Schematu II Pomocy Technicznej Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020


Tosia

wtorek, 15 listopada 2016

Akademia burczymiwbrzuchu #8: Jak zrobić idealne ciasto drożdżowe?




Nie wyobrażam sobie cyklu Akademia burczymiwbrzuchu bez dokładnego omówienia moich serdecznych przyjaciół - drożdży. Pierwszą część na temat ciasta drożdżowego zacznę po kaszubsku, czyli od deseru!

Stali czytelnicy pewnie o tym wiedzą, ale czasem nie zaszkodzi się powtórzyć. Oprócz burczymiwbrzuchu prowadzę też portal dotyczący wypieku domowego chleba. Jeśli dobrze pamiętam zaczęłyśmy jakieś 4 lata temu wspólnie ze Śliwką, a od półtora roku robię to już sama. Możecie mi zatem zaufać, wypieki na cieście drożdżowym mam w małym palcu. Nie chcę, aby to zabrzmiało jakbym się wymądrzała, ale pewność siebie w dziedzinie, którą zajmujemy się na co dzień to przecież naturalna sprawa :)

Naprawdę nie pamiętam tygodnia, w którym z mojego piekarnika nie wyszłaby chociaż jedna blacha świeżo upieczonego domowego pieczywa. Suszone drożdże wożę nawet ze sobą w dłuższą podróż.

Dzisiaj jednak nie do końca będzie o pieczywie, a bardziej o słodkich wypiekach, skupię się bowiem na cieście drożdżowym. Niech Was nie zmyli tytuł, nie mam tutaj na myśli tylko drożdżowego placka z kruszonką, a mnóstwo rumianych niczym policzki na mrozie wypieków.

Zamierzam szerzej omówić wszystkie niezbędne etapy przygotowywania ciasta na drożdżach, wszystkie istotne składniki, a na koniec podzielić się niezawodną recepturą. Z uniwersalnego ciasta będziecie mogli stworzyć naprawdę sporo różnorodnych wypieków. Nad wpisem siedziałam cały dzień, więc mam nadzieję, że was nie zanudzę i uda mi się zainspirować do bliższej przyjaźni z drożdżowym ciastem! W razie pytań piszcie, bo tajemnic dotyczących ciasta jest znacznie więcej, nie chciałam jednak przesadzić z długością wpisu.



Mąka

Delikatne ciasto drożdżowe zazwyczaj pieczemy na mące pszennej lub orkiszowej jasnej. Możemy je sobą zastępować bez zmieniania proporcji ciasta. Warto jednak zwrócić uwagę na typ jakim oznaczona jest mąka na opakowaniu.

Typy mąki określa się przez oznaczenie zawartości składników mineralnych. Liczby te wynikają z ilości popiołu powstałego po spaleniu mąki w temperaturze 900 stopni. Sama nazwa popiołu pochodzi od metody określania zawartości substancji mineralnych. Trochę to zagmatwane, ale wystarczy zapamiętać, że im wyższa liczba, tym większa zawartość otrębów, składników odżywczych i błonnika, czyli tym lepiej dla naszego zdrowia.

Do drożdżówek, bułeczek i innych słodkich drożdżowych wypieków najlepiej sprawdza się mąka o typie 550, 500 lub 650.

Mąki razowe jak sama nazwa wskazuje zmielone są tylko raz i oznaczane typem 2000, mają dużo otrębów i posiadają sporo wartości odżywczych. Niestety na samej mące pszennej razowej trudno upiec delikatną i pulchną drożdżówkę. Można za to wymieszać ją pół na pół z mąką jasną, ale wtedy będzie trzeba dodać więcej płynu do ciasta, ponieważ otręby absorbują więcej wody. Podobnie sytuacja ma się z mąkami pełnoziarnistymi, co prawda producenci nie oznaczają ich żadnym typem, ale określiłabym je pomiędzy 1700 a 1850 (to już graham). Również są ciemniejsze i grubsze, ale zawierają odrobinę mniej otrębów.

Mówi się, że mąki jasne przed pieczeniem warto przesiewać, aby się napowietrzyły i by je oczyścić z zanieczyszczeń. Tak zupełnie szczerze to robię to rzadko i nie zauważyłam, aby moje wypieki były wtedy mniej puszyste ;) Na pewno zbrodnią jest przesiewanie mąki razowej, bo wszystkie wartościowe otręby zostałyby na sicie.

Mąka żytnia niestety średnio współpracuje z drożdżami, zdecydowanie lepiej sobie radzi z zakwasem, dlatego zostawiłabym ją do bardziej chrupiących wypieków. Ewentualnie robiąc słodkie ciasto drożdżowe można ją pomieszać z mąką pszenną, ale potrzeba wtedy więcej wody i niestety raczej trudno będzie z tego coś uformować, ponieważ mąka ta zachowuje się zupełnie inaczej.

W temacie mąk bezglutenowych większe doświadczenie mam w wypieku chlebów. Nie jest to łatwe zadanie i na pewno zmieniają się mocno proporcje, ale da się upiec apetyczną i bezglutenową drożdżówkę. Gorzej z wypiekami formowanymi np. bułeczkami. Zauważyłam, że sukcesem w tym temacie jest dodanie do ciasta czegoś wilgotnego np. dużej ilości jajek, musu dyniowego, ugotowanego ryżu, puree z batatów.

Tłuszcz

Nie da się ukryć, że najlepszy tłuszcz dodawany do ciasta to oczywiście masło. Najprostsze przepisy opierają się na miękkim lub roztopionym maśle, ale moją ulubioną metodą jest dodawanie do już wyrobionego ciasta małych kawałków zimnego masła. Ciasto dzięki temu ma więcej smaku, wychodzi chrupiące z zewnątrz, porowate i delikatne w środku.

Jeśli jednak z jakiegoś powodu nie chcemy użyć masła to warto sięgnąć po inny tłuszcz, który również wpłynie na elastyczność ciasta i przedłuży jego trwałość. W fit wersji super sprawdza się olej kokosowy, może to być również olej rzepakowy, a nawet oliwa (pod warunkiem, że receptura uwzględniała wcześniej roztopione masło).

Jajka

Retro receptury naszych prababć przewidywały nawet kilkanaście jajek na kg mąki, ale możecie mi uwierzyć na słowo, że jeśli nie widać różnicy, to nie ma sensu przepłacać. Nawet przy takich przepisach ciasto mogłoby wyjść suche.

Ja do najzwyklejszych bułeczek czy chałek daję zazwyczaj dwa jajka na 0,5 kg mąki, a wypiekom naprawdę niczego nie brakuje.

Jajka spulchniają, a przede wszystkim sklejają ciasto. Duża ilość żółtek wpływa na ładny kolor ciasta i to jedna z ich najważniejszych funkcji. W wersji wegańskiej jajko można zastąpić puree z dyni, rozgniecionym bananem, albo kilkoma łyżkami namoczonego siemienia lnianego.

Stare poradniki twierdzą, że jajka dodawane do ciasta drożdżowego muszą być koniecznie ciepłe i minimum dwie godziny poza lodówką. Wielokrotnie dodawałam zimne, a ciasto wychodziło idealnie ;)

Cukier

Trudno wyobrazić sobie słodkawe ciasto drożdżowe bez cukru, ale oprócz smaku nadaje mu także koloru. Z ilością cukru nie można przesadzić, jego nadmiar zabije fermentację drożdży, ale odrobina wręcz pomoże się rozwinąć. Biały cukier można śmiało zastępować cukrem trzcinowym i kokosowym. Można też poszaleć z miodem, syropem klonowym lub syropem z agawy. Naturalnej słodyczy mogą też nadać rozgniecione banany, ale zmienią konsystencję ciasta. Unikałabym jednak wszelkiego rodzaju słodzików, nie zaprzyjaźnią się z drożdżami.




Płyn 

Płyn, który dodajemy do suchych składników i drożdży musi być letni, ale przy tym nie za gorący. Drożdże lubią ciepło, dzięki temu zaczną pracować. Zazwyczaj podgrzewam mleko lub wodę krótko w rondelku i sprawdzam palcem, czy nie jest zbyt ciepłe.

Z płynem można kombinować do woli, a za każdym razem nasze ciasto będzie wychodziło inaczej. Można się pobawić np. z mlekiem kokosowym, kefirem, jogurtem, herbatą, kawą, sokiem marchewkowym.

Drożdże świeże czy suszone?

Odwieczne pytanie początkujących domowych piekarzy. Będę z Wami szczera, zdecydowanie częściej sięgam po drożdże suszone instant. Zdecydowanie łatwiej jest je przechowywać, nie psują się, a przede wszystkim są przyjemniejsze w obsłudze. Wystarczy dodać je do pozostałych suchych składników.

Ze świeżymi drożdżami są zawsze jakieś problemy. Nowicjusze dają ich zazwyczaj za dużo, przez co ich ciasto jest przerośnięte i się zapada. Szybko się psują, więc ich przechowywanie i odmierzanie określonej gramatury bywa irytujące. Do tego trzeba z nich jeszcze przygotować zaczyn, aby pobudzić je do pracy, zatem do przygotowania ciasta trzeba doliczyć minimum 10 minut.

Nie uważam, aby wypieki na suszonych drożdżach instant wychodziły gorsze, ale wiele zależy od specyfiki przepisu i efektu jaki chcemy osiągnąć.

Pisząc przepisy stosuję następujący przelicznik, daję zawsze dwa razy więcej drożdży świeżych niż suszonych. Czyli na paczuszkę suszonych drożdży instant 7g, proponuję dać w zaokrągleniu 15 g świeżych drożdży.



Sól

Zbyt duża ilość soli w bezpośrednim kontakcie z drożdżami może spowolnić ich pracę, albo nawet je zabić. Dlatego na pewno nie dodajemy ich do zaczynu ze świeżych drożdży. Uważam jednak, że szczypta już w samym cieście w niczym nie przeszkodzi, a dzięki soli ciasto nabiera ciekawszego i zbalansowanego smaku.

Dodatki 

Z dodatkami można kombinować na wiele sposobów. Puree z dyni lub sok marchewkowy wpłyną na przepiękny kolor wypieku, puree ziemniaczane przedłuży trwałość ciasta i sprawi, że będzie delikatniejsze, rozgnieciony banan, zmiksowane daktyle lub mus z jabłek nadadzą naturalnej słodyczy, a pokruszony twaróg wpłynie na smak i rustykalny charakter.

Eksperymentować można także z suchymi dodatkami dodając do ciasta np. część mąki bezglutenowej, kakao, matchę, ulubione bakalie, skórkę pomarańczową, ziarenka wanilii, czy mielony cynamon.

Moja ulubiona metoda

Mój ulubiony sposób na uniwersalne ciasto drożdżowe opiera się na metodzie robienia brioszek, ale nie tylko, bo także np. oryginalnie przygotowywanych cynamonowych Kanelsnurrer. Cały patent wymaga raczej użycia miksera, bo do wstępnie wyrobionego ciasta (po ok. 5 minutach), dodajemy kawałki schłodzonego masła. Całość miksujemy tak długo, aż ciasto wchłonie masło. Wychodzą z tego epickie jagodzianki, smażone kapuśniaczki i chałki.

Ktoś się może przyczepić, że w takim razie wszystkie te wypieki są brioszkami, ale przecież nie tylko one są przygotowywane w ten sposób. Aby coś stało się brioszką potrzebny jest jeszcze określony kształt. Ciasto na brioszki też jest przecież ciastem drożdżowym, a ostatecznie najważniejsze, aby nasze wypieki zwalały z nóg. Ja uważam, że to najlepsze ciasto drożdżowe!


Ciasto na drożdżach krok po kroku:
 
Przygotowanie zaczynu

Zazwyczaj zaczyn przygotowujemy jedynie ze świeżych drożdży, aby pobudzić je do pracy. Wystarczy pokruszyć je do miseczki, zalać odrobiną letniego mleka lub wody i wymieszać. Do zaczynu czasem dodajemy także szczyptę cukru, jego skromna porcja nie sprawi, że przyszły wypiek stanie się od razu słodki. Pomoże za to drożdżom szybciej rosnąć, podniesie i spulchni nasze przyszłe ciasto. Można także dodać mniej więcej 2 łyżki mąki, dzięki temu zaczyn szybciej ruszy i będzie gęstszy. Zaczyn zostawiamy na kilka minut i czekamy, aż się podniesie i zacznie bąbelkować.

Istnieje jednak sytuacja, kiedy sięgając po suszone drożdże instant przygotowujemy zaczyn długorosnący (np. poolish lub biga). Jest on świetną bazą szczególnie do chrupiących i pulchnych bagietek (także na słodko), czy bajgli. W przypadku poolish jest to mieszanina równej ilości mąki i wody, w połączeniu z niewielką ilością drożdży. Składniki mieszamy i zaczyn w ciepłym miejscu na noc. Następnego dnia dodajemy dopiero do ciasta właściwego. Na bazie długorosnącego zaczynu można oczywiście przygotować nawet pączki, kiedyś robiłam je w czekoladowej wersji z kremem pistacjowym.



Ważenie

Ważnym pomocnikiem każdego domowego piekarza i cukiernika jest waga kuchenna. Warto zainwestować na początek w najtańszą wagę, którą dostaniecie za ok. 30 złotych w każdym większym markecie. Trzeba wychodzić z założenia, że szklanka w szklance jest nierówna, a stworzenie idealnego ciasta wymaga precyzji i dopilnowania proporcji. Oczywiście z czasem zaczniecie pewnie kombinować trochę na oko, im bardziej znacie ciasto i wiecie jaką powinno mieć konsystencję, tym bardziej możecie tworzyć swoje własne proporcje. Uważam jednak, że aby dojść do tego momentu trzeba sobie zasłużyć i cierpliwie nauczyć się współpracować z drożdżami według klasycznych przepisów.

Wyrabianie

Wyrabianie jest ważnym etapem przygotowywania każdego ciasta drożdżowego, przede wszystkim w celu dokładnego rozprowadzenia składników. W trakcie wyrabiania ciasta pszennego, orkiszowego, a także żytniego tworzy się gluten. Jego równomierne rozłożenie w cieście sprawi, że będzie ono elastyczne i nie będzie się rozrywało. A co najważniejsze - zatrzyma bąbelki dwutlenku węgla dzięki czemu po wyjęciu z piekarnika wypiek będzie odpowiednio puszysty.

Co do samego wyrabiania, wiele zależy od rodzaju wypieku jaki chcemy osiągnąć, zazwyczaj postępujemy na dwa sposoby. Wyrabiamy ciasto przy pomocy miksera planetarnego z hakiem lub mając bezpośredni kontakt, czyli ręcznie. W przypadku ciasta pszennego często łączę obie metody, zaczynam wyrabiać ciasto mikserem, a kończę ręką (jakkolwiek to brzmi). Średni czas wyrabiania to mniej więcej 5 minut, ale wiele zależy od specyfiki wypieku, więc lepiej się trzymać wskazówek w przepisie. Jak już wiecie, w mojej ulubionej metodzie wyrabiamy ciasto przez 5 minut, następnie dodajemy kawałeczki zimnego masła i miksujemy całość jeszcze 2-3 minuty, aż wchłonie się tłuszcz. Czasem z pośpiechu skracam ten etap o kilka minut, ale zdecydowanie warto się uzbroić w cierpliwość.

Przy wyrabianiu ręcznym trzeba na bieżąco kontrolować konsystencję ciasta, dlatego polecam dodawać szczególnie letni płyn stopniowo. W przypadku wyrabiania mikserem, kolejność dodawania składników również ma duże znaczenie, ale maszyna sobie prędzej poradzi, jeśli wszystkie produkty będą od razu w misie.

Poprawnie wyrobione ciasto powinno być elastyczne, lśniące i łatwo odchodzić od ręki. Zasada ta dotyczy wypieków na mące jasnej, w przypadku pełnoziarnistych/razowych mąk, ciasto będzie trochę cięższe i przypominało bardziej plastelinę. 


Pierwsze wyrastanie (fermentacja wstępna)

Ciasto zaczyna fermentować zaraz po wyrobieniu. Należy przykryć je ściereczką lub folią spożywczą co będzie zapobiegało jego wysychaniu z wierzchu i zostawić w ciepłym miejscu bez przeciągów do wyrośnięcia. Misę, w której będzie wyrastało ciasto warto dodatkowo natłuścić np. masłem, dzięki temu ciasto się nie przyklei do ścianek. Jeśli w waszym domu jest ciepło to wyrastanie nie powinno stanowić większego problemu niezależnie od pory roku. Jesienią i zimą warto czasem postawić misę z ciastem bliżej kaloryfera lub rozgrzanego pieca.

Inną metodą ułatwiająca wyrastanie w chłodnym pomieszczeniu jest włożenie przykrytego ciasta do lekko rozgrzanego piekarnika. Nagrzewamy go do 50 stopni i wyłączamy temperaturę, zostawiamy zapalone „światełko” i wstawiamy misę z ciastem zostawiając uchylone drzwiczki.

Ciasto powinno rosnąć tak długo, aż podwoi objętość. W przypadku pieczywa formowanego, czyli np. drożdżówek, chałek, czy bułeczek, po wstępnym wyrastaniu przychodzi czas formowania, a po nim kolejnego wyrastania.

Nocne wyrastanie

Innym sposobem na wyrastanie ciasta drożdżowego jest przykrycie go i włożenie do lodówki. Do takiego ciasta dodajemy symboliczną ilość drożdży (w większości przepisów zmniejszyłabym ilość drożdży o połowę), wyrastanie w lodówce sprawia, że proces ten jest spowolniony. Wystarczy wieczorem przygotować ciasto, przełożyć je do formy/misy, przykryć i zostawić na noc (lub kilka godzin) w lodówce. Rano doprowadzamy je do temperatury pokojowej i wstawiamy do piekarnika. To idealny patent dla leniuchów i zabieganych.




Składanie (odgazowywanie)

Etap ten zależy od specyfiki przepisu, dotyczy głównie wypieków formowanych np. okrągłych chlebów, ale świetnie się też sprawdza np. w przygotowaniu pączków, więc postanowiłam, że krótko opiszę.

Przyjęło się zasadę, że wyrośnięte ciasto warto uderzyć pięścią, aby je odgazować. Rzeczywiście jest to dobry sposób na odgazowanie ciasta, ale jeśli decydujemy się na wypiek chleba, albo imponującej drożdżówki, możemy poświęcić trochę czasu na wielokrotne składanie ciasta.

Przed składaniem należy oprószyć delikatnie blat mąka, aby ciasto się do niego nie przykleiło, skropić dłonie oliwą lub zimną wodą. W niektórych przepisach zalecane jest składanie ciasta w pojemniku, w którym wyrasta (np. metodą Tartine Chada Robertsona i w przepisie Śliwki na cynamonowe bułeczki).

Próbowałam także kilkakrotnie metodę Emmanuela Hadjiandreou z książki „How to make bread”. W skrócie technika ta polega na zagniataniu ciasta jedynie przez 10 sekund, co 10 minut, proces ten powtarzamy później 4 razy. Boskie dziurki!


Zaletami tych technik jest odgazowanie nadmiaru dwutlenku węgla. Przy okazji też wyrównanie temperatury ciasta oraz rozciąganie pasm glutenu, co wpłynie na przyszłą strukturę naszego wypieku np. piękne porowate dziurki.



Formowanie

Formowanie również wiele zależy od wybranego rodzaju wypieku. W przypadku drożdżówek, czy brioszek najpierw dzielimy ciasto na porcję. Jeśli jesteśmy perfekcjonistami, ciasto można poporcjować przy pomocy wagi kuchennej, nasze wypieki będą dzięki temu równej wielkości.

Jeśli ciasto klei nam się do rąk i do blatu to możemy je podsypać odrobiną mąki lub posmarować np. oliwą lub klarowanym masłem. Mówi się, że dodatkowa porcja mąki sprawi, że stanie się ono twarde, ale jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, dopóki mówimy o drobnej garści to nie powinno się to wydarzyć. Warto jednak uważać, aby surowa mąka nie dostała się do środka ciasta, bo w naszym wypieku pojawią się brzydkie kluchy.

Po uformowaniu ciasta przekładamy je do natłuszczonej foremki/wiklinowego koszyka/układamy w odstępach na blasze wyłożonej pergaminem.

Drugie wyrastanie (garowanie)

Ostatnie wyrastanie to  fermentacja końcowa, czyli garowanie. Głównym celem jest nabranie odpowiedniej pulchności i objętości przyszłego wypieku. Najważniejsze jest tu odpowiednie wyczucie czasu, ponieważ niewyrośnięte lub przerośnięte ciasto straci nie tylko na wyglądzie, ale też smaku. Jeśli ciasto będzie wyrastało za długo - zacznie się zapadać, rozjedzie się na boki i stanie się kwaśne. Jeśli ciasto będzie wyrastało za krótko - nie urośnie, popęka i będzie zbite.



Pieczenie

Mamy już odpowiednio wyrośnięte ciasto i co dalej? Niektóre receptury wymagają jeszcze przygotowania wierzchu przyszłego wypieku poprzez np. delikatne nacięcie ciasta żyletką, chociaż w przypadku słodkości zdecydowanie częściej smarujemy je rozbełtanym z mlekiem jajkiem lub białkiem. A przy okazji możemy też posypać ulubionymi dodatkami np. płatkami migdałowymi, wiórkami kokosowymi, wcześniej przygotowaną kruszonką, czasem także owocami.

Przyjmujemy zasadę, że wszystkie wypieki pieczemy metodą „góra-dół”, jeśli inaczej – jest to na pewno zaznaczone w przepisie. Niektóre wypieki rozpoczynamy od nastawienia termoobiegu i naparowania piekarnika, aby uzyskać chrupiącą skórkę. Na dnie piekarnika ustawiamy wtedy miseczkę ze stali nierdzewnej z wodą lub kostkami lodu. Piekarnik można również naparować pryskając ścianki wodą. Po wstępnym pieczeniu w termoobiegu, wyłączamy go i ustawiamy klasyczny tryb „góra-dół”, zawsze jest to wyraźnie zaznaczone w przepisie. Zasada ta jednak częściej się sprawdza przy słonych wypiekach: chlebach i focacciach.

Ile czasu piec i w jakiej temperaturze?

Pieczenie wymaga cierpliwości, a czas i temperaturę dobieramy do rodzaju i wagi wypieku. Często zmieniamy ustawienia w trakcie pieczenia, zaczynając od wysokiej temperatury, aby ciasto się zarumieniło, a następnie ją zmniejszając, aby się nie spiekło.

Bułki, drożdżówki i małe brioszki : 15-20 minut w 180-200 stopniach

Chałki, duże brioszki, słodkie chlebki, ciasta drożdżowe : 35-35 minut w 180-200 stopniach

Studzenie

Pamiętajcie, że w takich sprawach babcie mają rację - nie wolno jeść ciepłego pieczywa, bo rozbolą was kiszki. Warto uzbroić się ostatni raz w cierpliwość, wyłożyć wypiek na kuchenną kratkę, aby się nie zaparzyło od dołu i poczekać aż ostygnie.

Mrożenie 

Wszelkiego rodzaju ciasto drożdżowe świetnie się mrozi i można śmiało pozostawić je w zamrażalniku nawet na pół roku. Warto jednak robić to już po upieczeniu i ostudzeniu. Chleby i chałki zazwyczaj kroję na kromki, porcjuję, owijam w folię spożywczą i wkładam do szuflady. Bułeczki zdarza mi się wrzucać nawet luzem. Potem wystarczy włożyć je na kilka minut do ciepłego piekarnika i gotowe. Można też wyłożyć i zostawić w temperaturze pokojowej na kilka godzin.



Ulubione ciasto drożdżowe
  • 600 g mąki pszennej typ 550
  • 7 g suszonych drożdży instant lub 15 g świeżych drożdży
  • 2 jajka
  • 280-300 ml mleka
  • 80 g cukru
  • 80 g zimnego masła
  • szczypta soli
  • Wierzch:
  • białko jajka
  • dodatki np. kruszonka
  1.  Mąkę wsypujemy do misy, dodajemy suszone drożdże (lub zaczyn*), rozbełtane jajka, sól. 
  2. W rondlu podgrzewamy mleko, aby było letnie. Wlewamy płyn do suchych składników i wyrabiamy ciasto mikserem przez ok. 5 minut.
  3. Następnie dodajemy po kawałeczku zimnego masła i dalej miksujemy, aż ciasto je wchłonie (ok. 2-3 minuty).
  4. Elastyczne ciasto zostawiamy w natłuszczonej masłem misce, przykrywamy ściereczką i zostawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
  5. Po tym czasie przekładamy ciasto na oprószony mąką blat i je formujemy np. w bułeczki, albo przekładając na natłuszczonej masłem formy.
  6. Ciasto przykrywamy ponownie ściereczką i zostawiamy w ciepłym miejscu bez przeciągów na 30-40 minut. 
  7. Piekarnik zależnie od wypieku rozgrzewamy do 180 lub 200 stopni. Z wierzchu przyszłe wypieki smarujemy białkiem i posypujemy ulubionymi dodatkami (np. kruszonką). Pieczemy 15-30 minut, aż się zarumieni. Studzimy na kuchennej kratce.
Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...