Pierwotnym celem podróży (i nadal, mimo wszystko, wysuwającym się na szczyt) był mecz piłkarski Liverpool FC kontra Sparta Praga, który chcieliśmy zobaczyć z K. i W. już od jakiegoś czasu. A ja, jak to ja, widziałam w tym świetną okazję do przeprowadzenia kulinarnych badań nad angielskim jedzeniem, co raczej nie przeszkadzało dwóm wygłodniałym facetom (prawdę mówiąc, dorównywałam im swoim łakomstwem). Chociaż czasu było niewiele, bo zaledwie 2 dni, zdążyliśmy zjeść więcej niż prawdopodobnie pochłania drużyna piłkarska, a mi na zawsze Liverpool będzie się kojarzył z pysznym cydrem z dodatkiem syropu porzeczkowego.
Strasznie korci mnie, żeby zacząć tę notkę wrażeniami z mojej ulubionej japońskiej restauracji, ale to będzie co najmniej dziwne, więc zajmę się angielskim jedzeniem. Jeżeli zaczynamy, to oczywiście musimy zacząć prawdziwym angielskim śniadaniem. Poza oczywistymi walorami smakowymi, nie polecam jedzenia na co dzień, bo może się to skończyć poważną nadwagą. Śniadanie angielskie może składać się z bekonu, kiełbasy, jajecznicy/jajka sadzonego, grillowanego pomidora, fasoli w specyficznym sosie pomidorowym, placka ziemniaczanego (
hash brown), smażonych grzybów, tostów i słynnego
black pudding, czyli krążka kaszanki. My wybraliśmy trochę okrojoną wersję, ale i tak dzięki niej przez dłuższy czas nie odczuwaliśmy głodu. Prawdę mówiąc lubię wszystkie składniki angielskiego śniadania wyłączając fasolę, której nie cierpię w każdej postaci. Na ten pierwszy posiłek w Liverpoolu wybraliśmy się do baru, który zachęcił nas tabliczką
Best breakfast in town. Muszę przyznać, że jeśli nie było to najlepsze śniadanie w mieście, to z pewnością w czołówce i z pełną odpowiedzialnością mogę polecić to miejsce:
Cafe 31, Mathew Street 31.
|
angielskie śniadanie |
Po obfitym śniadanku panowie chwytają kufle piwa a panie kufle cydru. W skrócie można nazwać to jabolem, ale wolałabym tego nie robić, bo w języku polskim to słowo nie ma najlepszej sławy. Do tego gazowanego napoju, tworzonego ze sfermentowanych jabłek można dodać smakowy syrop. Ja ukochałam sobie syrop z czarnej porzeczki, który w połączeniu z cydrem nazywany jest w Liverpoolu
cider & black. Ale uwaga! Nie dajcie się mu zwieść! Cydr może zawierać nawet 7% alkoholu, którego absolutnie nie czuć w smaku i po paru kuflach może się to źle skończyć.
|
cydr z dodatkiem syropu z czarnej porzeczki |
Bezskutecznie próbowałam dowiedzieć się jakie jest typowe jedzenie mieszkańców Liverpoolu. Gdy zapytałam rdzennego mieszkańca wymienił mi na jednym wydechu sieci serwujące typowy fast food, w tym jedną restaurację japońską, więc nie uzyskałam oczekiwanej odpowiedzi. Większość z nich stołuje się w pubach, pijąc jeden kufel za drugim i oglądając mecze. Tutaj muszę wspomnieć o tradycyjnym angielskim daniu
fish and chips, które powinno przynosić im raczej wstyd niż być powodem dumy.
Aż dziwne, że ktokolwiek może uważać marny kawałek rybnego filetu w ociekającej tłuszczem panierce z frytkami za swój skarb narodowy. Jadłam to danie wiele razy, a w Liverpoolu niestety najgorsze. Ryby nie było wcale, ale za to była ociekająca tłuszczem panierka. Nie polecam.
|
fish & chips |
Osobiście, gdybym miała więcej czasu wypróbowałabym jeszcze kilka rzeczy. Na tabliczkach przed restauracjami często spotykałam się z daniem Liverpoool Scouse. Zastanawiało mnie co się pod tym kryje. Okazuje się, że jest to ich wersja gulaszu. Staraliśmy się też odwiedzić restauracje założoną przez słynnego piłkarza LFC- Jamiego Carraghera, ale nie było miejsc. Gdybym miała się jeszcze raz znaleźć w Liverpoolu to z pewnością będę chciała posmakować słynnego makaronu jego przepisu- penne Carragher, o którym mówili mi panowie.
* Uwaga! Wszystkie angielskie dania i napoje należy spożywać z umiarem, gdyż w przeciwnym razie grozi to poważną nadwagą.
Śliwka
Full English, cider and a black dziewczyny!!!!
OdpowiedzUsuń:)
Moje lubione smaki, pełen zawrót głowy :)
Jestem ciekawa o jakiej restauracji napiszecie tej na W? :)
Świetny artykuł, dobrze napisany, milutko się czyta.
OdpowiedzUsuńStołowanie się w restauracji Carraghera - marzenie.
"Po obfitym śniadanku panowie chwytają kufle piwa a panie kufle cydru".A mówil Dyzma ze "dzentelmen nie pije przed dwunasta".
OdpowiedzUsuńTypowe danie dla Liverpoolu to oczywiscie Scouse. Bardzo dobry gulasz m.in. serwowany na Mount Pleasant przy katedrze katolickiej (ta okragla biala, nie ten wielki ceglany acz sliczny klocek).
OdpowiedzUsuńFantastyczna hinduska knajpa to UnI na renshaw st, swietne syczyuanskie kociolki sa na Mount Pleasant a kantonskie Dim Sum na Berry St w restauracji Mei Mei.
Z lokalnych specyfikow kuchni angielskiej swietna jest Pushka na Rodney St tylko horrendalnie droga. W zwiazku z tym polecam chinskie i hinduskie specyfiki.
Aaa jeszcze jedno, knajpa Carraghera jest tak stylowa jak jego gra, jednym slowem nie polecam.
OdpowiedzUsuńCiekawy artykuł. Natomiast ciekawi mnie czym jest angielski "pies"?
OdpowiedzUsuń"pies" = l.mn. od "pie", czyli ciasto :-)
OdpowiedzUsuńFish and chips jadłam w Irlandii, było bardzo dobrze przyrządzone i smaczne. Może to zależy od miejsca. Cider świetny, potwierdzam :)
OdpowiedzUsuńA to wspomniane śniadanie daje takiego kopa energetycznego, że nie byłam głodna do 17 - a podczas podróży z plecakiem to bardzo dobre wyjście :)
Meg N.
A ja w Liverpoolu jadłem naprawdę dobry pancakes - nie spodziewałem się, że można znaleźć tam tyle przysmaków. W ogóle jest to jedno z piękniejszych miast na świecie, naprawdę warto tam uderzyć i przejść się na Anfield Road - jeden z najpiękniejszych stadionów piłkarskich na świecie.
OdpowiedzUsuń