W okresie bożonarodzeniowym przydarzyła nam się śmieszna historia. Postanowiłyśmy sprezentować sobie nawzajem coś, co się nam przyda na co dzień i będzie odpowiadać naszym kulinarnym zainteresowaniom.
-Mam dla ciebie prezent, ale jeszcze nie doszedł.
- Ja też mam dla ciebie prezent, ale jeszcze na niego czekam.
Nie przypuszczałyśmy, że pomyślałyśmy dokładnie o tym samym! I tak podarowałyśmy sobie identyczne prezenty.
Sezonownik, to piękny, bogato ilustrowany kalendarz w formie książeczki, stworzony przez Hello Warsaw. Więcej o nim i jego twórcach możecie przeczytać pod tym linkiem: http://sezonownik.pl/
Dzięki temu wyjątkowemu kalendarzowi będziecie na bieżąco w sezonowych warzywach i owocach i poznacie nietypowe przepisy na ich wykorzystanie (zaczerpnięte z XIX i wczesno-XX wiecznej tradycji).
Jest to też świetny pomysł na prezent, co chyba udowodniłyśmy:)
Przez ten zbieg okoliczności zostałyśmy z dwoma nadprogramowymi kalendarzami, którymi chcemy się z wami podzielić.
ZASADY KONKURSU
Odpowiedź pozostaw w komentarzu do niniejszego postu, zostawiając również swój adres mailowy (tylko pod tym postem, nie w formie mailowej, ani na facebooku). Spośród waszych komentarzy wybierzemy dwa najciekawsze i wyłonimy dwóch zwycięzców konkursu, którym przesłany zostanie egzemplarz Sezonownika.
Konkurs trwa do 21 stycznia 2015 r., do godziny 23:59. Zwycięzców ogłosimy 22 stycznia.
Śliwka & Tosia
Zawsze najbardziej wyczekuję dyni, szczególnie odmiany hokkaido. Ma ona dla mnie naprawdę wyjątkowy smak, zakochałam się w niej odkąd ją pierwszy raz spróbowałam. W sezonie zajadam ją codziennie, a ze względu na dużą zawartość beta karotenu moja skóra nabiera pomarańczowego koloru- naprawdę! :) Jest bardzo uniwersalna, można ją zapiekać w formie frytek, przerabiać na musy, czy kremy, sprawdza się również świetnie jako dodatek do sałatek. A co najważniejsze smakuje obłędnie zarówno w daniach wytrawnych, jak i na słodko! :) (magdalenakuchaja@gmail.com)
OdpowiedzUsuńMoże zabrzmi to nieco dziwnie, bo pewnie każdy czeka na nowalijki, później na sezonowe owoce, truskawki, czereśnie, wiśnie, jagody, a mój ulubiony sezonowy produkt pokazuje się w styczniu. A mówi się, że zima to taka pustynia produktowa. Tymczasem to właśnie w styczniu na Sycylii dojrzewają czerwone pomarańcze. Na początku pomarańczowe, tak jak i inne pomarańcze, z czasem nieśmiało nabierające czerwonego rumieńca. Z pięknym, soczystym, czerwonym wnętrzem, z sokiem spływającym po dłoniach w czasie jedzenia. Wiem co mówię, bo dzisiaj przyszła do mnie paczka z Sycylii z tymi rewelacyjnymi owocami!
OdpowiedzUsuńporacoszjesc (at) gmail.com
Na węgierki!! Jakby mi ktoś kazał pod groźbą karalną wybrać tylko jeden dżem, który całe życie będę mogła jeść - byłyby to powidła z węgierek. Co roku nie mogę się doczekać na te najprawdziwsze, późniejsze, więc co roku pierwsza porcja powideł smaży się już na początku sezonu śliwkowego. Po zaspokojeniu pierwszego głodu (oczywiście nic z zeszłorocznych zapasów nigdy nie zostaje ;)) grzecznie czekam na te najlepsze i wtedy uruchamiam fabrykę powideł. Smażę codziennie, do znudzenia :)
OdpowiedzUsuńrazem z mamą czekamy na dynię, z której robimy ketchup, a mała zmiana przepisu daje nam pyszny dip do czipsów:)
OdpowiedzUsuńmagdalena.bak@onet.eu
Co roku z utęsknieniem czekam na możliwości przywołania smaku z dzieciństwa - czerwonych porzeczek. Kilka kwaśnych czerwonych kuleczek i znów mam 7 lat, gdy podkradałam je z ogródka sąsiada i wyjadałam prosto z liścia rabarbaru w słoneczny dzień w ogrodzie pod rozłożystym orzechem włoskim...
OdpowiedzUsuńsliwkowskawkuchni@gmail.com
Na jaki produkt sezonowy czekam...odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta! Co prawda pomysły od razu przyszły mi do głowy, ale problem w tym, że nie potrafię zdecydować się na jeden, najlepszy ! Koniec końców postanowiłam pójść ze sobą na kompromis i zostać ostatecznie przy dwóch produktach (mam nadzieję, że taka odpowiedź nie dyskwalifikuje mnie w konkursie :-) ). A zatem, co roku wprost nie mogę się doczekać na rabarbar i czereśnie. Z tego pierwszego przygotowuję chutney, piekę z jego dodatkiem pyszne ciasto, albo.... zaraz po umyciu maczam w cukrze i tak zjadam :D . Czereśnie natomiast najbardziej smakują mi zaraz po zerwaniu z drzewka, przepłukane jedynie wodą. Dlaczego tak bardzo tęsknie za tymi produktami? Oprócz tego, że są pyszne i zawierają mnóstwo witamin, to kojarzą mi się z beztroskim dzieciństwem spędzonym na ogródku mojej babci, na którym rosły te pyszności.
OdpowiedzUsuńPS. Konkurs to konkurs, rządzi się swoimi prawami - wygra najciekawsza odpowiedź. Wspomnę tylko, że Sexz
nownik byłby dla mnie fantastycznym prezentem, na zbliżające się urodziny (18 stycznia) Pozdrawiam :).
ann24@poczta.onet.pl
Truuuskaaaawki! Jakbym złowiła złotą rybkę, poprosiłabym, aby sezon truskawkowy trwał cały rok! :)
OdpowiedzUsuńowcami@gazeta.pl
Trochę mi się to odmienia. Jednego roku czekam na czereśnie, innego zajadam się truskawkami, jeszcze kolejnego mam bzika na punkcie kukurydzy... Ale jedno pozostaje niezmienne od lat. Oczekiwanie na bób! Każdego roku już od maja tęsknie wypatruję na straganach pierwszych woreczków z młodym bobem, w skandalicznie wysokich cenach. Potem z drżącym sercem obserwuję jak ich cena stopniowo spada, spada, żeby w końcu dojść do szczytu sezonu i pozwolić mi zajadać się bobem do woli. Choć i tak nigdy nie wytrzymuję i słono przepłacam już na początku sezonu. Spójrzmy prawdzie w oczy - taki młody zieloniutki bób jest najlepszy! Ugotowany, podany masełkiem i solą... Mniam! Lubię też pierogi z bobem, ale te mogę jeść tylko kupne albo w restauracjach. Z prostego powodu - nie mogę się powstrzymać przed podjadaniem. Żeby stworzyć jakąś potrawę z bobem, musiałabym chyba ugotować go dwa razy więcej, żeby przy obieraniu zostało wystarczająco. Do niczego nie mam takiej słabości :)
OdpowiedzUsuńdomi.p@poczta.fm
Na pewno truskawki - kiedy zaczyna się sezon, codziennie rano dzień zaczynam owsianką z truskawkami na mleku sojowym - omnomnom! : ) Poza tym rabarbar, jako że nigdy jeszcze nie próbowałam przygotować z niego nic w kuchni, a lubię uczyć się nowych rzeczy i próbować nowych smaków (w zeszłym roku niestety przegapiłam sezon - uczelnia, wakacyjne przygody, potem znowu uczelnia ;)) Aktualnie dokonałam pierwszego w życiu zakupu jarmużu do koktajlowych eksperymentów : ) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńcatherine.cieplinska@gmail.com
Jestem może jedną z niewielu osób, która najbardziej czeka na... jabłka! Niby dostępne bez przerwy, jednak przed jesiennym wysypem nadchodzi ten okres, kiedy jabłek jest mało, są drogie i niesmaczne. Jesienią, gdy pojawiają się miękkie, słodkie i soczyste gatunki, w tym moje ulubione z czerwoną skórką i białym miąższem z delikatnymi czerwonymi "żyłkami" - niewiele więcej mi do szczęścia potrzeba :) Owoce które jem codziennie, a i tak kojarzą mi się z najprzyjemniejszymi dniami; najbardziej polskie, najbardziej uniwersalne, i według mnie - najsmaczniejsze.
OdpowiedzUsuńmartberryblog@gmail.com
zielony groszek, nic tak dobrze nie smakuje jak swiezo ukradziony groszek z dzialki sásiada ;)
OdpowiedzUsuńfensi-gaja@wp.pl
Maliny! W dzieciństwie najbardziej smakowały te zrywane prosto z krzaków w ogrodzie, pod czujnym okiem dziadka. Nic nie miało wtedy znaczenia - ani mrówki łażące po prawie bosych stopach, ani kłujące gałązki, ani słońce przypiekające nos i ramiona. To był smak lata i dzieciństwa. Do dziś maliny pachną mi słońcem, za to je uwielbiam.
OdpowiedzUsuńDo niedawna moja odpowiedź brzmiałaby: ogórki, gdyż zawsze z mężem przyrządzaliśmy ze świeżych małych ogóreczków ogórki małosolne. Ale teraz wyczekuję na każdy sezonowy owoc czy warzywo, gdyż dopiero pod koniec ubiegłego roku zaczęłam gotować "z pasją". Czeka na mnie mnóstwo przepisów do wypróbowania!
OdpowiedzUsuńTruskawki, oczywiście!
OdpowiedzUsuńBo:
- są kwintesencja czerwca, a czerwiec to zapowiedź lata
-te najlepsze, kaszubskie trwają tylko przez chwilę, a czeka się na nie całe dłuuugie miesiące
-naleśniki z pierwszymi truskawkami, musy, koktajle mają smak wakacji i letnich wieczorów
-zapach z otwieranego zimą słoiczka własnoręcznie robionego dżemu truskawkowego przenosi w inny, lepszy swiat
- co roku obiecuję sobie zakup dodatkowej, garażowej zamrażarki, tylko po to aby przehowaćtam kilka woreczków z truskawkami, eh, może w tym roku?
https://www.youtube.com/watch?v=eeZcI4u0ZQg
(danusia.roclawska@gmail.com)
Czekam z niecierpliwoscia na truskawki, bo zostalo juz tylko 5 butelek soku, a moj roczny synek innego nawet do buzi nie chce wziac :). Ania - happygirl@o2.pl
OdpowiedzUsuńTruskawki! Nic nie smakuje lepiej niż te działkowe, doglądane i pielęgnowane przez mojego tatę.Są ze mną od zawsze. Świeże, mrożone, w dżemie, konfiturze, musie czy soku. Zawsze mam jedno przed oczami: tatę podającego mi świeżą truskawkę prosto z krzaka. Taki obraz i smak niech zostanie ze mną na zawsze :)
OdpowiedzUsuńanna.kurek1988@gmail.com
Nikt i nic nigdy nie zmieni mojego zdania. Cały rok niecierpliwie, z utęsknieniem i czasami zdenerwowaniem, że jeszcze tyle trzeba czekać, czekam na dwa cudowne, letnio- jesienne skarby natury.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, jagody- bo są fioletowe, bo są słodkie, bo są małe i, bo pierogi z jagodami w lato to najlepszy obiad na całym świecie.
Po drugie, dynia- bo jest pomarańczowa, bo jest uniwersalna, bo jest pulchniutka i, bo mus jabłkowo- dyniowy, za którego dam sobie rękę uciąć bez dyni się nie zrobi.
naszym ulubionym smakiem są kwiaty akacji w cieście z skórką pomarańczy ;) kasaja30@tlen.pl
OdpowiedzUsuńNa cukinię! Cały rok czekam na ten czas, kiedy można zajadać się placuszkami z cukinii. Niestety w zachwytach nad cukinią jestem osamotniona, bo ani mąż, ani synek nie polubili jej. I jak co roku będę starała się przekonać ich do tego warzywa. Na ten moment, kiedy w końcu przekonają się do cukinii czekam równie mocno, jak na samą cukinię. ;)
OdpowiedzUsuńdomowybajzel@o2.pl
Nie mogę doczekać się placuszków z cukinii. No i mam nadzieję, że w tym roku w końcu uda mi się przekonać męża i syna do polubienia cukinii. Może
Mocno się zastanawiałam, który owoc/warzywo wybrać - bo muszę przyznać nie mam zupełnie pamięci do takich dat, kiedy jakie warzywo kiedy się pojawia, dlatego często jestem mile zaskoczona przez ryneczki, sklepy ale też instagramy i facebooki, które (sezonowo) informują, że uwaga uwaga pojawiło się to-i-tamto.
OdpowiedzUsuńAle jest jeden owoc na który czekam zawsze i wiem, kiedy się pojawia. Bo jest dostępny wtedy, gdy dzieci zaczynają mieć wakacje. Czereśnie! Kojarzą mi się z dzieciństwem, bo u babci na działce jest piękna Czereśnia, która zawsze daje dużo owoców - jak to dzieciak, zawsze właziłam na czereśnię i jadłam ją prosto z gałęzi - ratując ją przed zgniciem a także wykazywałam się swoją waleczną stroną - odganiając ptaki i walcząc o każdy mały owoc. ;)
Niestety im jestem starsza tym moja sprawność na drzewie zmalała - drzewo wydaje się jakieś takie mniejsze i spokojnie mogę pozrywać owoce z poziomu ziemi - jak i gorzej już mi z walką z ptakami. Nie dziwię się, że one też mają na czereśnie ochotę! (z ciekawostek czereśnia z gatunku nazywana też wiśnią ptasią - chyba nie muszę już tłumaczyć dlaczego!) Czereśnia do wszystkiego i bez dodatków jest obłędna.
(A poza tym w podobnym okresie pojawiają się mojej mamy i moje ukochane kwiaty - Piwonie. To dopiero piękne połączenie kwiatu piwonii i czereśni!)
agata.anastazja@gmail.com
Czekam zawsze, zawsze, zawsze,z utęsknieniem, z niecierpliwością, ze ślinką na twarzy na bób.Ugotowany, posolony, z masełkiem i pietruszką zieloną to ósmy cud świata.W tym roku posadzę więcej w moim ogrodzie.i marzy mi się zawsze w sierpniu morze bobu, i zawsze nie mem go dość.
OdpowiedzUsuńalicjamo@wp.pl
A ja czekam na jesień i....grzyby.Zbierane własnoręcznie w lesie,który znam jak własną kieszeń,w którym wiem gdzie rosną prawdziwki,a gdzie chowają się kurki.Czekam na te grzyby co roku,odkąd tylko pamiętam,czyli od czasu jak skończyłam jakieś 4-5 lat-wtedy zaczęłam chodzić na grzyby z babcią i dziadkiem.Zapach takich świeżo zebranych grzybów przyniesionych do domu-niezapomniane....
OdpowiedzUsuńkamilasteffan@wp.pl
Odpowiedź może być tylko jedna- TRUSKAWKI!!! Bo je kocham!
OdpowiedzUsuńKoktajle z truskawkami, płatki owsiane z truskawkami, truskawki w czekoladzie, makaron z jogurtem i truskawkami, lody truskawkowe, sernik truskawkowy, mus truskawkowy i wiele innych.
Poza tym to są owoce, które kojarzą mi się z dzieciństwem i ogródkiem na wsi. Nie ma nic lepszego niż hodowanene samemu na kompoście owoce, które pachną słońcem <3
milek8@poczta.fm
Ja najbardziej czekam na pomidory. Takie świeże, polskie pomidory malinowe. Mają cudowny słodki smak i prawdziwy pomidorowy aromat. Pyszne w różnych sosach, statkach itd, ale najlepsze są na zwykłej kanapce.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się ich doczekać!
enunplato@gmail.com
Zanim lato rozkocha nas w sobie słodyczą owoców najpierw pojawia się wiosna. A w raz z nią nieśmiało na świecie pojawiają się zielone łodyżki szparagów. Kto rozczarował się ugotowanymi szparagami posypanymi bułką tartą i nie dał im drugiej szansy niech żałuje! To warzywo ma moc- moc zamieniania potraw w smakowite dania, do których chciałoby się wracać bez końca.
OdpowiedzUsuńZnalazłam przepis na pewną zapiekankę - szparagi grają tam pierwsze skrzypce. A może nie... Może to łosoś ze szparagami pod parmezanowo- migdałową kruszonką tworzą duet doskonały? Nie wiem! Muszę jeszcze raz to sprawdzić. Więc czekam... na szparagi.
Byle do wiosny!
luszynekk@wp.pl
Najmocniej czekam zawsze na... gruszki. Na jesień, kiedy będą zachwycać jędrnością i słodyczą. Najbardziej kocham chyba te, które zerwę sama z drzewa w sadzie dziadków, choć tak naprawdę nie pogardzę żadnymi :) są dla mnie smakiem doskonałym - na śniadanie w owsiance i na kolację w sałatce z rukolą, fetą i orzeszkami ziemnymi. No ale odę do nich napiszę przy innej okazji, teraz muszę na nie jeszcze trochę poczekać...
OdpowiedzUsuńNajbardziej wyczekuję na ( i tu nie będę oryginalna ) truskaweczki :) choć wymagają one ode mnie ogromu pracy, ponieważ hoduje je moja mama w większej ilości i praca jest praktycznie przez kilka dobrych miesięcy ( chwasty ZAWSZE muszą być ;( ) to aż się cieszę na myśl że trzeba będzie około 4 rano wstawać do rwania. Takie owoce, przy których trzeba się napracować są zawsze najlepsze a jakie przyjemne gdy długo po sezonie ludzie się jeszcze o nie pytają. Robimy razem z rodzinką mnóstwo przetworów i jemy je w ciastach, z budyniem jako mus, koktajle są nieziemsko pyszne, a sokami delektujemy się jeszcze przez długie miesiące. No i oczywiście truskaweczki są bardzo zdrowe :-D
OdpowiedzUsuńklaudiagolec21@gmail.com
Najbardziej oczekuję na rabarbar! kiedy te zielone gałązki pojawiają się na ryneczku wiem, że zbliża się wiosna.. Są one dla mnie symbolem przyrody budzącej się do życia po zimie. A smak? słodko-kwaśny... Kwaśny smak to zima, która odchodzi.. jego słodycz natomiast przywodzi mi na myśl wiosnę, lato tak pełną słońca i innych owoców.
OdpowiedzUsuńPozostaje jeszcze kwestia kuchni.. a tu hulaj dusza - piekła nie ma. Komu nie smakuje ucierane ciasto z rabarbarem i kruszonką? Kto nie jest chętny na crumble z lodami? A kompot? On chyba każdemu kojarzy się z dzieciństwem.. a smak rabarbaru z cukrem zna chyba każdy :)
mail: jenusia88@gmail.com
UsuńZdecydowanie cieżko jest wybrać jedno sezonowe warzywo/owoc na który czekam. Każda pora roku przynosi ze sobą same wspaniałości. Staram sie w swojej kuchni posługiwać tylko sezonowymi składnikami, bo tylko wtedy potrawy smakują tak jak powinny. Tak mysle i mysle, no i chyba bob i dynia. A z tych dwóch to chyba jednak dynia :D Kocham hokkaido od kiedy jej posmakowałam! Jest cudowna i tak uniwersalna, a do tego nie trzeba obierać jej ze skorki :D zaskakuje swoją uniwersalnością. Każda potrawa z jej udziałem jest wspaniała, i ta na słodko i na wytrawnie. Krem z dyni robie za każdym razem z innymi dodatkami i przy każdej twierdze, ze wyszła lepsza od poprzedniej (przy kolejnej jest identycznie), a zupa tajska z dynia, mleczkiem kokosowym i czerwonym curry to moja milosc najwieksza chyba. W sezonie na dynie robie takie zapasy, ze nie starcza miejsca w piwnicy i ze smutkiem patrze, jak z tygodnia na tydzien mi jej ubywa (obecnie zostały tylko dwie i juz chce mi sie plakac bo tak długo jeszcze do jej ponownego królowania na straganach!). Najśmieszniejsze jest to, ze smak dyni poznałam dopiero w zeszłym roku, od czasu kiedy sama zajęłam sie gotowaniem i karmieniem rodziny. Wczesniej u mnie w domu jadało sie totalnie niesezonowo. Dlatego, tak przeraża mnie fakt, ze straciłam tyle lat nie znając wspaniałości wszystkich sezonowych produktów! Ale nadrabiam w zawrotnym tempie i sprawia mi to niewyobrażalna frajdę :-)
OdpowiedzUsuńNie umiem ładnie pisac, ale czy musi byc to ładnie ujęte? :D Wazne by wychodziło prosto z serducha :-) pozdrawiam Was dziewczyny! I wszystkich czytelników bloga.
Natalia
natalia.malachowska@gmail.com
Świeża żurawina.
OdpowiedzUsuńDługie lata znałam tylko suszoną, i bardzo ją lubiłam za ten słodko-kwaśny smak. Lubię ją zresztą nadal. Kiedyś w sklepie zobaczyłam czerwone kulki, i zaczęłam się zastanawiać, co to takiego. Szybkie zerknięcie do słownika - żurawina. Hmm... Kupiłam. Jak widzę takie nowe cuda, lubię spróbować i sprawdzić, jak smakuje. Surowa okazała się niejadalna, bo kwaśna okrutnie. Zaczęłam więc szukać przepisów, i zakochałam się w niej bardzo szybko. Idealnie pasuje do słodkich deserów, z białą czekoladą stanowi duet idealny, a serniki z jej dodatkiem to zawsze strzał w dziesiątkę. Od tej pory czekam na nią niecierpliwie, co roku mam całe mnóstwo pomysłów na jej wykorzystanie. Tym razem zmądrzałam i sobie ponad kilogram zamroziłam - jak tylko będę miała na nią ochotę, mogę sobie wyjąć pudełeczko z zamrażarki i przygotować jakieś żurawinowe pyszności :)
A, i mail oczywiście:
Usuńania.liniewska@wp.pl
Najbardziej czekam na dynię!!!
OdpowiedzUsuńMimo iż jesień nie jest moją ulubioną porą roku, czekam na nią z utęsknieniem.
Bo tylko w sezonie jesiennym dynie są dostępne.
Bo dynie to różnorodność kształtów, kolorów, smaków oraz możliwości wykorzystania.
Bo smak dyni jest niepowtarzalny.
Bo smak dyni kojarzy mi się z beztroskim dzieciństwem i ciastem dyniowym mojej Mamy.
Bo lubię Pumpkin Spice Latte.
Bo lubię placki z dynią i imbirem.
Bo lubię ciasto drożdżowe z dynią.
Bo lubię dyniowe muffiny.
Bo lubię wszelkie zupy dyniowe.
Bo dynia inspiruje mnie do eksperymentowania i wymyślania nowych przepisów.
Bo pomarańczowy kolor dyni poprawia humor w szare deszczowe jesienne dni.
sydney.kasia@gmail.com
Och, jakże ja każdej jesieni wyczekuję jarmużu! Cudownie zielony, nieziemsko delikatny, delikatnie chrupiący a do tego napakowany wręcz dobrociami, których próżno szukać gdzie indziej. Wprawdzie niełatwo jest kupić go na straganach (o sklepach nie wspominając, jednak (!!!) ostatnio widziałam go nawet w pewnym dyskoncie z sympatycznym owadem na szyldzie), ale wystarczy dogadać się z ulubioną Panią na ryneczku i wszystko się znajdzie. Dziwię się,że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł postawienia pomnika jarmużowi. Chyba nie ma drugiej tak wszechstronnej rośliny. Z jarmużu można przygotować odżywczy koktajl (z kiwi i awokado booooomba!), sałatkę, zapiekankę, zupę-krem, a nawet sycące kotlety czy fenomenalne czipsy! A wszystko to zdrowe, pełne witamin i minerałów oraz,co najważniejsze, pyszne- smakuje dzieciom i dorosłym, wegetarianom i mięsożercom, wielokrotnie potwierdzone informacje ;). Jeden jarmuż a tyle możliwości. I jak tu na niego nie czekać? ;)
OdpowiedzUsuńj.malarowska@gmail.com
Najbardziej, najbardziej na świecie wyczekiwane są przeze mnie wszelkie owoce jagodowe. Maliny, jeżyny, truskawki, borówki ... ja wszystkie was dziewczynki już teraz chcę... :) najtrudniejsze jest to,że pojawiają się praktycznie na chwilę, niektóre na chwilunię, a ich smak zatrzymany w zamrażalce czy w formie przetworów tylko troszeńkę odzwierciedla ten cudny zapach i smak dostępny tylko w sezonie. Dlatego je się je na śniadanie, obiad, kolację, tak jakby na zapas Trudno, jakoś trzeba wytrwać i znów będą. Pozdrawiam, Patrycja. Mój adres: patrycja.1982@wp.pl
OdpowiedzUsuńNajbardziej czekam na poziomki. Skromne, często niedoceniane, są dla mnie kwintesencją smaku lata. Zjadane najchętniej solo, lub delikatnie obsypane cukrem, nie lubią konkurencji, a najlepiej smakują prosto z krzaka, malutkie, niepowtarzalne.
OdpowiedzUsuńjagomazur@gmail.com
Kwiaty Cukinii !! tak długo wyglądane na działce, pielęgnowane, osłaniane przed deszczem, zerwane gdy jeszcze pokryte są kroplami porannej rosy .. nadzienie z ricotty i .. . oblane cienką, delikatną warstwą ciasta i usmażone, ten "trzask", słyszalny przy przegryzaniu i wtedy kubki smakowe wołają o jeszcze! nie wspomnę o obrazku gdy leżakują pierw w koszyku później na talerzu .. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńadam.goluchowski@gmail.com
Zawsze z utęsknieniem wyczekuję malin. Są one dla mnie smakiem dzieciństwa, gdy w babcinym ogrodzie zjadałam je prosto z krzaczka, pachnące latem, nagrzane słońcem, soczyste i słodkie mmm :)
OdpowiedzUsuńSporą część lata spędzałam w malinowym chruśniaku na zmianę zjadając i zbierając owoce. Nic nie było w stanie mnie zniechęcić, ani podrapane ręce i nogi ani tym bardziej pszczoły i inne owady,które zwabione słodką wonią malin ani myślały zrobić nam miejsca.
Co roku robię zapasy i co roku okazuje się,że zrobiłam ich za mało, bo na nalewkę zawsze jest za wielu chętnych, konfitury znikają w czeluściach naleśników i między warstwami ciast,a wczesną jesienią okazuje się,że nagle wzrasta zapotrzebowanie na herbatę z sokiem malinowym.
lukasiewicz82@gmail.com
Czekam, czekam i wyjadam resztki, reszteczki, okruszki prawie, z zamrażarki. Śliwki (nie żebym chciała wygrać niefair, bez aluzji:)). w tym roku zasmakowałam w nich bez opamiętania. Każdy dzień zaczynałam od śliwek i na nich kończyłam. Chociaż ich pojawienie się w warzywniakach zwiastuje nieubłagany koniec wakacji, im mogę to wybaczyć. Smak wynagradza wszystko. Śliwki, można pomyśleć, długo dostępne w supermarketach.. ale ja nie o tych z Japoni/Tajwanu mówię. Moje to te od sąsiadki, które sama mogłam pozbierać. Moja śliwka jakoś nie chce wyróść (chyba najpierw powinnam ją zasadzić. Chyba). Może to i lepiej, bo musiałabym ją zjeść z pniem i gałązkami :) Cały ich urok właśnie w tym zbieraniu, potem obieraniu (sic!) i pałaszowaniu do nocy, na leżaku, w domu rodziców. Na szczęście mama czuwa i nie da nam zginąć bez śliwek do kolejnego roku. Pełna zamrażarka. Zrobione. Ciasta, konfitura - obowiązkowo! I teraz możemy mieć śliwki przez cały rok. Tak kocham tę naszą nowoczesność:)
OdpowiedzUsuńjulka001@onet.eu
Bez wątpienia grzyby!
OdpowiedzUsuńI chodzi tu o coś więcej niż jedzenie: o godziny spędzone w lesie z rodziną/znajomymi, zawody kto zbierze więcej grzybów, spalone kalorie i radość towarzyszącą tym wyprawom, na które jestem w stanie zerwać się z łóżka o 6 rano. :) Herbata w termosie, kanapki w plecaku i cały dzień z wiklinowym koszem w lesie - to jest mój klimat!
Lubie grzyby w każdej postaci - smażone, duszone, suszone, marynowane, w zupach, sosach, pierogach,
Za niepowtarzalny zapach, smak i aromat, za możliwość zachowania jesiennych wspomnień w postaci wysuszonych kawałków. :)
szefowa.kuchni1@gmail.com
jagody!,
OdpowiedzUsuńbabcia robi najlepsze na świecie pierogi z jagodami
pytam babcię co tam dodaje, że są najlepsze
odpowiada 'trochę miłości'
lubię też niebieski język po jagodach
och, jagody!
igtu@tlen.pl
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa czekam na CUKINIĘ....wiem,że jest dostępna właściwie przez cały rok....ale,ta prosto z "krzaka"..... :))) Wg.mnie to najcudowniejsze warzywo,najbardziej uniwersalne-można z niego wyczarować właściwie danie z każdej grupy-przystawki, zupy,różnorakie dania główne,desery-może grać "pierwsze skrzypce",albo "akompaniować" innym produktom podkręcając danie nic sobie przy tym nie ujmując.No cóż-dla mnie jest idealna, a często zarzucany jej brak wyrazistości wg.mnie to właśnie jej największy atut-wystarczy puścić wodze wyobraźni.
OdpowiedzUsuńTak się "wczułam",że zapomniałam zostawić maila ;) więc usunęłam komentarz i napisałam go ponownie
bozenascibik@op.pl
Papierówki, to jest to, na co wyczekuję :) Te żółto-zielone jabłka, przywołują moje wspomnienia z dzieciństwa. Z kuzynkami, wcinałyśmy je, kiedy jeszcze były zielonkawe i mocno kwaśne. Choć dosłownie "wykrzywiało" nam twarze, to i tak jabłka trafiały w nasz gust. Równie chętnie, zajadałyśmy się nimi, kiedy były już dojrzałe, soczyste, bo i tak miały w sobie tę uwielbianą przez nas kwaskowatość. Jabłka zbierałyśmy na dwa sposoby: albo wdrapywałyśmy się na drzewa i siedząc na gałęzi, jadłyśmy nasze owocowe zdobycze, albo chodziłyśmy wokół drzew, wyszukując w trawie opadniętych jabłek.
OdpowiedzUsuńPoza tym, do dziś pamiętam smak kompotów, dżemów i jabłeczników, które robiły moja babcia, mama i ciocia...
Zatem tak, to papierówka jest moim produktem sezonowym, na który czekam z ogromną niecierpliwością.
milka1204@op.pl
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa czekam na szparagi, pojawiające się nagle i równie nagle znikające. We wsi, w której mieszka moja babcia sprzedawane są prosto z pola, można sobie wybrać każdy pojedynczy pęd, a potem wrócić do domu i jeść zblanszowane, na obiad zielone na kolację białe. Każdy posiłek w towarzystwie szparagów nabiera charakteru i niepowtarzalnego smaku!
OdpowiedzUsuńmagdalenasmyk1@gmail.com
Co roku z utęsknieniem czekam na sierpień, bo właśnie wtedy większość warzyw i owoców osiąga apogeum smaku. Pomidory, maliny... Oj, długo by wymieniać, jednak jest taki jeden owoc który skradł moje serce już dawno, dawno. Morele! Kocham i uwielbiam w każdej postaci, w sezonie każdego dnia zjadam prawie kilogram. Surowe na przekąskę, podduszone na patelni z rozmarynem jako dodatek do owsianki, zmiksowane z malinami w najpyszniejszym koktajlu, zapieczone pod kruszonką jako crumble, obowiązkowo z gałką waniliowych lodów, pieczone razem z kurczakiem na niedzielny obiad, długo gotowane na dżem, by zatrzymać ich smak na zimę. Ta miłość przyszła kiedy babcia pokazała mi morelowe drzewko rosnące w ogródku. Razem zbierałyśmy dojrzałe owoce, pytałam ją w jaki sposób rosną i jak pszczoły zapylają kwiatki, potem szłyśmy do kuchni obmyć wściekle pomarańczowe morelki i jadłyśmy, jadłyśmy i jadłyśmy, planując co zrobimy z tymi wszystkimi sierpniowymi owocami. Na samą myśl cieknie mi ślinka ;)
OdpowiedzUsuńnajmonia@gmail.com
Przez cały rok niecierpliwie czekam na...świeży słonecznik. To czekanie umila już sam widok pięknych,żółtych kwiatów, w których powoli tworzą się smakowite niełupki. Uwielbiam go, bo nieodłącznie kojarzy się z beztroskim dzieciństwem, podwórkiem na którym dzieliliśmy się wielkimi główkami słonecznika jak chlebem. Wyłuskiwanie ziaren do tej pory działa na mnie uspokajająco... Tym przysmakiem, zaraziłam swoje dzieci, mamy taki rytuał wspólnego jedzenie i gadania do późnych godzin...obowiązkowo na tarasie, gdzie nikomu nie przeszkadzają wszędobylskie łupinki :-) malflu@wp.pl
OdpowiedzUsuńNa maliny. Odkąd parę lat temu posadziłam w ogródku kilka krzaków, stały się moim oczkiem w głowie. Przycinam, pielę, podlewam, podglądam pierwsze liście, kwiaty, w końcu owoce. Moim letnim rytuałem jest spacer do ogrodu z miseczką lub kubkiem i zrywanie, trzy do miski, jedna do ust. I ta radośc gdy okazuje się, że tak obrodziły, że muszę iśc po większe naczynie!.. Nic, że podrapana skóra, listki na ubraniu i pająki we włosach, ich smak rekompensuje wszystko. W koktajlach, ciastach, jako przegryzka. A na szare smutne dni w dżemach, sokach i mrożone. Wystarczy mi nawet popatrzec kilka minut na garśc malin na talerzu - ich kształt, kolor, delikatna struktura... od razu zycie mi pięknieje.
OdpowiedzUsuńAga podkowaj@onet.pl
Zdecydowanie na czereśnie. Bo chyba wszystko inne można kupić w ciągu całego roku (suszone,mrożone, a nawet swieze),a czereśnie są jedynym owocem dostępnym tylko latem (jeśli się nie mylę, ale dla mnie tak właśnie jest).a oprócz palaszowania czereśnie mają wiele zastosowań, można z nich np zrobić zabawne kolczyki ;) Czereśnie są kwintesencja lata,na które czekam cały rok! Działka, bose stopy, działkowy zraszacz i miska jeszcze mokrych czereśni. ..nic więcej do szczęścia mi nie trzeba ;) ah... Agata Toma
OdpowiedzUsuńA MÓJ MAIL TO agatkatomala@gmail.com ;)
UsuńTen Sezonownik taki urodziwy! :)
OdpowiedzUsuńJa zawsze przebieram nogami na myśl o bobie i arbuzie... Nic tak na mnie nie działa jak micha bobu do prasówki (idealnie zastępue czipsy-mój bezsensowny nałóg :/). A arbuz...no cóż...mogłabym się nim po prostu cała wysmarować-tak uwielbiam jego zapach i smak :D
Mój email: jaszmurka[małpa]gmail.com
Nie będzie to do końca odpowiedź na Wasze pytanie, niestety, ale ja nie umiem wybrać jednego, jedynego. Moja kuchnia opiera się głównie na sezonowości i pozwala przez cały rok cieszyć się czymś, co akurat jest najlepsze i świeże :-)
OdpowiedzUsuńM.
martagizowska@gmail.com
PS Dzięki za moc inspiracji!
Pomidory
OdpowiedzUsuńTakie prawdziwe,czerwone, które pięknie pachną.
Wtedy przenoszę się w czasie,jadę pociągiem do babci,w jednej ręce trzymam klapsznyte z masłem a w drugiej soczystego pomidora z którego sok cieknie mi po palcach i po brodzie :-)
P.s. Kiedyś na pierwsze święta z moim mężem kupiliśmy sobie te same książki :-) piękne ucZucie
Zdecydowanie czereśnie. Te owoce są dla mnie symbolem początku lata, a moment kiedy w maju pojawiają się pierwsze owoce sygnałem do powolnego rozleniwiania się przed wakacjami. Na rodzinnej działce, na której rośnie wszystko czego tylko dusza może zapragnąć:maliny, truskawki, jeżyny, porzeczki czarne i czerwone, można znaleźć dwa rzędy dorodnych czereśni. Na ich widok już zawsze będę sobie wyobrażała młodszą wersje mnie, która wspina się po nich jak małpka nieuznająca drabin, wysłuchuje niezliczonych okrzyków "Wika złaź!", je owoce prosto z gałęzi, a pozostałe zbiera do pudełek i próbuje dostarczyć je w nich (a nie w brzuchu) do domu. Tak, czereśnie to bez wątpienia moje ukochane owoce sezonowe. Co roku się nimi przejadam i co roku przysięgam sobie, że nie powtórzy się to następnego lata. Jak do tej pory nie wyszło ani razu :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ja czekam na botwinkę, choć dopiero od niedawna mi posmakowała. Jak byłam dzieciaczkiem karmionym przez mamę to jakoś nie byłam jej fanką. Ilekroć mama usiłowała wepchnąć mi łyżeczkę zupki z botwinki, tylekroć ja robiłam 'prrrrrr' z botwinką w buzi, a potem cały świat dookoła, włącznie z mamusią był różowy ;)
OdpowiedzUsuńZa to od kilku lat zaczęłam gotować z pasją, odkrywać nowe smaki i kiedy zobaczyłam gdzieś przepis na risotto z botwinką i czerwonym winem to postanowiłam zaszaleć. Najwyżej kolejny raz nic bym nie przełknęła (ale już bez kolorowania ścian i obrusa). Całe szczęście moje kubki smakowe wtedy eksplodowały i już wiedziałam, że znalazłam nową miłość swojego życia. Od tamtej pory próbuję wszystkiego na co kiedyś wołałam 'fuj' i sama się dziwię, jak to było możliwe, że na tyle rzeczy kręciłam nosem. Człowiek jednak mądrzeje z wiekiem i zaczyna doceniać, co dobre ;)
gabi9206@wp.pl
A wiecie na co ja czekam? Czekam na... kwiaty. Poszukiwanie różowo- zielonych krzaków na początku lipca, długie spacery i powrót do domu z pełną torbą pachnących białych i mocno różowych płatków róż. To mi się marzy teraz, w ten zimny, styczniowy wieczór. Konfitura z płatków róż, zapach wędrujący po wszystkich kątach domu podczas jej gotowania jest niepowtarzalny. W słoiczkach pięknie różowa, przyklejam naklejkę z napisem 'róża'. Kilka słoiczków staje się prezentami dla bliskich. A następnego dnia znów wyruszam... żeby zebrać więcej pachnących kwiatów i stworzyć więcej tych cudowności, użyć do pulchnych pączków, kruchych rogalików z lukrem, szarlotki. Szybko się kończy i mocno tęskni się za tym smakiem...
OdpowiedzUsuńaleksandra.lapuc@gmail.com
Odpowiedź może być tylko jedna – fasolka szparagowa, do której miłość zaszczepiła niezapomniana Babcia Koko. Zawsze, gdy zaczyna się sezon na best-warzywo-ever, wracają wspomnienia pt. „kto jest ulubionym, fasolkowym potworem babci?” i moja niezmienna, zapoczątkowana ponoć w wieku 3 lat, odpowiedź: „ja, Kaka!”. Tradycja jest nadal kultywowana, ale już przez moich rodziców, prowadzących przydomową minihodowlę na mój prawie wyłączny użytek – teraz ma formę sms-owych komunikatów: „halo, potwór. przyjeżdżaj. zaczęło się”. Uczucie staram się pielęgnować i w miarę możliwości przekazywać dalej – nawet mój osobisty buldożek oblizuje się na widok szparagówki (choć, po prawdzie, on oblizuje się na widok wszystkiego, co choć trochę jedzenie przypomina, nawet kamyki na podwórku nie mogą czuć się bezpieczne…).
OdpowiedzUsuńZ fasolkowymi pozdrowieniami
Kasia
kach_such@op.pl
Jak na ironię, czekam na aronię :) Doceniana w Japonii, hit eksportowy w Chinach o cudownych właściwościach zdrowotnych! Co roku wpraszam się do sadu należącego do sąsiada i własnoręcznie obskubuje krzaki z czarnego złota. Owoce dzielę na 3 partie: jedną część suszę na herbatki i jako bakalie, drugą z dodatkiem innych owoców przerabiam na sok, a ostatnią... zasypuję cukrem i przyprawami korzennymi tworząc pyszną i aromatyczną nalewkę, którą rozgrzewam się właśnie w takie wieczory jak ten. Na zdrowie!
OdpowiedzUsuńmagnulia@interia.pl
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńuwielbiam zmienność pór roku.
OdpowiedzUsuńpierwsze prześwity przedwiośnia. ogarniającą całe istnienie intensywność wiosny. nabrzmiałe od zapachu lip lato. mglisty listopad. szaroniebieskie przedzimie. ślady na śniegu zostawiane w grudniu.
każda pora ma swój kolor nieba, swoje dźwięki i swoje smaki.
z największą tęsknotą czekam na ulotny czas fiołków.
na przykładanie dłoni do ciepłej wilgotnej ziemi.
na szukanie pierwszych wystających spod niej listków, zwiastunów fiołów.
na kilkanaście dni, w których powietrze przesiąknie fiołkową wonią.
na najdelikatniejsze i najsłodsze z kwiatów.
mam wtedy znów siedem lat, dwa warkocze i huśtawkę na jabłoni.
biegam boso po łąkach pomiędzy rzeką i lasem. zrywam kwiaty i zioła. zaplatam z nich wianki.
koniczyny mają w kwiatach zamknięty nektar. po zjedzeniu płatków róży, łąka zakwita także w środku. stokrotki smakują jak krople rosy.
fiołki rozpływają się na podniebieniu.
tak pięknie smakować może tylko niebo.
pozdrawiam Was najserdeczniej!
Paulina z jednym warkoczem
paulina.pidzik@gmail.com
Co roku czekam na coś innego. Na poszczególne owoce i warzywa nastawiam się, nakręcam przez dwa lub trzy sezony, aż moja potrzeba osiąga apogeum i wiosna, lato lub zima zostają zdominowane przez jeden wyczekiwany produkt... Tak było trzy lata temu z jagodami leśnymi, dwa lata temu z botwinką, rok temu ze śliwkami i teraz z dynią. Natomiast myśląc o nowym sezonie, dochodzę do wniosku, że w tym roku, zainspirowana wieloma przepisami, czekam na agrest. Ta myśl dojrzewa we mnie od paru lat. Dawniej, kiedy jeszcze mieszkałam w domu rodzinnym, w domu z ogrodem pełnym skarbów natury, agrest był taką oczywistością, że myślałam: nic specjalnego. Dzisiaj tęsknię za tym kwaskowatym smakiem, za maminym dżemem z czerwonego agrestu i czuję, że gdy tylko agrest pojawi się na straganach, to będę jego głównym nabywcą:)
OdpowiedzUsuńNatalia
alexgirl@o2.pl
Przedwczoraj urodziły się trojaczki. Dziś bliźniaki. Chodzi o koźlątka...: ) Patrzę jak rosną, z jakim smakiem i łapczywością wypijają mleko swych matek karmicielek, machając przy tym dynamicznie ogonkami. Czekam aż staną się samodzielne i silne. Wtedy słodkie mleko spłynie do mojego blaszanego garnuszka. Poczekam trochę, żeby się zsiadło, potem lekko podgrzeję. Odsączę na sicie i, nie mogąc się powstrzymać, wydłubię trochę świeżego, puszystego twarogu i od razu zjem. Część serka mogę wymienić na miód od Pana Jerzyka, mieszkającego pod samym lasem. Resztę białego twarożku rozsmaruję na kromce świeżego chleba, albo uformuję w kulki z ziołami, zaleję oliwą, aby mieć go na dłużej i pyszniej. Mogę też go użyć do ulubionych leniwych. Jesienią i zimą jest mniej obowiązków przy kozach, bo odchodzi ich dojenie. Ale w sezonie ta praca jest warta wysiłku. Tęsknię za kozim twarożkiem i już nie mogę się go doczekać...:)
OdpowiedzUsuńGosia
malgorzata.parysz@gmail.com
Z utęsknieniem czekam na agrest. Szczególnie dlatego, że nie co roku udaje mi się na niego trafić. Tak było w poprzednim roku, po prostu na lokalnym targowisku go nie było, albo mnie nie było wtedy, gdy agrest był:) Stąd z jeszcze większą niecierpliwością czekam, aż w tym roku uda mi się go zdobyć. Agrest kojarzy mi się z wakacjami u babci i z pewną tajemnicą i niedostępnością, gdyż w jej ogrodzie był tylko jeden krzak i to daleko na samym końcu, jako dziecko była to dla mnie wyprawa tam, gdzie raczej się "nie chodziło", poza tym zdobycie najbardziej dojrzałych owoców związane było z przedzieraniem się przez kujące gałęzie, i kojarzy mi się z moimi podrapanymi małymi rączkami:) Z tego krzaczka zbierane były owoce na dżem, a to, że krzaczek był jeden, to dżemów też było nie wiele i zawsze zostawiało się je na koniec wyjadania zimowych zapasów lub na specjalną okazję. Cóż agrest to dla mnie najbardziej wyczekiwany sezonowy owoc, bo nigdy nie wiem, czy będę miała okazję go skosztować. Jeśli będę miała kiedyś własny ogród, to na pewno będzie w nim krzak agrestu:)
OdpowiedzUsuńDominika: wszystkosmakuje@gmail.com
Czekam z utęsknieniem na pomidory. Takie o smaku i zapachu pomidora. Bo marzy mi się chleb z masłem i pomidorem własnie.
OdpowiedzUsuń