Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kawa. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Kanapka z Halloumi, jabłkiem, karmelizowaną cebulą i kawowym majonezem do kawy Starbucks Keyna


Witajcie, tu kawowa swatka. Do Polski dotarła fala afrykańskich upałów, a gdy wszystko paruje warto pomyśleć o coffee pairingu. Tym razem postanowiłam znaleźć przyjemne towarzystwo dla kawy Starbucks Kenya. Jest delikatna i soczysta, a przy tym znana ze złożonego smaku. Kryje w sobie cytrusowe nutki, ponieważ trudno ją zdobyć. Plantacja, z której pochodzi obsadzona jest cytrusami, aby odstraszyć słonie, które chętnie ją podjadają.

Nie od dziś wiadomo, że kanapki najlepiej smakują na kanapie, ale w taką pogodę szkoda siedzieć w domu. Dlatego przygotowałam je wcześniej w domu, schowałam w teczkę i ruszyłam na wycieczkę. Chrupiąca kanapka składa się z kilku smacznych warstw. Bez obawy do cytrusowej kawy pasuje tu halloumi, jabłko i karmelizowana cebula. A żeby prowiant nie był za suchy dodałam majonez o smaku kawy.

Gdy sprawy się zbyt rozwarstwiają lepiej po prostu wyłożyć kawę na ławę, najlepiej w parku. W tym sezonie w modzie jest popijać kawę na lodzie, proponuję przygotować drink - coffee, gin & tonic. I tak zaczyna się magic!



Kanapka z Halloumi, jabłkiem, karmelizowaną cebulą i kawowym majonezem
  • 4 kromki chleba
  • 4 plastry Halloumi
  • 1/2 jabłka
  • roszponka
  • łyżka masła klarowanego
  1. Karmelizowana cebula: czerwona cebula, łyżeczka miodu, łyżeczka octu balsamicznego, łyżeczka masła klarowanego, sól, pieprz
  2. Kawowy majonez: 5 łyżek majonezu, 2 łyżki sosu sojowego, 2 łyżki zaparzonej kawy Kenya, 1/2 łyżeczki mielonej kawy Kenya, sól, szczypta pieprzu cayenne.
  3. Rozgrzewamy patelnię z masłem klarowanym, podsmażamy po 2 minuty z każdej strony plasterki jabłka, ściągamy na talerz. Dodajemy krążki czerwonej cebuli i podsmażamy ok. 4 minuty. Dodajemy miód, ocet balsamiczny i przyprawy. Karmelizujemy jeszcze krótką chwilę.
  4. Na maśle klarowanym podsmażamy kromki chleba z dwóch stron, aż będą rumiane. Na tej samej patelni kładziemy plastry halloumi i smażymy po ok. 3 minuty z każdej strony.
  5. W wysokim naczyniu łączymy majonez z kawą, sosem sojowym i przyprawami. Miksujemy blenderem na gładki sos.
  6. Chrupiące kromki chleba smarujemy majonezem, wykładamy halloumi, roszponkę, plasterki jabłka i karmelizowaną cebulę. Serwujemy na ciepło lub na zimno. 
Tosia

środa, 16 maja 2018

Bananowe placuszki z kawowym karmelem do kawy Starbucks Colombia Nariño


Łączenie się w pary to prawdziwa sztuka, szczególnie jeśli cenimy sobie balans smaków. Wie o tym Edytka z Randki w ciemno, jak i każda wróżka. Najłatwiej sprawdzić chemię między parą w trakcie rozmowy np. przy kolacji. Do risotto ze szparagami dobieramy białe wino, do steków wołowych czerwone, wszyscy są zgodni. Ale co z połączeniami śniadaniowymi?

Niedawno brałyśmy ze Śliwką udział w warsztatach kawowych zorganizowanych przez Starbucks, a ze szczególnymi wypiekami na twarzy słuchałam o sztuce coffee pairingu, czyli łączeniu w smakowite pary kawy z jedzeniem. Przyszedł jednak czas by sprawdzić to w swojej kuchni!

Na tapetę poszła kawa Starbucks Colombia, pochodząca z regionu Nariño w Kolumbii. Jest gładka, delikatna, a przy tym ma niezapomniany, głęboki smak z ziołowymi nutami i orzechowym finiszem. Kawę przygotowałam we French Pressie, a w między czasie przeglądałam francuską prasę. Moim pierwszym skojarzeniem po jej powąchaniu i spróbowaniu był karmel. 

Postanowiłam pójść o krok dalej i stworzyć nie tylko danie pasujące do porannej kawy, ale także z kawą w roli drugoplanowej. Zabrałam się za kawowy karmel, który na koniec podkręciłam szczyptą soli. Wiadomo jednak, że jedzenie karmelu na śniadanie to słodka przesada, potrzebna była zatem baza. Wybór padł na śniadaniowe placuszki z karmelizowanymi bananami. Postanowiłam nie robić sobie jaj, więc jajka zastąpiłam dodatkowo rozgniecionymi bananami. Słodko-słony karmel idealnie podbija głęboki smak kolumbijskiej kawy, a banany delikatnie łagodzą intensywne doznania. Placuszki polecam nie tylko bananom, zasmakują każdemu!



Bananowe placuszki z kawowym karmelem/4 porcje
Ciasto:
  • 200 g mąki pszennej
  • 2 banany
  • 250 ml mleka
  • 50 g cukru trzcinowego
  • 3 łyżki topionego masła klarowanego
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Do podania:
  • banan
  • wiórki kokosowe

Kawowy karmel:
  • 70 g cukru
  • łyżka wody
  • 150 ml zaparzonej kawy Colombia
  • 100 ml śmietanki kremówki 30%
  • szczypta soli

Placuszki:
  1. Banany rozgniatamy widelcem lub tłuczkiem do ziemniaków, dodajemy cukier, mąkę, proszek do pieczenia.
  2. Powoli wlewamy mleko i mieszamy składniki do uzyskania gęstego i gładkiego ciasta. Na koniec dodajemy masło i jeszcze raz mieszamy.
  3. Wykładamy po łyżce ciasta na rozgrzaną patelnię. Placuszki smażymy po ok. 2-3 minuty z każdej strony.
  4. Na łyżce masła klarowanego podsmażamy plastry banana, aż będzie rumiany.
  5. Placuszki serwujemy z karmelem kawowym, smażonym bananem i wiórkami kokosowymi.

Kawowy karmel:
  1. W rondlu podgrzewamy zaparzoną kawę z kremówką i solą.
  2. Do drugiego garnka wsypujemy cukier, dodajemy wodę. Podgrzewamy, aż cukier się skarmelizuje i nabierze złocistego koloru. W tym czasie nie mieszamy cukru, ewentualnie potrząsamy garnkiem.
  3. Garnek z karmelem zestawiamy z ognia, wlewamy połowę kawowej kremówki i mieszamy pilnując, aby masa nie wykipiała. Stawiamy na ogniu, dolewamy pozostałą część kremówki, zmniejszamy ogień i i gotujemy karmel przez niecałe 10 minut.
  4. Gęstym i gorącym karmelem smarujemy usmażone placuszki.
Tosia

wtorek, 27 marca 2018

Mazurek Tiramisu


To już tradycja, że na burczymiwbrzuchu przed świętami pojawia się on - słodki elegancik. Taki z niego piękniś, że swoje kreacje przywdziewa zawsze tylko raz, a jego stylizacje pochodzą od najlepszych projektantów. Ubierał już Dacquoise, Bounty, Mango Curd z dodatkiem od Bezy, Solony Karmel, a nawet dał szansę Różanej polskiej marce. Za namową Dąbrowskiego przybył dziś ze stolicy mody, z ziemi włoskiej do Polski, Dolce&Gabanna, a także Dolce Vita, serdecznie każdy wita. Oto Mazurek tira Tiramisu!


Mazurek Tiramisu/ średnica ok. 22 cm
Ciasto:

  • 150 g mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ryżowej lub ziemniaczanej
  • 40 g cukru białego lub trzcinowego
  • 10 g cukru z wanilią Kotanyi
  • żółtko
  • 100 g zimnego masła
  • 2-3 łyżki mleka
  • szczypta soli
Krem:
  • 2 jajka
  • 500 g mascarpone
  • 150 g cukru pudru
  • 30 ml zaparzonej kawy
  • 2-3 łyżki alkoholu np. Amaretto/pigwówki/likieru kawowego
  • kakao
  • kilka biszkoptów
  1.  Mąkę wsypujemy do misy, dodajemy kawałki masła, cukier, żółtko, sól, mleko. Zagniatamy jedynie do połączenia składników. Kulę z ciasta owijamy w folię spożywczą i wkładamy na godzinę do lodówki lub na 30 minut do zamrażalnika.
  2. Schłodzone ciasto cienko wałkujemy na pergaminie, odwracamy miskę dnem do góry (u mnie średnica 20 cm) i wycinamy koło. W środku wycinamy dodatkowo kółko przy pomocy szklanki.
  3. Z pozostałych części ciasta formujemy wałeczki, które ze sobą splatamy. Dekorujemy nimi boki ciasta. Przyszły spód nakłuwamy w kilku miejscach widelcem i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy 14 minut w 180 stopniach. 
  4. W tym czasie ucieramy żółtka z cukrem na kogel mogel. Do puszystej masy dodajemy mascarpone, kawę i alkohol, krótko miksujemy.
  5. Ostudzony spód smarujemy z wierzchu odrobiną masy, następnie przekładamy ją do szprycy i ozdabiamy mazurek wyciskając kółka z kremu.
  6. Z okrągłych biszkoptów wycinamy kółeczka różnej wielkości, kładziemy je na kremie i dekorujemy kremem. Na koniec oprószamy mazurka z wierzchu gorzkim kakao. Przed podaniem chłodzimy w lodówce.
Tosia

poniedziałek, 4 lipca 2016

Triest - włoskie przygody w fabryce kawy Illy


Latem czas płynie jak szalony! Minął już prawie miesiąc od mojej wyprawy do Triestu. Przygody mogliście śledzić na bieżąco na moim Snapchacie (@tochabrocha), ale wiadomo, że były to tylko drobne migawki. W końcu znalazłam chwilę, aby spisać w jednym miejscu wszystkie notatki sporządzone w trakcie odwiedzin w Universita del Caffe i podzielić się kawowymi ciekawostkami.

Na wyjazd zostałam zaproszona przez kawę Illy (zachęcam do śledzenia ich na Facebooku), markę kojarzyłam głównie z charakterystycznymi zgrabnymi filiżankami z minimalistycznym logo. Nie miałam jednak pewności czy wcześniej w ogóle piłam kawę tej marki, więc poczułam się zaintrygowana. Decydując się na wyjazd nie wiedziałam kogo spotkam w samolocie i co mnie dalej czeka. Postanowiłam zaryzykować i udać się w nieznane, aby poszerzyć swoją wiedzę na temat kawy i nauczyć się pić espresso bez cukru. I to była dobra decyzja :)

Aby nie zanudzić czytelników, postanowiłam podzielić relację na rozdziały, dzięki temu będziecie mogli wybrać, która część Was najbardziej interesuje:
  1. Co zobaczyć w Trieście?
  2. Co zjeść w Trieście?
  3. Marka Illy
  4. Szkolenie w Universita del Caffe
  5. Arabica vs. Robusta
  6. Jak wygląda idealne cappuccino?

1. Co zobaczyć w Trieście?





Będę z Wami zupełnie szczera, we Włoszech byłam już kilka razy (przypominam wpis o słonecznej Toskanii oraz wyjazd na Expo do Mediolanu). Do dziś jestem zakochana w Toskanii, dlatego mam już w głowie wyobrażenie na temat idealnego włoskiego miasteczka. Triest może nie jest tak magiczny i klimatyczny, ale to nie znaczy, że nie ma swojego uroku. Jeśli będziecie podróżowali po północy Włoch to możecie je śmiało odwiedzić i raczej nie będziecie rozczarowani.

Triest graniczy ze Słowenią (mniej więcej 1,5 h od lotniska w Ljubljanie). Leży nad północnym Adriatykiem i jest miastem typowo portowym. Co więcej jest jednym z największych kawowych portów, dlatego to idealne miejsce na siedzibę marki Illy, fabrykę oraz Universita del caffe.

Nie było zbyt wiele czasu na zwiedzanie, a ja też nie jestem typem osoby, która sprawdza nazwę każdego zabytku i ekscytuje się dogłębnie jego historią. Lubię raczej zarys opowieści, a najlepiej poznawać miasto spontanicznie spacerując i zerkając czasem na mapę.

Z miejsc, które zobaczyłam zapamiętałam przede wszystkim Piazza Unita d 'Italia, czyli centralny punkt miasta i największy plac. Znajdziecie tam mnóstwo knajp, kawiarni pachnących kawą, a chyba najpiękniej jest tam wieczorem.

Na pierwszym zdjęciu tego rozdziału widzicie ciągnący się od morza Canal Grande z bujającymi się na wodzie stylowymi motorówkami.

Ostatnie zdjęcie w postaci mixu przedstawia trochę smutną betonową plażę, a także oddalony o 7 km od centrum Castello di Miramare. Zamek z XIX wieku, zbudowany na rozkaz austriackiego księcia Maksymiliana Habsburga dla wybranki Charlotty Belgijskiej. Miejsce niezwykle piękne, owiane tajemnicą i legendą o klątwie. Podobno kto spędzi w zamku noc, czeka go marny los. Wszystko dlatego, że książę zginął podczas wojny domowej w Meksyku, jego wybranka postradała zmysły, a wszystkich kolejnych lokatorów spotykał równie pechowy los.

Spaliśmy w Grand Hotel Duchi d'Aosta w samym centrum miasta i mogę śmiało polecić to miejsce, chociaż wystrój może niektórych przestraszyć (moim skojarzeniem był film Grand Budapest Hotel Wesa Andersona).

2. Co zjeść w Trieście?
 


Nie było za bardzo czasu, aby eksplorować samodzielnie lokalne knajpy, na szczęście udało mi się zjeść kilka dań, które zapamięta moje podniebienie. W centrum jest mnóstwo lodziarni i kawiarni, a kultura picia kawy jest wyraźnie widoczna. Podobno w Trieście spożycie kawy jest dwa razy większe niż w innych włoskich miastach. 

Oprócz klasycznych i niepodważalnie znakomitych lodów, odkryciem była dla mnie lekko zmrożona domowa bita śmietana, którą podawało się na czubku gelato.

W kieliszkach króluje pomarańczowy Aperol, musujące Prosecco, Hugo (orzeźwiające wino z limonką i miętą).

Zjedliśmy także dwie udane kolacje. Z wieczoru w La Tenda Rossa zapamiętałam  między innymi risotto z owocami morza i boczkiem, ceviche z ośmironicy, tuńczyka, łososia i strząpiela, panna cottę z malinami i bazylią oraz cremee brulee. W Chimera di Bacco zjadłam najlepsze w życiu risotto, z borowikami i truflami, genialne carpaccio z wołowiny, pastę o interesującym kształcie z mięsnym ragu. Dań było znacznie więcej, ledwo wstaliśmy od stołu. Niestety jestem przyzwyczajona do robienia zdjęć ze światłem dziennym, dlatego nie mam zadowalających fotografii potraw ;)

3. Marka Illy



Illy w Polsce dopiero się rozkręca, tymczasem np. w Czechach marka ta jest znana i lubiana już od 20 lat. Historia zaczęła się w Trieście w 1933 roku, a założycielem był Francessco Illy, który stworzył wtedy nowoczesny ekspres, a także wzór opakowań do kawy. Illy to rodzinna firma prowadzona z pokolenia na pokolenie, w tej chwili zarządza nią wnuk Francessco - Ernest.

Istnieją pewne stereotypy na temat idealnej włoskiej kawy (tak jak na temat spaghetti, czy perfekcyjnej pizzy). Espresso ma być przede wszystkim gorzkie i kwaśne, muszę przyznać, że kawa Illy faktycznie tak właśnie smakuje, dlatego ma szansę podbić podniebienie wielu kawoszy.

Moim zdaniem ciekawostką na temat Illy jest fakt, że zawsze smakuje tak samo. Zamawiając ją w kawiarni macie pewność jak będzie smakowała. Kawy innych "mainstreamowych" marek zazwyczaj podzielone są na rodzaje i mocno różnią się składem i ceną. Być może zdarzyło Wam się kiedyś zamówić w knajpie kawę firmy, którą pozytywnie kojarzycie, a zaskoczeni zamiast bogatej cremy znaleźliście w filiżance lurę.

W przypadku Illy taka sytuacja nie może się zdarzyć, ponieważ marka bardzo stawia na powtarzalność smaku. To w 100% Arabica przygotowana z 9 rodzajów ziaren. Co ciekawe Illy nie posiada jednej mocno strzeżonej receptury. W skrócie sprawa przedstawia się następująco, sezon po sezonie plony się zmieniają, a ziarna mają różne profile smaku. Dlatego ziarna są ze sobą w taki sposób mieszane, aby ostatecznie kawa smakowała zawsze tak samo. Nie czuję się jednak kompetentnym znawcą kawy, aby to dobrze wytłumaczyć, dlatego zajrzyjcie po szczegóły do Marcina z Popular Coffee ;)

4. Szkolenie w Universita del Caffe

Wizytę w siedzibie Illy rozpoczęliśmy od filiżanki espresso zaparzonej w kawiarni przeznaczonej dla gości i pracowników. W części tej można było obejrzeć na ścianie historię marki, a także pooglądać w sklepie piękne ekspresy, kawiarki i filiżanki z serii Illy Art. Filiżanki  projektowane są przez gwiazdy i artystów, a ostatnia seria sygnowana była przez Yoko Ono.

Następnie udaliśmy się do wcześniej wspomnianego już Universita del Caffe. Kilkugodzinny wykład poprowadził Moreno Faina, szef edukacji Illy i dyrektor UdC. Dowiedzieliśmy się wiele na temat historii i produkcji kawy.

Przeszliśmy także test smaku, dostaliśmy kartki z osiami przedstawiającymi cechy kawy: gorzki, kwaśny, słodki, "body" (konsystencja), czekoladę, karmel, tosty (myślę, że chodzi tu o zapach i smak podgrzanego pieczywa), "owocowość" i "kwiatowość". Każdy oceniał klasyczne espresso oraz mocno palone (dark roast). Ćwiczenie bardzo pomogło mi odkrywać balans smaków kawy i rozbudziło we mnie zmysły. Do tej pory kawa była dla mnie po prostu kawą, ewentualnie mogłam stwierdzić czy jest gorzka, czy kwaśna. Teraz jestem w stanie ją docenić dogłębniej tak jak złożone smaki bogatego w składniki dania. Muszę powiedzieć, że od tego czasu przestałam w końcu słodzić espresso i pobudziło to moją kawową ciekawość :)





5. Arabica vs. Robusta

 

Na świecie występuje 100 gatunków kawy, ale prawdziwy pojedynek rozgrywa się miedzy Arabiką i Robustą. Różnicę gatunkową między nimi można porównać do ziemniaka i pomidora, dlatego przygotowałam dla Was małe zestawienie, które pomoże je odróżniać.

Arabica:
  • odkryta w 1753 roku 
  • nazywana "pomidorem"
  • 60 % światowej produkcji
  • od zakwitnięcia do zbioru potrzebuje 7-9 miesięcy
  • ma małe kwiaty
  • zawiera 0,9-1,7 % kofeiny *
  • intensywny aromat
  • podłużne ziarna
  • balans smaku gorzkiego i kwaśnego
Robusta:
  • odkryta w 1897 roku
  • nazywana "ziemniakiem"
  • 40 % światowej produkcji
  • od zakwitnięcia do zbioru potrzebuje 9-11 miesięcy
  • ma duże kwiaty
  • zawiera 1,8 %- 3,5 % kofeiny *
  • słaby aromat
  • okrągłe ziarna
  • mocno gorzka, delikatnie kwaśna
* Im mniej kofeiny, tym więcej kawy można wypić, dlatego warto zwracać uwagę czy pijemy Arabicę czy Robustę.

 6. Jak wygląda idealne cappuccino?

Po wykładzie i teście smaku przeszliśmy do części praktycznej, a właściwie pokazowej, bo obserwowaliśmy jak Valentina zaparza cappuccino. Nie od dziś wiadomo, że dobra kawa nie zależy tylko od jej jakości, ale także serwisu. Kawa musi zostać odpowiednio przygotowana, aby wysiłek włożony w jej produkcję się opłacił. Dlatego Illy założyło ośrodek szkoleniowy, aby szerzyć świadomość konsumentów i restauratorów.
Chciałabym Wam napisać jak dokładnie zrobić idealne cappuccino, ale sprawa nie jest taka prosta. Oprócz dobrze przygotowanego espresso, trzeba także umiejętnie spienić mleko, a następnie odpowiednio połączyć je ze sobą w filiżance. 

Valentina zaprezentowała nam dwa sposoby przygotowywania cappuccino, następnie mogliśmy je posmakować. Mimo, że kawy zostały przygotowane z tych samych składników, oprócz wyglądem różniły się też smakiem. Źle przygotowana filiżanka wyróżniała się czapeczką z piany nałożonej łyżką (skandal - nie można tak robić) i posypana gorzkim kakao, smakowała średnio. Drugie cappuccino było tym idealnym, balans smaku został odpowiednio zachowany, było cudownie kremowe, miało delikatną piankę, a za sprawą tłustego mleka było naturalnie słodkie i nie potrzebowało nawet szczypty cukru. Poniżej zdjęcia obu filiżanek, widać różnicę gołym okiem ;)

Na Facoobuky Illy Polska możecie podejrzeć na filmiku jak zrobić idealne cappuccino, a na tym tutaj Valentina opowiada jak zaparzyć kawę w kawiarce. 

Na koniec odwiedziliśmy jeszcze samą fabrykę, ale nie można było tam wchodzić z aparatem ;)





Tosia

piątek, 11 grudnia 2015

Korzenne Tiramisu


Krok po korku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku, idą święęęętaa, idąą święęta!

Słuchacze Trójki na pewno znają doskonale ten utwór zwiastujący zbliżające się święta. Podśpiewując go sobie pod nosem przygotowałam w tym tygodniu deser, który na pewno nie pojawi się u mnie na wigilijnym stole. Za to miło towarzyszył mi w trakcie rozpisywania pomysłów na wigilijne menu, wprowadzając mnie dodatkowo w odpowiedni nastrój.

Jeśli jeszcze nie zdążyliście zaplanować wszystkich świątecznych potraw, które przygotujecie w tym roku to zachęcam do przejrzenia naszych propozycji w zakładce Boże Narodzenie.

A poniżej szybki przepis na niezawodne Tiramisu, tym razem jednak w korzennej wersji. Krem na bazie mascarpone wzbogaciłam o przyprawę do piernika. Zamiast Amaretto, do kremu dodałam orzechówkę, myślę, że śmiało można eksperymentować też z innymi trunkami - może domową pomarańczówką? Przyprawa korzenna pojawiła się także w mocnej kawie, w której moczyłam biszkopty.

Ps. Obserwatorzy mojego Snapchata (tochabrocha) mogli być świadkami tego jak się spieszyłam przygotowując deser, aby zdążyć go sfotografować. Nie jestem z natury sierotką Marysią, która ciągle coś psuje i rozlewa, ale mój pośpiech skończył się latającą kawiarką i rozlaniem kawy na całą kuchnię. Na szczęście w drugiej partii poszło już znacznie przyjemniej, zdążyłam zrobić Tiramisu i zdjęcie na czas :)

Korzenne Tiramisu / 4 małe porcje lub 2 duże
  • 250 g mascarpone
  • 2 jajka
  • 150 ml mocno zaparzonej kawy
  • 4 czubate łyżki cukru pudru
  • 3 łyżki orzechówki
  • 2 łyżeczki przyprawy korzennej
  • ok. 10 podłużnych biszkoptów "ladyfingers"
  • kakao lub kawa mielona do posypania
  1. Żółtka ucieramy z cukrem pudrem i łyżeczką przyprawy korzennej na kogiel-mogiel. 
  2. Stopniowo dodajemy po łyżce mascarpone i dalej miksujemy masę. Następnie dodajemy orzechówkę, jeszcze chwilę ucieramy.
  3. Białka ubijamy na sztywną pianę. 
  4. Do masy z mascarpone dodajemy ubite białka i delikatnie mieszamy.
  5. Zaparzoną kawę wlewamy do miseczki, wsypujemy pozostałą przyprawę korzenną i mieszamy.
  6.  Ostrożnie zamaczamy w kawie biszkopty i układamy je poziomo w naczyniu, w którym podamy deser. Jeśli wybierzemy szklankę, można je dodatkowo ułożyć po bokach pionowo.
  7. Na warstwę z biszkoptami wykładamy krem. Przykrywamy go kolejną warstwą biszkoptów namoczonych w kawie.
  8. Następnie na biszkopty przekładamy kolejną warstwę kremu. Wierzch deseru oprószamy przesianym przez sitko kakao lub kawą.
  9. Deser stawiamy do lodówki na minimum godzinę, podajemy schłodzone.
Tosia

niedziela, 8 listopada 2015

Śniadanie do łóżka #204: Korzenna granola z czekoladą



 
Od nocy w Trójmieście wieje jak w kieleckim! Na szczęście pogoda nam nie straszna, mamy w domu zapas świeżo upieczonej granoli, więc nie musimy nigdzie wychodzić :)

Uważni obserwatorzy mojego Snapchata (@tochabrocha) pewnie zauważyli, że dosyć często piekę granolę. Wszystko dlatego, że każda sprytna kobieta wie, że czasem warto rozpieszczać swojego ukochanego. Paweł ma rytuał, że codziennie rano zjada granolę z jogurtem i owocami, idzie na trening, a dopiero to co przygotujemy później (zazwyczaj jajka) jest już dla niego drugim śniadaniem. Tym sposobem słój pełen granoli to moja karta przetargowa w wielu sprawach, a dla niego produkt na miarę złota.

Zazwyczaj piekę granolę na oko, z tego co znajdę pod ręką. Zawsze są to jakieś płatki np. owsiane wymieszane z jaglanymi. Do tego jakieś ziarna np. nasiona chia i słonecznik oraz bakalie. Wczoraj wybrałam akurat daktyle, migdały i suszoną żurawinę.

Dalej sprawa jest niezwykle prosta, potrzebna jest jakaś mokra masa oraz odrobina tłuszczu. To może być olej rzepakowy, topione masło, albo zdrowiej - olej kokosowy. Zazwyczaj wybieram dla słodyczy miód, syrop z agawy, albo jakąś konfiturę/powidła.

Tym razem do mokrej masy wybrałam olej kokosowy i miód. Wzbogaciłam je o przyprawę korzenną, kawę i kakao. Do upieczonej granoli dodałam jeszcze kawałki gorzkiej czekolady (90%) oraz łaciatej z Milki, którą dostaliśmy wczoraj w prezencie za pomoc przy przeprowadzce przyjaciół. Czekolada lekko się rozpuściła w jeszcze ciepłej granoli. Wyszła znakomicie :)


Korzenna granola z czekoladą/ słoik 2l
  • 250 g płatków owsianych błyskawicznych
  • 200 g płatków jaglanych
  • 50 g nasion chia
  • 50 g ziaren słonecznika
  • 100 g suszonej żurawiny
  • 100 g suszonych daktyli
  • 50 g migdałów
  • 100 g oleju kokosowego
  • 100 g miodu
  • 2-3 łyżki kakao
  • łyżka kawy mielonej
  • łyżka przyprawy korzennej
  • szczypta soli
  • 150 g mlecznej lub gorzkiej czekolady
  1. W rondlu podgrzewamy do rozpuszczenia olej kokosowy, z miodem, dodatkiem kakao, kawą, przyprawą korzenną i solą. 
  2. W dużej misie mieszamy płatki jaglane, płatki owsiane, nasiona chia, ziarna słonecznika, żurawinę, pokrojone daktyle i posiekane migdały.
  3. Wlewamy płynną masę i mieszamy całość do dokładnego połączenia składników.
  4. Wykładamy na blachę wyłożoną pergaminem i wstawiamy do rozgrzanego pieca.
  5. Granolę pieczemy w 160 stopniach, po 15 minutach otwieramy piekarnik i mieszamy. Następnie pieczemy przez kolejnych 15 minut, po czym mieszamy i dopiekamy przez ostatnie 15 minut. W sumie granolę pieczemy przez 45 minut, w dwoma przerwami na mieszanie.
  6. Do upieczonej i jeszcze ciepłej granoli dodajemy posiekaną drobno czekoladę. Mieszamy i studzimy.
  7. Granolę przechowujemy w słoiku.
Tosia

niedziela, 7 grudnia 2014

Śniadanie do łóżka #164: Placuszki z marcepanem i kawą


W ten weekend ogarnęła mnie prawdziwa plackomania! W piątek smażyłam gryczane bliny i buraczane placuszki na wieczór rosyjski, który urządziliśmy z przyjaciółmi. Na stole nie zabrakło też śmietany, kawioru, śledzi i wędzonych ryb.
W sobotę znajoma zażyczyła sobie na swojej imprezie cukiniowe placuszki, które kiedyś miała okazję próbować, z chrzanowym twarożkiem i wędzonym łososiem. W niedzielę rano wiedziałam, że weekend muszę zakończyć słodkimi pankejkami.

Opcja wybrania się do sklepu w leniwy niedzielny poranek nie wchodziła w grę. Trzeba było sobie radzić z tym co miałam w kuchni. W szufladzie znalazłam marcepan, który czekał już na święta. Nie doczekał, bo wylądował w cieście na placuszki. Dla smaku dodałam również odrobinę świeżo mielonej kawy i garść suszonej żurawiny. Zawiązałam w pasie nowy fartuszek i zabrałam się do roboty. Dzień upłynął na tyle leniwie, że przepis publikuję dopiero w czasie kolacji :)

Ps. A jeśli komuś wpadł w oko fartuszek np. na świąteczny prezent to odsyłam do sklepu Mavia :)

Placuszki z marcepanem i kawą/ 15 sztuk

  • 300 g mąki
  • 2 jajka
  • 3 łyżki cukru trzcinowego
  • 150 g marcepanu
  • 50 g płatków migdałowych
  • 300 ml mleka
  • garść żurawiny
  • 2 łyżeczki mielonej kawy
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 2 łyżki oleju roślinnego do smażenia
  • 3 łyżki cukru pudru + 1/2 łyżeczki kawy
  1. Białka ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę.
  2. W drugiej misce łączymy mąkę z cukrem trzcinowym, kawą, płatkami migdałowymi, proszkiem do pieczenia, żurawiną i pokrojonym drobno marcepanem. Dodajemy żółtka, wlewamy mleko i mieszamy. Na koniec dodajemy pianę z białek i jeszcze raz delikatnie mieszamy masę.
  3. Placuszki smażymy na rozgrzanym oleju po ok. 2 minuty z każdej strony. Odsączamy z tłuszczu przy pomocy ręcznika papierowego.
  4. Podajemy posypane cukrem pudrem z kawą i płatkami migdałowymi.

Tosia

wtorek, 21 października 2014

Wtorek z kaszą #29: Jaglane, bananowe "tiramisu"



Jestem niezwykle zaszczycona, że mogę powitać was na naszej nowej, odświeżonej stronie. Marzyłyśmy o zmianie wyglądu już od lat, a witryna burczymiwbrzuchu.pl wykupiona błagała o litość, jednak takie są czasem uroki prowadzenia bloga razem- trzeba znaleźć wspólnie czas i ustalić wspólną wizję. Nareszcie się udało, a dzięki pomocy i umiejętnościom Marysi, jesteśmy również na nowej domenie. Mam nadzieję, że spodoba się wam nowa odsłona burczymiwbrzuchu.

A teraz wracam do wtorku, bo dzisiaj wtorek z kaszą i to się akurat nie zmienia! Ten wyjątkowy, inauguracyjny post trzeba przypieczętować porządnym deserem. Stworzyłam więc coś na kształt tiramisu ze zmodyfikowanym kremem. Dzięki dodatkowi zmiksowanej kaszy jaglanej i bananom możemy podarować sobie ucieranie żółtek z cukrem, a reszta zostaje jak zwykle, namoczone biszkopty w kawie i amaretto oraz goryczka kakao. Nie da się też ukryć, że to nieco odchudzona wersja. No dobra, może niekoniecznie, ale polecam wypróbowanie:)

Jaglane, bananowe "tiramisu" (ok. 4 porcje)

-200 g kaszy jaglanej
- 500 ml mleka + 50 ml
- 5 porządnych szczypt soli
- 3 banany
- 200 g mascarpone
- sok z 1 cytryny
- 4 łyżki miodu
- filiżanka mocnej kawy
- 50 ml likieru amaretto
-120 g biszkoptów*
- kakao

  1. Ugotuj kaszę jaglaną w 500 ml mleka. Dodaj sól i gotuj, mieszając co jakiś czas, aż kasza pochłonie całe mleko. 
  2. Wystudź kaszę. Dodaj do niej zgniecione banany i zmiksuj na gładką masę. 
  3. Dodaj mascarpone, 50 ml mleka, miód i sok z cytryny. Całość dokładnie wymieszaj. 
  4. Zaparz kawę i wystudź. Dodaj do kawy amaretto. 
  5. Możesz przygotować tiramisu w szklankach, lub w jednym, większym naczyniu. 
  6. Niezależnie od tego jakie naczynia wybierzesz układaj składniki w następującej kolejności: namaczaj biszkopty w kawowo-likierowej mieszance, układaj je na dnie, następnie jaglany krem, posyp kakao i ponownie ułóż warstwę namoczonych biszkoptów. W szklankach powinny powstać 3 warstwy, w naczyniu 2 warstwy. Ostatnią warstwę powinien tworzyć krem posypany kakao. 
* jeśli wybierasz opcję z większym naczyniem, może się okazać, że będziesz potrzebować nieco więcej biszkoptów

Śliwka

piątek, 14 czerwca 2013

Mrożona kawa bananowa

Trawnik sąsiada jest zawsze bardziej zielony. Tak już jest, że ludzie skrycie myślą, że to czego nie mają jest lepsze. Zasada ta może dotyczyć sfer życia prywatnego, czy zawodowego, ale również pogody. 
Zimą marzymy o upałach, a kiedy już przyjdą piękne i słoneczne dni, narzekamy, że jest duszno i gorąco. W takich chwilach trzeba sobie jakoś radzić, albo ciesząc się pięknym dniem, albo uciekając przed słońcem. Pomagają w tym orzeźwiające lody i zimne napoje. 
Ostatnio w trójmieście utrzymywała się piękna pogoda, akurat dzisiaj nie była idealna, ale temat jest aktualny, w końcu jeszcze całe lato przed nami :)

Rześki napój nie musi wcale oznaczać gazowanego płynu w czerwonej puszce, czy lemoniady. Może być także mleczny. Przekonałam się o tym eksperymentując z mrożoną kawą, która potrafi nie tylko orzeźwić, ale także dodaje energii, gdy jest potrzebna.
Mrożoną kawę można łatwo zrobić, jeśli posiadamy zamrożone kostki lodu z wody, czy mleka. Efekt można też uzyskać dzięki mrożonym owocom, a do kawy najbardziej pasują mi banany. 
Wystarczy zamrozić banana, a następnie zmiksować go ze świeżo zaparzoną kawą (najlepiej z ekspresu lub kawiarki) i mlekiem. Napój dodatkowo można ozdobić bitą śmietaną. 
A gdyby dodać jeszcze syrop czekoladowy? Niee, to już za zbytnia deserowa fanaberia, kawa i tak jest pyszna :)

Mrożona kawa bananowa/2 porcje
  • 150 ml świeżo zaparzonej kawy (u mnie z kawiarki)
  • 150 ml mleka 1,5%
  • banan
  • kilka kostek lodu
  • 2 łyżki trzcinowego cukru
  • 50 ml śmietanki kremówki
  1. Wkładamy banana do zamrażalnika na minimum 40 minut. Po tym czasie obieramy go ze skórki i wrzucamy do wysokiego naczynia. Do lodówki wkładamy 2 wysokie szklanki.
  2. Dolewamy świeżo zaparzoną kawę oraz mleko. Dodajemy także kostki lodu oraz cukier trzcinowy. Całość miksujemy za pomocą blendera ręcznego lub stojącego.
  3. Śmietankę kremówkę ubijamy na sztywną pianę.
  4. Zmiksowaną kawę bananową przelewamy do schłodzonych wcześniej szklanek. Kawy dekorujemy bitą śmietaną. Podajemy od razu z kostkami lodu.
Tosia

sobota, 12 stycznia 2013

Włoski tydzień #6: Tiramisu
































Biszkopty nasączone w mocno zaparzonej kawie, migdałowy likier Amaretto, kremowa masa z sera mascarpone, całość oprószona kakao. Tego kuszącego deseru chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. 
Trafiła mi się słodka sobota w trakcie włoskiego tygodnia. W głowie pojawiło się kilka pomysłów na desery inspirowane słoneczną Italią. Szybko jednak zrozumiałam, że w tym przypadku nie ma co kombinować. Nie ma bowiem bardziej adekwatnego deseru na tę okazję. Wybór padł na Tiramisu!

Należę do mniejszości, bo nie jestem wielką fanką tego deseru, na pewno wcześniej nie byłam. Co ciekawe, raczej mało jest takich osób. Akurat tak się złożyło, że Śliwka również za nim nie przepada. Jakiś czas temu zakodowałam sobie, że go nie lubię i grymasiłam na jego widok. Na świecie istnieje tak wiele fantastycznych deserów, drugie tyle można jeszcze odkryć, że musiałam sobie wybrać kilka takich, do których czuję niechęć. 

Przez to nie miałam w ustach tiramisu już od dawna. Dlatego właśnie dziś postanowiłam dać mu kolejną szansę. Wkońcu nie pojawi się już lepsza okazja od włoskiej słodkiej soboty :)
Wszystko zaplanowałam sobie idealnie. Wstanę w sobotę rano, będę wyspana, rześka i pełna energii. W pełnym relaksie upiekę rumiane biszkopty Ladyfingers. Następnie zjem śniadanie, nasączę biszkopty w kawie(resztę zaparzonej porcji wypiję) i przełożę je kremem z serka mascarpone. 
Rzeczywiście tak zrobiłam, ale w zupełnie innych warunkach. 

W nocy zjawili się u mnie niezapowiedziani goście, potrzebowali noclegu. Dostali wszystko czego potrzebowali, mimo późnej godziny. Niestety nie spodobało się to mojemu drażliwemu sąsiadowi, który postanowił w ramach kary urządzić nam o świcie musztrę wydzwaniając domofonem. Trudno w takiej sytuacji zacząć w pełnym relaksie sobotni poranek. Gdy w końcu weszłam do kuchni, miał miejsce nieszczęśliwy wypadek ze zmywarką, który jeszcze mniej korzystniej wpłynął na stan mojego weekendowego odprężenia i opóźnił czas pieczenia. W końcu jednak mogłam w spokoju zabrać się za biszkopty, szkoda tylko, że popsuła mi się w tym czasie szpryca, przez co moje ladyfingers wyszły odrobinę koślawe. Ucieszył mnie za to ich smak, bo samymi biszkoptami mogłabym już świętować słodką sobotę. Następnie według planu, w końcu zrobiłam tiramisu. Schłodzony deser fotografowałam w towarzystwie ostatnich tego dnia promyków słońca.

Wtedy też przyszedł czas na degustację. Okazało się, że jednak lubię tiramisu, a od smaku puszystego kremu i kawowych biszkoptów, moje podniebienie przenosi się do raju.
Zastanawiam się dlaczego wcześniej uważałam, że nie lubię tiramisu. Doszłam do wniosku, że kiedy jadłam go ostatnio, nie lubiłam jeszcze kawy :)
Ps. Przepisów na tiramisu, tyle ile jego miłośników. Ja zrobiłam je tak:

Tiramisu / 2-3 porcje
  • 250 g mascarpone
  • jajko
  • 150 ml mocnej kawy (u mnie mielona, świeżo zaparzona w kawiarce)
  • 80 g cukru pudru
  • 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii (można pominąć)
  • 3 łyżki likieru Amaretto
  • kilkanaście podłużnych biszkoptów Ladyfingers/kocie języczki
  • kakao/kawa do posypania wierzchu
  1. Żółtko ucieramy z przesianym cukrem pudrem i ekstraktem na puszystą masę. Stopniowo dodajemy mascarpone i dalej miksujemy masę. Następnie dodajemy likier i jeszcze chwilę ucieramy.
  2. Białko ubijamy na pianę. Do masy z mascarpone dodajemy łyżkę ubitych białek i delikatnie mieszamy szpatułką. Dodajemy resztę białka i jeszcze raz ostrożnie łączymy składniki.
  3. Zaparzoną kawę wlewamy do głębokiego talerza lub miseczki. Ostrożnie zamaczamy w kawie biszkopty i układamy je płasko na dnie naczynia, w którym podamy deser. Jeśli biszkopty się łamią i robią się zbyt miękkie, można je ułożyć w pucharku, a następnie polać kawą. Dodatkowo naczynie można obłożyć na około biszkoptami, namoczonymi w kawie tylko od strony wewnętrznej (widoczne na zdjęciu).
  4. Na warstwę z biszkoptami wykładamy krem. Przykrywamy go kolejną warstwą biszkoptów namoczonych w kawie.
  5. Na biszkopty przekładamy kolejną warstwę kremu. Wierzch deseru oprószamy przesianym przez sitko kakao (lub kawą).
  6. Deser stawiamy do lodówki na minimum godzinę, a najlepiej na kilka. Podajemy schłodzone.
Biszkopty Ladyfingers/ok. 20-25 sztuk

  • 3 jajka
  • 40 g cukru
  • 40 g cukru pudru + kilka łyżek
  • 30 g mąki ziemniaczenj
  • 50 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii lub 1/2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią
  • łyżeczka soku z cytryny
  1. Białka ubijamy na sztywną pianę. W trakcie miksowania białek, dodajemy stopniowo cukier, tak jak podczas przygotowywania bezy. Po koniec ubijania dodajemy łyżeczkę soku z cytryny.
  2. Do ubitych białek dodajemy przesianą mąkę ziemniaczaną i jeszcze chwilę miksujemy.
  3. W osobnej misce ucieramy żółtka  z cukrem pudrem i ekstraktem waniliowym na puszystą masę.
  4. Do białek dodajemy łyżkę masy z żółtek i delikatnie mieszamy szpatułką. Następnie stopniowo mieszamy ze sobą resztę masy.
  5. Na koniec do masy jajecznej dodajemy przesianą mąkę, ostrożnie mieszamy. Przekładamy ją do szprycy.
  6. 2 blaszki wykładamy papierem do pieczenia lub matą silikonową. Wyciskamy podłużne biszkopty za pomocą szprycy, pozostawiając między nimi odległości. Przyszłe biszkopty oprószamy cukrem pudrem i zostawiamy na 5 minut. W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 180.
  7. Ladyfingers ponownie oprószamy cukrem pudrem i wkładamy do piekarnika (najlepiej 2 blaszki na raz). Biszkopty pieczemy przez 10-12 minut, aż lekko się zarumienią.
  8. Wyciągamy je z piekarnika i zostawiamy do ostudzenia na blaszce.
Tosia

niedziela, 20 maja 2012

Śniadanie do łóżka #49: Cappuccino pancakes

































Biała, czy czarna?
Właściwie to nie jestem wielkim kawoszem, nie piję kawy codziennie i nie jest ona dla mnie niezbędnym elementem początku dnia. 
Dlatego kiedy decyduję się już na wypicie kawy musi ona być odpowiedniej jakości, podobnie jak czekolada. Nie przepadam za tanią kawą rozpuszczalną, zalaną niewiarygodnie wielką ilością mleka. Najbardziej lubię za to mocne, lecz lekko słodkie espresso lub napoje kawowe w postaci latte, czy cappuccino. To właśnie ten ostatni napój był moją inspiracją przy nadaniu placuszkom  pancakes nazwy cappuccino, chociaż można uznać, że moim natchnieniem był po prostu temat kawy.
Uważam, że czekolada i kawa to na tyle zgrany duet, że warto było je połączyć. Syrop czekoladowo-kawowy spełnił zdecydowanie moje wymagania :)
Stosik placuszków udekorowany mascarpone i polany syropem oraz cappuccino podane w ulubionym kubku to dla mnie idealny sposób na niedzielne śniadanie w łóżku :)








































 Cappuccino pancakes
  • 200 g mąki pszennej
  • 170 g mąki pszennej razowej *
  • 2 jajka
  • 350 ml mleka
  • 2 łyżeczki kawy mielonej
  • łyżeczka kakao
  • 60 g masła
  • 3 łyżki cukru
  • 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii**
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • Syrop czekoladowo-kawowy:
  • 60 g gorzkiej czekolady
  • 1/2 filiżanki mocno zaparzonej kawy
  • łyżka kakao
  • 2 łyżki mleka w proszku
  • 4 łyżki cukru
  1.  Mąkę pszenną przesiewamy do misy, dodajemy mąkę pszenną razową, kawę, kakao, cukier i sodę oczyszczoną. W rondelku rozpuszczamy na małym ogniu masło, studzimy. Do suchych składników dodajemy jajka, mleko i masło, całość mieszamy lub ucieramy za pomocą miksera.
  2. Rozgrzewamy suchą patelnię (nie potrzebuje już tłuszczu, ponieważ rozpuszczone masło znajduje się w cieście), smażymy placuszki partiami, z każdej strony po kilka minut. Rumiane pancakesy przekładamy na talerz.
  3. Nad rondelkiem z gotująca się wodą umieszczamy miseczkę (np. ze stali nierdzewnej). Wrzucamy do niej połamaną czekoladę. Gdy czekolada się roztopi dolewamy do niej stopniowo mocno zaparzoną kawę i mieszamy.
  4. Z rondelka wylewamy wodę i przelewamy do niego rozpuszczoną czekoladę z kawą. Zmniejszamy ogień i dosypujemy cukier. Kiedy cukier się rozpuści dodajemy kakao - chwilę mieszamy. Sos zacznie się zagęszczać, wtedy dodajemy mleko w proszku i ponownie mieszamy, aby nie zrobiły się grudki. Gotujemy jeszcze chwilę i zestawiamy z ognia.
  5. Ciepłe placuszki dekorujemy łyżką mascarpone i polewamy sosem czekoladowo-kawowym. Podajemy z kawą lub cappuccino.
* nie jest to konieczne, można użyć jedynie mąki pszennej
**można pominąć lub zamienić na cukier z prawdziwą wanilią

 Tosia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...