Dzisiaj trochę inaczej niż zwykle, zamiast przepisu na coś pysznego chciałabym wam polecić naprawdę pyszny film.
Sushi pokochałam kilka dobrych lat temu i kocham nieprzerwaną miłością, czasami zarażając nią innych. Nie ukrywam, że mimo mojego wielkiego szacunku do prostoty, która powinna sushi cechować, zwykle stawiam na kombinacje bardziej "europejskie": tempury, serki philadelphia, a zdarzyło mi się nawet próbować z suszonymi pomidorami czy szparagami. Ostatnio jednak, pod wpływem filmu zapragnęłam prawdziwego sushi-minimalizmu i jak na razie mi się nie znudziło.
Ten wyjątkowy dokument przedstawia Jiro Ono, szefa restauracji Sukiyabashi Jiro, która mieści się w korytarzach tokijskiego metra. To jak dotąd jedyna, uhonorowana trzema gwiazdkami przez Michelina restauracja serwująca wyłącznie sushi. Wewnątrz dla klientów przewidziane jest tylko 9 miejsc, a to gdzie będą siedzieć zależy już od samego mistrza. Posiłek można skończyć już po 15 minutach (20 precyzyjnie wybranych kawałków podzielonych niczym koncert na 3 tematyczne części), a na miejsce trzeba czekać co najmniej miesiąc. No i ceny, które odstraszyłyby niejednego, bo zaczynające się od równowartości 1200 złotych za osobę.
Jiro to 85 letni sushi-master, który pracuje w zawodzie od niepamiętnych czasów. Pracy poświęcił i wciąż poświęca się bez reszty, ciągle doskonaląc swoje umiejętności. Każdego dnia osobiście dba oto, żeby jego sushi było lepsze niż dnia poprzedniego, co najwyraźniej spełnia swoją rolę, sądząc po ilości kulinarnych wyróżnień.
Mistrz Jiro prawdopodobnie złapałby się za głowę na myśl co z sushi zrobiły kraje zachodnie, bo tradycyjne sushi to przede wszystkim minimalizm. Idealnie przyrządzony ryż, którego dostawca nie sprzedaje nikomu poza Jiro (nikt inny nie potrafiłby go tak dobrze przygotować), świeża, precyzyjnie wybrana ryba, po którą na targ codziennie rowerem jeździ najstarszy syn mistrza (który wybrany jest na przejęcie interesu po ojcu) i wreszcie zharmonizowanie tych dwóch smaków, aby uzyskać perfekcyjną kombinację.
W filmie urzekły mnie przede wszystkim niezwykłe zdjęcia, które chyba każdego jeszcze niezdecydowanego mogą utwierdzić w przekonaniu, że jedzenie to prawdziwa sztuka. Do tego piękna muzyka i można naprawdę się rozmarzyć.
Ale ten film to nie tylko piękne jedzenie, a lekcja pokory i dowód na to, że o sukcesie decyduje codzienna, ciężka praca, często okupiona cierpieniami. Gorąco polecam, bo jeszcze nie poznałam osoby, której by nie urzekł.
Jiro śni o sushi
reżyseria i zdjęcia: David Gelb
Jiro śni o sushi
reżyseria i zdjęcia: David Gelb
Śliwka
Widziałam i również polecam. Tylko nie oglądać na pusty żołądek:)
OdpowiedzUsuńNie oglądałam jeszcze tego filmu. Teraz jakoś zaczyna się akcja związana z potrawami serwowanymi w filmach :)
OdpowiedzUsuńLubię sushi, ale nie jestem sushimaniakiem ;) Film bym chętnie obejrzał :) Żałuję, że u nas ciężko jest dostać naprawdę świeże ryby i owoce morza, bo z chęcią pobawiłbym się w domową produkcję sushi, ale kiedy patrzę na ryby w sklepach od razu mi się odechciewa je jeść, w każdej postaci, a co dopiero na surowo.
OdpowiedzUsuńFilm widziałam na pokazie przedpremierowym.
OdpowiedzUsuńNiezwykła historia życia,które w całości poświęcone jest pasji.
Chciałabym spróbować sushi Jiro.
Marzenie...
Oj chętnie bym spróbowała sushi samego mistrza!!! ten człowiek żyje tym co tworzy. To prawdziwy mistrz i artysta
OdpowiedzUsuńMoja milosc do sushi rowniez trwa nieprzerwanie od czasu gdy rodzice zabrali mnie do japonskiej resteuracji na 13-te urodziny ;)
OdpowiedzUsuńO takim jak z restauracji Jiro moge pomarzyc, ale film chetnie zobacze, choc pewnie zrobie sie glodna po 5 minutach ;D
bardzo chcę obejrzeć ten film od kilku miesięcy - od kiedy zobaczyłam trailer. Ale jak na razie w Łodzi dostępny był jednorazowo z okazji jakiegoś tam festiwalu i na razie nie ma.
OdpowiedzUsuńNo i mój apetyt jeszcze bardziej rozbudziłaś
Pozdrawiam
Monika
Śliwko,
OdpowiedzUsuńfilm jakoś przegapiłam i bardzo żałuję. Poczekam na dvd i wtedy i największą przyjemnością go obejrzę, bo Twoja recenzja jest kolejną, która narobiła mi wielkiego apetytu na tę produkcję.
Z pozdrowieniami,
Edith
Ja się boję jeść sushi, bo jeszcze skośnych oczu dostanę i co wtedy?
OdpowiedzUsuńA tak naprawdę, to namówić mnie do takiej kuchni byłoby nie lada wyczynem :-)
Podziwiam Cię za to co robisz i jak robisz :-)
lubie takie filmy oparte na faktach :)
OdpowiedzUsuń