Jeśli uważacie, że jesteście prawdziwymi smakoszami czekolady, a nie próbowaliście jeszcze Moelleux au chocolat to musicie to zmienić, najlepiej jeszcze dziś!
Ten pudding podawany na ciepło z wypływającym płynnym czekoladowym środkiem nazywany jest też chocolat fondant lub molten lava cakes.
Twórcą tego cudownego francuskiego deseru jest Michel Bras, zdobywca trzech gwiazdek Michelina, chociaż chodzą złośliwe plotki, że pudding ten powstał przez przypadek. Najważniejszym punktem deseru jest środek, który pod wpływem naciśnięcia łyżki wypływa w postaci płynnej czekolady. Dlatego właśnie zazdrośnicy twierdzą, że deser ten powstał pierwotnie jako niedopieczone ciastko z surowym środkiem.
Myślę, że rozkoszując się silnie czekoladowym smakiem Moelleux au chocolat jego prawdziwa historia przestaje mieć znaczenie.
Mimo, że jest mistrzostwem samym w sobie uznałam, że warto spróbować go w duecie z malinami.
Od jakiego czasu próbuję eksperymentować z lawendą w kuchni, ponieważ zasuszyłam wyhodowane przez siebie kwiaty. Świetnie komponują się właśnie z malinami i miodem.
Przygotowując syrop należy uważać z ilością lawendy, która jest mocno intensywna w smaku.
Przy odpowiednim balansie smaków, słodycz miodu i kwaskowatość malin będą wspaniale współgrały z mocno czekoladowym deserem :)
Moelleux au chocolat (4 kokilki)
- 180 g gorzkiej czekolady
- 25 g masła
- 2 jajka
- 4 łyżki mąki pszennej
- 70 g cukru
- szczypta soli
- Do miski ze stali nierdzewnej wrzucamy połamaną czekoladę i dodajemy masło.
- Umieszczamy ją nad rondlem z gotująca się woda, tak aby miseczka nie dotykała wody.
- Po kilku minutach takiej "kąpieli wodnej" czekolada się rozpuści. Masę mieszamy, a miseczkę ściągamy i umieszczamy na półmisku z zimną wodą (dzięki temu szybciej wystygnie).
- Jajka łączymy z cukrem i ubijamy mikserem przez kilka minut, aż osiągnie puszystą, jasną masę.
- Do masy jajecznej dodajemy ostudzoną czekoladę, całość mieszamy i dosypujemy mąkę, razem ze szczyptą soli.
- Kokilki smarujemy od wewnątrz miękkim masłem. Do środka przelewamy masę czekoladową, aby sięgała do 3/4 wysokości.
- Tak przygotowane kokilki wstawiamy do większej prostokątnej formy, do której nalewamy wrzącej wody, aby sięgała do połowy wysokości okrągłych foremek.
- Formę z kokilkami wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Pudding pieczemy przez 10 minut w temperaturze 190 stopni.
- Po tym czasy wyciągamy foremki z piekarnika.
- Każdą porcję puddingu przekładamy na oddzielny talerz, odwracając do góry nogami kokilkę.
- Deser polewamy syropem i dekorujemy kwiatami lawendy.
Maliny w syropie miodowo-lawendowym
- garść malin
- 2 łyżki miodu
- 2 łyżki wody
- łyżeczka soku z cytryny
- łyżeczka suszonej lawendy
- Do rondelka wlewamy miód, wodę i sok z cytryny. Dosypujemy także pokruszone kwiaty lawendy.
- Gdy syrop zacznie się gotować dorzucamy maliny, potrząsamy rondlem i zdejmujemy z ognia.
- Malin nie gotujemy, mają one być jedynie oblepione syropem.
Dla mnie ten deser to klasa sama w sobie. Miłej soboty :)
OdpowiedzUsuńCo za cudowny deser. :)
OdpowiedzUsuńDeser błyskawicznie poprawiający nastrój :) A z lawendą faktycznie trzeba uważać, bo jak się przesadzi to wychodzi trochę smak mydła ;)
OdpowiedzUsuńKlasa. Już dawno nie robiłam, ale nie wiem czy dodałabym sos. Dla mnie już sam smak jest niesamowicie słodki.
OdpowiedzUsuńistne kuchenne arcydzieło :-)
OdpowiedzUsuńWspaniały deser. Wygląda mega apetycznie
OdpowiedzUsuńCudo! Jako smakosz czekolady, który jeszcze tego nie próbował, dodaję przepis do zakładek i obiecuję szybko to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńPowstał przez przypadek, czy nie, najważniejsze, że jednak powstał! A połączenie lawendy z maliną wydaje się być strzałem w dziesiątkę :)
OdpowiedzUsuńwspaniała słodycz :)
OdpowiedzUsuńOjej, ojej, ojeeeeeeej! Obłędne <3
OdpowiedzUsuńU mnie podobne zestawienie smakowe;) zapraszam
OdpowiedzUsuńWygląda genialnie:D
OdpowiedzUsuńTo boskie "ciasto" po nocach mi się śni, choć przyznaję, że kilka już razy tak sobie pomyślałam, czy ktoś wpadł na genialny pomysł kiedy mu się ciasto nie dopiekło;-) A połączenie malin czekolady i lawendy jest bardzo niebanalne. Rzeczywiście trzeba uważać z lawendą, tak jak zresztą z innymi kwiatami, żeby ich zapach i smak nie przyćmił całej reszty. No ale na tym w końcu polega między innymi sztuka kulinarna, na odpowiednim łączeniu składników w odpowiednich ilościach.
OdpowiedzUsuńPyszności!!!
OdpowiedzUsuńPodobnie jak w przypadku brownie (ciasta z zakalcem ;)) nie ma dla mnie znaczenia, czy ten deser powstał przez przypadek. Ważne, że powstał! Próbowałam, ale sama jeszcze nie robiłam. Pyszne dodatki wybrałaś :).
OdpowiedzUsuńjuż sama nazwa brzmi rozkosznie :)
OdpowiedzUsuńo cos dla mojego taty ;)
OdpowiedzUsuńobłędny widok:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Fantastyczne!
OdpowiedzUsuńAleż tu się cudeńko pojawiło, istna czekoladowa rozkosz :)
OdpowiedzUsuńMmmmmmmm... :)
OdpowiedzUsuń