Tak smutno jest żegnać się z naszym tygodniem filmowym. Wyszukiwanie filmów z charakterystycznymi potrawami dostarczyło mi naprawdę wiele frajdy. Może jeszcze kiedyś uda się nam go powtórzyć, bo jak się okazało, inspiracje są naprawdę nieograniczone.
Zamykam tygodniowy cykl coniedzielnym śniadaniem. Gdy myślałam o tym jakie są wyjątkowe śniadaniowe sceny w historii kina, oczywiście na pierwszy rzut poszło "Śniadanie u Tiffaniego". Uznałam jednak, że będzie to zbyt banalne skojarzenie i szukałam dalej. Przypomniało mi się wtedy o filmie, który widziałam już trzy razy (i zobaczę pewnie jeszcze kilka), który podbił moje serce na początku roku.
"Siostra twojej siostry" (reż. Lynn Shelton), bo o nim mowa, to historia obrazująca pobyt dwóch sióstr i potrzebującego wytchnienia po ciężkim roku przyjaciela w rodzinnym domku za miastem. I to właściwie tyle, bo każde moje następne słowo może okazać się spoilerem dla osób, które filmu nie widziały.
Nie wiem czemu tak bardzo lubię ten film. Ma w sobie tyle niewypowiedzianych (i tych wypowiedzianych) emocji, że porywa serca. Wiem, bo polecałam go już wielu osobom i nikt nie był zawiedziony. Z bardzo subiektywnej strony, mam straszną słabość do Emily Blunt, umila każdy film swoją obecnością.
W jednej ze scen Hannah (jedna z sióstr) postanawia przekonać resztę do zalet wegańskiej, bezglutenowej diety, którą stosuje na co dzień. Serwuje na śniadanie placuszki, które nie wychodzą jednak tak jak powinny. Fragment znajdziecie tutaj.
I tutaj przechodzimy do klucza dzisiejszej notki. Powiem od razu- Hannah powinna być z siebie dumna, bo całkiem nieźle jej poszło.
Rozpoczęłam dzień od wegańsko-bezglutenowych zakupów. Umówmy się, nie mam o tym pojęcia. Nigdy nie stosowałam takiej diety i dziękuję losowi każdego dnia, że nie muszę tego robić. Nauczyłam się nawet omijać te półki wzrokiem. Stanęłam więc przed jedną od góry do dołu zapełnioną mlekiem sojowym i zupełnie nie wiedziałam jak się w tym połapać. Później przyszedł czas na mąkę, po dłuższym zastanowieniu i konsultacjach telefonicznych postawiłam na jaglaną. No i olej. Bohaterka wspomina o oleju kokosowym, ja uznałam, że świetnie sprawdzi się olej z orzechów włoskich. Nie wiem czemu ufałam mojej wegańsko-bezglutenowej intuicji.
Długo zastanawiałam się, czy wam to pokazać. Ale ok, czasami gdy kierują nami nawet najlepsze chęci, efekt bywa marny. Albo koszmarny, przyklejający się i niemożliwy do osiągnięcia. Jak te pyszne wegańsko-bezglutenowe placuszki z suszonymi śliwkami, mlekiem sojowym, olejem z orzechów włoskich i mąką jaglaną. Yummy!
A z drugiej strony, moja interpretacja stała się (prawie) dosłowna!
Śliwka
Świetny pomysł z tym filmowym tygodniem! :) Szkoda, że już dobiegł końca!
OdpowiedzUsuń:):):):):):):D
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, Emily Blunt zachwyca i mnie :) Oglądałaś francuską komedię z jej udziałem "Dziki cel" ? Jeśli nie to polecam!
OdpowiedzUsuńJakoś byłam do niej źle nastawiona, ale zaraz nadrabiam zaległości. Dzięki!:)
Usuń