czwartek, 1 grudnia 2016

3 dni w Sztokholmie


O wyprawie do Sztokholmu rozmawialiśmy z Pawłem już od kilku lat. Postanowiliśmy działać i spontanicznie kupiliśmy bilety lotnicze. Stwierdziliśmy, że listopadowa pogoda nam nie straszna i warto sobie umilić ten nieprzyjemny miesiąc fajnym weekendem. Trochę martwiliśmy się o legendy na temat niezwykle drogiego miasta, ale czuliśmy się o tyle komfortowo, że mogliśmy się zatrzymać u znajomych.

Do odkrywania uroków miasta podeszliśmy na luzie, zrobiliśmy mały research i zdaliśmy się trochę na spontan. Tak lubimy najbardziej! Zupełnie nie planowałam szykować przewodnika, ale udało mi się zebrać trochę zdjęć, odwiedziliśmy sporo godnych polecenia miejsc. Sporo osób pytało o przewodnik na Snapchacie i Instagramie, zatem zabrałam się za pisanie! Mam nadzieję, że moje wskazówki będą przydatne przy planowaniu wyprawy :)

Początek przygody w Sztokholmie warto zacząć od kupna trzydniowego biletu, który umożliwia nam przejazd wszelkimi środkami komunikacji: metrem, autobusami, tramwajami i promami. Impreza nie jest może tania, bo za jeden bilet zapłacicie aż 230 koron, ale za kilka pojedynczych przejazdów wyszłoby znacznie więcej.

Oczywiście przyjemnie zwiedzać miasto pieszo, poznawać jego zakamarki i tajemnice. Jeśli wybierzecie się do Sztokholmu jesienią lub zimną, to zaufajcie mi, bilet przyda się do sprawnego przemieszczania między dzielnicami, chwilowego ogrzania i dopłyniecia na wyspę Djugården.

Przypuszczam, że pierwszym Waszym skojarzeniem ze szwedzkimi smaczkami są cynamonowe bułeczki. To zupełnie właściwy trop, bowiem można je dostać na każdym kroku. Śmiem nawet twierdzić, że można się od nich szybko uzależnić. My jedliśmy przynajmniej po dwie sztuki każdego dnia. Oczywiście Sztokholm ma do zaoferowania kulinarnie znacznie więcej. Jeśli jednak martwicie się, że zbankrutujecie to gwarantuję, że nie będzie tak źle, zabiorę Was na taką wycieczkę, że Wasze portfele jakoś to przeżyją :)


Dzielnica Södermalm

 
Mieliśmy to szczęście, że zatrzymaliśmy się u Piotra i Kamila, fajnych, zdolnych architektów (pewnie to przeczytają, więc z uprzejmości dopowiem, że całkiem młodych!). Mieszkają w hipsterskiej dzielnicy Södermalm i wiedzą co w sztokholmskiej trawie piszczy. Ich mieszkanie cieszyło moje oczy, ale przecież nie przyjechaliśmy do Sztokholmu, aby siedzieć w domu! Wieczorami gotowaliśmy i popijaliśmy wino, ale w ciągu dnia eksplorowaliśmy miasto.

To jedna z najstarszych dzielnic i zauważyłam, że jest pełna kontrastów. Znajdują się tu stare zabytkowe kamienice, małe drewniane domki, które się pozostałościami po zamieszkującej je kiedyś klasie robotniczej. Zestawione z nowoczesnymi architektonicznymi perełkami tworzą ciekawy obraz. W kościołach organizowane są tu zajęcia jogi, w parkach wyznaczone są specjalne psie strefy, gdzie spacerują okoliczne pudelki i inne kudłacze (ale wszystkie psy włochate). Nie brakuje tutaj też hipsterskich knajp, a do jednej z nich wybraliśmy się na śniadanie.

Bondegatan 64


Pom & Flora to jedna z ulubionych śniadaniowych knajp naszych kolegów. Przed wyjściem uprzedzili nas, że w weekendy trzeba tam czasem poczekać na stolik, ale góra kwadrans. Czekaliśmy 40 minut, prawie zniosłam jajko, ale nie żałuję. Następnym razem trzeba przyjść na drugie śniadanie, albo zabrać ze sobą banana czy jabłko. W między czasie można było poobserwować w jakiej atmosferze celebrują poranek modni lokalesi. Dzieci zabiera się tu na śniadania bez większego stresu, a odważni zostawiają nawet śpiące pociechy w wózkach przed lokalem.

 Muszę przyznać, że wszyscy wyglądają tam jak architekci, ubrani od stóp do głów na czarno, wyróżniają się czasami granatowym lub szarym akcentem. Sama często ubieram się na czarno, ale tego dnia zaszalałam, w moim żółtym sweterku czułam się jak wielkanocny kurczaczek wśród kruków.

Menu jest dosyć krótkie i sprytnie opracowane. Do wyboru wszelkiego rodzaju musy w ceramicznych miseczkach, od modnych smoothie bowl (wzbogaconych o cynamon i chrupiącą grykę), po chia puddingi i banana split w wersji jogurtowej. Drugi rodzaj śniadań to chrupiące grzanki, głównie z awokado. Serwują tu naprawdę genialne pieczywo na zakwasie. Mnie zachwyciła grzanka z kremowym serkiem, awokado, chermoulą, ziarenkami konopi i marynowaną papryczką jalapeno. Panowie wybrali opcję z awokado, rukolą, mieszanką Za'atar i perfekcyjnie ugotowanym jajkiem. Na kaflach w lokalu wypisane są składniki mieszanek przypraw, więc nie trzeba zamawiać w ciemno. Ceny ok. 45-60 koron za porcję.


Śledzik w Nystekt Strömming
 1 Soedermalmstorg



Nie wyobrażam sobie pobytu w Szwecji bez skosztowania porządnego śledzia. Specyficzne zapachy z niepozornej budki Nystekt Strömming unoszą się na całej ulicy. W menu do wyboru świeże śledzie przygotowywane na wiele sposób. My skusiliśmy się na smażonego śledzia serwowanego na chrupiącej grzance, z piklami z czerwonej cebuli i koperkiem. Wyśmienite, a i cena przyjazna (ok. 35 koron). Po przekąsce zostaje już tylko kilka minut spacerem nad wodę, skąd odpływa prom, między innymi na wyspę Djugården.


Wyspa Djugården

Stawiając stopę na lądzie trochę się przeraziłam, bo nagle zgubił się gdzieś typowo skandynawski klimat. Nieczynne wesołe miasto, gdzieniegdzie upiorne neony, kolejka ludzi na show "Mammamia party", automaty do gry i muzeum Abby. Szybko uciekliśmy stamtąd wsiadając w tramwaj, który zawiózł nas w znacznie przyjemniejszą destynację.


Rosendals Trädgård


To miejsce, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia! Wiadomo, że listopad to nie najlepszy miesiąc na długie spacery po kwitnących ogrodach Rosendal, ale typowo jesienna pogoda w niczym nam nie przeszkodziła. Na terenie ogrodów znajdują się połączone ze sobą szklarnie. Uprawiane są tu sezonowe warzywa i owoce, które trafiają do szklanej restauracji i tamtejszego sklepu.

W połączonych ze sobą szklarniach znajduje się kwiaciarnia z przepięknymi designerskimi dodatkami do domu i ogrodu. W kolejnym skrzydle znajduje się strefa gastro, czyli mnóstwo małych stolików w otoczeniu grządek boćwiny, jarmużu i innych zimowych warzyw. W kawiarni znajduje się uwaga - szwedzki stół! Do wyboru kanapki i wypieki z piekarni na terenie ogrodów. Serwują tu świetną kawę  i znakomite (jak wszędzie w Sztokholmie) słodkości. Jednym słowem, idealna sceneria na FIKĘ.

Muszę tu wrócić koniecznie wiosną lub latem, bo na pewno jest tu jeszcze piękniej! Co ciekawe, podobno miejsce nie funkcjonuje w celach komercyjnych, a raczej po to, aby samo na siebie zarabiało. Można to było poczuć w kawiarni, bowiem ceny były całkiem niskie. Marzy mi się prowadzenie takiego konceptu w Trójmieście!


Pieczywo
 

Przyznam, że to lekkie zboczenie zawodowe, ale gdziekolwiek nie pojadę, zwracam sporą uwagę na regionalne wypieki. Zdaję sobie sprawę, że nie jest tak w całej Szwecji, bo w marketach króluje tu też dmuchane pieczywo np. pyszne i niezdrowe podpłomyki Polarbröd. Jednak śmiem twierdzić, że w Sztokholmie naprawdę łatwo dostać dobry chleb. Próbowałam go zarówno w piekarni, jak i w kilku knajpach i za każdym razem mnie zachwycał. Występuje zazwyczaj pod nazwą Levain co po prostu sugeruje, że jest na zakwasie. I rzeczywiście, nawet proste grzanki w knajpach smakowały niczym klasyczny Pain au Levain, czy Tartine Bread.

W wielu częściach miasta można trafić do Fabrique, czyli sieci piekarni, która pięknie rozwinęła się w ciągu kilku lat. Znajdziecie tam oczywiście także typowo szwedzkie słodkości, cynamonowe wypieki i owsiano-czekoladowe kule.


Östermalms Saluhall


W Sztokholmie znajduje się sporo hal targowo-delikatesowych, my z polecenia trafiliśmy do Saluhall w samym centrum miasta. Panuje tam trochę inny klimat niż w hipsterskim Södermalm, śmiem twierdzić, że zamożniejsi lokalesi lubią się kręcić po centrum. 

Zabytkowa hala obecnie jest remontowa, jednak dwa kroki od budynku postawiono tymczasowy obiekt, który w Polsce pewnie mógłby stać 10 lat i wszyscy by się nim zachwycali. Hala z drewnianymi wstawkami prezentowała się znakomicie, jakby zawsze tam stała, a nie tylko na czas remontów. W środku znajduje się sporo delikatesów, stoisk mięsnych, z owocami morza i oczywiście knajpek. 

Wypiliśmy tu kawę z szafranowo-cynamonową bułeczką, spróbowaliśmy kanapki z marynowanymi burakami i klopsikami. A na koniec skusiliśmy się na prawdziwy rarytas, czyli świeże ostrygi. Wybór jest spory, obsługa chętnie doradza w wyborze (po angielsku), ostrygi można dostać już od 18 koron za sztukę. Jeśli skusicie się na serwis na miejscu to dopłacicie dodatkowo jeszcze kilka koron. Ostrygi zaserwowano nam klasycznie z marynowaną szalotką i cytryną, to była zdecydowanie za krótka, lecz intensywna rozkosz.

Stockholms stadsbibliotek


Z niekulinarnych miejsc warto odwiedzić Bibliotekę Publiczną w Sztokholmie. Znajduje się na liście najpiękniejszych bibliotek świata, jej okrągły układ i zbiór książek są imponujące. W środku znajdują się pozycje w ponad 100 językach. A sama biblioteka funkcjonuje od 1928 roku.


Fotografiska - Szwedzkie Muzeum Fotografii 
Stadsgårdshamnen 22
 

Jeśli cenicie sobie sztukę fotografii to koniecznie musicie odwiedzić Fotografiskę. Odbywają się tu zarówno stałe, jak i cykliczne wystawy. My mieliśmy całkiem spore szczęście, bo na pierwszym piętrze królował Anton Corbijn, jego surowe, czarno-białe porterty gwiazd rocka zdecydowanie robią wrażenie. Na ostatnim piętrze muzeum znajduje się knajpa z fantastycznym widokiem na miasto. A na samym dole jest jeszcze sklep wypełniony pięknymi albumami i plakatami.

 Sauna w Hellasgården


Gdzieś na samym końcu miasta znajduje się kompleks wypoczynkowy, między innymi z sauną nad jeziorem. Piotr zabrał nas tam jednego wieczoru byśmy mogli poczuć klimat typowo skandynawskiej sauny. Było ciemno, parno i mokro, więc telefon i aparat zostawiłam oczywiście w szatni. Szwedzi bez problemu obnażają swoje atuty, a spoceni i wygrzani wskakują nago do jeziora. Warto się wyluzować i zaznać trochę ciepła, cena 60 koron za osobę.

Kaffe
Sankt Paulsgatan 17


Kaffe to jedna z najpopularniejszych kawiarni w Sztokholmie. Znajduje się oczywiście w dzielnicy Södermalm, wystrój w środku jest raczej surowy i minimalistyczny, przypomina mi trochę berliński styl. Serwują tu naprawdę niezłą kawę. Dowiedzieliśmy się, że to kultowe miejsce spotkań tutejszych artystów, aktorów, architektów i dziennikarzy. Ubierzcie się na czarno ;)

Kalf & Hansen 
Mariatorget 2
 

Prawdziwy raj dla fanów klopsików! Zaszliśmy tutaj przed wyjazdem i skusiliśmy się na wrapa z klopsikami na wynos. Zjedliśmy go na lotnisku, gdy było ciemno, więc nie mamy zdjęcia, ale był smaczny i godny polecenia. Warzywa wykorzystywane do dań w tej knajpie są ekologiczne, często są pokrzywione co zdecydowanie cieszy Szwedów, bowiem dostanie świeżych owoców i warzyw nie jest w tym mieście wcale takie łatwe. Lokal jest mały, ale zmieści się tu sporo osób, bowiem dodatkowo na ścianie znajdują się schodki z małymi stolikami.

Tosia

1 komentarz:

Ze względu na sporą ilość przychodzącego spamu, byłyśmy zmuszone włączyć na kilka dni weryfikacje obrazkową.
Z góry przepraszamy za utrudnienia przy komentowaniu :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...